czwartek, 27 lutego 2014

ROZDZIAŁ 17

W sumie nieco wcześniej, ale jest:) Przepraszam, że niesprawdzony- jest 5 rano i bardzo chcę już iść spać. W tym rozdziale jeszcze nie ma perspektywy Draco, ale w następnym będzie jej bardzo dużo i myślę, że będziecie zadowolone tym rozegraniem. Początek tego rozdziału jest bezpośrednią kontynuację poprzedniego.
A ów rozdział dedykuję Zawasi- dziękuję Kochana za miłe słowa!

pozdrawiam!

ROZDZIAŁ 17


- To wszystko wydaje się nielogiczne- warkęła Narcyza. – Wczoraj robiłaś coś, co ma w założeniu ułatwić życie kalekom. Dzisiaj mówisz, że staracie się stworzyć idealną rasę nadludzi. Gdzie tu sens? Jaki jest cel?
- Celem jest stworzenie jak najlepszych warunków życia. – odparła wolno Hermiona. - Wyeliminowanie chorób. Przynajmniej teoretycznym. W praktyce najważniejsze jest wzbogacenie się. A z pewnością taka sztuczna rasa nad-ludzi zapewniłaby bardzo dużo kasy...
- W sumie to dobrze- wzruszył ramionami Draco – Zdrowi i silni zawsze są... bardziej opłacalni.  A ci z deficytami mogą się trzymać z dala.... Po prostu nie wchodzić w drogę.
Spojrzała na niego niewyraźnym wzrokiem. No tak, nie mogła spodziewać się po nim innego myślenia, ale jednak mimo wszystko czuła się dziwnie, gdy ten tak wyraźnie jej o tym powiedział.  Nie zdziwił jej też zbytnio fakt, iż odważył się zacząć taką rozmowę w obecności matki. Wszak Narcyza Malfoy, wielka arystokratka czarodziejskiego świata, charakteryzowała się podobnież wysublinowanymi poglądami- tego Hermiona była pewna. Cieszyła się, że póki co nie przyszło jej prowadzić rozmowy z kobietą. Przynajmniej ta nie znienawidzi jej jeszcze bardziej.
- Typowo darwinowskie myślenie- prychnęła, starając się hamować swoje emocje. – I powiem ci, że nawet poprawne. - przyznała po krótkim namyśle, wprawiając chłopaka w wielkie zdumienie. O to jej chodziło. Chciała przedstawić całą sprawę taką, jaka była naprawdę, nie zaś bawić się w jakąś nierealistyczną utopię, idealistyczne mrzonki, których nikt nigdy nie spełni. – W większości przypadków masz rację, chociaż zdarzało się, że to chore osobniki uratowały ciągność warunku. Ale... Tu przecież nie chodzi li tylko o naukę!
- Oszukujesz się tak, bo sama jesteś szlamą. – opamiętał się po chwili. No tak, nie byłby sobą, gdyby pozwolił sobie na dłuższą chwilę słabości. - W świecie czarodziejskim czysta krew powinna być regułą, od której nie ma wyjątków. W świecie mugoli niech luzdie będą zdrowi i silni. Wtedy wszystko dla wszystkich byłoby łatwiejsze.
- Wszystkich? – zaczęła się denerwować. – To może podasz mi definicję kogo uważasz za „zdrowych i silnych“? Pamiętasz, jak podczas wakacji byliśmy świadkami bójki?
Ten człowiek też uważał, że tamten Murzyn był gorszy...
- To zupełnie inna sprawa! Kolor skóry to żadna choroba! – zaperzył się.
- A potrzeba noszenia okularów?
- Och....wiesz o co mi chodzi! – zmarszczył brwi.
- Nie. Wada wzroku jest przecież chorobą... – nie ustępowała Gryfonka. Kątem oka ujrzała Narcyzę, unoszącą nieznacznie brwi do góry.
- Wyjątkowo nie inwazyjną chorobą. – odezwała się chłodno kobieta. – Trudno by wszyscy noszący okulary byli uważani za chorych. W tym twój drogi przyjaciel Harry Potter, panno Granger.
Wzmianka o Harrym ukuła Hermionę w okolicę serca, ale dzielnie nie dała tego po sobie poznać. Cieszyła się z takiego przebiegu rozmowy.
- Ma pani rację, pani Malfoy. Dokładnie o to mi chodziło. Więc gdzie jest granica?
- To rozumie się samo przez siebie! – kontrował Dracon. – Nie trzeba na to żadnych definicji!
- Czyżby?- Hermiona uniosła brwi. – Wydaje mi się jednak, że przydałoby się przynajmniej łaskawie poinformować, kto może uważać się za lepszych.- ironizowała. – Chociaż w czarodziejskim świecie to chyba wiadome...
- Ha! I tu cię boli?! – zawołał tryumfalnie Dracon.
- Nie. Po prostu uważam ów fakt za nielogiczny...
- Słuchaj, Granger! – przerwał bezczelnie. - Niech ci będzie- nie chcę was wszystkich wybić....
- Och, to bardzo szlachetne z twojej strony – zapomniała o obecności  Narcyzy.
- Zamknij sie. Chodzi o to, że... Że właściwe jest, aby każdy żył w swoim środowisku...
- Ale skąd przekonanie, że czystokrwiści są lepsi? Przecież ja też umiem czarować!
- Ale tu chodzi o tradycję! Ty zdajesz się mi być główną estetką... Wymaga się więc, by dbać o czystość rodu i posłuch, oraz szacunek.
- Co to ma do rzeczy? Po co ci ta cholerna selekcja?
- Bo...bo nic na to nie poradzisz!
- To nie jest argument!
- Jak to nie? Porządek musi być! Kto jak kto, ale TY powinaś to rozumieć.
- Własnie nie rozumiem. Nie rozumiem twojego toku myślenia. Owszem, różnimy się. Ale co wpływa na to, że miałbyś być lepszy ode mnie?
- Nasze pochodzenie, Grangar. Tak się złożyło i tyle. Musisz się z tym pogodzić.
- W takim razie dlaczego to ty cały czas wytykasz moje mugolskie pochodzenie?! Dla mnie to nie jest problém!- Hermiona była już zdenerwowana nie na żarty.
- Nie masz problemu?! – prychnął Dracon. – Myślisz że nie widzę jak...
- Myślę, że teraz OBOJE macie problem- przerwała tę miłą pogawędkę Narcyza. Jak na komendę spojrzeli na kobietę. Pani Malfoy stała z założonymi na piersiach rękami i przypatrywała się im nieodgadnionym wzrokiem.
- Siedzicie tu już od dobrej godziny, a jeszcze żadne z was nie zabrało się za sprzątanie. Radzę więc się wam pospieszyć, o ile nie chcecie otrzymać kolejnego szlabanu od woźnego za przebywanie poza dormitoriami po ciszy nocnej- poradziła pani Malfoy, po czym zostawiła zszokowanych uczniów  w pustej klasie.
A Hermiona mogła przysiąc, iż wyczuwa w je głosie nutkę rozbawienia.

