Witam Was z deszczowego Trójmiasta.
Zdałam, załam egzamin!
Wszyscy bardzo się z tego cieszmy i uczcijmy to nowym rozdziałem:) Dedykacja- dla Lily Evans za niezwykle miły i wyczerpujący komentarz. Jesteś kochana, Liluś :*
Od ostatniego spotkania z Draconem minęły dwa dni. Hermiona nawet
byłaby w stanie uwierzyć, że był to tylko nie przyjemny sen, gdyby nie
jej cholernie rozsądny i trzeźwo myślący umysł. Osoba posiadająca
najlepsze wyniki w szkole czarodziejów, umiejąca bez mrugnięcia oka
napisać sprytny programik wykorzystywany potem przez rodziców do
tworzenia nowych, na skalę światową, a ponadto dość łatwo radząca sobie w
sprawach związanych z neuromarketingiem i zaklęciami niewerbalnymi po
prostu nie mogła uwierzyć w coś tak naciąganego. Ot i szczęśliwy zbieg
okoliczności- udało jej się unikać go czterdzieści osiem godzin. Miała z
resztą nadzieję, że dobra passa potrwa dłużej, następnego wieczora
wracali bowiem jej rodzice Zapowiedzieli już, że uda im się wyjść z
córką na kolację do jakiegoś przyjemnego lokalu, może i spędzić resztę
wieczoru w salonie. Będzie okazja, by porozmawiać. Ona opowie im o roku w
Hogwarcie i przyjaciołach, oni jej o nowinkach w firmie. Ona im o nauce
do egzaminu, oni jej o prezentowanych przetargach. Ona zapyta ich o
zdanie w kwestii wyboru przedmiotów, wytłumaczywszy uprzednio czym
zajmują się poszczególne dziedziny wiedzy magicznej, oni poradzą się jej w
kwestii wyboru zwycięskiego projektu przetargowego. Może pożartują.
Może nawet zrobią sobie wspólne zdjęcie. Może nawet się pośmieją.
Tak,
Hermiona Granger niewątpliwie nie mogła się już doczekać na spotkanie z
rodzicami. Wreszcie jakaś alternatywa od samotnego włóczenia się po
okolicy.
Z jej torebki rozległ się dzwonek. Jedna z jej ulubionych
melodii. Z pewną obawą zdała sobie sprawę, że dzwoni jej mama. Czyżby
jakieś zmiany? Nie, akurat tego nie można było Vinnetom odmówić- jak coś
obiecali,, zwykle dotrzymywali słowa.
- Hermione, bonjour, ma chère! – usłyszała zabiegany, ale zawsze spokojny głos matki.
- Salut, maman! – odrzekła od razu z uśmiechem.
Od
urodzenia rodzice mówili do niej po angielsku, ale i po francusku i
hiszpańsku, tak więc teraz biegle posługiwała się tymi językami. Często
rozmawiała w nich z rodzicami ot tak po prostu, często też podczas
rozmowy naturalnie przechodzili z jednego na drugi. Było to - trzeba też
przyznać- niezwykle udanym pomysłem.
Dla kilkuletniej dziewczynki
zwyczajny był fakt, iż zwierzątko, z którym tak bardzo lubi się bawić
to „piesek", „chien" czy „perro", a śmieszne stworzenie z garbami w zoo
to „wielbłąd", „chameau" czy też „camello". Dzieci uczą się każdego
języka z niepowtarzalną łatwością. Miała szczęście, iż Vinnetowie o tym
wiedzieli i mądrze wykorzystali.1
- Kochanie, tak się cieszymy, że wkrótce cię zobaczymy! – odezwała się w słuchawce
pani Vinnet. – Ale pragniemy prosić cię o przysługę.
- Il n'ya pas de problème- zapewniła. – Nie ma problemu. Jaką przysługę?
-
Pamiętasz program, który pisałaś w Boże Narodzenie? Opowiadałaś nam jak
w zamyśle ma działać i powiem ci, że akurat bardzo by się nam przydał. 2
- Rozumiem. Mogę skończyć go w parę godzin i od razu wam przesłać?
- Och, to wspaniale kochanie, ale widzisz- dobrze by było, gdybyś wprowadziła tam parę zmian.
- Pewnie w środowisku, czyż nie?- zgadywała.
Czuła
swoisty sentyment do języka C i zwykle dla przyjemności pisała właśnie w
nim, ale zdawała sobie , że w branży częściej sprawdza się Java, czy
chociażby C++.
- Jakbyś wiedziała- zaśmiała się mama. – Dasz radę w Javie?
- Pewnie- uśmiechnęła się. – Przepiszę go do Javy i poprawię tak, by wszystko się kompilowało.
