czwartek, 27 marca 2014

MINIATURKA 4

Kochane!

4 część miniaturki! Krótsza niż miała być, ale niestety- nie miałam czasu napisać dłuższej, a jutro wyjeżdżam.
Nie obejmuje więc wycieczki Hermiony i Dracona na Pokątną- jedynie trudne rozmowy o okaleczaniu się. A więc dobra wiadomość- będzie jeszcze część piąta owej miniaturki!
Pamiętajcie, że są to rozmowy z Malfoyami, a nie z Świętym Mikołajem... Szczególnie, jeśli chodzi o Lucjusza- starałam się z niego zrobić porządnego faceta, jednak nie wymagajcie od kolesia stuprocentowej zmiany:) Zaś osobiście nawet podoba mi się to, jak wyszła Cyzia, chociaż czasami miałam dylematy, jak ją przedstawić.
Część może nieco chaotyczna czasem i nie jestem z niej do końca zadowolona, ale mam sentyment do tej miniaturki, więc nie uważam notki za porażkę.
Dedykacja dla Kai Malfoy:)

Pozdrowienia!

MINIATURKA 4


- Draco znalazł to u Hermiony- oświadczyła Narcyza, wysuwając w kierunku męża otwartą dłoń z kawałkiem szkła.
Mężczyzna wytrzeszczył oczy, a potem mocno zacisnął usta.
- Niech to szlag- zaklął, wyraźnie wściekły. –Co ona sobie wyobraża?! Przeklęta szlama!
- Lucjuszu! – obruszyła się Narcyza.
Wiedziała, że mąż jest dobrym człowiekiem, choć  nieco porywczym. Mimo iż sama nierzadko nazywała osoby z niemagicznych rodzin „szlamami”- wynikało to bardziej z przyzwyczajenia, aniżeli z nienawiści- to jednak w tym konkretnym przypadku czuła, że nie powinni posuwać się za daleko. Chodziło w końcu o Hermionę- tą samą która z nimi mieszka i o którą ich ukochany Draco tak się martwi. W takim wypadku…
- Masz rację, kochanie. Nie powinienem- Lucjusz ucałował żonę w usta.
Narcyza zachichotała. Była jedyną osobą, przed którą mąż przyznawał się do błędów. Wolno skinęła głową.
- Rozumiem twoją irytację, kochany… - wtuliła się w silne, ciepłe ramię męża. Jego obecność zawsze dodawała jej siły i otuchy. - Musimy z nią porozmawiać!
- I spróbować wybić jej z głowy te pomysły- przyznał Lucjusz. – Na Boga, cóż jej też przyszło do głowy! Nie mogłaby chociaż przyjść do ciebie i porozmawiać!? Wiem, że się nas boi, ale przecież nie rzucimy w nią Cruciatusa tylko dlatego, że jej smutno! Musi wreszcie to zrozumieć! - denerwował się.
-  Nie możemy jej zmusić do rozmowy!  Przecież…
- Możemy ją postawić w sytuacji bez wyjścia- uciął Lucjusz. – Gdy pokażemy jej, że wiemy o tym idiotyzmie i kategorycznie się z tym nie zgadzamy, jej gryfońskie posłuszeństwo nie pozwoli jej zrobić tego ani razu więcej. Poza tym użyjemy oklumencjii by poznać jej odczucia. Wtedy powinno być łatwiej nad nią zapanować.
- Och, to może być dobry pomysł- przyznała Narcyza. – W końcu cel uświęca środki…. Biedna, biedna Hermiona!
- Lekko nie ma- zgodził się Lucjusz. - Ale dobrze się stało, iż się o tym dowiedzieliśmy, kochanie. Przynajmniej wiemy, na czym stoimy. Cyziu… Moja najdroższa- ty potrafisz okazywać każdemu tyle współczucia…
- Tak jak nasz Draco- wyszeptała Narcyza, z radością pozwalając mężowi się obejmować. – Lucjuszu, wyobrażasz sobie… Sam zapytał się mnie, czy mógłby gdzieś z nią wyjść, by chociaż na trochę wyrwać ją od wszystkiego…
- Myślę, że to dobry pomysł- poparł Lucjusz. – Nie znam się na psychice małych nastolatek, ale wydaje mi się, że to wpłynie na nią pozytywnie… Nasz Draco ma dobre serce. Po tobie, moja droga!
            Musnął ustami jej wargi, a Narcyza poczuła, że wszystkie problemy przestają być istotne. Nieważne, jak wiele ich było- liczyło się tylko to, że miała wokół siebie osoby, które pomagały jej się z nimi zmierzyć.

