niedziela, 27 października 2013

Liebster Award!

Po raz kolejny zostałam nominowana do Liebster Award!

Pokrótce przypomnę, jak to wygląda:

Nominowane osoby są zobowiązane podziękować osobie, która uczyniła im ten zaszczyt, po czym odpowiedzieć na 10 zadanych przez nią pytań. Nasttępnie zadać 10 własnych i nominować kolejnych 10 osób, powiadamiając ich o tym fakcie (nie nominujemy osób, które nominowały nas:)).

Tak więc chciałam serdecznie podziękować Bellatrix z bloga http://dla-milosci-warto-cierpiec.blogspot.com

Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam!



1. Skąd pomysł na bloga?

Uwielbiam pisać, a blog jest dla mnie jednym ze sposobów na dzielenie się swoją twórczością.

2. Twoja ulubiona postać w HP?

Luna, Neville i Hermiona


3. Ile masz lat?

Zbyt dużo:)


4. Ulubiony przedmiot szkolny?

Hmm... załóżmy, że wiem o co chodzi :P Nieh będzie psychologia ewolucyjna i neuromarketting :) Lubię też neuronaukę poznawczą.


5. Masz jakieś zwierzątko?

Współlokatorkę :D


6. Jaki jest twój ulubiony moment z filmu HP?

Wszystkie sceny Draco z Hermioną:)


7. Od kiedy zajmujesz się blogowaniem?

Od końca wakacji.


8. Którego chłopaka bardziej wolisz? Harry czy Draco?

Draco. Harry jest dla mnie za bardzo... "rozmemłany" :D


9. Którą osobę najmniej lubisz w HP?

Hmm... Cormac McLaggen


10.  Jaki jest twój ulubiony parring w HP?


Dramione!!! Bezwarunkowo!

Moje pytania:

1. Co jest Twoim celem życiowym?
2. Czemu lubisz Dramione?
3. Co pokazałabyś młodemu Malfoyowi jako argument, że mugole też mają nieźle rozwiniętą technikę?
4. 10 ulubionych książek?
5. Kiedy ostatnio byłaś szczęśliwa i dlaczego?
6. Gdybyś miała spędzić resztę życia w jednym miejscu, gdzie by to było?
7.  Gdzie ostatnio wyjechałaś?
8. Wyobraź sobie, że jesteś zmuszona spędzić wakacje w Mafoy Mannor. Opowiedz o nich (uwielbiam takie pytania :P )
9. Ile masz lat?
10. Czego nie lubisz robić?

Nominuję:

1.http://dramione-love4ever.blogspot.com
2. http://dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
3.http://spod-piora-hermiony.blogspot.com
4. http://nowa-hermiona-granger.blogspot.com
5. http://dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com
6. http://dramione-wiecej-niz-magia.blogspot.com
7. http://dramione-zaufaj-mi.blogspot.com
8. http://dramione-the-best-enemies.blogspot.com
9. http://yourwonderwalls.blogspot.com
10. http://huragan-uczuc.blogspot.com

czwartek, 17 października 2013

MINIATURKA

Witajcie, Kochane!

Jeszcze nie nowy rozdział, ale miniaturka. Mam nadzieję, że Wam się spodoba:)
Odnośnie jej treści....
Tak- wiem, że Draco i Hermiona wyjątkowo szybko przeszli z nienawiści do miłości, ale jest to celowe... Nie zmiana ich stosunków jest tu najważniejsza. Musicie mi też wybaczyć, iż miniaturka jest chaotyczna- tak się ostatnio w moim życiu porobiło, że całe jest takowe:) No i oczywiście- miniaturka nie ma NIC WSPÓLNEGO z opowiadaniem głównym:)

Tak więc miłej lektury:)

Specjalnie pisane z dedykacją dla tych z Was, które wysłały bądź wyślą Oliwce kartkę. Jesteście kochane!

*****************

HUŚTAWKA


Hermiona Granger tępo wpatrywała się w bliżej nieokreśloną przestrzeń przed sobą, od niechcenia bujając się na starej huśtawce. Mimo iż letnie dni były upalne- chyba nagorętsze od długich dziesięciu lat- wieczorem Londyn owiewał zimny wiatr, igrający z srebrzystymi wstęgami babiego lata; i przeganiając gęste powietrze obejmował władzę nad pogodą, aż do porannych promieni wschodzącego słońca. Nic więc dziwnego, że gołe ramiona dziewczyny pokrywały drobne niczym igiełki ciarki. Dość, że Hermiona nie zwracała na to uwagi.
Dlaczego?
Jedyne pytanie, jakie kiedykolwiek sobie zadawała. Niby taka miła, dobra dziewczyna. Mądra, odważna, przyjacielska. Płakała uśmiechem i krzyczała milczeniem, a tymczasem wszystko tkwiło w miejscu, a jej znajomi stworzyli sobie idealną, irracjonalną wizję jej osoby, jej charakteru, jej rodziny.
Boli.
Cholernie boli.
Najbardziej to, że mogło być inaczej. A przynajmniej kiedyś w to wierzyła. Jednak każdy widok pijanego ojca, każdy cios i każdy dodyk stopniowo gasiły w niej tlącą się niemrawo iskierkę nadziei.
Wszystko płynie.
Constans.
Nie, nie prawda. Hermiona sprawdziła to empirycznie. Niektóre rzeczy pozostają takie same. Złe rzeczy.
Otarła łzy wierzchem dłoni i rozhuśtała się mocno.
Góra, dół.
Góra dół.
Góra, dół.
Leciała. Unosiła się wysoko, ponad swoje zmęczone ciało, podwórko, ponad brudne, pijackie osiedle, ponad Londyn, ponad problemy. Nic już ją nie bolało. Nic nie mogło zagrozić. Była tylko ona i cudowna pustka. Wypełniała ją całą, wszystkie uczucia stopniowo odpływały, a Nicość zalewała jej zmysły.
Bez cierpienia.
Bez pytań.
Bez dlaczego, po co, jak.
I to było dobre.
- Grangr.
Ktoś czegoś chce? Nie... Tak? Nie, to niedorzeczne. Nie mógł jej znaleźć, nie tutaj.
Nie w JEJ świecie, nie na JEJ huśtawce.
To zawsze był jej własny, prywatny azyl. Od pierwszej opróżnionej butelki wódki, pierwszego zimnego paska, pierwszego dotyku pod dziecięcą bluzeczką, pierwszych przerażonych oczu.
- Granger.
Nie, proszę...
- Granger, ty głupia szlamo!
Obudziła się.
Ulga i przerażenie zlały się w rozmytą całość, gdy uświadomiła sobie , skąd  głos pochodzi.
Wysoki, blond włosy, niebieskooki koszmar.
Wiedziała, że mieszka w Londynie. Ale przecież Londyn był ogromny. Co sprawiło, że wśród plątaniny uliczek, parków, myśli i problemów natrafili właśnie na siebie?
Przypadek? Jeśli tak, to miał bardzo skrzywione poczucie humoru.
- Witaj, Malfoy- powiedziała w końcu.

