Witajcie, Kochane!
Jeszcze nie nowy rozdział, ale miniaturka. Mam nadzieję, że Wam się spodoba:)
Odnośnie jej treści....
Tak- wiem, że Draco i Hermiona wyjątkowo szybko przeszli z nienawiści do miłości, ale jest to celowe... Nie zmiana ich stosunków jest tu najważniejsza. Musicie mi też wybaczyć, iż miniaturka jest chaotyczna- tak się ostatnio w moim życiu porobiło, że całe jest takowe:) No i oczywiście- miniaturka nie ma NIC WSPÓLNEGO z opowiadaniem głównym:)
Tak więc miłej lektury:)
Specjalnie pisane z dedykacją dla tych z Was, które wysłały bądź wyślą Oliwce kartkę. Jesteście kochane!
*****************
HUŚTAWKA
Hermiona Granger tępo wpatrywała się w bliżej nieokreśloną
przestrzeń przed sobą, od niechcenia bujając się na starej huśtawce. Mimo iż
letnie dni były upalne- chyba nagorętsze od długich dziesięciu lat- wieczorem
Londyn owiewał zimny wiatr, igrający z srebrzystymi wstęgami babiego lata;
i przeganiając gęste powietrze obejmował władzę nad pogodą, aż do porannych
promieni wschodzącego słońca. Nic więc dziwnego, że gołe ramiona dziewczyny
pokrywały drobne niczym igiełki ciarki. Dość, że Hermiona nie zwracała na to
uwagi.
Dlaczego?
Jedyne pytanie, jakie kiedykolwiek sobie zadawała. Niby taka
miła, dobra dziewczyna. Mądra, odważna, przyjacielska. Płakała uśmiechem i
krzyczała milczeniem, a tymczasem wszystko tkwiło w miejscu, a jej znajomi
stworzyli sobie idealną, irracjonalną wizję jej osoby, jej charakteru, jej
rodziny.
Boli.
Cholernie boli.
Najbardziej to, że mogło być inaczej. A przynajmniej kiedyś
w to wierzyła. Jednak każdy widok pijanego ojca, każdy cios i każdy dodyk
stopniowo gasiły w niej tlącą się niemrawo iskierkę nadziei.
Wszystko płynie.
Constans.
Nie, nie prawda. Hermiona sprawdziła to empirycznie.
Niektóre rzeczy pozostają takie same. Złe rzeczy.
Otarła łzy wierzchem dłoni i rozhuśtała się mocno.
Góra, dół.
Góra dół.
Góra, dół.
Leciała. Unosiła się wysoko, ponad swoje zmęczone ciało,
podwórko, ponad brudne, pijackie osiedle, ponad Londyn, ponad problemy. Nic już
ją nie bolało. Nic nie mogło zagrozić. Była tylko ona i cudowna pustka.
Wypełniała ją całą, wszystkie uczucia stopniowo odpływały, a Nicość zalewała
jej zmysły.
Bez cierpienia.
Bez pytań.
Bez dlaczego, po co, jak.
I to było dobre.
- Grangr.
Ktoś czegoś chce? Nie... Tak? Nie, to niedorzeczne. Nie mógł
jej znaleźć, nie tutaj.
Nie w JEJ świecie, nie na JEJ huśtawce.
To zawsze był jej własny, prywatny azyl. Od pierwszej
opróżnionej butelki wódki, pierwszego zimnego paska, pierwszego dotyku pod
dziecięcą bluzeczką, pierwszych przerażonych oczu.
- Granger.
Nie, proszę...
- Granger, ty głupia szlamo!
Obudziła się.
Ulga i przerażenie zlały się w rozmytą całość, gdy
uświadomiła sobie , skąd głos pochodzi.
Wysoki, blond włosy, niebieskooki koszmar.
Wiedziała, że mieszka w Londynie. Ale przecież Londyn był
ogromny. Co sprawiło, że wśród plątaniny uliczek, parków, myśli i problemów
natrafili właśnie na siebie?
Przypadek? Jeśli tak, to miał bardzo skrzywione poczucie
humoru.
- Witaj, Malfoy- powiedziała w końcu.
*****************
Zobaczył ją
i w pierwszej chwili nie poznał.
Różniła się od tej pewnej siebie dziewczyny, którą była w
Hogwarcie. To prawda, często widywał tę szlamę wieczorem nad jeziorem, zupełnie
samą i pogrążonyą w własnych myślach i własnym życiu, ale teraz miał wrażenie,
że jest inna.
Tak bardzo inna.
- Co tu robisz?- dobiegło go jej pytanie.
Skrzywił się nieznacznie.
- Co cię to obchodzi, durna szlamo?
- Ty pierwszy zacząłeś ze mną rozmawiać.
Prychnął. Kto by pomyślł, że nawet w takim stanie nie dawała
się sprowokować jego wyzwiskom.
- Spacerują. Lubię noc- powiedział w końcu.
- Ja też. I gwiazdy- pisnęła na to.
Zupełnie niespodziewanie. Chyba nawet sama Hermiona nie do
końca wierzyła, że to wyszło z jej ust.
- Jesteś zupełnie pojebana- stwierdził Malfoy
- Vice versa.