**********

Hermiona bardzo zdziwiła się, gdy nazajutrz Narcyza i Lucjusz oświadczyli jej, że za pół godziny ma się stawić w swoim pokoju, a jeszcze bardziej zdumiał ją fakt, że zastała tam też Dracona, siedzącego między rodzinami.
Zwykle jak Malfoyowie pragnęli z nią porozmawiać wzywali ją od razu do siebie i po prostu  przekazywali jej potrzebne informacje. Czyżby więc coś się stało?
Hermiona dostrzegła, iż Dracon patrzy na nią z tryumfalnym wyrazem twarzy, spojrzenie Lucjusza było tak niesamowicie poważne, że aż Hermionę przeszedł dreszcz, zaś Narcyza wyrażała sobą chłodną obojętność, ale i swego rodzaju troskę wymieszaną z wyrazem czegoś na kształt zawodu.
Czuła się jak na przesłuchaniu. Oni trzej przeciwko niej jednej. Oni mieli władzę, i mogli zrobić co im się żywnie podobało, ona zaś nie miała prawa nawet podnieść przy nich głosu. Automatycznie skuliła się w sobie i spuściła wzrok.
- Masz nam coś do powiedzenia? – zaczął chłodnym głosem Lucjusz.
O co mogło im chodzić? Niepewnie pokręciła głową.
- Nnnie, panie- wyszeptała.
Draco prychnął, ale Narcyza lekko ścisnęła jego dłoń.
- Może zatem coś ostatnio zgubiłaś? – zwróciła się lodowato.
Dziewczyna znowu pokręciła głową.
- Nie? Czyżby? – kobieta lekko uniosła głos. - A TO poznajesz?
Hermiona wstrzymała oddech. Skąd wiedzieli… Jak znaleźli?… Myślała, że nigdy nie wchodzili do jej pokoju… Czyżby więc ją kontrolowali?
Narcyza trzymała w ręku kawałek jej szkła, który ukradkiem podniosła z ziemi, gdy pracowała w ogromnych ogrodach Malfoy Mannor.
Nigdy, w całym swoim życiu nie powiedziałaby, że kiedykolwiek posunie się do czegoś takiego, że myśl o samookaleczaniu  w ogóle zakiełkuje w jej umyśle. Zawsze była zdania, że kto jak kto, ale ona jest na tyle silna, by stawić czoło wszelkim problemom, bez uciekania się do tak drastycznych środków. Naturalnie miała dość oleju w głowie by wiedzieć, że zachowania autoagresywne są najczęściej objawami depresji, która to jest- wbrew powszechnej opinii- poważną chorobą psychiczną. Tak jak nie można cukrzykowi kazać zwiększyć siłą woli poziomu glukozy we krwi, tak nie można osobie depresyjnej kazać „wziąć się w garść” – tego była świadoma. Ale to wszystko stanowiło dla niej odrębny świat, alternatywną rzeczywistość, istniejącą gdzieś obok, poza- realną, choć niedotykalną.
Tymczasem życie porzuciło ją w takiej, a nie innej sytuacji- i nim się spostrzegła na jej ciele pojawiły się brzydkie blizny.
To była jej ucieczka, jej bezpieczne miejsce, jej mały, prywatny świat bólu i cierpienia.
Coś, czego już nikt nie mógł jej odebrać- fragment wolności, przekonanie, iż jej uczucia jeszcze się liczą.
I nagle także tego próbowano jej pozbawić. Dlaczego tak bardzo jej nienawidzili? Co ona takiego zrobiła?
- Zdejmij sweterek- wyrwał ją z zamyślenia głos Narcyzy.
Zamrugała nerwowo.
- Hermiono, proszę zrobić to, co poleciła moja żona! – zagrzmiał Lucjusz.
- Ale…
- Nie masz prawa dyskutować – uciął chłodno Dracon. – Zdejmuj ten przeklęty sweter!
Hermiona zacisnęła powieki, ale nie zdołała powstrzymać łez. Powoli, drżąc na całym ciele, zaczęła rozpinać małe guziczki.
Domyśliła się, do czego Malfoyowie zmierzają. Naturalnie, nie mieli żadnych brudnych intencji.
Ona po prostu starała się nosić bluzki z długim rękawem, by zakryć liczne blizny, widniejące na jej rękach. Tym więc sposobem chcieli ją ośmieszyć. Pokazać, że wiedzą, że mają nad nią władzę. Może ją ukarać…
Opanuj się! Gdy uciekłaś też byłaś pewna, że użyją czarnej magii, by cię opamiętać…. Tymczasem prawda wyglądała zupełnie inaczej.
Ale tym razem…
Wciąż nie patrząc arystokratom w oczy pozbyła się swetra. Mimo że stała przed nimi w zwykłej, starej, niebieskiej sukience do kolan bez rękawków, czuła się zupełnie naga.
Doskonale można teraz było dostrzec jej ślady słabości, oznaki upadku i rozpaczliwej walki, niemego błagania o pomoc.
Lucjusz, Narcyza i Draco zaś starali się nie dać po sobie poznać, jak bardzo poruszyło ich okaleczone ciało Hermiony.
Młody Ślizgon widział już rany na ciele dziewczyny, ale mimo wszystko każde spojrzenie na ten zewnętrzny objaw jej cierpienia stanowił dla niego nową dawkę bólu. Zależało mu na niej, był tego pewien. Dostrzegł zadziwiający fakt, iż jej osoba zajmuje sporą część jego myśli- teraz zaś patrzył na tak bolesne oznaki smutku- JEJ smutku, JEJ rozpaczy, JEJ łez... Patrząc na Hermionę, przedstawiającą sobą obraz bólu i rozpaczy zastanawiał się, czy wyszedłby na słabeusza, gdyby podbiegł do niej i otarł jej łzy własnymi rękami.
Pozostał jednak na miejscu.
Lucjusz w prawdzie nie raz w swoim życiu poznał wiele gorszych widoków, ale w tej małej dziewczynce było coś takiego, iż czuł, że jej cierpienie w pewnym stopniu dotyczy też jego. Owszem, czuł irytację- co ta mała szlama sobie wyobraża? Doprawdy, czy nie ma dość oleju w głowie by wiedzieć, że jej zachowanie jest kompletnie irracjonalne? Z drugiej jednak strony w pewien pokrętny sposób żałował Hermiony  mimo całej złości na jej osobę widok jej pociętych ramion nie przysparzał mu poczucia tryumfu i satysfakcji. Cieszył się z metody, jaką obrali w rozmowie z dziewczyną. Naturalnie, widział na pierwszy rzut oka jej zmieszanie i zakłopotanie. I bardzo dobrze. Nie dopuszczą rzecz jasna do sytuacji, w której Hermionie stałaby się jakaś realna krzywda- ale on, Lucjusz Malfoy, nie bez powodu odgrywał tak ważną rolę w czarodziejskiej społeczności. Skoro więc ma do rozwiązania konflikt z jakąś małą szlamą, pozostającą pod jego opieką, wskazane jest, by całość procesu przeszła zgodnie z jego planem. W końcu miał na uwadze tylko i wyłącznie dobro tego dziecka!
Natomiast Narcyza- opiekuńcza i kochająca matka, całym sercem starała się zrozumieć motywy postępowania tego biednego dziecka- i mimo iż nie wiązały jej z dziewczyną żadne więzi krwi i teoretycznie powinna jej nienawidzić, nie potrafiła wzbudzić w sobie nic oprócz troski i desperanckiego pragnienia ulżenia w cierpieniu małej Hermionie- bezbronnej, skrzywdzonej Hermionie, zagubionej i samej w okrutnym, złym świecie. Było to jednak trudne ze względu na znaczne różnice społeczne, dzielące ich osoby Trzeba było rozegrać wszystko jak najbardziej poprawnie.