*****************

- Nasza nowa gwiazda! – syknęła Ginny stając przed Hermioną, gdy następnego dnia rano ta siedziała w towarzystwie Violet, Nevilla i Luny przy stole Krukonów, prowadząc miłą rozmowę z przyjaciółmi oraz kilkoma innymi uczniami.
– Tak wam dobrze jest w roli pupilków Hogwartu? – syknął Harry, stając tuż obok Ginny.
Ron tylko skinął głową, a uszy poczerwieniały mu ze złości.
Hermiona i jej rozmówcy w jednej chwili przerwali rozmowę. Krukoni byli nieco zdziwieni- a raczej zmartwieni tą jawną agresją- wszyscy oprócz Luny, która to wyglądała, jakby właśnie zdała sobie sprawę, iż na głowie rudzielców spoczywa dorodny, nierozgotowany kalafior.
Hermiona zaś zamrugała kilka razy, po czym odezwała się bardzo wolno i bardzo wyraźnie tonem, w którym aż słychać było niezliczoną ilość igiełek wściekłości.
- Zdajecie sobie sprawę, jak głupie z waszej strony jest czepianie się boguducha winnych ludzi? – poniosła się z miejsca. – To, że między nami jest niezbyt ciekawie nie jest tajemnicą. Ale  co wam zrobili Violetka, Luna czy Neville?
- Zdradzili nas. Tak jak ty! – warknął Ron, czym wprawił w zaskoczenie nawet swoją siostrę, która wszak znała go od zawsze.
 - Nikogo nie zdradzam, Ronaldzie Wesleyu- odezwała się Luna, mrugając rozmarzonymi oczami. – Jedynie rozmawiam z przyjaciółmi. Mam ich jeszcze, bo nie oskarżam nikogo o coś, czego nie zrobił.
- Co ty... - Zaczął Ron, ale przerwał machnięciem ręki. – Ech, nieważne.... 
- W każdym razie nagle tak bardzo polubiliście tę naszą kujonkę? – przyszedł mu z pomocą Harry, patrząc krytycznie na rozmówców.
Neville głośno nabrał powietrza.
- No co ty, Harry! – zaczął cicho. – Przecież dobrze wiesz, że zawsze ją lubiliśmy!
- Bo nas łączy głębokie uczucie, czyż nie, skarbie? – żartowała Violetka, przybierając zalotną pozę i łapiąc Hermionę za rękę. Dziewczyna spojrzała nań filuternie.
- Oczywiście, moja droga! – oświadczyła kokieteryjnie, po czym obie zachichotały.
Ginny patrzyła na to wszystko z teatralnym politowaniem.
- Żałosne jesteście- oświadczyła w końcu, a w jej głosie można było słyszeć jawną pogardę.
Hermiona spojrzała na nią poważnie. W życiu nie powiedziałaby, że Ginny- ta sama Ginny, z którą prześmiała, przeplotkowała, przegadała i przeżartowała tyle nocy, wyda kiedykolwiek tak radykalny i krzywdzący sąd o jej osobie.
- Możliwe, że to było żałosne- oświadczyła w końcu lodowato, a jej głos miał w tej chwili zadziwiająco wiele wspólnego ze zwykłym tonem Narcyzy Malfoy- Ale przynajmniej mamy dobrą zabawę i spędzamy wspólnie miło czas.
Ron prychnął.
- Miło? Chyba raczej niezwykle bogato... Stałaś się nagle taka fajna, przebojowa i popularna? Ciekawe dlaczego? ! – mruknął jadowicie.
Hermiona musiała wziąć kilka głębokich wdechów by się opanować. W jej oczach znowu zaczęły tańczyć żywe ogniki, którymi zdawała się ciskać w przyjaciół.
- Posłuchajcie mnie wszyscy troje- warknęła cicho, siląc się na w miarę opanowany ton. -– Nie jestem ani FAJNA ani PRZEBOJOWA. Mam nowych znajomych, bo tak się sprawy potoczyły, ale bynajmniej nie zamierzam tego w żaden sposób wykorzystywać. Po prostu widocznie inni dostrzegli w tej całej sprawie coś, czego wy nie chcecie dostrzec...
- Że jesteś kłamczuchą? – podsunął z przekąsem Harry.
Hermiona spojrzała na niego wściekle.
- Nie mam najmniejszego zamiaru z wami dłużej w ten sposób rozmawiać- oświadczyła w końcu.
- Oczywiście, gdzieżbyśmy śmieli przeszkadzać jej wysokości i grupce adoratorów- warknęła ironicznie Ginny.
- Wiecie co? Naprawdę najlepiej będzie jak sobie pójdziecie- wtrąciła się Violet. – W tej sytuacji nie jest to najszczęśliwszy pomysł kontynuować tę idiotyczną dyskusję.
Hermiona była naprawdę wdzięczna przyjaciołom za pomoc w rozegraniu tej nieprzyjemnej rozmowy. Usłyszała jeszcze, jak Harry mówi coś w rodzaju: „Ja przynajmniej miałem powód, by być popularny“. Zabawne- nigdy nie wspominał o swojej sławie.
Spojrzała posępnie na przyjaciół.
- Ojej, nie za ciekawie to się przedstawia- zmartwiła się Tina, Krukonka z szóstej klasy.  - Przecież tak dobrze zawsze się rozumieliście.
- To wszystko przez tego Malfoya- stwierdził Robert, chłopak Tiny.
- Z jednej strony macie rację- przyznała Hermiona, nalewając sobie soku z dyni. – A z drugiej... Może powinnam im powiedzieć wcześniej...
- Tym, czego oni NA PEWNO nie powinni robić, jest takie zachowanie względem ciebie, Hermiono. I względem nas- oświadczyła pewnie Luna.
- Takie sprawy załatwia się inaczej niż obrażaniem się- potwierdziła Violet.
- Nie martw się, Mioney! Przejdzie im! – spróbował pocieszyć Neville. – Przecież nie mogą być źli już na zawsze...
            No właśnie. Hermiona od jakiegoś czasu, obserwując zachowanie Harrego, Rona i Ginny, coraz częściej zaczęła zadawać sobie to pytanie. I- co najbardziej przerażające- nie była taka przekonana co do odpowiedzi.

•••••••••••••••••••

            Hermiona była wielce zaskoczona, gdy wieczorem zapukała do gabinetu Narcyzy i ujrzała tam wszystkich trzech Malfoyów, pogrążonych we wspólnej rozmowie.
Lucjusz najwyraźniej został poinformowany o odbywającym się szlabanie, bo nagłe pojawienie się Gryfonki zdawało się nie zrobić na nim większego wrażenia. Natomiast Hermiona poczuła się bardzo głupio i szczerze pożałowała, że żadna z bliskich jej osob nie odbywa z nią szlabanu. Przynajmniej miałaby bratnią duszę.
Nim cała sytuacja zaczęła wyglądać głupio, szybko opanowała się i grzecznie przywitała, po czym spojrzała na Dracona.
- W tej sytuacji, ja zacznę już sprzątać- zaproponowała cicho. – Wy z rodzicami spokojnie sobie porozmawiacie i po prostu zejdź do mnie, kiedy skończycie- zaoferowała.
Szczerze mówiąc, nie była to z jej strony żadna przysługa, przynajmniej ona tak tego nie odbierała. Ponieważ sama byłaby wielce rada, gdyby mogła w całości wykorzystać czas, który miałaby okazję spędzić z rodzicami, automatycznie uznała swoją propozycję za naturalną.
Rodzina arystokratów jednak najwidoczniej miała zgoła inne pojęcie normalności. Dracon nieznacznie uniósł brwi w akcie zdziwienia, Narcyza zamrugała powiekami, a Lucjusz wpatrywał się przenikliwię w Hermionę, by w końcu uśmiechnąć się z wyższością.
- To niezwykle uprzejma propozycja z twojej strony- oświadczył cicho, Hermiona jednak słyszała doskonale każde jego słowo. – Jednakże właśnie Draco wspominał o tobie i pewien jestem, że wasza dzisiejsza kara będzie mogła wyglądać nieco inaczej. Mam rację, najdroższa Narcyzo? – zwrócił się do żony.
Pani Malfoy przyjęła propozycję z chłodną obojętnością. Tak, jakby planowali to już wcześniej.
- Owszem- oświadczyła w końcu, po czym spojrzała na Hermionę zapraszająco. – Zapraszam, panno Granger. Trochę sobie porozmawiamy.

niedziela, 23 lutego 2014

ROZDZIAŁ 16

Witajcie!

Rozdział 16- oto jest!
Tym razem mam przed nim nieco inne ogłoszenia.
PO PIERWSZE: Jest to opowiadanie- treści w nich zawarte nie mają broń Boże nikogo obrazić.... Tutaj akurat wybrałam ten temat, bo pasował mi do kontekstu. Opinie bohaterów na ten temat nie mają nikogo moralizować ani pouczać... Po prostu są i tyle.
Również rozwiewając wszelkie wątpliwości- nie ma w tym rozdziale mowy o technice in vitro, tylko o zakazanym w tej chwili w Polsce projektowaniu embrionów.
2. Z moją małą siostrzenicą oglądałam dziś bajkę o kucykach i.... akurat trafiłyśmy na taki odcinek, w którym piosenka idealnie kojarzy mi się z sytuacją opisaną w rozdziale- pewnie zorientujecie się, którą:) Pozwolę sobie więc wstawić linka do piosnki- a jak macie młodsze rodzeństwo/kuzynostwo/siostrzenice/bratanice/inne- macie przy okazji miłą pieśń, by zabawić Malucha:P

edit: tak, zapomiałam :P
http://www.youtube.com/watch?v=5PJ6gHswSpk



Pozdrowienia dla każdej z Was!
Ciepło ściskam!!!