- Czemu masz na sobie tylko sukienkę? – wypalił, nim zdąrzył
ugryźć się w język.
Dostrzegł jej szkliste, brązowe oczy wpatrujące się w niego
zdziwieniem. Oczy nie oszpecone rozpływającą się pod wpływem minionego upału,
kleistą breją czegoś, co kiedyś było cieniem do powiek i tuszem do rzęs.
- Nie twoja sprawa- warknęła.
- No, Granger! Naucz się odzywać do lepszych! – złapał ją za
nadgarstek i pociągnął z huśtawki. Zaskoczona Hermiona poleciała w dół i
byłaby upadła, gdyby nie fakt, że Ślizgon trzymał ją za rękę i w ostatniej
chwili pociągnął do góry.
- Tak lepiej, szlamciu. Powinnaś się mi kłaniać! – zakpił.
- Puść mnie, psycholu! – warknęła bezskutecznie próbując się
wyrwać.
- Nie rozkazuj mi! - zbliżył twarz niebezpiecznie blisko
niej.
Zobaczył bijący od niej strach. I dobrze, powinna się go
była bać. Był Malfoyem, należał mu się respekt i szacunek. Zwłaszcza od
takich.... Hej, całkiem ładna była ta szlama. Boże, była śliczna! Taka słodka,
naturalna, w ładnej, zwyczajnej, letniej sukience.
Stop! O czym on myśli?! To przecież niedorzeczne!
- Co to jest? – spytał szybko, wskazując na fioletowego
siniaka, którego odsłaniało cienkie ramiączko. – Czyżby Potter i Weasley poszli
po rozum do głowy i sami zaczęli pokazywać ci, gdzie twoje miejsce?
Hermiona
zamknęła oczy. Zabolało, pomimo faktu, iż niczego innego się po nim nie
spodziewała. Och, tak bardzo tęskniła za Ronem i Harrym! Tak bardzo chciałaby
się do nich przytulić, porozmawiać, nawet sprawdzać prace domowe tej dwójki i
śmiać się z głupot, które napisali! Tymczasem ten drań, ta nieczuła karykatura
człowieka śmiała wydawać taki osąd o jej przyjaciołach, o jedynych osobach,
którym na niej zależało!
- Zamknij się i daj mi spokój- zdołała tylko wychrypieć.
Draco
Malfoy natomiast zauważył dziwne zachowanie Hermiony. Prawdę mówiąc, trochę
żałował tego, co powiedział. Był przekonany, że rozzłości tym Gryfonkę, a sinik
tak naprawdę jest śladem po niezdarności dziewczyny czy też upadku lub
potknięciu się. Była szlamą, więc w czasie wakacji nie miała nikogo, kto by
uleczył stłuczenie. Czyżby więc Potter i Weasley naprawdę źle ją traktowali?
Bzdura, to niedorzeczne. Nawet on musiał przyznać, że tamci dwaj kochają ją do
szaleństwa. Owszem, nieraz wykorzystywali trochę jej inteligencję, tfu- przemądrzałość,
ale w gruncie rzeczy traktowali jak księżniczkę i chronili jak umieli- nawet, jeśli
ona nie zawsze o tym wiedziała.
„Cholera“- zaklął w myślach. Wtedy też przysiągł sobie, że
za wszelką cenę pozna tajemnicę Gryfonki. Zaciekawiła go ta sprawa, a on zawsze
musiał dostać to, czego pragnął. A teraz chciał odpowiedzi.
- Wiesz co, Granger? Nie chce mi się z tobą gadać! –
niespodziewanie puścił nadgarstek dziewczyny tak, że ta straciła równowagę i
upadła pod huśtawkę.
Omiótł ją ostatnim wściekłym spojrzeniem i pospiesznie
oddalił się pozostawiając dziewczynę sam na sam w ciemnościach.
Dopiero wtedy pozwoliła niemym łzom spłynąć po zaróżowionych
policzkach.
*************
Hermiona
musiała słono zapłacić za ostatni późny powrót. O dziwo, ojciec nie spał i
urządził jej awanturę, mimo iż zarzekała się, że z nikim się nie
spotykała. W rezultacie była zmuszona
nosić szalik, pomimo że władzę nad letnim niebem ponownie obejmowało rozszalałe
słońce.
Pomimo niekomfortowego ubioru nie miała ochoty siedzieć w
domu, wyszła więc na dwór, uważnie pilnując, by nie pojawić się w okolicy
osiedlowego sklepu monopolowego, gdzie ojciec notorycznie przesiadywał z kumplami,
zdoławszy czasem wysępić centa lub dwa od jakiegoś naiwnego przechodnia, który
nie mógł lub nie chciał dostrzec, jak sytuacja wyglądała naprawdę.
Szczerze wątpiła, a raczej miała ogromną nadzieję, że
spotkanie z dnia poprzedniego nie powtórzy się nigdy więcej. Może więc,
jeśli na huśtawkach nie będzie ludzi, uda jej się zdjąć choć na chwilę ten
ciążący szalik i będzie mogła porozkoszować się złudzeniem letniego wietrzyka.
Niestety.
Siedział tam. Nonszalancko założył ręce na piersi i czubkiem
trampka wprawiał huśtawkę w drganie, niby od niechcenia.