Nie było miejsca na żadne patetyczne oznaki słabości- tylko chłodny, nieprzychylny wzrok pełen zawodu. A przynajmniej próby utrzymania go.
            Hermiona więc płakała, czując się zupełnie bezsilna- takiego uniżenia nie czuła od dawna. Teraz, gdy Malfoyowie poznali jej największą tajemnicę, nie miała już nic na swoją obronę. Żadnej ucieczki, żadnej metody odreagowania. Zupełnie zdanie na łaskę i niełaskę arystokratów.
- Hermiono, proszę w tej chwili wręczyć nam pozostałe narzędzia, których używałaś do… TEGO- odezwał się chłodno Lucjusz.
            Gryfonka przełknęła ślinę.
- Ja…nic innego nie mam- wyszeptała bezgłośnie.
- Taak… To się da łatwo sprawdzić- mężczyzna wyciągnął różdżkę. – Accio quae acutis!
            Kolejne dwa kawałki szkła wyleciały z szafy, zaś od strony szuflady nocnej szafki szybowała cienka żyletka.
Dziewczyna zacisnęła powieki. Została na dodatek przyłapana na kłamstwie. Nie uniknie kary. To, co zrobiła było niedopuszczalne. Co ją w ogóle podkusiło, by powiedzieć nieprawdę? Przecież…och, była taka głupia! Przecież mogła przewidzieć, iż Malfoyowie sprawdzą każde jej słowo!
Kątem oka dostrzegła Draco, wpatrującego się to w ostre narzędzia, to w jej twarz.
W błękitnych oczach Ślizgona, które coraz częściej widziała, gdy tylko zamykała swoje, dostrzegła nutę niepewności.
Chłopak jakby chciał jej coś powiedzieć. Och, Draco- nie daj swoim rodzicom mnie skrzywdzić! Przepraszam, już nie będę- ale proszę, proszę, powiedz im, by mi darowali! Ja… ja nie chciałam wam sprawić przykrości! To tylko moja forma ucieczki, w żaden sposób nie odbija się na relacjach z wami…. To mój prywatny, mały świat! Nie odbierajcie mi chociaż jego, proszę!
Dracon nagle mrugnął- zupełnie tak, jakby znał dokładnie myśli dziewczyny. To… to było niemożliwe!
Nie mogła się jednak nad tym zastanowić. Narcyza podeszła do niej z wściekłą miną i założyła ręce na piersi.
- Dlaczego skłamałaś? – wysyczała tak przenikliwym tonem, iż Hermionę przeszły ciarki.
W tej chwili arystokratka wyglądała tak upiornie, że sam jej widok mógł przyprawić o lęk. Pięknie i dostojnie, ale przerażająco. Przerażająco do tego stopnia, że Hermioa nie była w stanie wyartykułować dźwięku, tak panicznie się bała.
„Proszę, by to się już skończyło” – błagała bezgłośnie, czując w oczach nowe łzy. – „Uderzcie mnie, ukarzcie, rzućcie zaklęcie….tylko proszę, proszę- by to się już skończyło!” – powtarzała w duchu bezgłośnie. Ale…
- Lucjuszu, Draco- wyjdźcie stąd- powiedziała nagle Narcyza.
Chyba dla każdego był to szok.
- Ale mamo, przecież… - zaczął oponować Dracon, lecz kobieta uniosła rękę.
- Poradzę sobie i nic jej nie będzie- oświadczyła ostro. – Chcę z nią tylko porozmawiać.
Lucjusz wiedział, że nie ma co dyskutować z żoną, gdy ta wyraża taką determinację. Dopiero gdy więc ojciec z synem wyszli, Narcyza odezwała się przesadnie spokojnym tonem do wciąż przerażonej dziewczyny:
- Hermiono, dlaczego to robisz? Dlaczego!?
- Bo to mi pozwala uciekać- odezwała się prawie bezgłośnie Gryfonka, gdy tylko uznała, że absolutnie nie ma drogi ucieczki i jest zmuszona rozmawiać z panią Malfoy. Zwierzać się jej, uzewnętrzniać swoje najintymniejsze smutki…
Gdy bowiem Narcyza Malfoy chciała się czegoś dowiedzieć- to się dowiadywała. Taka była zasada.
- To ci nie pomoże, dziecko – ni stąd ni z owąd głos blondynki stał się łagodniejszy- na tyle, że Hermiona odważyła się podnieść na nią wzrok. Niebieskie oczy pani Malfoy zdawały się przeszywać ją na wskroś, ale rysy twarzy stały się cieplejsze. Nie ulegało wątpliwości, że kobieta po raz kolejny się o nią martwiła. - Niczego nie zmieni!
- Ale czuję się znacznie lepiej- w obecnej sytuacji Hermiona zdecydowała się podjąć próby wyjaśnienia motywów swego działania. Naraz pomyślała, że pani Malfoy mogłaby ją zrozumieć. A przynajmniej wyglądało na to, iż chciała – A to dotyczy tylko mnie, więc…
- Tak uważasz? – przerwała Narcyza, ponownie wracając do ostrego tonu. - Myślisz, że dla nas to zupełnie obojętne? Draco płakał przez trzy godziny…. Po raz pierwszy od długiego czasu widziałam moje dziecko we łzach…. Lucjusz wziął dziś sobie wolne z pracy, tylko dlatego żeby rozwiązać tę sprawę, a ja nie spałam całą noc zastanawiając się jak ci pomóc i co zrobić, byś przestała się krzywdzić. Skoro jesteś zdolna do CZEGOŚ TAKIEGO to skąd mogę wiedzieć, że pewnego  dnia nie zapragniesz…  Nie chcę żyć w ciągłym stresie, czy aby na pewno jesteś bezpieczna, czy aby w danej chwili nie robisz sobie czegoś okropnego… Moja mała Hermiono! To nie jest tylko twoja sprawa… Prawdę mówiąc to jest najmniej twoja sprawa….
- Nie wiedziałam- szepnęła zmieszana dziewczyna, próbując wyjść z szoku. To było zbyt irracjonalne! Ale z drugiej strony… Ta cała sytuacja była tak nierealna, że… ciężko byłoby ją wymyślić. – Nie wiedziałam, że państwo się tak martwią….
- Oczywiście, że się martwimy! – oburzyła się w odpowiedzi Narcyza. - Ty myślisz, że jesteś tu dlatego, że musimy cię trzymać? Że to dla nas kara? Akt miłosierdzia z naszej strony? Że my, Malfoyowie, najpotężniejsza rodzina czarodziejów w Anglii, nie znalazłaby innej służącej? Lub ewentualnie innego miejsca, żeby przechować taka małą szlamę, niż tylko swój własny dom? Hermiono, wszyscy bardzo cieszymy się, że tu z nami jesteś! Uwierz w to wreszcie!
            I wtedy stała się rzecz niesłychana.
Hermiona poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu, a w następnej chwili tkwiła już w objęciach blondynki- w zupełnym milczeniu.
Tak więc stało się- Narcyza Malfoy- pani Malfoy Mannor, potężna i wpływowa arystokratka- przez godzinę tuliła do siebie małą, pociętą Hermionę Granger, która na wpół przerażona, na wpół zakłopotana łkała bezgłośnie w ramionach blondynki.
Wtedy, podczas tej magicznej ciszy dziewczyna zdała sobie sprawę, iż po raz pierwszy od śmierci rodziców poczuła się nieco bezpieczniej.