ROZDZIAŁ 16


Wszystkich niezmiernie zdziwił fakt, że następnego dnia rano na lekcji transmutacjii zamiast stanowczej i zdecydowanej profesor Mcgonagall,czekała na nich nieznana nikomu czarownica. Zważywszy na fakt, iż w klasie tej od niepamiętnych czasów stacjonowała starsza kobieta, intruz wydawał się wszystkim bardzo młody, mimo iż mógł mieć najwyżej trzydzieści sześć lat.
Obca miała na sobie szmaragdową szatę z bordowym pasem, a na jej głowie spoczywał niski, czarny kapelusz.
Proste słomkowe włosy okalały pociągłą twarz, na której zaczęły już się pojawiać pierwsze zmarszczki.  Uważne spojrzenie zielonych oczy przyciągało uwagę zbierającej się klasy, a lekki uśmiech dodawał otuchy po pierwszej niezbyt pozytywnej reakcji, spowodowanej brakiem starej nauczycielki transmutacji.
- Witam was serdecznie! – odezwała się kobieta, równo z chwilą wybicia godziny ósmej.
Powszechnie,wiadomo było jak wysoką wagę profesor Mcgonagall przywiązuje do punktualności, wszyscy siedzieli już więc na swoich miejscach. – Nazywam się Ingrid Couvert.  Ponieważ pani profesor Minerva Mcgonagall musiała pilnie wyjechać, będę zajmować jej miejsce- zarówno jako nauczycielka transmutacji, jak i opiekunka Gryffindoru. Wiem, że nie uda mi się zastąpić pani profesor- uśmiechnęła się nieznacznie. – Postaram się jednak, abyście w jak najmniejszym stopniu odczuli jej nieobecność.  Bądź co bądż- sumy już niedługo.
            Wśród Gryfonów zapanowało poruszenie. Trudno było komukolwiek wyobrazić  sobie dom lwa bez stanowczej profesor Mcgonagall, jakkolwiek sympatyczna wydawałaby się nowa nauczycielka.
- Ciekawe, gdzie Mcgonagall było tak spieszno- szepnęła Violetka, nachylając się do Hermiony. – Przecież jeszcze wczoraj rano wlepiała szlaban Seamusowi za częstowanie pierwszaków Krwotoczkami...
- Podejrzana sprawa- zgodziła się Hermiona. – Z drugiej jednak strony,  różne rzeczy się zdarzają... Nie widzę narazie powodów do zmartwień, Mcgonagall nie wyjechała przecież na zawsze... Tak długo jak ta Ingrid będzie uczyć porządnie, dla mnie nie ma problemu...
- Ty i ta twoja pasja nauki, kochanie! – wtrąciła się Parvati, uśmiechając się do dziewcząt promiennie.
            Zwykle Hermiona zajmowała drugą ławkę wraz z Harrym i Ronem. Od tego roku również towarzyszyła im Violet.
Teraz jednak obie przyjaciółki z powodów oczywistych musiały zmienić miejsce, a Parvati i Lavender szczerze i niezwykle ekspresyjnie zachęciły je do ulokowania się obok.
            Harry i rodzeństwo Weasleyów zdawali się zupełnie ignorować zarówno Violet, jak i Hermionę- ku rozpaczy tej ostatniej, dla której nawet spojrzenia spode łba i warczenie na siebie byłoby lepsze, niż traktowanie się wzajemnie jak powietrze.
Była jednak niezmiernie wdzięczna Violetce i Lunie, które zgodnie utrzymywały, że bardziej niż pewny jest fakt, że obecny stan niemej wojny między Złotą Trójką jest tylko czasowe- wszak poważniejsze rzeczy stawały na drodze idealnej przyjaźni.
Hermiona zaczęła dostrzegać zaś, że nagle prawie cała szkoła zdawała się mieć do niej pozytywny stosunek.
Wszyscy witali się i zagadywali ją i jej towarzyszki, gdy szły korytarzem, co sprawiało, że czuła się jak zła bohaterka stereotypowego filmu dla nastolatek- elita szkolnych elit- i wpędzało ją w niejaką frustrację.
Starając się zawsze odpowiadać wszystkim uśmiechem i miłym słowem,
(„No i chociażby to różni cię od tych postaci w śmiesznych mugolskich scenkách“- skwitowała Luna, gdy Hermiona podzieliła się z przyjaciółkami swoją refleksją, po krótce zaznajamiając je wcześniej z całą sprawą) powoli odkrywała fakt, że oto niespodziewanie liczba ludzi, w których towarzystwie się obraca zaczyna rosnąć w zastraszającym tempie.
Wciąż jednak czuła się w środku tą inną- gorszą, brzydszą, mniej atrakcyjną,dziwniejszą niż inni, w których środowisku się znajdywała.
            Nie oszukiwała się, że ten nagły wzrost popularności spowodowany jest czynnikiem zgoła innym niż wyjściem na jaw prawdy o jej pochodzeniu i to ją bolało.
Przy całym swoim pozytywnym nastawieniu do nowych znajomości, starała się za wszelką cenę nie przywiązywać do nich zbyt emocjonalnie, by nie cierpieć potem w wypadku, gdyby okazały się być budowane li tylko na fundamencie chwilowego rozgłosu wokół jej osoby, który- jak każda sława- prędzej czy później ucichnie.
Naturalnie, nie chciała też z góry  przypinać wszystkim nowo poznanym ludziom łatki podłych sępów, żerujących na jej popularności. Sama wszak przekonała się, że stereotypy bywają bardzo krzywdzące, a każda zawarta przyjaźń może wszak wnieść coś nowego do naszego życia- i wtedy rzeczą drugorzędną stają się okoliczności jej początku- rzecz jasna przy spełnieniu kluczowych warunków- szczerych intencji i braku chęci wykorzystywania owej znajomości li tylko do własnych celów.
            Mimo że nie mogła narzekać na nudę, tak naprawdę tęskniła za starym życiem. Harry, Ron i Ginny wciąż byli jej bliscy i pomimo całej wściekłości kierowanej w ich kierunku, brakowało jej wspólnie spędzonych chwil. Wiedziała jednak, że obecna kłótnia jest równiż ich winą, a ponieważ była istotą honorową, nie zamierzała im się narzucać. A sądząc po ich stosunku do niej, zdecydowanie nie chcieli jeszcze z nią rozmawiać.
- Hej, obudź się! – z rozmyślań wyrwała ją Violetka.
Hermiona lekko podskoczyła, ale posłała koleżance uśmiech, wdzięczna za sprowadzenie ją na ziemię.
            Profesor Couvert zapisała na tablicy swoje nazwisko oraz numer gabinetu, w którym zawsze można ją było znaleźć.
- Nie wstydźcie się przychodzić do mnie z pytaniami, moi drodzy- zachęciła z uśmiechem. – Chociaż nie obiecuję  wam, że zawsze będę w stanie na nie odpowiedzieć, szczególnie w środku nocy... Albo w sobotni poranek, po piątkowej wizycie w Hogsmade.
Klasa zachichotała. Nauczycielka całą swoją osobą sprawiała wrażenie, że autentycznie cieszy się z faktu, iż może ich uczyć.       Mimo że jej żart nie był do końca śmieszny ani szczególnie wyszukany- każdy odebrał go jako coś sympatycznego... Partnerskie traktowanie uczniów najwidoczniej było jedną z metod Ingrid- i większości uczniów pasowało to.
- Zapamiętajcie, że głupie pytania to tylko i wyłącznie te, których nie zadajecie- kontynuowała nauczycielka.
- Albo te, które zadaje szlama Granger- szepnął Draco Malfoy do Pansy Parkinson, która  zareagowała histerycznym, teatralnym śmiechem.
            Ingrid Couvert również usłyszała uwagę Ślizgona. Wyprostowała się  i skinęła głową, a potem odezwała się śiertelnie wolno i śmiertelnie poważnie.
- Jest jedna, podstawowa rzecz, którą radzę wam zapamiętać. Przenigdy więcej nie chcę słyszeć takiego słownictwa. Jeśli chcemy efektywnie pracować, mamy być drużyną. Możemy pożartować, możemy się pośmiać- ale żarty do tego czasu są śmieszne, dokąd nie obrażają żadnego z nas. Nie pytam się, czy to zrozumieliście, bo to nie prośba, tylko polecenie. A teraz- wróciła pogodna natura nauczycielki. – Przechodzimy do transmutacji.