Chciała się odwrócić. Odejść niepostrzeżnie. Nie zniosłaby
dziś jego drwin. Na Boga, przecież była tylko człowiekiem. Nastolatką, w
dodatku chorą. Ale przecież nie pójdzie jednak do magopsychiatry z nowiną,
iż cierpi na chroniczną depresję. Jest
koleżanką Harrego Pottera. To zbyt ryzykowne. Ludzie nie daliby spokoju. Nie
wiedzą nic o chorobach psychicznych- kojarzą je tylko z specjalnym
oddziałem u św. Munga....
- Granger, jak miło! Czekałem na ciebie!
Stało się, zauważył ją. Hermiona zacisnęła mocno powieki. Za
co? Za co to wszystko ją spotyka?
- Witaj, Malfoy- rzekła powoli. – Nie mam czasu...
- Spokojnie, szlamciu! Nie skończyem z tobą- zaśmiał
się diabolicznie, a Hermiona odruchowo skuliła się w sobie. Wiedziała, iż to
zbyt piękne, by pozostało to niezauważone.
- Hej, a podobno jesteś inteligentna! Nic ci przecież nie
zrobię w biały dzień! – uniósł ręce jakby w geście poddania się.
- Co ty kombinujesz? –
zmarszczyła brwi.
- Ja?! Szlamciu, wyluzuj! Są wakacje! No chodź, podroczmy
się trochę.
- Dziwny jesteś- stwierdziła Hermiona, ale zrobiła kilka
kroków w stronę arystokraty.
A Draco Malfoy niepostrzerzenie wślizgnął się do umysłu
Gryfonki, robiąc tym samym gigantyczny krok w najgorszy koszmar.
****************
Nie mógł się zdobyć na to, by powiedzieć jej, iż zrobił
krótką wycieczkę do jej umysłu. Nie widział wszak wiele- jego umiejętności nie
sięgały aż tak daleko- dość, że od tej chwili jakoś tak się złożyło, że czasem
na siebie wpadali i wtedy zamieniali ze sobą parę słów- lub więcej, w
zależności od okoliczności.
Hermiona ze zdumieiem uznała, że toleruje osobę Malfoya, on
zaś coraz częściej podświadomie uznawał ją za jedną z nielicznych,
z którą można było w miarę sensownie pogadać.
Tak więc dwójka wrogów, ogień i woda, z dnia na dzień
przemienili się w harmonijny przykład współgrania ying-yangu.
Przypadkowo.
**************
Lucjusz i Narcyza Malfoy usłyszeli krzyki, w momencie, gdy
wracali z popołudniowego spaceru. Rzecz jasna, nie od razu zdecydowali się
podejść do okna zaniedbanego, szarego domu. Dopiero po chwili, gdy pisk
powtórzył się jeszcze raz, a potem kolejny postanowili zbadać sytuację.
Wiadomo.
- To Hermiona Granger... – wyszeptała Narcyza, łapiącc męża
za ręke. – Ta szlama, ta z którą Draco ostatnio czasem rozmawia.
- Oczywiście. KURWA- zaklął Lucjusz.
- Przestań! Przestań!!! – dobiegl ich zapłakany glos
Hermiony, która kulila sie na ziemi przed rozjuszonym meżczyzną.
- Ty mała, pierdolona szmato!! Powiedz do cholery co
z butelkami!?
- Nie brałam ich! Ty to wypileś! Nic nie pamietasz bo jak
zwykle byleś zchlany!!!
- JAK ŚMIESZ ODZYWAĆ SIĘ TAK DO OJCA?! - trzask. – ZABIJE CIĘ! MAŁA KURWA!! – Trzask!
- Odwal sie!! – próbowała uciec, jednak dla drobnej
dziewczyny niemożliwa była ucieczka przed dorosłym, wściekłym mężczyzną..
Chwycił krzesło i cisnął nim w Hermionę. Gdy ponownie padła na ziemie była cala we krwi. Mężczyzna
doskoczył do niej i zaczal szarpać za bluzkeę.
- Nie, tato, proszę cię! – sprobowała inaczej.
- Zamknij się!
- Nienawidzę cię! Nienawidzę! – szeptała przez łzy, nie
mając siły juz sie przeciwstawiać.
- NIE WAŻ SIĘ TAK DO MNIE ODZYWAĆ, MAŁA KURWO! – trzask!
- DRĘTWOTA!!
Napastnik momentalnie runął na ziemię rażony siłą zaklęcia.
Hermiona była tak oszołomiona, że nie za bardzo wiedziała co się tak właściwi
stało. Półprzytomna wodziła tylko po pomieszczeniu zmęczonymi oczami, nie mając
siły sie ruszyć.
- Zmodyfikuję pamięć tego tyrana- mruknął Lucjusz do żony,
idąc pewnym krokiem przez salon Grangerow. – Ty zajmij sie naszą szlamą,
skarbie.
Narcyza skinęła głową , podeszła do Hermiony i przyjrzała
jej sie z góry.
- Widzisz, moja mała, jakie życie czasem jest
niesprawiedliwe... – wyszeptała w końcu spokojnym, smutnym głosem, po czym
wycelowała różdżką w dziewczynę. – Obliviate!