************

- Hermiono, jutrzejszy dzień będzie dla ciebie wyglądał nieco inaczej! – poinformował wieczorem Lucjusz.
Od chwili pamiętnej rozmowy w jej pokoju nie wracali już do tematu samookaleczania.  Wszystko zostało powiedziane i uczynione. Nie było potrzeby bardziej tego roztrząsać, przynajmniej nie na razie.
            Hermiona spojrzała ciekawie na swoich właścicieli, ale to Draco zabrał pierwszy głos.
- Jutro nie będziesz musiała pracować, Granger. Porywam cię na Pokątną! – oświadczył z uśmiechem, ignorując oburzone spojrzenie matki, w reakcji na użycie nazwiska dziewczyny. – Jak się na to zapatrujesz?
            Hermiona zmieszała się i lekko zarumieniła. Czyżby Dracon Malfoy naprawdę chciał spędzić z nią cały dzień? Z NIĄ, tą szlamą, którą tak gardził? To prawda, rozmawiali ostatnio całkiem normalnie. Dalej jej dokuczał, ale teraz było to raczej w formie droczenia się. Zawsze dbał o to, by była bezpieczna- raz nawet przyłapała go, że sam od siebie przytrzymał jej zaklęciem w górze ciężką sofę, by mogła pod nią posprzątać.
No, i ten pamiętny raz, kiedy to najwidoczniej zaniósł ją do łóżka, bo zasnęła w bibliotece…
„Szlamę” w jego słowniku zastąpiło w przeważającej większości przypadków wyraz „szlamcia” lub specyficzne, nieco denerwujące swą przerysowaną słodyczą zdrobnienie jej imienia (mianowicie „Mionek”) - i zawsze towarzyszył im zadziorny  uśmiech lub pieszczotliwe zmierzwienie włosów. Nigdy obrzydzenie ani nienawiść w oczach. Czasem nawet zamieniał się w władczego pana, wydającego jej rozkazy, nie znoszące sprzeciwu- ale zauważyła, że zdarza się tak tylko wtedy, gdy sytuacja dotyczy jej szeroko pojętego dobra- i tak albo kazał jej iść spać, albo wracać do domu, gdy piątą godzinę sprzątała w rozpalonym słońcem ogrodzie i zaczynało już kręcić jej się w głowie, albo w końcu życzył sobie, by przygotowała mu kolację i potem zmuszał ją do tego, by towarzyszyła mu przy jedzeniu- zawsze wtedy, gdy sama nie miała wcześniej czasu na posiłek.
            No, ale jest pewna różnica! Na Pokątnej byli ludzie, którzy go znali… Jak więc to możliwe, że…
- Hermiono, a cóż to za myśli krążą po twojej główce? – zagadnęła nagle Narcyza, wyrywając ją z zamyślenia i patrząc na nią z dezaprobatą. – Widzę, że musimy popracować nad twoją pewnością siebie i poczuciem własnej wartości, kochanie!
            A Hermiona zarumieniła się tylko, gdyż zdała sobie sprawę, iż od tej chwili nawet jej myśli podlegają kontroli arystokratów. 

Przesłuchanie. Wiem, że ciut nie wyszło i są nieścisłości, ale starałam się. Mam nadzieję, ze się wam podoba. :)

sobota, 22 marca 2014

Część 3- Miniaturka

Tak, kochane! Kolejna- trzecia już- część naszej słodkiej miniaturki... Nie mniej słodka!
Dedykuję ją Constance Malfoy. Przepraszam też za błędy, ale Word coś się buntuję.
Co do długości- jest niestety podobna do poprzedniej części, o ile nie krótsza. Zdecydowałam, że odcinki tej konkretnej miniaturki będą krótciutkie, ale za to czeka Was jeszcze jeden taki rozdzialik.
Pozdrawiam Was wszystkie i dobranoc- 5 rano, czas spać..... A ja tu dla Was notkę piszę- widzicie, jak Was bardzo kocham, moje Wy Najdroższe? :*

MINIATURKA- CZĘŚĆ 3


„Martwiliśmy się o Ciebie”
Czy to możliwe, by wielcy i potężni Malfoyowie martwili się O NIĄ? O zwykłą, małą szlamę?
Przecież… Przecież gardzili takimi jak ona! Uważali się za lepszych od wszystkich, a od ludzi jej pokroju szczególnie. Draco starał się dawać jej to do zrozumienia w przeszłości na każdym kroku. Ba, nawet teraz nierzadko rzucał jakiś złośliwy komentarz w jej kierunku. Ale było to raczej niegroźne dokuczanie, aniżeli prawdziwa nienawiść. No i była różnica między złośliwościami, a skrajną nienawiścią.
Więc o co im chodziło? Dlaczego to robili?
Bo są ludźmi…
Do czego to doszło, by dziwić się, że ktoś zachował się jak człowiek, miast torturować, bić i się znęcać?
Narcyza naprawdę wyglądała tak, jakby się martwiła. Oczywiście, wciąż zachowywała tę swoją nienaganną wyniosłość i wyrachowanie, ale Hermiona dostrzegała w tym wszystkim nutę autentycznej troski.
W chwili gdy ją odnaleźli… Była pewna, że to już koniec. Że przyszli tylko po to, by ją złapać i ukarać najgorszymi torturami jej niesubordynację. Tymczasem…. Tymczasem wszystko wyglądało tak, jakby irytacja arystokratów wynikała nie ze złości, iż ktoś tak pospolity oszukał ich, wielkich Malfoyów, a z świadomości, iż szlama bez różdżki w dzisiejszych czasach narażona jest na szczególne niebezpieczeństwo.
Martwili się o nią.
Nie o to, że pogłoska o tym, iż nie potrafili upilnować szlamy rozejdzie się po wszystkich.
Nie o to, że staną się obiektem drwin.
Nie o to, że nie będą już mieć ludzkiej niewolnicy.
O NIĄ.

*************

- Hermiono? Skończyłaś już? – głos Narcyzy dobiegł do niej jakby z oddali.
Dopiero po chwili jej mózg odnotował to zdarzenie i przekazał informację jej świadomości. Drgnęła.
- Tak pani! – odpowiedziała szybko. – Zrobiłam wszystko, o co pani, pan i panicz Dracon mnie prosiliście….
Narcyza pokiwała głową, powstrzymując się od uśmiechu. Doprawdy, zwykła Hermionie stuprocentowa grzeczność, z jaką zwracała się do nich była nieco zabawna w niektórych sytuacjach, skoro jednak oni- państwo domu- zdecydowali o takiej formie wyrażania respektu, czymś wysoce nieprofesjonalnym byłoby zmienianie tego teraz, nawet gdy Hermiona stała się im bliższa.
 - W takim razie dlaczego nie wybierzesz sobie czegoś do poczytania? – zagadnęła arystokratka, doskonale wiedząc o zamiłowaniu Gryfonki do wszelkich książek i bibliotek.
Na dźwięk jej słów, dziewczyna otworzyła szeroko oczy z niedowierzania. Doprawdy, dziwne było to dziecko. Ta jej postawa pod tytułem „przepraszam, że żyję” była jednak na swój sposób ujmująca. 
- Ja… ja nie wiedziałam, że mi wolno… - wyjąkała, w sumie to, co Narcyza przypuszczała. Oczywiście- z jakiej racji jej, niewolnicy z mugolskiej rodziny, mogłoby być wolno dotykać dla rozrywki czegokolwiek, co jest ich. Z jakiej racji miałoby jej być wolno w ogóle z czegokolwiek się cieszyć?  Żałosne!
- Oczywiście, że ci wolno. Kiedy kończysz zajęcia, możesz korzystać z naszych zbiorów- oświadczyła pewnie Narcyza, z radością patrząc na promieniejącą dziewczynę.
"Boże, dziecko! Jeżeli …. Jeżeli to ma ci sprawić tyle radości, tak bardzo cię uszczęśliwia, to niechbyś i spędzała tu cały dzień!" - pomyślała.
- Och…ja…dziękuję!!!! To… niesamowite- wyszeptała Gryfonka, a Narcyza tylko skinęła głową.
- W takim razie miłej lektury- oświadczyła w końcu.