- Jesteś kochana! Jednak to nie koniec.
- Co więc jeszcze?
- Dałabyś radę dostosować go od razu do systemu Mac?
- Mac? No proszę, czyżby nowy wspólnik? – Hermiona była pod wrażeniem.
-
Coś w ten deseń. Poza tym Mac jest kompatybilny z przeważającą
większością aplikacji i programów, nie powinno więc cię to przerosnąć. –
dodała żartobliwie.
- Nie przerośnie. System Maca podobny jest do Linuxa, czyż nie?
- Ma z nim więcej wspólnego niż z Windows, ale przede wszystkim jest to autorski system.
- Oczywiście. Spróbuję co da się zrobić.
Naturalnie,
wiedziała, iż napisanie programu było dla rodziców dziecięcą igraszką.
Wiedziała jednak, że sytuacja w której proszą ją o pomoc oznacza, że
wszyscy mają na głowie masę spraw znacznie bardziej skomplikowanych, o
których nie miaa pojęcia. Napięty plan Vinnetów nie pozwalał
najwyraźniej i tym razem na, czasochłonne, proste zajęcia, jeśli
rzeczywiście chcieli wrócić do domu w umówionym czasie. Prawdopodobnie
już powiadomili pilota, kiedy oczekują samolotu, na dodatek, jak
wspomniano wcześniej, byli bardzo słownymi ludźmi. Poprosili więc córkę o
pomoc. Logiczne.
Nagle zamarła. Zupełnie nie wiedziała kiedy,
pięćdziesiąt metrów dalej zmaterializował się Draco Malfoy i to w
towarzystwie rodziców. Lucjusz, jak zwykle elegancki, trzymał pod rękę
nie mniej piękną i dostojną Narcyzę. Draco natomiast szedł z drugiej
strony, żywo o czymś opowiadając. Idealny obraz idealnego rodu
czarodziejów.
Hermiona nie miala pojęcia, kiedy rodzina
arystokratów pojawiła się na horyzoncie, najprawdopodobniej jednak
wszystko słyszeli. Boże, oni przecież nie znają technologii! Uznają ją
za wariatkę, skoro mówi do siebie, i to o tak abstrakcyjnych rzeczach...
Z
resztą, co ją to obchodzi? Przecież to Malfoyowie! I tak traktują ją
jak nic nie wartą szlamę! Przy odrobinie szczęścia nie zaszczycą jej
nawet spojrzeniem! I dobrze! Ona- Hermiona- nie zamierza sie tym
przejmowac. Nie będą jej psuć i tak nieudanych wakacji...
W pewnym
momencie naszła ją bardzo dziecięca pokusa, była ona jednak nie do
odrzucenia. Cóż to jest, jeden niewinny, głupi wybryk! Fred i Gregore
płatają codziennie tysiące psikusów i jakoś żyją! Co prawda, ich dowcipy
są na poziomie, ale na Boga- były wakacje! Mogła chyba sobie pozwolić
na objaw młodzieńczej głupoty...
- Hermionko, slyszysz mnie? –
dobieglł ją głos matki. Podkręciła głośność iphona tak, by z zewnątrz
można było słyszeć dźwięk, ale nie rozpoznawać konkretnych słów.
-
Tak, tak mamo. Przepraszam, zamyśliłam sie- wytlumaczyla szybko, dla
pewnosci przechodząc na angielski. – Tak więc napiszę program
kompatybilny z Macami, w języku Java. Myśle, że najlepszy będzie do tego
Netbeanss. Zależy wam na rozmiarze pliku czy jakiś programu komendach?
Będziecie potem rozbudowywać całość?
- Och, programik potrzebn jest wyłącznie jako narzędzie. Pracujemy nad tym projektem, o ktorym ci mówiliśmy.
- Może więc również przyda wam się jakaś aplikacja mobilna? Mogę posiedzieć nad tym jak skończę z Javą.
- Och, skarbie, jesteś kochana! Ostatnia promocja Blackberry była przecież inspirowana twoim autorskim pomysłem...
-
Och, nie przesadzaj, podrzuciłam wam tylko to i owo. Mogę pomyśleć nad
interfejsem, któryby działał w interakcji z odbiorcą. Pozatym...
- Granger!
Jeden rzut oka na Dracona wystarczył, aby Hermiona wiedziała, że dopięła swego.
Dracon
nie mógł ukryć pożerającej go ciekawości. Nawet pogarda usunęła się z
twarzy Lucjusza, nie znikając rzecz jasna, tylko robiąc miejscę
chłodnemu oczekiwaniu na dalszy ciąg zdarzeń. Narcyza natomiast
obdarzała ją nieodgadnionym wzrokiem. Bardziej dedukując niż wnioskując z
obserwacji, Hermiona stwierdziła, że kobieta zaintrygowana jest
okolicznościami, w których jej syn zwrócił uwagę na szlamę, o której z
pewnością już zdołał obowiedzieć- zarówno matce, jak i ojcu.