********************
Dracon Mafoy myślał. Jakkolwiek pompatycznie, względnie
absurdalnie, by to brzmiało- jego umysł w całości niemal pochłaniały problemy
Hermiony Granger- tej małej, irytującej szlamy.
Czemu ci mugole są tacy niesprawiedliwi?
Owszem, jego własny ojciec również był surowy. Ale na Boga,
jest różnica między surowością, a znęcaniem się!
Owszem, była irytująca. Pomimo rozmów, prowadzonych od czasu
do czasu nadal szczerze jej nienawidził, ale wciąż przecież pozostawała
dziewczyną! I w dodatku jego córką. Jak jej własny ojciec traktuje ją gorzej od
śmiecia, to komu może zaufać?
Spróbował przez chwilę wyobrazić sobie, że on sam nie może
polegać w żadnym stopniu na rodzicach. To było okropne, niewyobrażalne...
I właśnie wtedy po raz pierwszy Draco Malfoy kogoś
pożałował. Ulitował się nad życiem zwykłej szlamy, swojego wielkiego wroga.
I- prawdę mówiąc- lubił to uczucie.
*********************
Po raz pierwszy w życiu był gotów interweniować, a nawet
przeklinał fakt, że zjawił się tak późno. Właściwie to podkradł się pod okno
pod sam koniec.
Mężczyzna właśnie ostatni raz mocniej szarpnął Hermionę i
powalił ją na ziemię. Zapłakana dziewczyna osłaniała się przed padającymi
ciosami, a jej rozwiane włosy skrywały wielki smutek i najgorszą ze wszystkiego
bezradnść.
Mężczyzna kopnął Gryfonkę po raz ostatni, po czym wybełkotał
coś i potoczył się do swojej klitki, by lec na śmierdzącej pryczy w pijackim
zamroczeniu. W tej samej niemal chwili Draco Malfoy jednym, zręcznym ruchem
otworzył drzwi do mieszkania.
- Zabiję... zabiję skurwysyna! – oznajmił, żwawo wchodząc
żwawo do mieszkania.
Z początku nie wierzyła własnym oczom.
- Co...co ty tu robisz? - zdołała tylko wyksztusić.
- Przybywam na ratunek! Już w porządku, nie martw się-
spróbował zwracać się do niej łagodnie. Nie miał pojęcia, na ile mu to wyszło-
chyba niezbyt, bo dziewczyna skrzywiła się nieznacznie.
- Wyjdź stąd, Malfoy- oznajmiła w końcu, o wiele zbyt
spokojnym tonem. – To nie twoja spra...
- Cicho bądź- przerwał. – Przeklęty skurwysyn! Jak on
może....
- Przez ciebie też płakałam!
- Co? Jak możesz! Ja nigdy...nigdy nie doprowadziłem cie do
takiego stanu! – obruszył się- No chodź! Jestes bezpieczna, wiesz? Juz okej?
Patrz, nie ma go.... chodź, zaprowadze
cie do łóżka, musisz odpocząć.
- Musze sprzątnąć! Jak tego nie zrobię...
- Cii, nie martw sie. Zrobisz. Tylko nie teraz. Teraz
odpoczniesz.
- Ale...
- Żadnych ale. Chodź- wziął ją na rece. Była tak leciutka,
jak piórko! – Takie szlamy jak ty nie
powinny mieć do czyniania z kimś takim.
- Draco, przestań.... - zaczęła, ale umilkła. Nie trzeba
było nic mówić.
Zabrał ją
do jej pokoju i położył na łóżku. Owinął kocem i czule pogłaskał po głowie.
- Będziemy musieli poważnie pogadac. Ale teraz śpij.
- Obiecaj mi... – wyszeptała. – Obiecaj że nikomu powiesz.
Proszę... Możesz mi dokuczać, wyzywać, śmiać się... Ale błagam cię! Po raz
pierwszy w życiu Malfoy. Wiem ze dla cebie jestem nic nie wartą szlamą.... Ale
nigdy mi na niczym nie zależało...
- Uspokój się- przerwał. – Dokuczanie tobie i wyzywanie od najgorszych
sprawia mi niebywałą przyjemność. To zupełnie inna sprawa. Z resztą spójrz
na siebie- od razu widac, że co ci sie stało..
- Dotąd udawało mi sie to maskować!
- Ale po co?
- Bo muszę! Nie rozumiesz?! Nie dość, że szlama, to jeszcze
z patologicznej rodziny! Mugole gdyby sie dowiedzieli wzięliby mnie do
jakiegos sierocinca, bo nie jestem pelnoletnia. Tutaj nie liczy sie to, ze i
tak muszę dbać sama o siebie. Gdyby Harry i Ron wiedzieli...
- To oni nie wiedzą?!
- Oczywiście że nie!
- Ale przecież... Nawet ja widziałem, że coś z tobą nie
tak! Snułaś się jak cień po
korytarzach... A na początku zeszłego roku też miałas podbite oko...
- Oni myśleli, że to zmęczenie...
- I TO MAJĄ BYC PRZYJACIELE? CO ZA....
- Draco, przestań! Chcesz mnie już zupełnie zniszczyć? Aż
tak mnie nienawidzisz?
- Jeszcze bardziej. Ale uspokój się już, do ciężkiej cholery
i nie zadręczaj się dodatkowo na zapas. Śpij, mała szlamciu.