***********

A więc Hermiona czytała. W niewyobrażalnym tempie pochłaniała jedną książkę za drugą, wciąż nieco niepewnie. Wodziła wzrokiem po zapisanych stronicach siedząc spięta na samej krawędzi fotela, lecz zazwyczaj lektura pochłaniała ją do tego stopnia, iż zapominała najwyraźniej gdzie się znajduje, gdyż mięśnie jej się rozluźniały, usadawiała się nieco wygodniej, a parę razy Narcyza znalazła ją nawet swobodnie opartą, z rękami na podramiennikach i bosymi stopami na miękkiej skórze obicia.
Pracowała prawie dwa razy szybciej i jeszcze porządniej, aby przypadkiem arystokraci nie zdecydowali się cofnąć pozwolenia, niezadowoleni, iż spowodowało ono znaczny spadek jakości jej sprzątania.
W ciągu tygodnia pochłaniała więcej książek, niż zwykły człowiek czytał przez rok.
Lucjusz i Narcyza, równie chętnie spędzający czas w bibliotece, rzucali jej pełne podziwu, ukradkowe spojrzenia, jakby niedowierzając, że można być w coś tak zaangażowanym. Natomiast Draco za każdym przypatrywał się dziewczynie ze sztuczną obojętnością, jakby niezwykle zainteresowany każdym najmniejszym jej ruchem, ogromnie rad, iż póki co nie zdawała sobie z tego sprawy. To była taka jego zabawa, gra w kotka i myszkę.
Owego dnia, w pewien upalny poranek, Narcyza łaskawie poleciła Hermionie, by ta wykonała tylko najpotrzebniejsze prace, resztę zaś dnia spędziła w chłodnej bibliotece za oficjalnym pozwoleniem pani domu.
- Jest tak gorąco, że chyba nikomu nie chce się pracować- tłumaczyła kobieta, odpoczywając na tarasie Malfoy Mannor w cieniu wielkiego parasola, zaś Hermiona skwitowała jej słowa pełnym wdzięczności uśmiechem.
Mogłoby się więc wydawać, iż tego dnia Gryfonka naczyta się książek do woli- nic podobnego. Zapał dziewczyny co do biblioteki wzrastał wprost proporcjonalnie do ilości spędzanych w niej godzin i gdy Dracon nie mogąc spać zdecydował się na nocną sesję przy ciekawej lekturze zastał Hermionę śpiącą w fotelu nad egzemplarzem „Magii śródziemnomorskiej”.
W wielkim, burżujskim fotelu wyglądała na jeszcze drobniejszą niż była w rzeczywistości. Miękkie, kasztanowe loki okalały bladą twarz z uroczymi rumieńcami, a opadająca na czoło grzywka uwydatniała długie, ciemne rzęsy i czarne brwi.
Już od dłuższego czasu widać było wielkie zmęczenie po całej jej osobie, spowodowane nie tyle brakiem snu, co pracowitością i sytuacją życiową. Mimo uprzejmego uśmiechu Ślizgon nie pamiętał, kiedy ostatnio widział w niej prawdziwą radość. Wiedział, że nie jest szczęśliwa w Malfoy Mannor, o czym świadczyła chociażby jej ostatnia próba ucieczki. Z drugiej strony, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że trudno byłoby komuś być szczęśliwym w jej sytuacji. Pozbawiona rodziców i kontaktu  przyjaciółmi, zmuszona do ciężkiej pracy u rodziny, która przynajmniej w teorii pomiatała nią i traktowała jak śmiecia. W praktyce wszystko wyglądało troszkę inaczej- co Hermiona doceniała i odwdzięczała się jemu i rodzicom dając z siebie więcej niż mogła- w rezultacie była tylko cieniem dawnej, zadziornej dziewczyny. Dracon wiedział jednak, iż nawet im- Malfoyom- nie wolno przekraczać pewnych granic w kontaktach z Gryfonką. Oczywiste.
Ślizgon zbliżył się do śpiącej Hermiony, podniósł książkę z jej kolan i odstawił na stolik. Dziewczyna nawet się nie poruszyła. Po namyśle wziął ją na ręce i ruszył w kierunku pokoju, który zajmowała.
Naprawdę, nie chciał by się obudziła i najpierw starał się być naprawdę ostrożny- szybko jednak spostrzegł, że niepotrzebnie się wysila. Hermiona była pogrążona w słodkim, silnym śnie, który nie przerwał się ani gdy Draco ją niósł, ani gdy położył do łóżka czy przykrył kołdrą.
Wyglądała tak spokojnie, tak smutno i rozczulająco.
Drżącą ręką pogłaskał włosy Hermiony i naraz natrafił na coś ostrego. Jakież było jego zdziwienie, gdy pod poduszką znalazł ostry kawałek szkła.
Wolał się nie łudzić, co to oznaczało. Prawda, która go uderzyła była dla niego niczym szklanka lodowatej wody.
To niemożliwe. Nie, nie ona, nie jego mała Hermiona…. Ona była…
Zagubiona? Zrozpaczona? Zdesperowana?
To nie miało sensu! Przecież tak inteligentna osoba powinna wiedzieć…
Uczucia przeważają nad rozumem. Wygrywają z nim. Cierpienie to ogromna siła, niszczycielska moc, mająca władzę nad wszelkimi innymi umiejętnościami.
Smutek jest niczym niezmierzalny. Nie można go oceniać w kategoriach rozumu. A to… To była oznaka apogeum bólu. Dlaczego? Czy to wina jego? A może rodziców? Czego nie widzieli? Kiedy to robiła? Głupie pytanie, miała setki okazji, kiedy była w samotności…
Boże! Hermiono, dlaczego nie przyszłaś porozmawiać? Przecież moja mama cię lubi. Powstrzymałaby cię. Nie pozwoliła ci na to…
Jakby wiedziony instynktem podwinął lekko cienki materiał jej bluzki.
To co zobaczył przeraziło go. Na szczupłym brzuchu Hermiony widniały dziesiątki cienkich blizn. Niektóre rozcięcia lśniły świeżą czerwienią, inne- widać było, że już bieleją.
Dracon natomiast poczuł, że każda z tych blizn wycina się mu prosto w sercu. Nieliczona ilość łez, krwawych śladów, złudnych prób ucieczki.
Naprawdę ci to pomaga, mała Hermiono? Przynosi ukojenie, ulgę, której tak pragniesz?
Możliwe. Możliwe, że raniąc się jest ci łatwiej. Jakoś lżej przywyknąć do bólu, gdy jest on normalną częścią twojego dnia, prawda?
Wiem, wydaje ci się, że nie ma wyjścia z sytuacji...
Hermiono, skarbie największy! Szczerze powiedziawszy, zgadzam się z tobą. Nigdy nie będzie tak samo. Nigdy nie zapomnisz. Ale…
Jestem tutaj. Pomogę ci. Bo Miłość lubi, gdy się jej pomaga, prawda? Przestaje czuć się  wtedy sama, lżej jej i trochę weselej. Na chwilę nie czuje ciężaru zmartwień i jarzma cierpienia. I chyba jest już tak jakoś łatwiej, pewniej.
Kochana Hermiono… To chyba już jest Miłość, wiesz?
Nie taka książkowa, romantyczna, z namiętnymi pocałunkami i upojnymi, bezsennymi nocai, spełnieniem najskrytszych marzeń. Ale to też Miłość, prawda, Hermiono?
Ta przeogromna troska. Ten smutek, gdy patrzę na twoje cierpienie. Ta bezsilność, jako że nie mogę go od ciebie odebrać, mimo że tak bardzo chciałbym cię odciążyć. Ta krew w sercu, rozcinanym przez rany z ostrego szkła. I… I to wszystko najdroższa, mała Hermiono! To, że wstyd mi do ciebie zagadać. Przeprosić za te lata nienawiści, wyzwisk, szlam, mieszania z błotem. Za tą bezsensowną ślepotę, błądzenie po omacku i przysparzanie z umiłowaniem nowych przykrości. I to, że prawdopodobnie nigdy nie dowiesz się o tym, co teraz ci opowiadam. I dobrze. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, tak będzie lepiej. Po prostu…. Chciałem ci powiedzieć.
A to szkło… Przykro mi Hermiono, muszę pokazać rodzicom. Razem zdecydujemy, co z tobą zrobić. Jak zareagować. Jakie konsekwencje wyciągnąć.
W końcu, najdroższa Hermiono… Jesteś naszą własnością.