*****************

            Zobaczył ją i w pierwszej chwili nie poznał.
Różniła się od tej pewnej siebie dziewczyny, którą była w Hogwarcie. To prawda, często widywał tę szlamę wieczorem nad jeziorem, zupełnie samą i pogrążonyą w własnych myślach i własnym życiu, ale teraz miał wrażenie, że jest inna.
Tak bardzo inna.
- Co tu robisz?- dobiegło go jej pytanie.
Skrzywił się nieznacznie.
- Co cię to obchodzi, durna szlamo?
- Ty pierwszy zacząłeś ze mną rozmawiać.
Prychnął. Kto by pomyślł, że nawet w takim stanie nie dawała się sprowokować jego wyzwiskom.
- Spacerują. Lubię noc- powiedział w końcu.
- Ja też. I gwiazdy- pisnęła na to.
Zupełnie niespodziewanie. Chyba nawet sama Hermiona nie do końca wierzyła, że to wyszło z jej ust.
- Jesteś zupełnie pojebana- stwierdził Malfoy
- Vice versa.
- Czemu masz na sobie tylko sukienkę? – wypalił, nim zdąrzył ugryźć się w język.
Dostrzegł jej szkliste, brązowe oczy wpatrujące się w niego zdziwieniem. Oczy nie oszpecone rozpływającą się pod wpływem minionego upału, kleistą breją czegoś, co kiedyś było cieniem do powiek i tuszem do rzęs.
- Nie twoja sprawa- warknęła.
- No, Granger! Naucz się odzywać do lepszych! – złapał ją za nadgarstek i pociągnął z huśtawki. Zaskoczona Hermiona poleciała w dół i byłaby upadła, gdyby nie fakt, że Ślizgon trzymał ją za rękę i w ostatniej chwili pociągnął do góry.
- Tak lepiej, szlamciu. Powinnaś się mi kłaniać! – zakpił.
- Puść mnie, psycholu! – warknęła bezskutecznie próbując się wyrwać.
- Nie rozkazuj mi! - zbliżył twarz niebezpiecznie blisko niej.
Zobaczył bijący od niej strach. I dobrze, powinna się go była bać. Był Malfoyem, należał mu się respekt i szacunek. Zwłaszcza od takich.... Hej, całkiem ładna była ta szlama. Boże, była śliczna! Taka słodka, naturalna, w ładnej, zwyczajnej, letniej sukience.
Stop! O czym on myśli?! To przecież niedorzeczne!
- Co to jest? – spytał szybko, wskazując na fioletowego siniaka, którego odsłaniało cienkie ramiączko. – Czyżby Potter i Weasley poszli po rozum do głowy i sami zaczęli pokazywać ci, gdzie twoje miejsce?
            Hermiona zamknęła oczy. Zabolało, pomimo faktu, iż niczego innego się po nim nie spodziewała. Och, tak bardzo tęskniła za Ronem i Harrym! Tak bardzo chciałaby się do nich przytulić, porozmawiać, nawet sprawdzać prace domowe tej dwójki i śmiać się z  głupot, które napisali! Tymczasem ten drań, ta nieczuła karykatura człowieka śmiała wydawać taki osąd o jej przyjaciołach, o jedynych osobach, którym na niej zależało!
- Zamknij się i daj mi spokój- zdołała tylko wychrypieć.
            Draco Malfoy natomiast zauważył dziwne zachowanie Hermiony. Prawdę mówiąc, trochę żałował tego, co powiedział. Był przekonany, że rozzłości tym Gryfonkę, a sinik tak naprawdę jest śladem po niezdarności dziewczyny czy też upadku lub potknięciu się. Była szlamą, więc w czasie wakacji nie miała nikogo, kto by uleczył stłuczenie. Czyżby więc Potter i Weasley naprawdę źle ją traktowali? Bzdura, to niedorzeczne. Nawet on musiał przyznać, że tamci dwaj kochają ją do szaleństwa. Owszem, nieraz wykorzystywali trochę jej inteligencję, tfu- przemądrzałość, ale w gruncie rzeczy traktowali jak księżniczkę i chronili jak umieli- nawet, jeśli ona nie zawsze o tym wiedziała.
„Cholera“- zaklął w myślach. Wtedy też przysiągł sobie, że za wszelką cenę pozna tajemnicę Gryfonki. Zaciekawiła go ta sprawa, a on zawsze musiał dostać to, czego pragnął. A teraz chciał odpowiedzi.
- Wiesz co, Granger? Nie chce mi się z tobą gadać! – niespodziewanie puścił nadgarstek dziewczyny tak, że ta straciła równowagę i upadła pod huśtawkę.
Omiótł ją ostatnim wściekłym spojrzeniem i pospiesznie oddalił się pozostawiając dziewczynę sam na sam w ciemnościach.
Dopiero wtedy pozwoliła niemym łzom spłynąć po zaróżowionych policzkach.

*************

            Hermiona musiała słono zapłacić za ostatni późny powrót. O dziwo, ojciec nie spał i urządził jej awanturę, mimo iż zarzekała się, że z nikim się nie spotykała.  W rezultacie była zmuszona nosić szalik, pomimo że władzę nad letnim niebem ponownie obejmowało rozszalałe słońce.
Pomimo niekomfortowego ubioru nie miała ochoty siedzieć w domu, wyszła więc na dwór, uważnie pilnując, by nie pojawić się w okolicy osiedlowego sklepu monopolowego, gdzie ojciec notorycznie przesiadywał z kumplami, zdoławszy czasem wysępić centa lub dwa od jakiegoś naiwnego przechodnia, który nie mógł lub nie chciał dostrzec, jak sytuacja wyglądała naprawdę.
Szczerze wątpiła, a raczej miała ogromną nadzieję, że spotkanie z dnia poprzedniego nie powtórzy się nigdy więcej. Może więc, jeśli na huśtawkach nie będzie ludzi, uda jej się zdjąć choć na chwilę ten ciążący szalik i będzie mogła porozkoszować się złudzeniem letniego wietrzyka.
Niestety.
Siedział tam. Nonszalancko założył ręce na piersi i czubkiem trampka wprawiał huśtawkę w drganie, niby od niechcenia.
Chciała się odwrócić. Odejść niepostrzeżnie. Nie zniosłaby dziś jego drwin. Na Boga, przecież była tylko człowiekiem. Nastolatką, w dodatku chorą. Ale przecież nie pójdzie jednak do magopsychiatry z nowiną, iż cierpi na chroniczną depresję.  Jest koleżanką Harrego Pottera. To zbyt ryzykowne. Ludzie nie daliby spokoju. Nie wiedzą nic o chorobach psychicznych- kojarzą je tylko z specjalnym oddziałem u św. Munga....
- Granger, jak miło! Czekałem na ciebie!
Stało się, zauważył ją. Hermiona zacisnęła mocno powieki. Za co? Za co to wszystko ją spotyka?
- Witaj, Malfoy- rzekła powoli. – Nie mam czasu...
- Spokojnie, szlamciu! Nie skończyem z tobą- zaśmiał się diabolicznie, a Hermiona odruchowo skuliła się w sobie. Wiedziała, iż to zbyt piękne, by pozostało to niezauważone.
- Hej, a podobno jesteś inteligentna! Nic ci przecież nie zrobię w biały dzień! – uniósł ręce jakby w geście poddania się.
 - Co ty kombinujesz? – zmarszczyła brwi.
- Ja?! Szlamciu, wyluzuj! Są wakacje! No chodź, podroczmy się trochę.
- Dziwny jesteś- stwierdziła Hermiona, ale zrobiła kilka kroków w stronę arystokraty.
A Draco Malfoy niepostrzerzenie wślizgnął się do umysłu Gryfonki, robiąc tym samym gigantyczny krok w najgorszy koszmar.