- Malfoy...dlaczego? – Hermiona ponownie sie rozpłakała.
Z bezsilności, ze strachu, z upokorzenia, że to właśnie Malfoy poznał
jej największą tajemnicę, z bólu i ze zmęczenia.
- Nie wiem dlaczego. Po prostu.
- Ja już nie mogę, Malfoy... Nie daję rady, on mnie
zniszczy. Ty mnie zniszczysz i inni tez..
- Cicho... cicho...Hermiono. Nie martw sie. Jakoś to będzie,
z resztą jeszcze nie podjąłem decyzji co zrobic z tą sprawą...Ty za
to powinnaś mieć dość rozsądku, podobno jesteś mądra. Więc teraz śpij. Do zobaczenia...
- Nie! Ja...
- Co znowu?
- Ja się boję być sama! Za każdym razem jak zamykam oczy to
go widzę....
- On poszedł chlać. Nie wróci tu przez najbliższy dzień...
- Teoretycznie... Ale jak wroci? On mnie zabije, Malfoy,
rozumiesz? Urządzi mi jeszcze gorsze piekło...
- Jak to? Przecież....
- Draco, to co widziales, to jest jak na niego nic. Zwykłe
szarpanie, zaspokajanie swoich potrzeb... Dopiero jak sie wkurzy... – zaczeła
się trząść na samą myśl...
- Co za... - Draco zakląl. – Och Granger, z tobą to
zawsze kłopoty. Zostanę tu i będę cię pilnował. Ale pod warunkiem, że będziesz
spać. Jak nie...zabiorę cię do mojego domu.
- NIE! Twoi rodzice....
- Są przynajmniej lepsi od twojego starego- wycedził. –
Pozatym nic o nich nie wiesz. To nie są bezduszne potwory lubujące się w torturowaniu
szlam. Tylko moja głupia ciotka taka jest.
Hermiona
przełknęła ślinę. W życiu nie przyznałaby się nawet przed sobą, że gdzie w
najgłębszych zakamarkach swojego umysłu cieszy się, że sprawy się tak
potoczyły. Wreszcie nie musiała być z tym wszystkim sama. Wreszcie ktoś
zareagował. Drżała tylko na samą myśl, że to akurat musiał być on. Nienawidziła
go, ale teraz całym sercem pragnęła, by był obok. By choć przez chwilę mogła
odpocząć spokojnie, by chociaż przez kilka sekund mieć poczucie, że cokolwiek
się stanie, ktoś jej pomoże.
Człowiek to zwierzę stadne. Największy outsider potrzebuje
czasem kogoś innego. Czasem los bywa naprawdę przewrotny i igra z naszymi
losami jak wiatr z tlącym się ledwie płomikiem. Niekiedy jednak, właśnie
teo nam trzeba. I to właśnie przydarzyło się Hermionie Granger i Draconowi
Malfoyowi.
Upalny, sierpniowy poranek zapoczątkowałw ich egzystencji
coś, o czym wcześniej nikomu nawet się nie śniło. I to było dobre.
*************************
Nie myślała wiele nad tym co robi. Właściwie można
powiedzieć, że była jak w transie. Jeden ruch, irracjonalne posunięcie w
nicość. Potem było już łatwiej. Wyzuta z jakichkolwiek uczuć.
Zimne ostrze noża.
Chwila i po krzyku.
Gorzki smak stali, kartonowe opakowanie.
Jedna pastylka, dwie, dziesięć.
Kilka kropel krwi.
Nóż wyślizgnął się z rąk dziewczyny, a dwie tabletki
zabarwiły się na czerwono.
Hermiona zalała się łzami.
******************************
- Hermionka! Mionuś, skarbie, jestem tu! Boże, co on
z toba zrobił!
- Draco... Draco, to ja sama... Przepraszam! Ja nie mogłam już... Nie chciałam.... –
łkała, tuląc się do niego najmocniej, jak mogła.
Nie dowierzała, że wciąż tu jest. Jak to możliwe?
- Ciii.. nie przepraszaj. Nie masz za co! Tylko błagam cię, nie rób już sobie krzywdy!
Ja... jakby coś Ci się stało nie mógłbym dalej życ... – sapał młody chłopak, czując jak łzy Gryfonki
moczą jego bluzkę.
- Draco... on mnie wykończy... Znowu to zrobił, ja nie mogłam...
– próbowała się tłumaczyć.
- Ciii... nie myśl o
tym. Pomogę ci! Nic sie nie martw! Odpocznij, mała szlamciu- to ostatnie
powiedział z tak ogromną dawką troski i czułości, że pomimo negatywnego
semantycznego zabarwienia, Hermiona uśmiechnęła się słabo.
- Draco... czemu to robisz? – wyszeptała.
- Bo...bo....bo jestes taka maleńka i bezbronna!
Draco opatrzył rany Hermiony i ponownie zaniósł ją do pokoju.
Położył ją łóżku i udał się do łazienki. Gdy wrócił, Hermiona uśmiechnęła się
słabo, po raz pierwszy od wielu dni..
Draco
podszedł do niej i zaczął obmywać mokrym
ręcznikiem zakurzoną i zapłakaną twarz.