********

- Jest problem- oświadczył Dracon, gdy następnego dnia spotkał się z matką w salonie. Hermiona porządkowała inną część willi, mogli więc spokojnie porozmawiać. Specjalnie wybrał moment, kiedy Lucjusz przebywał w Ministerstwie- młody Ślizgon wprawdzie doskonale wiedział, iż mimo swego nieco porywczego charakteru, ojciec nie skrzywdziłby dotkliwie Gryfonki, to wolał jednak nie prowokować wojny w domu. Zdecydował więc najpierw zwrócić się do matki.
Kobieta w pierwszej chwili nie zrozumiała intencji syna, gdy ten pokazał jej kawałek szkła, jednak wystarczyło , iż ten wypowiedział imię właścicielki ostrego narzędzia.
            Narcyza w pierwszej chwili przeraziła się- wpatrywała się to w twarz syna, to w przedmiot, leżący na jego wyciągniętej ręce; w obu tych obiektach starała się jakby dostrzec bliżej nie sprecyzowaną głębię.
- Co ona sobie wyobraża…. – powtarzała szeptem, ukrywając twarz w dłoniach. – Co… co takiego w niej jest? Draco! Kochany Draco, ja nie wiem co robić! Synku najdroższy!
            Ślizgon był zaskoczony. To prawda, wiedział, że matka jest uczuciową osobą, ale nie przypuszczał, że w tej konkretnej sytuacji wykaże taka bezsilność.
Powoli usiadł na fotelu i sięgnął po dłonie rodzicielki.
- Znalazłem to pod jej poduszką, mamo. Wczoraj w nocy…
            Narcyza na tą informację zamrugała nerwowo.
- Odniosłem ją do pokoju, bo zasnęła w bibliotece! – pospieszył z wyjaśnieniem młody Malfoy. To stanowczo nie był dobry moment na tego typu rozmowy. – Pomów o tym z tatą. Ale… Coś trzeba z tym zrobić.
- Trzeba- zgodziła się Narcyza- wyraźnie ulżyło jej na wzmiankę o bezbolesnej sposobności, w jakiej jej syn miał dostęp do poduszki Hermiony, widocznie jednak zmartwiła się samą sytuacją. – Ale… Ale trzeba będzie też się z nią rozmówić.
- I upewnić się, że więcej nie zrobi takich rzeczy! – dodał Draco pospiesznie.
Narcyza smutno skinęła głową.
- Najlepiej by było- przyznała. – Jednak obawiam się, że nasza Hermiona opanowała już sztukę oszustwa pod tym względem do pefekcji…  
- Jest wciąż przeraźliwie smutna! I przerażona, jakby się nas bała…
- Boi się nas, Draco. I to bardzo- westchnęła arystokratka. - Trudno się dziwić… Spotkało ją ostatnio wiele złego… Jest zupełnie bez życia.
- Myślisz, że dojdzie do siebie?
- Nie wiem, kochanie. Jest strasznie przybita. Straciła wszystko…
- Słuchaj, bo ja chciałem ją zabrać gdzieś. – wypalił nagle Ślizgon- to, co formowało się w jego głowie jako bliżej nieukształtowana idea już od dłuższego czasu. Na widok ciekawego spojrzenia mamy, pospieszył z wyjaśnieniem: - Wiesz, na Pokątnej jest parę sympatycznych miejsc. Nie oczekuję, że wiele się zmieni , ale…może chociaż na chwilę nie będzie cierpiała.
Twarz Narcyzy pojaśniała. Widać było czającą się w jej oczach swego rodzaju dumę z ukochanego syna.
- Och, świetny pomysł, Draco! – uśmiechnęła się promiennie. – Jak będę opowiadać tacie o TYM- tu wskazała na odłamek szkła- wspomnę też o twojej propozycji i damy jej wolny dzień, wyjdźcie gdzieś sobie.
- Czyli się zgadzasz?
- Oczywiście, że tak! – zapewniła ochoczo kobieta. – Jak najbardziej! Jednak wcześniej, będzie trzeba znowu się z nią rozmówić!

poniedziałek, 17 marca 2014

ROZDZIAŁ 19 i 1/2

Cześć!