***********

- Więc czym mnie zadziwisz, Granger? – zapytał Malfoy, gdy tylko Hermiona zamknęła za sobą drzwi klasy obrony przed czarną magią.
Wpatrywał się w nią prowokacyjnie, pogardliwym spojrzeniem niebieskich oczu. Ręce założył na piersi i siedząc na biurku nauczycielskim zdawał się tylko czekać, by wykpić ją i wyśmiać każdy jej następny ruch.
- Do końca szlabanu jeszcze trochę nam zostało- wzruszyła ramionami. – Póki co szukam inspiracji.
- A może POPULARNOŚĆ nie pozwala ci spełnić obietnicy, co szlamo? prowokował.
Hermiona spojrzała na niego dziwnie.  Nie wiedziała co się dzieje, ale poczuła się dziwnie zraniona słowami chłopaka.
Było w nich zawarte tyle pogardy, że sama poczuła w sercu ukłucie wstydu.
Wstydu? Z jakiego powodu?
Niewiem.
Znowu ta głupia „szlama“!
Daj spokój!Nigdy cię to nie rusza! Lubisz świat mugoli! Merlinie, niedawno mówiłaś Harremu, Ronowi i Ginny, że nic sobie nie robisz z tych jego „szlam“!
Przecież ty NAPRAWDĘ nic sobie z tego nie robisz!
Ale....
Tyle nienawiści.
Tyle pogardy.
Tyle zniesmaczenia.
W tym jednym słowie.
Sześciu literach.
Pięciu głoskach.
Ni stąd ni z owąd poczuła pieczenie pod powiekami.
Cholera, co się z tobą dzieje?!
Nie będziesz przecież płakać z powodu „szlamy“ Malfoya.
Powiedział to z taką nienawiścią... Skąd u niego tyle nienawiści?
Głupia, przecież zawsze tak mówi!
Ale dlaczego?! Przecież ostatnio sam się przekonał, że nie umie obsługiwać mugolskich urządzeń! Dlaczego nadal uważa Mugoli za zwierzęta? Za istoty o niższym intelekcie?
Uspokój się, do jasnej cholery! Czego ty się spodziewałaś?
Niczego. Ale gdyby... To mógłby...
„Szlama“
....
- Zawsze dotrzymuję obietnic, Malfoy- Hermiona za wszelką cenę starała się odgonić narętne myśli , przeklinając sama siebie. Wciąż powieki ją piekły, modliła się więc, by Dracon tego nie zauważył. Gdyby zaczął się z niej śmiać, nie wytrzymałaby i rozkleiła się na dobre.
Znowu czuła się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka.
Żałosne i patetyczne!
O dziwo, Ślizgon przez chwilę nic nie mówił. Minęła cała sekunda, nieskończenie długa chwila, ww której była tylko cisza. Cisza, którą oboje się napawali, łącząca ich światy i tworząca nowy, indywidualny. Nić porozumienia.
A potem dobiegło ją nowe stwierdzenie.
- Cztery miliony galeonów, hmm? Nieźle. Ponad dwukrotnie więcej ode mnie...
            Przygryzła dolną wargę. W Hogwarcie było wielu uczniów mugolskiego pochodzenia. Teraz, kiedy wszyscy znali już nazwisko ej rodziców, nietrudno było im sprawdzić, na ile dolarów szacuje się majetek Vinnetów, a potem przeliczyć sumę na galeony. Ten wynik był już zrozumiały dla całej szkoły.
Zadziwiające, jak interesujące może być dla innych życie drugiego człowieka!
- Co to za różnica, Draconie? – szepnęła w odpowiedzi, odważywszy się na niego spojrzeć.
Jej słowa wywołały u niego mikroekspresję, ledwo widoczny ruch kątem warg. Skórcz nerwów wzrokowych.
- W kwestii pieniędzy jest pewna granica, po przekroczeniu której ich ilość nie liczy się, jeśli chodzi o konsumpcję- szepnęła, jakby się tłumacząc. – Bo widzisz... Ile jesteś w stanie wydawać? Co jeszcze sobie kupić? I wtedy to czy masz milion, pięć milionów czy dziesięć... Przestaje to mieć dla ciebie znaczenie, tu i teraz. I tak jesteś w stanie pozwolić sobie na życie na najwyższym poziomie i kupowaniu tego, co dusza zapragnie.  Kogo więc obchodzi, które z nas posiada więcej złota? Pomijając fakt zupełnie odmiennej waluty, sytuacji ekonomicznej, cen produktów... Po co my w ogóle o tym gadamy!? – zreflektowała się.
Draco kilkakrotnie zamrugał.
Granger była... Inna. Dotąd każdy z jego znajomych w głębi ducha zazdrościł mu stanu jego skrytki u Gringotta. A ona tymczasem... Merlinie, było coś w słowach tej cholernej Gryfonki!
Rzeczywiście- mimo iż zdawał sbie sprawę, że dochody jego rodziny różnią się od siebie, w zależności od okresu- nigdy nie wnikał w to, ile zer przybyło, a ile ubyło w kwocie jego majątku. Rzeczywiście, przy tak wielkich sumach nie było różnicy... A ona mówi o tym z tak stoickim spokojem. Jakby jej było wszystko jedno... Jakby jej było wszystko jedno, że mogłaby teraz wyśmiewać jego i jego rodzinę, jako bogatsza, inteligentniejsza i najśliczniesza istota, jaką kiedykolwiek widział!
Zaraz, zaraz.. Nie pomyślał tak, prawda?
Nie, na pewno nie! Tylko mu się tak zdaje. Zwykła pomyłka!
- Zamierzasz dzisiaj znowu pisać coś dla paralityków? – spytał szybko, starając się nie dawać po sobie poznać zakłopotania. – Czy twoi mugole odpuścili?
Spojrzała na niego dziwnie.
- Nie Draco, nie odpuścili. Przypuszczam, że nigdy nie odpuszczą. Niestety...
„Draco“! Smutny ton w jej głosie! Boże, jaka ta szlama była wkurzająca!
- Czemu niestety?
- Widzisz... Mugole jak każdy lubią czuć władzę... Czasem wychodzi to na dobre i naprawdę potrafi komuś ułatwić życie. Albo uratować... Przeszczepy, Transplantacje krwi...
- Co takiego?
- No wiesz.... Gdy ktoś ulegnie wypadkowi i straci dużo krwi, Mugole nauczyli się przetaczać mu krew cudzą... Jest specjalna organizacja ochotników, którzy oddają swoją...
- Zabijają się? – to, o czym mówiła było głupie. Kto normalny dałby się zabić, by dać komuś swoją krew?! Obrzydliwe!
Zaśmiała się (ślicznie).
- Nie, głupolu! Oczywiście, że nie! Oddają trochę krwi. Tyle, ile mogą dać, by samemu pozostać zdrowym...
- I jak ktoś dostanie taką krew od kogoś to przeżyje?
Hermiona zrobiła dziwną minę.
- Teoretycznie.
Zmarszczył brwi.
- O co ci chodzi?
- No bo wiesz- przez jej twarz przemknął cień cienia uśmiechu. – Potęgo ludzkiej podświadomości jest niezwykła... Załóżmy więc, że taki ty potrzebował byś krwi i lekarze przetoczyliby ci ją od takiej mnie... Ponieważ zapewne nie chciałbyś mieć w żyłach BRUDNEJ krwi od SZLAMY to... to twój organizm mógłby odrzucić przeszczep... I mimo że technicznie wszystko powinno być w porządku, silnie negatywne nastawienie wszystko by popsuło...
            Był pewien smutek w tych jej słowach i Hermiona wiedziała, że Drtaco go wykrył. Sporo ją kosztowało powiedzenie tej kwestii, szczerze mówiąc wahała się, czy w ogóle ją wypowiedzieć. Postanowiła jednak zaryzykować i teraz spróbowała zaobserwować jego reakcję.
Nie umiała tego nazwać. Zaskoczenie, zamyślenie, smutek, analiza, szok... Coś jeszcze? Tak, na pewno. Tylko co takiego?