****************

Nie mógł się zdobyć na to, by powiedzieć jej, iż zrobił krótką wycieczkę do jej umysłu. Nie widział wszak wiele- jego umiejętności nie sięgały aż tak daleko- dość, że od tej chwili jakoś tak się złożyło, że czasem na siebie wpadali i wtedy zamieniali ze sobą parę słów- lub więcej, w zależności od okoliczności.
Hermiona ze zdumieiem uznała, że toleruje osobę Malfoya, on zaś coraz częściej podświadomie uznawał ją za jedną z nielicznych, z którą można było w miarę sensownie pogadać.
Tak więc dwójka wrogów, ogień i woda, z dnia na dzień przemienili się w harmonijny przykład współgrania ying-yangu.
Przypadkowo.

**************

Lucjusz i Narcyza Malfoy usłyszeli krzyki, w momencie, gdy wracali z popołudniowego spaceru. Rzecz jasna, nie od razu zdecydowali się podejść do okna zaniedbanego, szarego domu. Dopiero po chwili, gdy pisk powtórzył się jeszcze raz, a potem kolejny postanowili zbadać sytuację.
Wiadomo.
- To Hermiona Granger... – wyszeptała Narcyza, łapiącc męża za ręke. – Ta szlama, ta z którą Draco ostatnio czasem rozmawia.
- Oczywiście. KURWA- zaklął Lucjusz.
- Przestań! Przestań!!! – dobiegl ich zapłakany glos Hermiony, która kulila sie na ziemi przed rozjuszonym meżczyzną.
- Ty mała, pierdolona szmato!! Powiedz do cholery co z butelkami!?
- Nie brałam ich! Ty to wypileś! Nic nie pamietasz bo jak zwykle byleś zchlany!!!
- JAK ŚMIESZ ODZYWAĆ SIĘ TAK DO OJCA?! -  trzask. – ZABIJE CIĘ! MAŁA KURWA!! – Trzask!
- Odwal sie!! – próbowała uciec, jednak dla drobnej dziewczyny niemożliwa była ucieczka przed dorosłym, wściekłym mężczyzną..
Chwycił krzesło i cisnął nim w Hermionę. Gdy  ponownie padła na ziemie była cala we krwi. Mężczyzna doskoczył do niej i zaczal szarpać za bluzkeę.
- Nie, tato, proszę cię! – sprobowała inaczej.
- Zamknij się!
- Nienawidzę cię! Nienawidzę! – szeptała przez łzy, nie mając siły juz sie przeciwstawiać.
- NIE WAŻ SIĘ TAK DO MNIE ODZYWAĆ, MAŁA KURWO! – trzask!
- DRĘTWOTA!!
Napastnik momentalnie runął na ziemię rażony siłą zaklęcia. Hermiona była tak oszołomiona, że nie za bardzo wiedziała co się tak właściwi stało. Półprzytomna wodziła tylko po pomieszczeniu zmęczonymi oczami, nie mając siły sie ruszyć.
- Zmodyfikuję pamięć tego tyrana- mruknął Lucjusz do żony, idąc pewnym krokiem przez salon Grangerow. – Ty zajmij sie naszą szlamą, skarbie.
Narcyza skinęła głową , podeszła do Hermiony i przyjrzała jej sie z góry.
- Widzisz, moja mała, jakie życie czasem jest niesprawiedliwe... – wyszeptała w końcu spokojnym, smutnym głosem, po czym wycelowała różdżką w dziewczynę. – Obliviate!
           

********************

Dracon Mafoy myślał. Jakkolwiek pompatycznie, względnie absurdalnie, by to brzmiało- jego umysł w całości niemal pochłaniały problemy Hermiony Granger- tej małej, irytującej szlamy.
Czemu ci mugole są tacy niesprawiedliwi?
Owszem, jego własny ojciec również był surowy. Ale na Boga, jest różnica między surowością, a znęcaniem się!
Owszem, była irytująca. Pomimo rozmów, prowadzonych od czasu do czasu nadal szczerze jej nienawidził, ale wciąż przecież pozostawała dziewczyną! I w dodatku jego córką. Jak jej własny ojciec traktuje ją gorzej od śmiecia, to komu może zaufać?
Spróbował przez chwilę wyobrazić sobie, że on sam nie może polegać w żadnym stopniu na rodzicach. To było okropne, niewyobrażalne...
I właśnie wtedy po raz pierwszy Draco Malfoy kogoś pożałował. Ulitował się nad życiem zwykłej szlamy, swojego wielkiego wroga.
I- prawdę mówiąc- lubił to uczucie.