Dalej mi smutno. Dziękuję Wam za Wasze komentarze pod ostatnią Miniaturką...
Oto coś nowego- krótkiego- wszak jest to tylko połowa rozdziału- ALE ZA TO w całości poświęconego rozmowie naszych bohaterów i chyba wątek Dramione jest tu nieco bardziej widoczny.... Dedykuję notkę Alexis Nott.
Aaaa i- rozwiewając Wasze wątpliwości- Lucjusz nie widział filmu... Przyjechał odwiedzić żonę i synka tylko na chwilkę :)
3 część miniaturki zaś- w produkcji :)

ROZDZIAŁ 19 i 1/2


Hermiona wpatrywała się w niego zaskoczona.
- Nie wierzę- wyszeptała w końcu, a na jej ustach zamajaczył cień ironicznego uśmiechu.- Dracon Malfoy przyznał mi rację!
Ślizgon Cicho prychnął.
- Nie przyzwyczajaj się, szlamo – warknął.
- Ani myślę.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Myślisz, że każdy może? – Draco przeraził się stwierdziwszy, że  wypowiedział te słowa na głos. Przez chwilę zapragnął rzucić na nią zaklęcie zapomnienia lub uciec stamtąd.
Ale tego nie zrobił. Coś go tu trzymało, coś nie pozwalało mu odejść.
- Czy ty też możesz? – powtórzyła. – Przecież…. Przecież wiesz.
- Co masz na myśli?
- Draco, przecież mnie uratowałeś! – szepnęła prawie bezgłośnie. - W wakacje!
- Bzdura. Nic ci nie zagrażało…. – bagatelizował Dracon, zły, iż mu o tym przypomniała.
- To w tej chwili nie ma znaczenia… Chroniłeś mnie, mimo że mnie nienawidzisz. Mimo że uważasz mnie za śmiecia, za nic nie wartą szlamę….
- Którą jesteś. Mówiłem już, że to był odruch…
- Tak, wiem- westchnęła, po czym zdecydowała się spojrzeć mu w oczy. – Naprawdę tak myślisz, prawda?
- Oczywiście- warknął w odpowiedzi.
- Ale.. Ale film cię poruszył…
- Tak, Granger- nie jestem robotem! - rzucił wściekle. -  To że uważam cię za nędzną szlamę, nie znaczy że chciałbym, abyś była…. TAK potraktowana. Po prostu… Nie musisz  żyć w moim świecie…..
- Tak, już to mówiłeś – westchnęła.
- Więc widzisz.
- Ale… Ale odpowiadając na twoje pytanie- postanowiła dłużej nie drążyć kontrowersyjnego tematu znaczenia dla chłopaka jej osoby. – Pewnie pomyślisz, że to moja cholerna gryfońska natura i idealistyczne podejście, doszukiwanie się we wszystkim i wszystkich szlachetności…. Sądzę Draco, że każdy jest zdolny, by zrobić coś dobrego.
- Masz cholerną gryfońską naturę- potwierdził inteligentnie Ślizgon.
Zaśmiała się cicho.
- Znowu się ze mną zgadzasz!
- Nie, wcale nie!
- Owszem!
- Chciałabyś!
- Tak, chciałam. I tak się stało.
- Nie denerwuj mnie!
- To ty mnie nie denerwuj!
- Jesteś tak irytująca, że nawet nie wiadomo, o co ci chodzi!
- Mi? To ty do mnie zagadałeś!
- Już żałuję…
- Jakoś na to nie wygląda- zatrzymała się i spojrzała na niego figlarnie, ale prawdę mówiąc odkrycie jakiego właśnie dokonała zadziwił ją samą. – Bo spacerujemy już czwarty raz dookoła szkoły. I nie wygląda na to, byśmy do niej zmierzali…
            Cholera! Jak to możliwe, by wcześniej tego nie zauważył?
- To dlatego, że nie chcę, by mnie z tobą widziano- rzucił szybko.
– Ucierpiałaby na tym twoja reputacja, hmm? - spytała z przekąsem. – Bo kto normalny chce się teraz ze mną zadawać…
Mrugnęła łobuzersko, a Draco poczuł się skonfundowany. Tego się po Granger nie spodziewał.
- Punkt dla ciebie, szlamciu- odezwał się w końcu z wrednym uśmiechem. – Ale wiesz…. Nie każdy uległ tej mani…
- Całe szczęście- powiedziała to szybciej, niż pomyślała. Na początku nieco się przestraszyła, ale była Gryfonką. Musiała dzielnie kontynuować to, co zaczęła. – Naprawdę Draco, jak TAK wygląda twoje życie przez cały czas… Ten podziw, splendor, popularność… To bardzo ci współczuję.
Uniósł zagadkowo brwi.
- Czyżbyś narzekała na nowych przyjaciół? Nieładnie, szlamciu… To że inni nie są godni rozmowy ze mną wiadomo. Ale TY? Ty powinnaś być wdzięczna, że…
- Na nikogo nie narzekam, Malfoy- przerwała cierpko, zła że ten znów zaczynate swoje egocentryczne docinki. – Po prostu… Męczy mnie trochę ta sytuacja…
            Hermiona była dziwną osobą z niskim poczuciem własnej wartości- chociaż starała się to maskować. Wiedziała, że jest inna, zwracała uwagę na rzeczy niedostrzegalne dla ogółu, miała swoje wartości, których starała się trzymać i przede wszystkim nie potrafiła zjednać sobie tak wielu ludzi jak jej rówieśnicy. Nie wiedziała, czy to przez jej osobowość, charakter czy sposób bycia, ludzie zwykle nie zabiegali o jej towarzystwo. Czuła się też dużo mniej atrakcyjna i brzydsza od innych dziewczyn i naprawdę nic nie wskazywało na to, że cokolwiek się zmieni.  Aż tu nagle, ni stąd ni z owąd stała się właśnie centrum, zupełnie nie z jej winy, bardziej z powodu jakiejś swego rodzaju niezwykłości i tajemnicy, owiewającej jej osobę. Jej nieliczni przyjaciele zaś odwrócili się od niej, a ona sama czuła się coraz częściej jak epicentrum zmian tektonicznych, opcjonalnie niezwykle istotny element nieistniejącej w realnym świecie złudy. Spełnienia pięknego snu. Koszmaru.
To było tak nierealne, żeby ona, kujonka Granger stała się nagle tak lubiana. A jednak.  Czy to z powodu jej sytuacji życiowej, czy z powodu zwietrzonych własnych korzyści- z jakiegoś względu zaczęto zabiegać o przebywanie w jej towarzystwie. Ludziom było milo, kiedy ONA znajdowała się w pobliżu. Niesłychane!
- Wiem, że ta popularność to efekt twojego gadania- powiedziała w końcu. – I nawet mi się to podoba, zawsze mam z kim porozmawiać. Ale…
- Ale co? – Dracon starał się nie pokazywać po sobie tego, jak bardzo jest zainteresowany tym, co Gryfonka mówi. W rzeczywistości jednak był niezmiernie ciekaw jej punktu widzenia.