-
Muszę kończyć, mamo- powiedziała szybko. – Skompilowany program prześlę
przez Iclouda, mac więc będzie musił sobie z nim radzić. Wydaje mi się,
że nie zainstalowałam jeszcze Netbeansa XXL2013, ale spokojnie powinien
współpracować ze starszą wersją, a nad interfejsem pomyślę w
międzyczasie. Do zobaczenia! – zdobyła się na miły ton, powiedziała
jeszcze kilka zwykłych, używanych w rozmowie z rodzicami czułostek, po
czym rozłączyła się i skomplikowanym gestem zablokowała iphona, który
natychmiast zgasł.
- Cześć- rzuciła grzecznie, śmiało patrząc
Ślizgonowi w oczy. – Dzień dobry! – przeniosla wzrok na jego rodziców. –
Co tam słychać, Draco?
- Tobie chyba zupełnie na mózg padło od tej twojej szlamowatej krwi- skwitował ostro chłopak, nie dając po sobie poznać, w jakie zaskoczenie wprawiło go to nieoczekiwane spotkanie. – By gadać do siebie i...
-
Och, skądże znowu do siebie! - przerwała Hermiona, puszczając uwagę
mimo uszu. – Rozmawiałam z moją mamą. Widzisz, nie każdy ma tak dobrze,
by mieć ją na miejscu od początku wakacji. – uśmiechnęła się do Narcyzy
NAPRAWDĘ GRZECZNIE. – Ale przecież niedawno wyraziłeś pogląd, iż
wszystkie przyrządy mugoli są „prymitywnymi śmieciami"...
- Nie bądź taka przemądrzała, szlamo- warknął.
-
Och, czy naprawdę uważasz, że jest to odpowiednie miejsc i czas byśmy
zaczęli się wyzywać? Wiesz równie dobrze jak ja, że mogłoby to skończyć
się niezbyt fajnie.
Naturalnie, Hermiona jak zwykle miała rację. W
Hogwarcie zwykle nie pozostawała dłużna wyzwiskom Ślizgona , nie
uważała jednak aby dobrym pomysłem było rozpętanie słownej wojny,
podczas której niechybnie padyby takie określenia jak „pierdolona
szlama", „tleniona fretka" czy „pieprzony śmierciorzerca" w obecności
jego rodziców.
- Skoro jednak chcesz, mogę ci wytłumaczyć, chociaż
nie mam zielonego pojęcia jak wytłumaczyć dzałanie fal radiowych,
bezprzewodowych odbiorników, programów komputerowych i aplikacji
mobbilnych i innych takich różnych śmiesznych rzeczy komuś kto nie wie
co to komputer, internet i google... Oczywiście, bez urazy. Po prostu to
zupełnie inny świat i ciężko tak nagle wszystko zrozumieć.
- Na
twoim miejscu, uważałbym, panno Granger- odezwał się po raz pierwszy
Lucjusz. – Świat dorosłych czarodziejów potrafi być okrutny.
-
Podobnie jak świat mugoli, proszę pana. Przykładem będzie chociażby taki
Hitler, czy Stalin...Oraz idąc dalej Hiroszima, Nagasaki czy obozy
koncentracyjne. UPA też nie była zbytnio sympatyczna. Tak więc to chyba
nie kwestia rasy czy statusu, a natury ludzkiej. Także i wśród mugoli
było paru szaleńców którzy zjednali sobie rzesze ludzi, a co z tego
wyniknęło chyba wiadomo.
- Nie jesteśmy mugolakami, w przeciwieństwie do niektórych- prychnął młody Malfoy.
-
Och, nie wydaje mi się, by miało to coś do rzeczy Draconie. To historia
Europy, a my mieszkamy w Europie- odrzekła wdzięcznie Hermiona.
- Twoja pewność siebie może kiedys cię zgubić- odezwała się Narcyza.
-
Zdaję sobie z tego sprawę, proszę pani. Ale chyba lepiej się czuję
zachowujac się w ten sposób. Świadomość, że jestem pewna tego co mówię
niekiedy dodaje mi odwagi. No i poczucia, że nikogo nie próbuję oszukać.