- Za nic w świecie nie chciałbym twojej szlamowatej krwi, Granger. Nawet, jak miałbym umrzeć- powiedział w końcu, a Hermiona westchęła. Typowe zachowanie Malfoya.
- W każdym razie- Mugole się tym chyba szczycą? Więc co ty mi tu mówisz o „niestety“....
Hermiona uniosła rękę na znak, że do tego właśnie zmierza.
- Wiesz, krew to już w tej chwili nic... Obecnie z jednej komórki czyjegoś ciała naukowcy są w stanie wyhodować mu wiele możliwych narządów- na wypadek, gdyby dopadła go jakaś choroba...
Draco zmarszczył brwi. Merlinie, to brzmiało tak irracjonalnie, że aż śmiesznie!
- I to też jest niesamowite! Ale- na chwilę zawiesiła głos. – Z chwilą rozwinięcia się eksperymentów na komórkach, zaczęto też iść w drugą stronę... Jak stworzyć człowieka? Co tu zrobić, by nasze dziecko było jak najlepsze...
- To chyba nie jest nic złego, Granger- wtrącił. – Każdy normalny człowiek chce, by jego dziecko było wyjątkowe. Jak tego nie rozumiesz, to....
- Nie o to chodzi, Malfoy! – przerwała mu. – Oczywiście, że każdy chce mieć wyjątkowe dziecko! Ale tu chodzi DOSŁOWNIE o wybieranie! „Moje dziecko ma mieć niebieskie oczy i czarne włosy... Ma umieć grać na pianinie i mieć zdolnosci sportowe. Ma mieć zdolności językowe. Niekoniecznie wysokie, umiarkowanie szczupłe. Najlepiej, gdyby było Mulatem. I pieprzyk na prawym policzku, to wygląda tak słodko....
- Połowa rzeczy, które wymieniasz są kwestią wychowania- prychnął, czując się  jednak w głębi serca skonfundowany.
- I tak, i nie Draco... Widzisz... W genach masz to wszystko zapisane. Owszem- jeśli nie będziesz ćwiczył ani w ogóle nie usiądziesz do pianina, nie będziesz na nim grał.... Ale predyspozycje masz w DNA.... To znaczy w genach.... Yyyyy... A no tak, nie wiesz c to są geny... No, w każdym razie w sobie. Powiedzmy....Potencjał!
- I Mugole stwarzają sami ten potencjał, tak?- zapytał niepewnie Dracon.
- Można tak powiedzieć....Znaczy aktualnie w bardzo wielui miejscach jest to zabronione ze względu na etykę....
- Etykę?
- Tak właśnie. Etykę. Takie użyteczne słówko, którego ty nie przestrzegasz- dogryzła Gryfonka. – Ale sądzę, że mimo to i tak robią.  I wbrew pozorom to przykre...
- Hmm, powiedziałbym raczej że.... dziwne...
- Tak? Wyobraź więc sobie, że twoi rodzice nie kochają ciebie- Hermiona spojrzała na niego uważnie. – Tylko... Tylko idealną, obmyśloną przez siebie składankę.... Zaprojektowaną specjalnie przed twoim narodzeniem.... Wybrane cechy, które zostały uznane za atrakcyjne. Zero miejsca na twoją osobowość i wyjątkowość....
- Moją wyjątkowość? – powtórzył szeptem Draco. – Naprawdę TY uważasz, że ja jestem...wyjątkowy?!
Hermiona spojrzała na niego uważnie.
- Każdy jest- szepnęła. – Każdy bez wyjątku.
- A cóż jest takiego NIEBEZPIECZNEGO w tym zadziwiającym procesie?- odezwała się Narcyza (a któżby inny J - przypis- Autorka), wchodząc do sali.
Hermiona mogła przysiąc, że Draco przewraca oczami.
- Mamo, co ty tu robisz? – jęknął, zapomniawszy o obecności kogoś pokroju Hermiony w swoim otoczeniu.
- Przyszłam sprawdzić jak wam idzie- odparła chłodno kobieta. – A teraz pragnę dowiedzieć się od naszej kochanej szlamy
(„Dlaczego nagle mi przykro?! – zastanawiała się Hermiona, usłyszawszy przezwisko- „Co się do cholery dzieje?!“)
paru...szczegółów  odnośnie tego jakże ciekawego procesu, któremu poświęcacie całą swoją uwagę, zamiast łaskawie zacząć sprzątać.
            Cholera! Zapomieli! 
Narcyza widząc zakłopotane spojrzenia, wymieniane między synem, a Gryfonką teatralnie westchnęła.
- Więc? – ponagliła dziewczynę.
- Po raz kolejny zaczną starać się stwarzać lepszą rasę- odezwała się spokojnie, patrząc pani Malfoy prosto w oczy. – Hodować idealne, niezniszczalne osobniki. Nadludzi. Ideologia, jaką starano się przeforsować podczas Wojny.
Pozatym stworzenie sztucznego mózgu jest tylko kwestią czasu, a wtedy... Prędzej czy później ktoś wykorzysta to do...- zastanawiała się, jak ująć w słowa swoje myśli tak, by jej wypowiedź nie ugodziła bezpośrednio w poglądy Malfoyów... Mimo że przez ten cały czas zupełnie swobodnie balansowała na ich granicy. – Do niewłaściwych celów- dokończyła w końcu. – Jak podczas wojny...
            Narcyza wyprostowała się.
Druga Wojna Światowa.
Czytała o tym wydarzeniu i wciąż miała w pamięci co po niektóre opisy. Gdyby ktoś jej o nich opowiedział, nie uwierzyłaby.
            Zawsze miała Mugoli za bezmyślnych, bezmózgich przygłupów, niezdolnych do stworzenia jakichkolwiek wyższych form cywilizacji.
Wczoraj jednak miała okazję zobaczyć u tej szlamy coś, czego sama nie umiała obsłużyć, a nawet autentycznie obawiała się przez chwilę, iż jej Draco uszkodził maszynę.
            Czytała o wojnie, zabójstwach krwawych i zbrodniach doskonałych- torturách, których nie powstydziła się nawet jej droga siostra Bella albo Czarny Pan.
            Teraz zaś dowiadywała się o czymś nowym, projektowaniu ludzi. O stworzeniu sztucznego mózgu... Merlinie- O tym nie śniło się nawet czarodziejom.
            Nie mogła jednak dać po sobie poznać przed Granger zaskoczenia. Nie na miejscu byłoby okazanie, iż to co mówi wywołało w niej jakiekolwiek emocje. Wystarczy jej ten ogromny niepokój, który odczuwała wewnętrznie.
Wciąż była wszak członkinią zacnego, czarodziejskiego rodu- a to, to tylko mała szlama.
- Intrygujące- oświadczyła w końcu. – Mniemam, że znasz się na tym bardzo dobrze?
Hermiona wyczuła lekką kpinę w tym zdaniu i dopiero wtedy zaczęła się tak naprawdę zastanawiać, po co do cholery rozprawia z Malfoyami o problemach etycznych rozwoju biotechniki i ingerowaniu w genom!
Wczoraj- programowanie, dzisiaj bioetyka.... Co będzie jutro, pojutrze!
Do cholery, to Malfoyowie! Po co wdawaćsię z nimi w dyskusję. Są przecież....
MALFOYAMI!
- Niezbyt bardzo, proszę pani- odparła w końcu zrezygnowana. – Nie uważam się za specjalistkę, chociaż jestem wszak   s z l a m ą  - specjalnie, nieco prowokacyjnie użyła tego słowa. W połowie dlatego, by pokazać zarówno Narcyzie, jak i Draconowi, że nie rusza ją to przezwisko, a w połowie by sprawdzić, co się do licha stało, że nagle jednak trochę ruszać ją zaczęło. – Jest to więc moje naturalne środowisko- dokończyła w końcu.