- Ale czasem jest mi… nieswojo- wyszeptała prawie bezgłośnie. – No i…
- Potter i Wieprzleje dali ci w kość, hmm? – silił się na obojętny, arogancki ton.
Hermiona westchnęła.
- Tak… Wiesz przecież. Cała szkoła o tym mówi, tak jakby nikt nigdy nie mógł się pokłócić…
- Poprawka, Granger- wszedł jej w słowo Malfoy- Każdy MOŻE się pokłócić… Ale gdy jest to cholerne Dziecko Szczęścia i nowo odkryta mugolska milionerka, nie będąca dotąd nikim poza szlamą...  I na dodatek są oni jeszcze  członkami Wielkiej i Przedwiecznej Świętej Trójcy… Jest to wydarzenie na skalę globalną.
- Pocieszyłeś mnie, Draconie- westchnęła cicho.
- Nie miałem zamiaru cię POCIESZAĆ, a raczej jeszcze bardziej pogrążyć. Hermiono – odgryzł się.
Przez chwilę mierzyli się wściekłym spojrzeniem, bezwiednie zaczynając obchodzić zamek Hogwart po raz szósty.
- Dobra- warknął w końcu Draco, nie mogąc dłużej znieść tej krępującej ciszy. – Chcesz pocieszenia, to je dostaniesz- wziął głęboki oddech. – Potter to zazdrosny egoista mimowolnie wzrastający w mylnym przekonaniu „Och, jaki to jestem dobry i szlachetny”, Wieprzlej jest podążającym za nim ślepo bydlakiem o żałośnie ujemnej zdolności podejmowania samodzielnych decyzji, a jego siostrzyczka udaje słodką i milutką, a tak naprawdę wydaje jej się, że im więcej facetów będzie się z nią lizać, tym więcej szarych komórek jej przybędzie- a jest na tyle głupia, by nie zauważyć, iż już dawno empirycznie dowiodła fałszywość swego stwierdzenia- urwał i ni z tąd ni z owąd mrugnął do Hermiony. – I co, szlamciu? Lepiej?
- Nie- oświadczyła, zakładając  ręce na piersi. – Nie będę tolerować tak jawnego obrażania.
- Boże, kobieto!- jęknął Malfoy. – Gryfoni i te pieprzone WŁAŚCIWE cechy!!!  Przyjaźń, lojalność i cholernie różowe jednorożce, tańczące radośnie w blasku tęczy … Przecież ONI CIĘ OBRAŻALI! Niesłusznie ocenili! Zachowali się podle i…
- Ale wciąż są mi bliscy i wiele im zawdzięczam- dokończyła stanowczo dziewczyna, a Ślizgon teatralnie westchnął.
- Niech cię szlag, Granger. Kiedyś cię ta dobroć zgubi, zobaczysz…
- Możliwe. Ale ciebie to wcale nie martwi, czyż nie? – zapytała niewinnie, lecz rozmówca w odpowiedzi tylko westchnął.
I znowu zapadła chwila milczenia.
- Byłbyś niezły w opowiadaniu bajeczek małym dziewczynkom- zachichotała nagle Gryfonka, przypominając sobie porównanie do różowych jednorożców. Draco posłał jej mordercze spojrzenie.
- Nic na ten temat nie mów- warknął wściekle. – Po prostu…
- Złe wspomnienia z dzieciństwa? – rzuciła od niechcenia, ale okazało się, że mniej więcej trafiła w dziesiątkę. Wyraz twarzy Malfoya przyprawił ją o jeszcze większy uśmiech.
- Draco, wyluzuj- wykrztusiła w końcu. – Nie twoja wina, że jako niebieskooki blondynek byłeś pewnie cud aniołkiem wszystkich wokół…
- Żebyś ty wiedziała co mówisz, Granger! – jęknął Dracon, nagle jednak opuściło go to zażenowanie, które odczuwał na początku. – Matka nie dawała mi żyć z tymi jej… słodkimi do obrzydliwości bajeczkami! A ja musiałem słuchać…
- Ależ musiałeś być milutkim…
- Granger, ja cię ostrzegam… Nie mam żadnych oporów przed wrzuceniem takich szlam jak ty do tego oto, głębokiego jeziora…
- Dobra, to teraz powiem ci coś o sobie- skapitulowała.
Draco ciekawie nadstawił ucha. Kto wie, może dowie się czegoś, czym potem będzie mógł ośmieszyć Gryfonkę przed całą szkołą?
- No, słucham uważnie! – zachęcił. – Jakaż była panna szlama idealna jako dzieciak? Bardziej wkurzająca niż jesteś być nie mogłaś, bo się nie da. Bardziej przemądrzała- tak samo. Bardziej uparta i irytująca- także to samo. Więc jaka ty niby byłaś, hmm?
- Uczciwa- odparła bez namysłu Hermiona, a Draco parsknął ironicznym śmiechem.
- Uczciwa? Toż mnie zaskoczyłaś, szlamo- warknął sarkastycznie. – Bo teraz wcale….
- Ale ja byłam… irytująco uczciwa!
- To także się nie zmieniło.
- Słuchaj mnie! – zdenerwowała się w końcu. - Byłam do tego stopnia uczciwa, że w wieku czterech lat, gdy odkryłam, że Święty Mikołaj nie istnieje postanowiłam uświadomić inne dzieci i porozwieszałam w okolicy  oraz na drzwiach przedszkoli broszury informacyjne… Wzbogacone o sugestywne rysunki dla tych, co nie umieją czytać.
Malfoy mimowolnie parsknął śmiechem wyobrażając sobie czteroletnią Hermionę z wielkimi oczami, rozwieszającą podobne ogłoszenia po całym mieście.
- No, to gratulacje. Przez twoją uczciwość zniszczyłaś dzieciństwo setkom bachorów- powiedział w końcu, zdobywając się na obojętny ton.
- Ale byłam uczciwa- radośnie wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na Malfoya. – A to dla Gryfonów wszak najważniejsze.
- Nigdy nie można cię przegadać, co? – rzucił w końcu. – I dalej uważam, że jesteś mi winna jakąś ŻAŁOSNĄ historię o sobie…
- Twoja nie była żałosna, Draco- odrzekła cicho Hermiona.
- Hej, dopiero co mówiłaś o uczciwości! – przypomniał. – Jak to nie była żałosna!? Wyobrażasz sobie? Matka mnie katowała kretyńskimi opowiastkami o irytujących koniach i głupich zjawiskach atmosferycznych! Możesz sobie wyobrażać, jak się czułem!
- Mogę- przyznała zgodnie Hermiona. – Chłopcy zwykle nie lubią słuchać o takich rzeczach… I to mama ci opowiadała, tak?
- Rodzona matka! – podkreślił Ślizgon, chcąc dodać dramatyzmu swojej traumie.
- Wiesz co… - dziewczyna spojrzała na swojego rozmówcę uważnie. - Z tego co opowiadasz… Musiałeś mieć bardzo, bardzo szczęśliwe dzieciństwo.
            I tak zaczęli dziesiąty obchód wokół zamku Hogwart.