*********************

Po raz pierwszy w życiu był gotów interweniować, a nawet przeklinał fakt, że zjawił się tak późno. Właściwie to podkradł się pod okno pod sam koniec.
Mężczyzna właśnie ostatni raz mocniej szarpnął Hermionę i powalił ją na ziemię. Zapłakana dziewczyna osłaniała się przed padającymi ciosami, a jej rozwiane włosy skrywały wielki smutek i najgorszą ze wszystkiego bezradnść.
Mężczyzna kopnął Gryfonkę po raz ostatni, po czym wybełkotał coś i potoczył się do swojej klitki, by lec na śmierdzącej pryczy w pijackim zamroczeniu. W tej samej niemal chwili Draco Malfoy jednym, zręcznym ruchem otworzył drzwi do mieszkania.
- Zabiję... zabiję skurwysyna! – oznajmił, żwawo wchodząc żwawo do mieszkania.
Z początku nie wierzyła własnym oczom.
- Co...co ty tu robisz? - zdołała tylko wyksztusić.
- Przybywam na ratunek! Już w porządku, nie martw się- spróbował zwracać się do niej łagodnie. Nie miał pojęcia, na ile mu to wyszło- chyba niezbyt, bo dziewczyna skrzywiła się nieznacznie.
- Wyjdź stąd, Malfoy- oznajmiła w końcu, o wiele zbyt spokojnym tonem. – To nie twoja spra...
- Cicho bądź- przerwał. – Przeklęty skurwysyn! Jak on może....
- Przez ciebie też płakałam!
- Co? Jak możesz! Ja nigdy...nigdy nie doprowadziłem cie do takiego stanu! – obruszył się- No chodź! Jestes bezpieczna, wiesz? Juz okej? Patrz, nie  ma go.... chodź, zaprowadze cie do łóżka, musisz odpocząć.
- Musze sprzątnąć! Jak tego nie zrobię...
- Cii, nie martw sie. Zrobisz. Tylko nie teraz. Teraz odpoczniesz.
- Ale...
- Żadnych ale. Chodź- wziął ją na rece. Była tak leciutka, jak piórko!  – Takie szlamy jak ty nie powinny mieć do czyniania z kimś takim.
- Draco, przestań.... - zaczęła, ale umilkła. Nie trzeba było nic mówić.
            Zabrał ją do jej pokoju i położył na łóżku. Owinął kocem i czule pogłaskał po głowie.
- Będziemy musieli poważnie pogadac. Ale teraz śpij.
- Obiecaj mi... – wyszeptała. – Obiecaj że nikomu powiesz. Proszę... Możesz mi dokuczać, wyzywać, śmiać się... Ale błagam cię! Po raz pierwszy w życiu Malfoy. Wiem ze dla cebie jestem nic nie wartą szlamą.... Ale nigdy mi na niczym nie zależało...
- Uspokój się- przerwał. – Dokuczanie tobie i wyzywanie od najgorszych sprawia mi niebywałą przyjemność. To zupełnie inna sprawa. Z resztą spójrz na siebie- od razu widac, że co ci sie stało..
- Dotąd udawało mi sie to maskować!
- Ale po co?
- Bo muszę! Nie rozumiesz?! Nie dość, że szlama, to jeszcze z patologicznej rodziny! Mugole gdyby sie dowiedzieli wzięliby mnie do jakiegos sierocinca, bo nie jestem pelnoletnia. Tutaj nie liczy sie to, ze i tak muszę dbać sama o siebie. Gdyby Harry i Ron wiedzieli...
- To oni nie wiedzą?!
- Oczywiście że nie!
- Ale przecież... Nawet ja widziałem, że coś z tobą nie tak!  Snułaś się jak cień po korytarzach... A na początku zeszłego roku też miałas podbite oko...
- Oni myśleli, że to zmęczenie...
- I TO MAJĄ BYC PRZYJACIELE? CO ZA....
- Draco, przestań! Chcesz mnie już zupełnie zniszczyć? Aż tak mnie nienawidzisz?
- Jeszcze bardziej. Ale uspokój się już, do ciężkiej cholery i nie zadręczaj się dodatkowo na zapas. Śpij, mała szlamciu.
- Malfoy...dlaczego? – Hermiona ponownie sie rozpłakała. Z bezsilności, ze strachu, z upokorzenia, że to właśnie Malfoy poznał jej największą tajemnicę, z bólu i ze zmęczenia.
- Nie wiem dlaczego. Po prostu.
- Ja już nie mogę, Malfoy... Nie daję rady, on mnie zniszczy. Ty mnie zniszczysz i inni tez..
- Cicho... cicho...Hermiono. Nie martw sie. Jakoś to będzie, z resztą jeszcze nie podjąłem decyzji co zrobic z tą sprawą...Ty za to powinnaś mieć dość rozsądku, podobno jesteś mądra. Więc teraz śpij. Do zobaczenia...
- Nie! Ja...
- Co znowu?
- Ja się boję być sama! Za każdym razem jak zamykam oczy to go widzę....
- On poszedł chlać. Nie wróci tu przez najbliższy dzień...
- Teoretycznie... Ale jak wroci? On mnie zabije, Malfoy, rozumiesz? Urządzi mi jeszcze gorsze piekło...
- Jak to? Przecież....
- Draco, to co widziales, to jest jak na niego nic. Zwykłe szarpanie, zaspokajanie swoich potrzeb... Dopiero jak sie wkurzy... – zaczeła się trząść na samą myśl...
- Co za... - Draco zakląl. – Och Granger, z tobą to zawsze kłopoty. Zostanę tu i będę cię pilnował. Ale pod warunkiem, że będziesz spać. Jak nie...zabiorę cię do mojego domu.
- NIE! Twoi rodzice....
- Są przynajmniej lepsi od twojego starego- wycedził. – Pozatym nic o nich nie wiesz. To nie są bezduszne potwory lubujące się w torturowaniu szlam. Tylko moja głupia ciotka taka jest.
            Hermiona przełknęła ślinę. W życiu nie przyznałaby się nawet przed sobą, że gdzie w najgłębszych zakamarkach swojego umysłu cieszy się, że sprawy się tak potoczyły. Wreszcie nie musiała być z tym wszystkim sama. Wreszcie ktoś zareagował. Drżała tylko na samą myśl, że to akurat musiał być on. Nienawidziła go, ale teraz całym sercem pragnęła, by był obok. By choć przez chwilę mogła odpocząć spokojnie, by chociaż przez kilka sekund mieć poczucie, że cokolwiek się stanie, ktoś jej pomoże.
Człowiek to zwierzę stadne. Największy outsider potrzebuje czasem kogoś innego. Czasem los bywa naprawdę przewrotny i igra z naszymi losami jak wiatr z tlącym się ledwie płomikiem. Niekiedy jednak, właśnie teo nam trzeba. I to właśnie przydarzyło się Hermionie Granger i Draconowi Malfoyowi.
Upalny, sierpniowy poranek zapoczątkowałw ich egzystencji coś, o czym wcześniej nikomu nawet się nie śniło. I to było dobre.

*************************

Nie myślała wiele nad tym co robi. Właściwie można powiedzieć, że była jak w transie. Jeden ruch, irracjonalne posunięcie w nicość. Potem było już łatwiej. Wyzuta  z jakichkolwiek uczuć.
Zimne ostrze noża.
Chwila i po krzyku.
Gorzki smak stali, kartonowe opakowanie.
Jedna pastylka, dwie, dziesięć.
Kilka kropel krwi.
Nóż wyślizgnął się z rąk dziewczyny, a dwie tabletki zabarwiły się na czerwono.
Hermiona zalała się łzami.