sobota, 15 lutego 2014

ROZDZIAŁ 15


 JEEST!

Mam dla Was długaśny rozdział 15! 
Muszę przyznać, że nie wykorzystałam w pełni potencjału tkwiącego w nim, ale po prostu musiałam wkleić go dzisiaj.
Trochę krótka konfrontacja z Draco i Narcyzą, ale nie martwcie się- to tylko zapowiedź, wszak szlaban jeszcze trwa!
Z racji, że rozmawiałyśmy o tym bardzo długo z Klaudią- Anonimkiem- to dla niej ponownie jest dedykacja.
Ponieważ to nie parodia, nie mogłam zrobić tego zupełnie tak samo, jak w naszych planach, ale starałam się coś wymyślić:)


 ROZDZIAŁ 15

- Hermiona? Czy nie uważasz, że powinnaś nam coś powiedzieć? – zaczął niepewnie Harry, kładąc przyjaciółce rękę na ramieniu.
Hermiona odwróciła się do niego gwałtownie,  aż odskoczył odruchowo. Ron i Ginny stali nieco z tyłu, zaś Violet przybrała krzepiący wyraz twarzy, jakby chciała dodać przyjaciółce odwagi.
- Co jeszcze chcecie wiedzieć?! – krzyknęła Hermiona, a wszyscy aż podskoczyli przerażeni. – Ta śmierdząca fretka powiedziała już chyba wszystko! Jestem mugolską milionerką, mam inne nazwisko niż moi rodzice i ostatni raz spędziłam z nimi więcej niż dwa dni gdy miałam dziewięć lat i to tylko dlatego, że przeniesiono kurs modelowania koneksjonistycznego z Edynburga do Londynu! W lipcu oprócz denerwującego towarzystwa Malfoya miałam okazję rozmawiać z nimi aż przez dwa długie wieczory, z czego połowę czasu i tak spędzili umawiając spotkania na drugim końcu globu! Wcale nie są dentystami, tylko programistami, a ja również lubię te mugolskie zabawy i szczerze zastanawiam się nad związaniem z nimi swojej przyszłości, a przynajmniej jej części! Może dlatego nie przejmuję się tym, że jestem cholerną szlamą, a nawet się z tego cieszę!  I pewnie w ogóle mnie nie zrozumiecie, ale mam serdecznie dosyć mojego życia, bo uważam, że to wszystko jest chore! Zupełnie pokręcone! – wyrzuciła z siebie na jednym wdechu, po czym opadła na fotel, starając się opanować oddech.
Jej przyjaciele przez chwilę przypatrywali jej się w napięciu. Wreszcie Ginny odważyła się przerwać to niezręczne milczenie.
- Czemu? – wyszeptała- Czemu nam nic nie mówiłaś?
Hermiona spojrzała smutno na przyjaciół. Teraz, gdy emocje opadły przyszedł czas na wyjaśnienia.
- Bałam się- wyszeptała. – Pozatym nie chciałam... niechciałam byście myśleli o mnie jako o samolubnej, rozkapryszonej panience z dobrego domu.
- Hermiono, jak mają na nazwisko twoi rodzice? – zapytał nagle Harry.
No tak, przecież on miał regularnie kontakt z mugolskim światem.
- Vinnet- wyszeptała Hermiona, ledwo słyszalnie.
Potter wytrzeszczył oczy.
- CI Vinetowie? Wow! Ostatnio znaleźli się na liście stu najbogatszych ludzi świata!
            Ron prychnął i wycelował w Hermionę palcem.
- I co ci niby z tego przyszło? – warknął jadowicie. – Dumna jesteś, że nas okłamałaś? Merlinie, nawet nie mam pomysłu, co takiego NAPRAWDĘ mogą robić twoi rodzice! O co w ogóle ci chodzi?
- Przepraszam! – broniła się Hermiona. – Po prostu bałam się wam o tym mówić, a kiedy ostatnio tak bardzo krytykowaliście milionerów przy lekturze „Proroka“...
- Widocznie niewiele się myliliśmy- przerwał lodowato Ron. Dla Hermiony był to cios prosto w serce. Na nowo zaczęła się denerwować i już chciała coś powiedzieć, ale Violet ją wyprzedziła.
- Ron, jak możesz opowiadać takie rzeczy?! – zaczęła gniewnie, łapiąc się pod boki. – Oceniać swoją przyjaciółkę, tylko na podstawie...
- Kłamstwa- wpadła jej w słowo Ginny. – A ty się lepiej nie wtrącaj. Nie znasz jej tak dobrze!
- Przestańcie w tej chwili czepiać się Violetki! Nic wam nie zrobiła!- krzyknęła wściekła Hermiona.
To była już lekka przesada!
- Tak? To może teraz ona jest twoją nieodłączną przyjaciółką? – warknął wściekły Harry. – Och, Malfoy również wiedział niespodziewanie wiele o twojej prawdziwej naturze! Może więc kumplujecie się i w trójkę nabijacie z naiwnego, biednego Pottera i Wesleyów? To takie zabawne, że ci ufaliśmy!
- Jak możecie!? Jak możecie w ogóle porównywać mnie do Malfoya?! Właśnie dlatego chciałam, by prawda nie wyszła na jaw! Byście nie myśleli, że mam ego wysokie jak Mount Everest, a wszystkie moje problemy są rozdmuchanymi kaprysami  rozwydrzonej smarkuli! Że nie znam życia i nie wiem, co to prawdziwe zmartwienia! Pragnęłam, byście lubili mnie, Hermionę Granger, a nie jej pochodzenie!
- Tylko że my nie lubiliśmy Hermiony Granger- zauważyła Ginny. – Tylko nieistniejącą osobę, którą Hermiona starała się być...
- Czy wy nic nie rozumiecie?! Tak trudno wam pojąć to, że tu nie chodzi o kreowanie się?- krzyknęła, podnosząc się. – To, że skłamałam w kwestii swojej rodziny nie znaczy wcale o moim stosunku do was! Chciałam, byście traktowali mnie poważnie! I byście nie podchodzili lekceważąco do tego wszystkiego co mówię, bo przecież „i tak nie znam życia“.
- Bo nie znasz- odezwał się Ron, patrząc jej prosto w oczy. – Jesteś dokładnie taka... Bogata dziewczyna, za nic mająca przyjaciół, którzy myśleli, że jej ufają. Nie wszystko można kupić, wiesz?
To już było dla Hermiony za dużo. Jak wcześniej przez jej zdenerwowanie przebijała raczej rozpacz, teraz poczuła się wściekła, doprowadzona do granic wytrzymałości przez rudzielca.
- Posłuchajcie mnie wszyscy- warknęła. – Nie wiem, skąd wniosek, jakobym uważała, iż „wszystko w życiu można kupić“. Przez ostatnie parę minut usiłuję wbić wam do głów, że jest zupełnie inaczej, ale jak tego nie pojmujecie, to bardzo mi przykro... Nie zamierzam więcej się tłumaczyć, bo powiedziałam już dosyć i wszystko wam wytłumaczyłam. I- co najważniejsze- PRZEPROSIŁAM WAS.
- Szczerze, czy to kolejne kłamstwo? Kim tak naprawdę jesteś? Egipską księżniczką? Córką Voldemorta? A może jeszcze kim innym? – nie mógł powstrzymać złośliwości Harry.
Hermiona spojrzała nienawistnie na przyjaciół.
- Wystarczy już tego wszystkiego- syknęła, ciskając z oczu ogniki. – Nie mam zamiaru słuchać, jak mnie obrażacie!
- Świetnie- warknęła Ginny, odwracając się tyłem do Hermiony. – Bo my nie mamy ochoty dłużej z tobą rozmawiać... Z wami obiema- zwróciła się do Violet. – Pasujecie do siebie, hmm?
-  Obie tak samo tajemnicze i kłamliwe... Miejcie swoje sekrety i niech okaże się, że obie jesteście Śmierciożercami.... Ale trzymajcie się od nas z daleka! – dopowiedział Ron, po czym cała trójka zniknęła pod dziurą w portrecie Grubej Damy, pozstawiając Hermionę w stanie głębokiego, wściekłego otępienia.

************

- Widzę, że jesteś melancholijna, moja Hermiono? – zagadnęła Luna, gdy Hermiona włóczyła się samotnie po błoniach.
Violet miała właśnie zaklęcia z Puchonami z trzeciego roku, a ona w obecnej sytuacji nie miała ochoty siedzieć sama w Pokoju Wspólnym.
Zastanawiała się,  czy w obecnaj sytuacji można to było rozegrać inaczej. Z drugiej strony czuła pretensje do Harrego i Wesleyów, że właściwie nawet nie pozwolili jej wytłumaczyć się ze swojego postępowania. Nie rozumieli.
To prawda, jej pewnie też byłoby przykro, gdyby role się odwróciły i znalazła się na miejscu swoich przyjaciół. Ale zrozumiałaby ich, a przynajmniej się starała.
Wiedziała przecież, że Harry i Ron też mają swoje tajemnice, że traktują ją z przymróżeniem oka i podśmiewają się z niej i jej chorobliwego zapału do nauki.
Dlaczego więc ten jeden, jedyny raz nie postarali się otworzyć na to, co do nich mówiła?
Właśnie z takich rozmyślań wyrwała ją Krukonka.
- Słyszałaś moją rozmowę z Malfoyem- bardziej stwierdziła niż zapytała Hermiona.
Luna pokiwała głową.
- Każdy słyszał. To „ktoś ma z tym jakiś problem?“ było mistrzowskie! – pokiwała z uznaniem głową.
Hermiona uśmiechnęła się do niej słabo.
- Dzięki- westchnęła. – I widzisz, Harry, Ron i Ginny są na mnie źli. Bo ich okłamałam...
- Okłamałaś? – Luna zmarszczyła brwi. - Czy kiedykolwiek zapytali cię: „Hej, Mionku, czy jesteś milionerką“? – spytała rzeczowo.
Hermiona zastanowiła się przez chwilę.
- Nie. Ale powiedziałam im, że moi rodzice są dentystami, a nie programistami- orzekła w końcu.
- Programistami?
- Och, no wiesz... Stwarzają coraz to nowe udoskonalenia do urządzeń Mugoli... Tak w skrócie.
- Pewnie zajmuje im to dużo czasu, hmm? – Luna spojrzała na przyjaciółkę troskliwie.
Zabawne. Hermiona miała wrażenie, że ta dziwaczna Krukonka rozumie więcej, niżby się mogło wydawać.
Za nieprzytomnymi, błękitnymi oczami, zaróżowionymi policzkami i poskręcanymi blond włosami, krył się nie tylko niezwykle bystry umysł, ale naturalna otwartość i wyrozumiałość.
- Bardzo dużo- przyznała cicho Hermiona. – Tyle, że prawie wcale nie ma ich w domu. Czasem zazdroszczę Ronaldowi i Ginny ich kontaktu z matką... Ale nie powiem im tego wprost, niezrozumieją....
- Teraz może nie. Każda kłótnia przyjaciół  odżywia komiponty- jak tylko zwietrzą okazję, nie dadzą tak łatwo im dojść do porozumienia. Ale z czasem stają się najedzone i odpuszczają- wtedy jest łatwiej porozmawiać.
            Hermiona pomyślała, że  spośród wielu dziwactw Luny Lovegood, to akurat miało w sobie dużo sensu i właściwie wcale nie byłaby tak bardzo zaskoczona, gdyby okazało się autentyczne.
- Nie zamierzam teraz z nimi rozmawiać. Myślą o mnie jako o rozpieszczonej, bogatej smarkuli. Nawet tak na dobrą sprawę nie chcieli mnie wysłuchać. Tylko oskarżająco prosili o wyjaśnienia.
- To bardzo duża różnica, masz rację- przyznała smutno Luna. – Wiesz, dajcie sobie czas. Wasza przyjaźń nie rozpadnie się przez tą jedną kłótnię!
- Mam nadzieję- mruknęła Hermiona, a Luna krzepiąco poklepała ją po plecach.
- Zaufaj Krukonce! Wiem, co mówię. No i postaraj się zapamiętać wszystkie śmieszne rzeczy z dzisiejszego wieczora. Szlaban z Narcyzą! Pokaż jej, jaka jesteś wyczepista.
- Jaka? – Hermiona spojrzała ciekawie na przyjaciółkę.
- No wyczepista. Czyli w porządku. Wybacz, to po jaskowsku. Uczę się tego języka, by móc dogadać się z jamskami- wyjaśniła Krukonka.