- Moja śliczna, malutka szlamcia. Moja kochana Hermioncia.
Ciiii, juz dobrze, skarbie. – szeptał,
zastanawiając się, kiedy to sie stało. Kiedy zaczął martwić się o nią bardziej,
niż o siebie. Kiedy ona zaczęła powierzać mu całkowicie swój los. Mimo że wciąż
była przerażona ilekroć o tym wspaminał, pogodziła się z faktem, iż to
właśnie Draco Malfoy jest jedyną osobą która wie. Często zastanawiała się, jak
to będzie dalej, gdy już wrócą do szkoły. Inaczej, to napewno. Nie unikną plotek.
Oczywiście, mogliby udawać. Grać dwie nienawidzące się
z całej siły osoby. Pytanie tylko- po co? Komu wyszłoby to na dobre? Na
pewno nie ich dwójce- a o innych w tej chwili nie myślał.
Boże, nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby dziś
nie zdąrzył na czas. W jakim stanie była ta bezbronna, krucha istotka, że
zdobyła się na taki czyn? Jak bardzo nieszczęśliwe musiało być jej życie, że
zadziałała wbrew naturalnemu instynktowi samozachowawczemu?
Nienawidził teraz siebie z całych sił. Nie pomagał jej
przez poprzednie lata. Wyzywał, ośmieszał, dokuczał.
Owszem- nie miał pojęcia. Ale tak, jak nieznajomość prawa
nie zwalnia od jego przestrzegania, tak jego kompletny brak wiedzy odnośnie
życia Hermiony Granger wcale nie usprawiedliwia jego czynów.
Czuł się w tej chwili gorzej niż sam Voldemort. Ten
przynajmniej działał w imię swoich chorych poglądów. Pozatym ojciec wiele razy
wściekał się, że czarnoksiężnik jest po prostu psychopatą, największym świrem
jaki chodził po ziemii- mówiąc kolokwialnie.
On- Draco Malfoy- działał tak natomiast bez żadnych powodów,
bez górnolotnych, spaczonych ideii.
Tak, był złym człowiekiem. Ona zaś była czystym dobrem, małą
iskierką tak żadko spotykaną w dzisiejszych czasach, teraz zaś ledwo tlącą się
w jego ramionach.
Kiedyś przeczyta, że nigdy nie jest za późno na zmianę. Czy
w jego konkretnym przypadku frazes również jest prawdą? Czy aby miał jeszcze
szanse na zmianę swoich stosunków do niej?
Wszak był Malfoyem. A Malfoyowie zawsze dostają tego, co
chcą.
****************************
Hermiona leżała skulona na ziemi w kuchni. Lewe oko miała
podbite, prawe opuchnięte. Zadrapania na policzku krwawiły, zaschnięte łzy mieszały się z krwią, a świeże żłobiły scieżki w pobrudzonej kurzem
twarzy. Podarta sukienka odsłaniała zadrapania, siniaki i rany. Z rozciętej
wargi sączyła się krew i osocze. Była zbyt słaba by się ruszać.
- Boże, Hermiona! To już za daleko zaszło! Nie możesz tu więcej
przebywac!
- Nie! Słuchaj, ja
sobie poradzę, jeszcze tylko...
- NIE Hermiono! Dawno powinienem cię stąd zabrać! To jest chore! Pieprzony skurwysyn.!
- Draco! Jeszcze tylko tydzień! Proszę, pomóż mi dojść do
pokoju... Prześpię się i poczuję lepiej...
- Nie! Wykluczone!
- Ale...
- Żadnych ALE! Nie masz tym razem nic do powiedzenia!
Zapał ją za
rękę i aportowal sie do własnego mieszkania.
- Draco, nie przesadzaj! Proszę cię, przecież... – łkała
dziewczyna, biernie pozwalając Ślizgonowi prowadzić się przez bogate korytarze
Malfoy Mannor.
- Zamknij się. Nie masz tak jakby żadnego wyboru! Posłuchaj,
będzie w porządku! Moi rodzice nie są straszni- spojrzał na Hermionę i- prawdę
mówiąc- przeraził się. Jej oczy- zawsze tak żywe i błyszczące- teraz nie
wyrażały już żadnych emocji. Była kompletnie wybruta z wszelkich uczuć.
Martwa w środku, zupełnie tak, jakby ktoś zamordował w niej cząstkę człowieczeństwa,
na którą składają się wszystkie uczucia i możliwość odczuwania przyjemnosci ze
spacerów w blasku księżyca lub zjedzenia tabliczki mlecznej czekolady.
To było dla Ślizgona zbyt wiele. Zacisnął mocno oczy i
złożył delikatny pocałunek na mokrych od łez policzkach.
- Uwielbiam cię- wyszeptał, prawie bezgłośnie.
- Co mówiłeś?
Przełknął ślinę.
- Nic takiego, skarbie- uśmiechnął się do niej przekornie. –
Przygotuj się, mała!
Zamaszyście otworzył drzwi salonu.
- Mamo, Tato! Chcę Wam powiedzieć, że będę miał gościa przez
ostatni tydzien wakacji! – oświadczył stanowczo wchodząc do pomieszczenia.