******************************

- Hermionka! Mionuś, skarbie, jestem tu! Boże, co on z toba zrobił!
- Draco... Draco, to ja sama... Przepraszam!  Ja nie mogłam już... Nie chciałam.... – łkała, tuląc się do niego najmocniej, jak mogła.
Nie dowierzała, że wciąż tu jest. Jak to możliwe?
- Ciii.. nie przepraszaj. Nie masz za co!  Tylko błagam cię, nie rób już sobie krzywdy! Ja... jakby coś Ci się stało nie mógłbym dalej życ...  – sapał młody chłopak, czując jak łzy Gryfonki moczą jego bluzkę.
- Draco... on mnie wykończy... Znowu to zrobił, ja nie mogłam... – próbowała się tłumaczyć.
- Ciii...  nie myśl o tym. Pomogę ci! Nic sie nie martw! Odpocznij, mała szlamciu- to ostatnie powiedział z tak ogromną dawką troski i czułości, że pomimo negatywnego semantycznego zabarwienia, Hermiona uśmiechnęła się słabo.
- Draco... czemu to robisz? – wyszeptała.
- Bo...bo....bo jestes taka maleńka i bezbronna!
Draco opatrzył rany Hermiony i ponownie zaniósł ją do pokoju. Położył ją łóżku i udał się do łazienki. Gdy wrócił, Hermiona uśmiechnęła się słabo, po raz pierwszy od wielu dni..
            Draco podszedł do niej i zaczął obmywać  mokrym ręcznikiem zakurzoną i zapłakaną twarz.
- Moja śliczna, malutka szlamcia. Moja kochana Hermioncia. Ciiii, juz dobrze,  skarbie. – szeptał, zastanawiając się, kiedy to sie stało. Kiedy zaczął martwić się o nią bardziej, niż o siebie. Kiedy ona zaczęła powierzać mu całkowicie swój los. Mimo że wciąż była przerażona ilekroć o tym wspaminał, pogodziła się z faktem, iż to właśnie Draco Malfoy jest jedyną osobą która wie. Często zastanawiała się, jak to będzie dalej, gdy już wrócą do szkoły.  Inaczej, to napewno. Nie unikną plotek.
Oczywiście, mogliby udawać. Grać dwie nienawidzące się z całej siły osoby. Pytanie tylko- po co? Komu wyszłoby to na dobre? Na pewno nie ich dwójce- a o innych w tej chwili nie myślał.
Boże, nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby dziś nie zdąrzył na czas. W jakim stanie była ta bezbronna, krucha istotka, że zdobyła się na taki czyn? Jak bardzo nieszczęśliwe musiało być jej życie, że zadziałała wbrew naturalnemu instynktowi samozachowawczemu?
Nienawidził teraz siebie z całych sił. Nie pomagał jej przez poprzednie lata. Wyzywał, ośmieszał, dokuczał.
Owszem- nie miał pojęcia. Ale tak, jak nieznajomość prawa nie zwalnia od jego przestrzegania, tak jego kompletny brak wiedzy odnośnie życia Hermiony Granger wcale nie usprawiedliwia jego czynów.
Czuł się w tej chwili gorzej niż sam Voldemort. Ten przynajmniej działał w imię swoich chorych poglądów. Pozatym ojciec wiele razy wściekał się, że czarnoksiężnik jest po prostu psychopatą, największym świrem jaki chodził po ziemii- mówiąc kolokwialnie.
On- Draco Malfoy- działał tak natomiast bez żadnych powodów, bez górnolotnych, spaczonych ideii.
Tak, był złym człowiekiem. Ona zaś była czystym dobrem, małą iskierką tak żadko spotykaną w dzisiejszych czasach, teraz zaś ledwo tlącą się w jego ramionach.
Kiedyś przeczyta, że nigdy nie jest za późno na zmianę. Czy w jego konkretnym przypadku frazes również jest prawdą? Czy aby miał jeszcze szanse na zmianę swoich stosunków do niej?
Wszak był Malfoyem. A Malfoyowie zawsze dostają tego, co chcą.
           
****************************

Hermiona leżała skulona na ziemi w kuchni. Lewe oko miała podbite, prawe opuchnięte. Zadrapania na policzku krwawiły, zaschnięte łzy mieszały się z krwią, a świeże żłobiły scieżki w pobrudzonej kurzem twarzy. Podarta sukienka odsłaniała zadrapania, siniaki i rany. Z rozciętej wargi sączyła się krew i osocze. Była zbyt słaba by się ruszać.
- Boże, Hermiona! To już za daleko zaszło! Nie możesz tu więcej przebywac!
- Nie! Słuchaj,  ja sobie poradzę, jeszcze tylko...
- NIE Hermiono! Dawno powinienem cię stąd  zabrać! To jest chore! Pieprzony skurwysyn.!
- Draco! Jeszcze tylko tydzień! Proszę, pomóż mi dojść do pokoju... Prześpię się i poczuję lepiej...
- Nie! Wykluczone!
- Ale...
- Żadnych ALE! Nie masz tym razem nic do powiedzenia!
            Zapał ją za rękę i aportowal sie do własnego mieszkania.
- Draco, nie przesadzaj! Proszę cię, przecież... – łkała dziewczyna, biernie pozwalając Ślizgonowi prowadzić się przez bogate korytarze Malfoy Mannor.
- Zamknij się. Nie masz tak jakby żadnego wyboru! Posłuchaj, będzie w porządku! Moi rodzice nie są straszni- spojrzał na Hermionę i- prawdę mówiąc- przeraził się. Jej oczy- zawsze tak żywe i błyszczące- teraz nie wyrażały już żadnych emocji. Była kompletnie wybruta z wszelkich uczuć. Martwa w środku, zupełnie tak, jakby ktoś zamordował w niej cząstkę człowieczeństwa, na którą składają się wszystkie uczucia i możliwość odczuwania przyjemnosci ze spacerów w blasku księżyca lub zjedzenia tabliczki mlecznej czekolady.
To było dla Ślizgona zbyt wiele. Zacisnął mocno oczy i złożył delikatny pocałunek na mokrych od łez policzkach.
- Uwielbiam cię- wyszeptał, prawie bezgłośnie.
- Co mówiłeś?
Przełknął ślinę.
- Nic takiego, skarbie- uśmiechnął się do niej przekornie. – Przygotuj się, mała!
Zamaszyście otworzył drzwi salonu.
- Mamo, Tato! Chcę Wam powiedzieć, że będę miał gościa przez ostatni tydzien wakacji! – oświadczył stanowczo wchodząc do pomieszczenia.
Narcyza i Lucjusz siedzieli przy kominku. Narcyza czytała książkę, a Lucjusz egzemplarz PROROKA. Dwa skrzaty zmiatały pomieszczenie. Na wejście dziedzica oczy wszystkich stworzeń skierowały sie na niego.
Draco prowadził, a raczej prawie niósł, ledwie żywą Hermionę, chowającą twarz za poszarpanymi włosami. Odpuściła juz błaganie go o to, by przestał się wygłupiać i i tylko pochlipywała cicho w jego ramionach.
- Hermiona zostanie ze mną do 1 wrzesnia, a na następnym spotkaniu Śmierciożercow przekonaj tato tych psycholi by zlożyli wizytę jej ojcu. Patrzcie, co z nia zrobił!
            Odsunął Hermionę od siebie i odgarnął jej włosy tak, że chcąc nie chcąc musiała zaprezentować sie państwu Malfoy. Czuła sie okropnie, pisnęła wiec tylko słabe „dzień dobry“.
Oddałaby wszystko by móc chociaż na chwilę zasnąć, nie myśleć...
Narcyza na widok skatowanej dziewczyny podrwala sie z miejsca.
- To przekracza wszelkie pojęcie- wyszeptała, po czym spojrzała na męża. W jego oczach kryła się wściekłość
- Zgadzam się. Draconie, zaprowadź teraz swojego gościa do pokoju gościnnego.  Ząbku!- zwrocił sie do skrzata- Przygotuj łóżko i eliksiry wzmacniające. A ty Draco, jak już położysz pannę Granger spać, przyjdź tu, proszę. Musimy porozmawiać!