***********

- Chcę, byście posprzątali naszą klasę- oświadczyła Narcyza, gdy wieczorem Hermiona zapukała do jej gabinetu. Draco już tam siedział, przez co dziewczyna poczuła się niewiarygodnie samotna. – Potem troszkę sobie porozmawiamy o tym, co wolno, a czego nie- kontynuowała kobieta, a Hermiona skinęła głową.
Porozmawiamy... Tak, na pewno nie będzie to miła rozmowa, a nauczycielka nie przepuści takiej okazji, do wytknięcia jej pochodzenia.
Harry i Ron by na to nie pozwolili, a przynajmniej byliby po raz kolejni święcie oburzeni. Byłoby łatwiej...
Ale Harry i Ron są na nią wściekli. Wprawdzie używanie na siebie wzajemnie obraźliwych słów, było stanowczo poniżej ich godności, ale niemniej nie ma w nich aktualnie oparcia.
Pozostaje więc Violetka...Violetka, Neville i Luna.
Luna, dzięki której doszła dziś do siebie po tej bardzo nieprzyjemnej kłótni. Hermiona była niezmiernie wdzięczna koleżance za tą popołudniową rozmowę.  To dzięki niej trzymała się jako tako i nie była narażona na odkrycie swoich słabości i prywatnych spraw w postaci nieporozumienia z przyjaciółmi przed upiorną rodzinką rodem z horroru.
Postanowiła zrobić tak, jak radziła jej Luna i przez te kilka godzin nie dać po sobie poznać podłego humoru. Nie może pozwolić, aby Dracon miał tą chorą satysfakcję z chwilowego zniszczenia jej relacji z nieodłącznymi kompanami.
Z resztą miała szczerą nadzieję, że uwinie się szybko z zadaniem zleconym przez Narcyzę i będzie wreszcie miała czas popracować.
Rodzice prosili ją o wykonanie w wolnej chwili nowego projektu- tym razem miał to być pierwowzór programu obsługującego udoskonalone urządzenie przetwarzające impulsy, biegnące z mózgu na sygnały analogowe , potem zaś odpowiednio na poszczególne litery.
Było to duże przedsięwzięcie i mimo mnogości podobnych wynalazków na rynku, niewątpliwie miało w sobie przyszłość i obiecywało spore powodzenie. Naturalnie, Hermiona nawet w połowie nie znała się na rzeczy tak, jak jej rodzice i jej zadanie polegało bardziej na podsunięciu pomysłu i połączeniu odpowiednich struktur płynących z zewnątrz na język zrozumiały dla maszyny. Można by to nazwać „burzą mózgów“- ze wszystkich pomysłów i rozwiązań, firma Vinnetów i wszystkie inne, współpracujące z nią przy tym projekcie, stworzy jedno uniwersalne, które w końcu doprowadzi do odpowiedniego wyniku.
Były to niewątpliwie przyszłościowe, dalekosiężne idee.
Hermiona musiała sporo namęczyć się, by móc doprowadzić jej mugolskie urządzenia do użytku w Hogwarcie.
Zarówno sprytne, powiązane z mugolskim światem zaklęcia, jak i urządzenia nie magiczne, rozwinęły się do tego stopnia, że Gryfonce w końcu udało się znaleźć taki system, który przy pomocy kilku czarów wreszcie chciał współpracować nawet w miejscu tak przesiąkniętym magią jak Hogwart.
            Teraz więc od razu zabrała się do sprzątania, nie chcąc tracić i tak zmarnowanego już, cennego czasu.
- Hej, hej, hej- Granger! Cóż to ma znaczyć ten niezwykły zapał? Czyżbyś wreszcie odkryła, że nie znaczysz więcj od skrzata domowego i pogodziła się z tym smutnym losem? – zakpił Malfoy, siadając na biurku nauczycielskim i nonszalancko zakładając ręce na piersi.
„Najważniejsze, to nie dać się sprowokować. Nie dać mu tej chorej satysfakcji.“ – powtarzała w myśli Hermiona. Wzięła dwa głębokie oddechy. Tylko spokojnie.
- Po prostu chcę szybko zrobić swoją część, bo mam ważniejsze sprawy na głowie- oświadczyła, siląc się na neutralny ton.
Prychnął.
- Mama i tak nie wypuści cię wcześniej niż o dwudziestej pierwszej- zauważył cierpko.
Wzruszyła ramionami.
- Ale przynajmniej będę mogła zająć się swoimi sprawami.
- Chyba nie sądzisz, że ja będę sprzątał, kiedy ty tu będziesz- zaśmiał się cicho Malfoy. – Naprawdę, jesteś bardzo, bardzo naiwna.
- Nie obchodzi mnie, kiedy i jak to zrobisz- warknęła Hermiona. – Po prostu ja chcę szybko wykonać swoją część pracy...
- O nie! - wpadł jej w słowo Dracon. – Nie ma ŻADNEJ „mojej części“. Ty tu jesteś szlamą, więc to do ciebie należy wysprzątanie sali. I jeszcze przyniesienie mi kawy!
- Och, to zrobię bardzo chętnie! Przy okazji nie omieszkam dolać do niej cyjanku- zakpiła Hermiona, nie przerywając wycierania uczniowskich biurek.
Draco zmarszczył brwi.
- Co to jest cyjamek?
- Cyjanek- poprawiła Hermiona. – To jest... Z resztą nieważne! W każdym razie, twój pomysł odpada, więc radzę ci- podwiń rękawy i zabieraj się do sprzątania. No, nie bój się- twoje delikatne rączki jakoś to przeżyją!
- Chyba śnisz! Mówiłem ci już- to ty jesteś od usługiwania. Więc sprzątaj. A ja będę cię obserwował i potem zdam mamie relację z tego, jak się spisałaś! – oświadczył Dracon, patrząc wrednie na Gryfonkę.
Ona zaś spojrzała się na niego z mieszaniną wściekłości i politowania.
- Przykro mi bardzo, Malfoy, ale się mylisz. Twoja matka kazała nam posprzątać salę i zrobimy to we dwójkę, czy ci się to podoba, czy nie- skończyła wycierać połowę ławek i chwyciła za miotłę. Draco przyglądał się temu z lekceważącym wzrokiem.
- Gdzie nauczyłaś się sprzątać, Granger? Przecież masz służących! A może szlamy mają to we krwi, bo to jedna z nielicznych rzeczy, do których się nadają- odezwał się w końcu, siląc się, by wyszło zaczepnie.
Hermiona zignorowała obrazę w drugiej części jego wypowiedzi. Spojrzała na Ślizgona z politowaniem.
- Mamy pracowników, to prawda. Ale swój pokój sprzątałam sama. Nie jestem na tyle żałosna, by robić z siebie życiowego kalekę. Poza tym nie lubię, gdy ktoś grzebie mi w rzeczach. Cenię sobie swoją prywatność
Bingo! Hermiona wiedziała, że Dracon Malfoy stara się stwarzać wizerunek własnej osoby jako przebojowego, wiecznie zajętego, posiadającego wiele swoich prywatnych spraw. W jej słowach zaś ewidentnie można było wyczuć sugestię, jakoby jego osobiste życie nie miało w sobie nic osobistego.
Draco najwyraźniej wyczuł tę aluzje, bo na jego twarzy wykwitło poirytowanie.
- Skrzaty sprzątając nie mają praw interesować się tym, co znajdą! – zaczął obronnie.
-Czyżby? – zaczepnie uniosła brwi. – Ale jednak to widzą, hmm?
- Traktują wszystko z należytym szacunkiem. Uważają, że zachowanie tajemnic domu jest rzeczą najważniejszą!
- Jak kto woli- podsumowała niewinnie Hermiona. Specjalnie nie dała się wciągnąć w tą bezsensowną dyskusję, by doprowadzić Dracona do wściekłości. Wiedziała, że to bardzo infantylne zachowanie, ale nie mogła sobie odpuścić tego widoku.
Takie dziecinne odegranie się za irytujące „Jak się złościsz Granger, to jesteś całkiem urocza“.
Nie dała się już wciągnąć w dalsze próby dyskusji na ten temat i dokończyła zamiatanie podłogi, a potem podlała stojące na parapecie kwiaty ozdobne i umyła dwa spośród czterech obecnych w klasie okien.
- Skończyłam, Malfoy. Reszta należy do ciebie- oświadczyła, po czym jakby nigdy nic wyciągnęła z torby notebooka.
Dracon wahał się przez chwilę, między pytaniem o przeznaczenie dziwnego przedmiotu, a dalszym wykłócaniem się o to, iż nie będzie sprzątać. Malfoyowska duma wzięła jednak górę i nie pozwoliła mu od razu interesować się mugolską zabawką. Narazie.
- Mówiłem ci już, że nie zamierzam sprzątać- warknął.
- No to sobie poczekamy- Hermiona nie podnosiła wzroku znad ekranu.
W Draconie powoli narastała wściekłość. Jak ona śmiała... Jak ta słodka, uparta, denerwująca szlama śmiała tak jawnie go ignorować?!
Zaraz, zaraz? „Słodka“? Co za bzdura!
- Moja mama będzie tu o dziewiątej! Jak nie będzie posprzątane, to nas nie wypuści!  - spróbował znowu.
Hermiona nadal nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
- To będziemy tu siedzieć. Ja mam co robić- mruknęła.
Cholerna, głupia Granger!