Narcyza i Lucjusz siedzieli przy kominku. Narcyza czytała
książkę, a Lucjusz egzemplarz PROROKA. Dwa skrzaty zmiatały pomieszczenie. Na
wejście dziedzica oczy wszystkich stworzeń skierowały sie na niego.
Draco prowadził, a raczej prawie niósł, ledwie żywą Hermionę,
chowającą twarz za poszarpanymi włosami. Odpuściła juz błaganie go o to, by
przestał się wygłupiać i i tylko pochlipywała cicho w jego ramionach.
- Hermiona zostanie ze mną do 1 wrzesnia, a na następnym
spotkaniu Śmierciożercow przekonaj tato tych psycholi by zlożyli wizytę jej
ojcu. Patrzcie, co z nia zrobił!
Odsunął Hermionę
od siebie i odgarnął jej włosy tak, że chcąc nie chcąc musiała zaprezentować
sie państwu Malfoy. Czuła sie okropnie, pisnęła wiec tylko słabe „dzień dobry“.
Oddałaby wszystko by móc chociaż na chwilę zasnąć, nie
myśleć...
Narcyza na widok skatowanej dziewczyny podrwala sie
z miejsca.
- To przekracza wszelkie pojęcie- wyszeptała, po czym
spojrzała na męża. W jego oczach kryła się wściekłość
- Zgadzam się. Draconie, zaprowadź teraz swojego gościa do
pokoju gościnnego. Ząbku!- zwrocił sie
do skrzata- Przygotuj łóżko i eliksiry wzmacniające. A ty Draco, jak już położysz
pannę Granger spać, przyjdź tu, proszę. Musimy porozmawiać!
*********************
- Więc proszę nam powiedzieć synu, co cię łączy z tą
Hermioną Granger? – spytał Lucjusz, wpatrując się w syna z powagą.
Młody arystokrata osobiście podał Gryfonce eliksiry,
zaczekał też przy niej, aż zaśnie. Nie trwało to zbyt długo, mimo iż miała
tysiące pytać, które pojawiały się w jej głowie nieskończoność. W końcu jednak
zmęczenie wzięło górę, tak więc Draco cmoknął ją w policzek i teraz siedział
dwa piętra niżej w salonie, przeprowadzając rozmowę, o której wiedział, iż jest
nieunikniona- własciwie od czasu, gdy poczuł pierwszą pozytywną myśl w kierunku
dziewczyny.
Odetchnął głęboko i postanowił mówić prawdę.
Będzie, co ma być. Bez sensu dłużej ukrywać.
- Dobrze ojcze, powiem. Lubię ją. To pierwsza dziewczyna,
z którą mogę normanie porozmawiać. Jest szlamą, ale mnie rozumie. Zupełnie
inaczej niż ta głupia Pansy czy inni moi tak zwani przyjaciele. Jest taka
naturalna, ma śliczne oczy i jak sie uśmiecha to czuję, że warto żyć. I powiem wam
szczerze, zrobiłbym dla niej wszystko...
- Draco, skarbie... – przerwała z uśmiechem sie Narcyza. –
Tak sie cieszę...Tak oboje z ojcem się cieszymy, że nareszcie sie
zakochaleś...
- CO?? – chłopak był osłupiony. Albo się przesłyszał, albo
śnił. Jawa to nie była na pewno- przecież to niedorzeczne!
-Oczywiście! Myślisz ze nie domyslilismy sie, co sie dzieje
miedzy wami?
- I nie przeszkadza wam to, że to szlama? - upewniał się
powoli.
- Nie, jeśli tylko tobie to nie przeszkadza – rzekł Lucjusz.
- Naturalnie, cenimy czystość krwi. Ale to nie jest najważniejsze. Jeżeli ta
dziewczyna sprawia, że czujesz się tak jak nam to opisałeś, przyjmiemy ją jak
córkę...
- Fajnie! Po 15 latach mi o tym mówicie... Kiedy ona mnie
nienawidzi. Uczyliście mnie, że jestem lepszy, bo mam czysta krew! Wyzywałem ja
od szlam, naśmiewałem sie z niej, doprowadzałem ją do łez! A teraz... –
wybuchnął Draco, tracąc panowanie nad sobą.
Naprawdę, czuł wściekłość na rodziców. Przecież to oni
wychowali go na tak zarozumiałego idiotę! Jak....
- Draco... – Narcyza przerwała jego rozmyślania. - To mądra
dziewczyna. Gryfonka! Ona cię nie nienawidzi.
- Skad wiesz? !
- Wiem. Zrozumie jak to było. Poza tym sądzac po jej
wygladzie... Też ma problemy.
- Żebyście wiedzieli... – wyszeptał pod nosem.
- Co się stało?
- Zabiłaby mnie, gdybym powiedział.
- Wiem. Nie chce nikomu powiedzieć, to zrozumiałe...
- Jest wściekła, że przypadkowo widziałem...
- Bo myśli, ze wykorzystamy to przeciwko niej. Albo w ogóle
uznamy to za mało ważne. Wielcy Malfoyowie nie przejmują się małymi szlamami.
Ale widzę, że się o nią martwisz, Draco.
- Ten skurwysyn ję bije, za nic! Do tego gwałci i się nad ną
znęca... A ONA NAWET NIE MOŻE UŻYC DURNEGO EXPELIARMUSA! Jest zupełnie
bezbronna!