*********************

- Więc proszę nam powiedzieć synu, co cię łączy z tą Hermioną Granger? – spytał Lucjusz, wpatrując się w syna z powagą.
Młody arystokrata osobiście podał Gryfonce eliksiry, zaczekał też przy niej, aż zaśnie. Nie trwało to zbyt długo, mimo iż miała tysiące pytać, które pojawiały się w jej głowie nieskończoność. W końcu jednak zmęczenie wzięło górę, tak więc Draco cmoknął ją w policzek i teraz siedział dwa piętra niżej w salonie, przeprowadzając rozmowę, o której wiedział, iż jest nieunikniona- własciwie od czasu, gdy poczuł pierwszą pozytywną myśl w kierunku dziewczyny.
Odetchnął głęboko i postanowił mówić prawdę.
Będzie, co ma być. Bez sensu dłużej ukrywać.
- Dobrze ojcze, powiem. Lubię ją. To pierwsza dziewczyna, z którą mogę normanie porozmawiać. Jest szlamą, ale mnie rozumie. Zupełnie inaczej niż ta głupia Pansy czy inni moi tak zwani przyjaciele. Jest taka naturalna, ma śliczne oczy i jak sie uśmiecha to czuję, że warto żyć. I powiem wam szczerze, zrobiłbym dla niej wszystko...
- Draco, skarbie... – przerwała z uśmiechem sie Narcyza. – Tak sie cieszę...Tak oboje z ojcem się cieszymy, że nareszcie sie zakochaleś...
- CO?? – chłopak był osłupiony. Albo się przesłyszał, albo śnił. Jawa to nie była na pewno- przecież to niedorzeczne!
-Oczywiście! Myślisz ze nie domyslilismy sie, co sie dzieje miedzy wami?
- I nie przeszkadza wam to, że to szlama? - upewniał się powoli.
- Nie, jeśli tylko tobie to nie przeszkadza – rzekł Lucjusz. - Naturalnie, cenimy czystość krwi. Ale to nie jest najważniejsze. Jeżeli ta dziewczyna sprawia, że czujesz się tak jak nam to opisałeś, przyjmiemy ją jak córkę...
- Fajnie! Po 15 latach mi o tym mówicie... Kiedy ona mnie nienawidzi. Uczyliście mnie, że jestem lepszy, bo mam czysta krew! Wyzywałem ja od szlam, naśmiewałem sie z niej, doprowadzałem ją do łez! A teraz... – wybuchnął Draco, tracąc panowanie nad sobą.
Naprawdę, czuł wściekłość na rodziców. Przecież to oni wychowali go na tak zarozumiałego idiotę! Jak....
- Draco... – Narcyza przerwała jego rozmyślania. - To mądra dziewczyna. Gryfonka! Ona cię nie nienawidzi.
- Skad wiesz? !
- Wiem. Zrozumie jak to było. Poza tym sądzac po jej wygladzie... Też ma problemy.
- Żebyście wiedzieli... – wyszeptał pod nosem.
- Co się stało?
- Zabiłaby mnie, gdybym powiedział.
- Wiem. Nie chce nikomu powiedzieć, to zrozumiałe...
- Jest wściekła, że przypadkowo widziałem...
- Bo myśli, ze wykorzystamy to przeciwko niej. Albo w ogóle uznamy to za mało ważne. Wielcy Malfoyowie nie przejmują się małymi szlamami. Ale widzę, że się o nią martwisz, Draco.
- Ten skurwysyn ję bije, za nic! Do tego gwałci i się nad ną znęca... A ONA NAWET NIE MOŻE UŻYC DURNEGO EXPELIARMUSA! Jest zupełnie bezbronna!
- Biedne dziecko... Draco
- CO „DRACO“!!?? TEN PIERDOLONY MUGOL MA CZELNOŚĆ NAZYWAC SIE JEJ OJCEM! A ZACHOWUJE SIE JAK KUREWSKI KAT!! ZABIJĘ GO!! ZABIJĘ JAK JESZCZE RAZ JĄ TKNIE!!!
- Draco, ciszej!
- Ja... przepraszam, Mamo.  Nie powinienwem był używać takiego słownictwa... Ale co mam zrobic! Ona błagała, by nie mówić nikomu, nawet temu przygłupowi Potterowi i Wieprzlejowi... Normalnie ma charakterek, ale wtedy bylła gotowa mnie blagać o to na kolanach. Jest z tym zupełnie sama...
- Juz nie. Teraz ty z nią w tym jestes.
- Ale jak to?! Mam jej nagle jak sie obudzi wyznać milość i rzucać żałosnymi tekstami, iż będę przy niej zawsze, cokolwiek idiota by jej zrobił?
- Nie. Ale możesz starać sie, by nic jej nie zrobił. A nawet jak niektórych rzeczy nie zmienisz... To po prostu przy niej bądź, skarbie. Nie w patetyczny i żałosny sposób. Ale jesteś mężczyzną i powinieneś zachowywac się jak mezczyzna.
- To znaczy?
- To znaczy nie wstydzic sie tego, ze ona cię potrzebuje.
- Skąd ty wiesz takie rzeczy?
- Draco, przeciez tak samo jestem kobietą!
- Ale ona.... To jakby inna liga. Takie dobre, niewinne stworzenie. Z pazurkami i charakterkiem.  Jest wspaniała.
- Nie wątpimy. W koncu ty jestes dobrym dzieckiem, Draco.
- Wcale nie... Dla niej jestem okropny... Nawet teraz, po tym wszystkim co z nia ten kretyn zrobilł.
- Ale jej pomogłeś.
- Możliwe.
- Synu, po prostu oboje z matką chcieliśmy powiedzieć ci, że panna Granger jest tu mile widziana. Naturalnie, przykro nam z powodu jej ciężkiej sytuacji, ale tak czy inaczej niech czuje się tu jak najlepiej! – zakończył Lucjusz, wstając z fotela.
A Draco odniósł wrażenie- z resztą słuszne- że jego rodzice doskonale znali sytuację Hermiony.
I pomyślał jeszcze, jakie życie jest przewrotne.
Czasem bowiem istoty jawiące się być najgorszymi potworami, potrafią okazać więcej współczucia niż wzorowi i zdawałoby się- mili i uczynni obywatele.

****************


- Hermiona! – poczuła na sobie ramiona Ginny, a zaraz potem mocny uścisk Rona.
- Miło cię widzieć! – dołączył się Harry, ściskając przyjaciólkę.
- Tęskniłam za wami- uśmiechnęła się dziewczyna, omiatając przyjaciół ciepłym spojrzeniem. Ślady ostatniego pobicia były prawie niewidoczne, głównie za sprawą kosmetyków Narcyzy. – Jak wakacje?
- Normalnie- Ron wzruszył ramionami. – Fred i Gregore szaleli, Percy przynudzał, Harry i Ginny romansowali... Auu, uspokój się, Gin! (dała mu kuksańca w bok). A u ciebie?
- Nienormalnie- oboje z Draconem wiedzieli, że bądą zmuszeni tłumaczyć się ze swojego związku przynajmniej dwa razy, przed znajomymi Ślizgona i Gryfonki. Jednak dla oboga było to mało istotne- poradzą sobie. Skoro pokonali tyle trudności, wzajemną niechęć, łzy, ból i puste butelki po wódce- sprawa przyjaciół Miony, którzy są jej oddani od tylu lat zdawała się być błahostką. Natomiast co do kolegów Ślizgona- nie przejmował się zbytnio prawdopodobieństwem niezaakceptowania przez nich swojej decyzji. I tak byli fałszywi i obłudni.
- To znaczy? – doszedł ją zaciekawiony głos Harrego.
Już chciała odpowiedzieć, ale ktoś ją ubiegł.
- To znaczy Potter, że chyba będziemy musieli się znosić- oznajmił Dracon, podchodząc z tyłu do Hermiony i czule, delikatnie, objejmując ją w pasie. – A przynajmniej nauczyć się ignorować. – Pocałował ją lekko w czubek głowy.
Znajomi Gryfonki byli tak zaskoczeni, że przez chwilę nic nie mówili. Dopiero po jakimś czasie Ginny pierwsza otrząsnęła się z szoku.
- Jak?! – zdołała tylko wykrztusić.
Zakochani w odpowiedzi zaśmieli się perliście.
- Miłość bywa ślepa, kochanie- odpowiedziała przyjaciółce Hermiona. – A tak na poważnie- to chyba będzie długa podróż do Hogwartu!
To powiedziawszy złapała Dracona za rękę i pozwoliła mu poprowadzić się do barierki prowadzącej na peron 9 i ¾. Prosto do słodkiego, wspólnego życia

piątek, 4 października 2013

WAŻNE

Kochani!