- Niech ci będzie, szlamo! – warknął. – Podzielimy się tym, co zostało na pół i...
- Chyba śnisz! – przerwała Hermiona prychnięciem. – Masz to zrobić i koniec dyskusji. Albo zostaniemy tu całą noc. Wybieraj. Ja nie mam zamiaru tracić dłużej czasu na twoje bezsensowne gadki.
Malfoy chciał jeszce coś powiedzieć, ale czuł, że nie ma co więcej z nią dyskutować. Złożecząc pod nosem Granger, chwycił więc za szmatkę i zaczął zamaszyście pocierać wierzch stolika.
Przez długi czas żadne z nich nic nie mówiło, ale w końcu ciekawość Dracona wzięła górę.
- Co to niby ma być za badziewie? – prychnął, siląc się, by nie pokazać, jak bardzo go to interesuje.
- Komputer. Przenośne urządzenie, ułatwiające Mugolom życie- Hermiona postanowiła w miarę możliwści udzielać odpowiedzi na zadawane przez Dracona pytania dotyczące technologii umożliwiających ludziom nie magicznym lepsze funkcjonowanie. W końcu bądź co bądź- nie było się czego wstydzić. Cóż, chociaż w sumie nie było to do końca prawdą- powód do obaw był, ale zupełnie w drugą stronę. Na jakim etapie należało powiedzieć STOP i zakończyć innowacyjne eksperymenty.
- Komputer- powtórzył tempo Dracon, wyrywając Hermionę z zaskoczenia. – A ty co teraz robisz?  
- Piszę program- odparła odruchowo Hermiona, a po krótkim namyśle postanowiła sama od siebie wyjaśnić Ślizgonowi swoje zadanie. – To jest taki algorytm, który umożliwia systemom bądź urządzeniom wykonywanie określonych zadań.
- Algorytm?
            Cóż, czyżby w słowniku czarodziejów nie było tego słowa? Dziwne, przecież nie używa się go tylko do mugolskich wynalazków- nawet przepis w książce kucharskiej można tak nazwać. Hermiona postanowiła jednak zostawić tą sprawę w spokoju.
- Przepis- wyjaśniła cierpliwie. – Po prostu przepis umożliwiające czemuś spełnienie określonych funkcji.
Malfoy pokiwał ze zrozumieniem głową, chociaż tak naprawdę nic z tego nie rozumiał. Co mają przepisy do wykonywania funkcji i jak w tej śmiesznej, małej walizeczce można cokolwiek napisać- i to bez pióra? I jeszcze w dodatku jaki to ma wpływ na to, co się dzieje!?
- A co ten twój przepis ma robić? – zapytał w końcu, niby od niechcenia.
Hermiona westchnęła.
- W skrócie- umożliwić komunikację z ludźmi sparaliżowanymi- oświadczyła powoli.
- Przecież to niemożliwe! – wykrzyknął. Szczerze- sądził, że Hermiona jest bardziej inteligentna- tymczasem opowiadała o tak absurdalnych rzeczach, że nawet jemu, nie znającemu się zupełnie na magomedycynie, wydawały one się być idiotyczne. - Chyba w to nie wierzysz, Granger! Widziałaś takich ludzi w Mungu? Oni nawet pod wpływem zaklęć są kompletnie... niekontaktowi!
Hermiona wreszcie uniosła na niego wzrok, po raz pierwszy od początku tej rozmowy.
- Widzisz, Draco- zaczęła powoli. Skrzywił się mimowolnie, gdy użyła jego imienia, ale musiał przyznać, że ogarnęło go nawet miłe uczucie. – Mugole już od dawna szukają na to sposobu i po części im się to udaje. Powstają coraz to nowe wynalazki, dzięki którym takie osoby, jak pacjenci w Mungu mogą czasem względnie normalnie funkcjonować. I nie tylko. Cały czas staramy się udoskonalić nasze techniki.
- Jesteście dziwni- podsumował Dracon, starając się nie pokazywać po sobie zaskoczenia. – Bardzo, bardzo dziwni.
Hermiona zaśmiała się cicho.
- Och wierz mi Draco. To, o czym ci powiedziałam to jeszcze nic. Mugole potrafią być naprawdę, naprawdę zadziwiający. Niestety- w różnych tego słowa znaczeniach.
- Zadziwiający, powiadasz? – Malfoy założył wyzywająco ręce na piersiach. – To w takim razie spróbuj mnie zadziwić!
- Zgoda- oświadczyła Hermiona poważnie. – Pokażę ci coś, co definitywnie powinno cię zaskoczyć.  
- Nie wątpię, panno Granger- odezwała się Narcyza, przysłuchująca się rozmowie dwójki swoich uczniów już od dłuższego czasu, oparta o framugę wejścia do sali.  – Opowiada pani niezwykle... intrygujące rzeczy. Zechciałaby panienka powiedzieć- Narcyza podeszła do Hermiony, a ta zadrżała w duchu od chłodu, jaki kobieta wniosła swoją obecnością. – Czyż Mugole nie rozmijają się czasem ze swoimi powinnościami? Takie idealistyczne mrzonki potrafią być...zgubne.
Hermiona czuła, że nauczycielka stanęła za nią, zaglądając w ekran.
Nie zobaczy wiele- czarny ekran z białymi, bezsensownymi znaczkami.
- Ty masz tu litery! – odkrył Dracon, stając obok swojej mamy, wskazując na klawiaturę.
- Zgadza się- odparła uprzejmnie Hermiona. Wiedziała, że teraz już nie wypada jej być zbyt bezczelną,- to byłoby stanowczo poniżej jej godności. – Właśnie w ten sposób piszę.
- I w jaki sposóbto, co piszesz ma się przydać pacjentom? – pytała dalej Narcyza.
Gdy tak stała obok swojego dziecka, Hermiona musiała przyznać, że są do siebie podobni jak dwie krople wody. Taki sam odcień blond włosów o takiej samej strukturze, z tą małą różnicą, iż Narcyza swoje długie  włosy spięła w eleganckiego koka, Dracon zaś nosił krótką fryzurę, z grzywką opadającą na oczy- równie nieprzystępne i wodnisto niebieskie jak te jego matki.
Ten sam chłodny, lekko pogardliwy wzrok. Hermiona w pewnym momencie zwątpiła w sens opowiadania Malfoyom o tym wszystkim- i tak czuła, że podchodzą do całej sprawy z ironiczną rezerwą, z góry skazując ją na pogardę.
- Będzie obsługiwać urządzenie pomagające chorym. Ale póki co to tylko plany, a to nie znaczący nic ciąg znaków. Notabene- potrafiący się już skompilować- nie potrafiła odmówić sobie przyjemności płynącej z dopowiedzeniem ostatniej informacji.
Narcyza pokiwała wolno głową.
- Mugole nie mogą się chyba zdecydować, czy pomagać ludziom, czy ich zabijać. Ostatnio wspominałaś coś o Drugiej Wojnie Światowej...
- Zgadza się- odparła szczerze Hermiona. - Filozofia nazizmu zdominowała wtedy umysły tysięcy ludzi. Jednak ośmielam się twierdzić, że do takiej sytuacji... może dojść w każdym środowisku- spojrzała odważnie Narcyzie w oczy, zastanawiając się, czy aby nie posunęła się za daleko, czyniąc tak  oczywistą aluzję do podziału w świecie czarodziejskim na Śmierciożerców i przeciwników Voldemorta.
- Więc teraz piszesz coś na...tym CZYMŚ, hmm? - Draco, wyczuwając tkwiące w powietrzu napięcie, po chwili namysłu nachylił się nad laptopem Hermiony i dotknął jednego z klawiszy.
"M."
Pech chciał, że właśnie w tej samej chwili ekran zgasł, a komputer- jak większość komputerów- uległ hibernacji z powodu zbyt długiego nieużywania.
Hermiona zdusiła w sobie śmiech na widok przerażenia na twarzy Dracona, który odskoczył od notebooka jak oparzony i miny Narcyzy- w połowie przerażonej, w połowie karcącej.
- Draconie, doprawdy- oburzyła się kobieta, po czym zwróciła się do Hermiony: - Niezmiernie przykro mi z powodu zaistniałej sytuacji. Jeśli chodzi o wszelkie szkody materialne...
Hermionie przeszło przez myśl, by udawać, że chłopak naprawdę uszkodził urządzenie. Zabawnie było  patrzeć na te zupełnie bezradne miny Malfoyów, a jeszcze większą satysfakcję sprawiała jej świadomość, że fakt zepsucia czegoś jej - szlamie- przez nich- wielkich, potężnych Malfoyów- zarówno u matki, jak i u syna najprawdopodobniej jest źródłem sporego dyskomfortu.
Jednak nie mogła zdobyć się na tak iście diabelski czyn, jakim było udawanie, iż NAPRAWDĘ jej sprzęt doznał uszczerbku poprzez działalność Dracona.
Potrzymała więc matkę i syna w tym rozkosznym stanie zawstydzenia i zszokowania, po czym posłała im piękny uśmiech.
- Och, to nic takiego proszę pani. Myślę, że uda mi się to naprawić bez ponoszenia żadnych kosztów- oświadczyła niewinnie, po czym wcisnęła jeszcze raz owe "M".
Ekran na nowo rozbłysł niezrozumiałymi dla Malfoyów znaczkami, co spowodowało jeszcze większe zszokowanie, malujące się zarówno na twarzy Narcyzy, jak i Dracona.