- Biedne dziecko... Draco
- CO „DRACO“!!?? TEN PIERDOLONY MUGOL MA CZELNOŚĆ NAZYWAC
SIE JEJ OJCEM! A ZACHOWUJE SIE JAK KUREWSKI KAT!! ZABIJĘ GO!! ZABIJĘ JAK
JESZCZE RAZ JĄ TKNIE!!!
- Draco, ciszej!
- Ja... przepraszam, Mamo.
Nie powinienwem był używać takiego słownictwa... Ale co mam zrobic! Ona błagała,
by nie mówić nikomu, nawet temu przygłupowi Potterowi i Wieprzlejowi...
Normalnie ma charakterek, ale wtedy bylła gotowa mnie blagać o to na kolanach.
Jest z tym zupełnie sama...
- Juz nie. Teraz ty z nią w tym jestes.
- Ale jak to?! Mam jej nagle jak sie obudzi wyznać milość i
rzucać żałosnymi tekstami, iż będę przy niej zawsze, cokolwiek idiota by jej zrobił?
- Nie. Ale możesz starać sie, by nic jej nie zrobił. A nawet
jak niektórych rzeczy nie zmienisz... To po prostu przy niej bądź, skarbie. Nie
w patetyczny i żałosny sposób. Ale jesteś mężczyzną i powinieneś zachowywac się
jak mezczyzna.
- To znaczy?
- To znaczy nie wstydzic sie tego, ze ona cię potrzebuje.
- Skąd ty wiesz takie rzeczy?
- Draco, przeciez tak samo jestem kobietą!
- Ale ona.... To jakby inna liga. Takie dobre, niewinne
stworzenie. Z pazurkami i charakterkiem.
Jest wspaniała.
- Nie wątpimy. W koncu ty jestes dobrym dzieckiem, Draco.
- Wcale nie... Dla niej jestem okropny... Nawet teraz, po
tym wszystkim co z nia ten kretyn zrobilł.
- Ale jej pomogłeś.
- Możliwe.
- Synu, po prostu oboje z matką chcieliśmy powiedzieć
ci, że panna Granger jest tu mile widziana. Naturalnie, przykro nam
z powodu jej ciężkiej sytuacji, ale tak czy inaczej niech czuje się tu jak
najlepiej! – zakończył Lucjusz, wstając z fotela.
A Draco odniósł wrażenie- z resztą słuszne- że jego
rodzice doskonale znali sytuację Hermiony.
I pomyślał jeszcze, jakie życie jest przewrotne.
Czasem bowiem istoty jawiące się być najgorszymi potworami,
potrafią okazać więcej współczucia niż wzorowi i zdawałoby się- mili i uczynni
obywatele.
****************
- Hermiona! – poczuła na sobie ramiona Ginny, a zaraz potem
mocny uścisk Rona.
- Miło cię widzieć! – dołączył się Harry, ściskając
przyjaciólkę.
- Tęskniłam za wami- uśmiechnęła się dziewczyna, omiatając
przyjaciół ciepłym spojrzeniem. Ślady ostatniego pobicia były prawie niewidoczne, głównie za sprawą kosmetyków Narcyzy. – Jak wakacje?
- Normalnie- Ron wzruszył ramionami. – Fred i Gregore
szaleli, Percy przynudzał, Harry i Ginny romansowali... Auu, uspokój się, Gin!
(dała mu kuksańca w bok). A u ciebie?
- Nienormalnie- oboje z Draconem wiedzieli, że bądą
zmuszeni tłumaczyć się ze swojego związku przynajmniej dwa razy, przed
znajomymi Ślizgona i Gryfonki. Jednak dla oboga było to mało istotne- poradzą
sobie. Skoro pokonali tyle trudności, wzajemną niechęć, łzy, ból i puste
butelki po wódce- sprawa przyjaciół Miony, którzy są jej oddani od tylu lat
zdawała się być błahostką. Natomiast co do kolegów Ślizgona- nie przejmował się
zbytnio prawdopodobieństwem niezaakceptowania przez nich swojej decyzji. I tak
byli fałszywi i obłudni.
- To znaczy? – doszedł ją zaciekawiony głos Harrego.
Już chciała odpowiedzieć, ale ktoś ją ubiegł.
- To znaczy Potter, że chyba będziemy musieli się znosić-
oznajmił Dracon, podchodząc z tyłu do Hermiony i czule, delikatnie,
objejmując ją w pasie. – A przynajmniej nauczyć się ignorować. – Pocałował ją
lekko w czubek głowy.
Znajomi Gryfonki byli tak zaskoczeni, że przez chwilę nic
nie mówili. Dopiero po jakimś czasie Ginny pierwsza otrząsnęła się
z szoku.
- Jak?! – zdołała tylko wykrztusić.
Zakochani w odpowiedzi zaśmieli się perliście.
- Miłość bywa ślepa, kochanie- odpowiedziała przyjaciółce
Hermiona. – A tak na poważnie- to chyba będzie długa podróż do Hogwartu!
To powiedziawszy złapała Dracona za rękę i pozwoliła
mu poprowadzić się do barierki prowadzącej na peron 9 i ¾. Prosto do słodkiego,
wspólnego życia