Dziś bardzo ważna i pilna sprawa do Was!

Zajrzyjcie na:

http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-chora-oliwka-czeka-na-kartke-od-ciebie,nId,1036618


Pisarki moje, pokażmy na co nas stać! Jest nas wieeeeeeele, jak każda z nas wyśle Oliwce kartkę uzbiera się sporo makulatury, a mała będzie się cieszyć:)
Tym bardziej, że całość kosztuje mniej niż jedno piwo/kanapka w MC/batonik.

Pokażmy naszą magiczną siłę!
Prześlijmy Oliwce Patronusy pełne pozytywnych myśli i życzeń!
Zachęcam do udostępniania :)

Pozdrowienia!


wtorek, 1 października 2013

Rozdział 4

Witajcie!

Zimno już się robi, wakacje prawie się skończyły (jeszcze 13 godzin), dodatkowo trochę mi się
porobiło w życiu prywatnym. Generalnie dno.
Wstawiam więc rozdział na osłodę, króciutki i ostatni z napisanych, a to oznacza, że nie mam pojęcia kiedy napiszę następny.
Niedawno wpadł mi do głowy pomysł na zakończenie historii- użyję go na pewno, tylko waham się, czy bardziej pasuje do tej historii, czy zostawić go sobie na następne dramione. Cóż zobaczymy.
Tymczasem jest rozdzialik- nic specjalnego, ale zawsze. Z dedykacją dla Koraliny, która wspiera mnie w pisarskich bojach :)

***********

Hermiona Granger zeszła do hollu po wielkich schodach, zamieniając przy tym parę miłych słów z służącymi, dopinającymi wszystko na ostatni guzik przed powrotem Vinnetów. Ich prywatny samolot kwadrans wcześniej wylądował na pobliskim lotnisku i teraz lada chwila oczekiwano ich w rezydencji.
Hermiona przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny była tak zajęta, że nie miała kiedy rozpamiętywać
spotkania z państwem Malfoy , wciąż jednak zaprzątało ono skrawki je umysłu. Bywa.
Po napisaniu programu zabrała się za wypracowanie na transmutację oraz czytanie dodatkowej lektury
o zaklęciach urojenia.
Nagle usłyszała w końcu warkot silnika i wszystko inne przestało się liczyć.

**********

- Narcyzo? Kochanie, już bardzo późno- Lucjusz bezszelestnie zbliżył się do żony i objął ją ramieniem. – Nie kładziesz się spać?
- Och, wita Lucjuszu- kobieta oderwała się od książki i spojrzała z miłością na męża. – Wybacz, zaczytałam się odrobinę. Naturalnie, już idę do sypialni.
- „Hiroszima została zupełnie zniszczona po wybuchu bomby atomowej..." - Lucjusz rzucił okiem na tekst, studiowany właśnie przez Narcyzę i skrzywił się nieznacznie na widok zamieszczonych obok zdjęć ilustrujących skutki zdarzenia. – Rzeczywiście, wygląda to makabrycznie.
- Tu jest napisane, że skutki wybuchu będą odczuwalne jeszcze przez wiele, wiele lat. Jak to w ogóle jest możliwe?
- Nie mam pojęcia. Ci mugole są jeszcze dziwniejsi niż myślałem. Nie próbuj ich nawet zrozumieć. – wzruszył ramionami. - Ale, ale-aż tak przejęłaś się tym, co gadała ta mała szlama? – Dodał widząc, że Narcyza ciągle wpatruje się zmrużnymi oczami w tekst.
- Byłam po prostu ciekawa. I przyznam, że obecnie jestem jeszcze bardziej zaintrygowana i...zaskoczona. A raczej zdumiona. Tak, to dobre słowo...
- Och, kochanie- złożył delikatny pocałunek na je ustach. – Może na dzisiaj wystarczy już ci nam historycznych sesji?
- Owszem, to dobry pomysł- odparła bez namysłu. – Nie przywykłam do tego typu informacji. Swoją drogą, mugole są obrzydliwi. Wiesz, że podczas wojny zdarzały się przypadki jedzenia zwierząt domowych?! I pomyśleć, że...
- Że teraz moja ukochana pójdzie razem ze mną – przerwał Lucjusz, biorąc ą w ramiona.
Zaśmiała się cicho i nikt już tego dnia nie wspomniał o historii. Jednak jak mózg się na coś uprze,
to nie ma dla niego przeszkód. Tak było i tym razem- gdzieś na strzępku świadomości przez cały czas majaczył im obraz, który przy dużej dozie tolerancji mógłby posłużyć za ilustracje podręcznika do historii, oczywiście- wzbogacony o własne, jeszcze bardzie nieświadome skojarzenia.
I byłaby to naprawdę zupełnie nieistotna informacja gdyby nie fakt, że wszystko zapoczątkowała Hermiona Granger.
I w tej same chwili , owa dziewczyna zaprzątała głowę leżącemu na łóżku jedynemu synowi Lucjusza
i Narcyzy. Ostatnie spotkanie naprawdę zapadło mu w pamięć. Granger- jak zwykle śliczna... nie, przemądrzała.
Mądrzejsza od niego- nie tylko w szkole magii- a przecież to szlama, on zaś miał do czynienia z czarami od urodzenia. Także na wakacjach, choć trudno się dziwić- wszak znajdował sięw mugolskim świecie.
Tak naturalnie z nimi rozmawiała, tak bardzo była sobą nie zaś rozchichotaną, płaszczącą się przed nim i rodzicami panienką. Tylko... małą, zarozumiałą, nikomu nie potrzebną szlamą. Koniec, kropka...
- Cholera- zaklął, przewracając się na bok.

**************

W salonie rezydencji państwa Vinnetów światło zaś dopiero się zapaliło.
Podczas uroczystej kolacji wymienili już parę słow i teraz cieszyli się po prostu swoją obecnością,
nawet jeśli był właśnie środek nocy.
- A powiedz kochanie, jakieś plany na wakace? Jedziesz do tego swojego przyaciela, jak co roku? – zagadnęła Hermionę pani Vinnet, upijając łyk czerwonego wina.
- Dopiero w sierpniu- usiadła koło matki. – Ale...
- Tak? – do rozmowy włączył się ojciec.
Hermiona chciała już wyżalić się rodzicom i opowiedzieć o niechcianym towarzystwie, ale nie wiedzieć czemu zawahała się. W sumie teraz, jak odtwarzała ostatnie spotkanie, nie przedstawiało się ono tak koszmarnie jak mogłaby się spodziewać. Pouśmiechała się trochę, nieco powymądrzała, starała się nie dać wytrącić z równowagi. To ostatnie prawie jej się udało. Przecież to wina tego arystokratycznego dupka, ona próbowała być milutka.
- W pobliżu spędza wakacje mój znajomy. Ze szkoły- dokończyła niepewnie.
- Również czarodziej? Och, kochanie- to wspaniale! Może w końcu zaprosisz go z rodzicami? Tak bardzo chcemy poznać twoich przyjaciół...
W głowie Hermiony pojawił się subiektywny obraz Dracona i Lucjusza z Narcyzą na progu domu ich rezydencji. Bogata wyobraźnia dodała do tego butelkę wytrawnego wina, przyniesionego przez Lucjusza. Malfoyowie rozglądają się zaskoczeni po bogatym hollu posiadłości i witają z Vinnetami. Ona wita się z Draco- chłopak ujmuje jej dłoń i składa na niej delikatny pocałunek, jak na dżentelmena przystało. Jest nią zachwycony, z resztą trudno się dziwić, Hermiona wygląda pięknie.
Całą szóstką udają się do jadalni, rozmawiając beztrosko...
- Nie! – krzyknęła nagle, opanowując swoje myśli, po czym zreflektowała się. – To nie jest najlepszy pomysł. My z Draco... nie darzymy się zbytnią sympatią. On należy do starego, czarodzieskiego rodu...
Naturalnie, nie mogła powiedzieć rodzicom, że cała jego rodzina uważa ją i ich za nic niewarte śmieci.
Nie miała pojęcia jak to przekazać w miarę bezbolesny sposób. Naturalnie, mogła przyrównać całą sprawę do rasizmu, ale jakoś nie miała ochoty na ideologiczną dyskusję.
- To chyba nie stanowi problemu? Mówiłaś, że dobrze radzisz sobie z przedmiotami, mimo że... – zaczął pan Vinnet, wpatrując się w córkę z zainteresowaniem.
- Poza tym jesteśmy z dwóch różnych domów w Hogwarcie. Nielubiących się domów. I jest trochę...zarozumiały.
- No cóż, skarbie- matka najwyraźniej również nie chciała kontynuować tego rozmyślania. – Masz tuta przecież innych znajomych. Lilian- Marie, Samuel, Nicholas, Victorie...
Pani Vinnet mówiła o starych znajomych gryfonki. dzieciach biznesmenów lub adwokatów- zależnie od osoby.
Siłą rzeczy, ich kontakty rozluźniały się wraz z upływem lat, w końcu renomowane szkoły prywatne wymagają poświęceń. Czasem jednak udawało im się zebrać w „dawnym składzie" i spędzić miły wieczór w dobrym klubie, restauracji czy kręgielni. Oficjalnie Hermiona utrzymywała, że pobiera nauki w Królewskim Liceum im. J.K. Rowling (taki sobie żarcik mały- przyp. mildredred) we Francji. Nikogo to zbytnio nie dziwiło- Samuel wyjechał do Kanady już w wieku lat dziesięciu, a Victorie uczęszczała do Akademii Baletu w Moskwie.
W tak zwanych „wyższych sferach" jest to rzeczą naturalną, a Hermiona- mimo iż nigdy nie starała się za wszelką cenę być tą „na topie", siłą rzeczy wychowała się w takim środowisku.
- Kontaktowałam się z nimi niedawno- przypomniała sobie. – Lilian-Marie miała spędzić wakacje w Chicago na kursie językowym, ale chyba wyjeżdża dopiero w połowie lipca. Samuel wcześniej skończył rok przez zaliczenie wszystkich egzaminów przed terminem...Myślę, że uda nam się zobaczyć.
- To wspaniale! Ech, pamiętam was jeszcze jako dzieci, jak na twoich szóstych urodzinach polecieliście z Luizą i Albertem do Disneylandu pod Paryżem... Był straszny upał, ale Albert relacjonował, że wcale nie zważaliście na to uwagi...
- Pamiętam, mamo- przerwała z uśmiechem Hermiona.
Nie miała ochoty na wspomnienia, szczególnie nie te z czasów zamierzchłych, czyli Przed- poprzedzających chwilę, gdy dowiedziała się, że jest czarownicą. Boże, gdzieżby ona wtedy pomyślała, że za blisko dziesięć lat będzie w trakcie edukacji w szkole magii?! Że przyjdzie jej spędzać wakacje w towarzystwie arystokratycznego, zarozumiałego kretyna, uważającego ją za niegodny uwagi śmieć. Chociaż przecież ostatnio Draco...STOP!
Znowu nawiedziły ją myśli z młodym Malfoyem w roli głównej. Postarała się wyrzucić z głowy obraz
ślizgona, jednak nie było to takie łatwe. Niestety.
- No, to dobrze się składa. A jak jednak zapragniesz powrócić na chwilkę do twojego świata, zawsze możesz jednak zagadać do tego kolegi. Jest wyjątkowy, tak jak ty, jestem pewnien, że nie jest taki zły- dobiegł ją gdzieś z oddali głos taty.
- Mojego świata...Wyjątkowy...- powtórzyła tępo, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni, po czym otrząsnęła się natychmiastowo. – Och, prędzej nadejdzie sierpień i wyjadę do Harrego i Rona. Uwierzcie mi, nie znajdę z tym tutaj wspólnego języka. Nawet gdybym chciała.
- Jak uważasz- dała za wygraną matka. – To może zaproś tego Rona i Harrego tutaj?
O zgrozo! Jeszcze tego by brakowało. Coraz bardziej szalone pomysły, tylko jak przekazać to Vinnetom? Przecież gdyby chłopacy...Ginny... jej przyjaciele dowiedzieli się gdzie mieszka i kim są jej rodzice, pomijając fakt, że spora większość z nich nie zrozumiałaby tego za Chiny ludowe, zważywszy, że niektórzy mieli problem z pojęciem idei pracy wykonywanej przez stomatologów, jaki to fach naprędce przypisała swym rodzicielom. (Ale jak to, bez różdżki? To jak mugole usuwają próchnicę?)...
- Oni wyjeżdżają- odezwała się w końcu. – Umówiliśmy się na sierpień. Ron ma duży dom (wszak „duży", to pojęcie względne), poza tym tam wszyscy są czarodziejami. Będzie nam wygodniej przećwiczyć zaklęcia i odrobić prace domowe. Piąty rok będzie trudny.
- Jak tam ci się wydaje, córeczko. Nie znamy się na tym za bardzo- rodzice nigdy jej tego nie powiedzieli, ale Hermiona czasem miała wrażenie, iż jest im nieco przykro z powodu swojej zwyczajności. Dla niej samej nie stanowiło to większego problemu, tym bardziej że była pewna, że 99,9% uczniów Hogwartu- mimo iż „wielcy czarodzieje"- nie miałoby pojęcia jak zacząć projektować aplikację tudzież pisać program- a dla Vinnetów był to chleb powszedni. A propos...
- A jak ten program? – zmieniła temat pospiesznie. – Spełnił swoje zadanie?...