Narcyza
mimowolnie pomyślała, że ta szlama była inna od kogokolwiek, z kim
kiedykolwiek rozmawiała. Zazwyczaj czarodzieje przyznawali rację jej
rodzinie, o czymkolwiek by rozmawiali, a także za wszelką cenę usiłwali
się im przypodobać i okazywali przesadny wręcz szacunek, ze względu na
ich status materialny. Panna Granger natomiast zachowywała się niezwykle
pewnie, wręcz balansowała na granicy bezczelności, nie przekraczając
jej. Narcyza musiała też przyznać, że dziewczyna zachowała przy tym
niezwykłą klasę, szczerość i naturalną dziewczęcość. Rozmowa z tą zwyką,
małą szlamą wyglądała tak, jak powina wyglądać dyskusja z innymi wysoko
postawionymi czarodziejami czystej krwi. Tymczasem podczas licznych
bankietów organizowanych przez nią i męża, w większości przypadków
słyszała tylko doprowadzające ją nieraz do mdłości „Tak, pani Malfoy",
‚Oczywiście, Narcyzo" czy „Och, jak zwykle wyglądasz olśniewająco, moja
droga".
- Prawdziwie gryfońskie cechy- odwaga i szczerość- rzekła w końcu z przekąsem , wpatrując się przenikliwie w Hermionę.
- Dziękuję za komplement- uśmiechnęła się ciepło.
Naturalnie ciepło.
-
W każdym bądź razie człowiek w niczym nie jest tak dobry, jak w
wymyślaniu sposobów na zabicie innego. Chociażby data pierwszego użycia
zaklęcia niewybaczalnego.
- 1 Grudnia 1832 roku1- wyrwało się Draconowi.
-
Dokładnie. Nie mam osobiście pojęcia natomiast kiedy po raz pierwszy
magomedycy odkryli lecznicze działanie mandragory czy beozaru, bądź też
przeprowadzili udane odtruwanie po podaniu Mortis Lexum.2. Nie
przywiązuje się zbytnio wagi do takich rzeczy...
- I twierdzi
pani, że w MUGOLSKIM świecie- w tonie Lucjusza było słychać wyraźne
zaakcentowanie tego przymiotnika. – jest podobnie?
- Jest
identycznie- zapewniła. – W mugolskich wiadomościach non stop podają, że
gdzieś wybuchła bomba, ktoś przeprowadził zamach terrorystyczny czy
rozpętała się jakaś epidemia.
- W Proroku Codziennym również piszą
raczej o zbrodniach aniżeli o sukcesach. A ich przecież nie brakuje-
odezwała się Narcyza, zastanawiając się dlaczego do cholery pierwszą
rozmowę towarzyską na tematy „na poziomie" prowadzi ze szlamą. Zwykłą
szlamą, w dodatku koleżanką tego Harrego Pottera i dziewczyną, na którą
Draco tak narzekał.
Natomiast Hermiona czuła się z sebie dumna.
Oczywiście nawet po tej rozmowie od razu wyczuwała pogardę, jaką
Malfoyowie obdarzają mugoli, była jednak zadowolona z tego, jak to
wszystko rozegrała. Nie okazała po sobie speszenia czy zakłopotania,
jakie ją ogarnęły. Mimo wszystko jednak chciała przerwać tą dziwną
rozmowę o mrocznych aspektach natury ludzkiej, tym bardziej, że rzekome
powiązanie Malfoyów z Voldemortem było niewykluczony, żeby nie nie
powiedzieć pewne.
- Właśnie do tego zmierzam. Aczkolwiek bardzo przepraszam- skłoniła lekko głowę. – Muszę chwilę popracować.
- W wakacje? Nie przesadzasz aby, sz... GRANGER? – odezwał się znów Dracon.
- Muszę pomóc rodzicom w pracy.
- Więc MUGOLE wysługują się...
-
Słuchaj- przerwała ostro – Pewnie dla nikogo tutaj nie jest tajemnicą,
że nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Ale proszę cię, nie zniżajmy
się do tego poziomu aby obrażać swoje rodziny. Chociażby dlatego, że nic
o nich nie wiemy...
- Czy ty ZAWSZE musisz być taka cholernie ułożona?
- A czy ty ZAWSZE musisz być tak cholernie bezczeny?
-
I kto tu mówi!? Kto przed chwilą dyskutował z moimi rodzicami mając
czelność się z nimi wykłócać... I to jeszcze taka szlama jak ty z
MALFOYAMI...
- Ej! – przerwała Hermiona. – Słuchaj, naprawdę
BARDZO MI PRZYKRO że musimy to załatwiać przy twoich rodzicach, ale po
raz setny ci powtarzam, że nie obrażasz mnie w ten sposób. Ja się WCALE
nie czuję gorsza, tak? Potrafię sobie poradzić wśród mugoli. Naprzykład
podczas wakacji, kiedy to nie wolno nam używać czarów. Jeszcze. Pozatym
NAPRAWDĘ powiem ci, że lubię nieraz trochę bawić się w te mugolskie
zabawki.
- Oczywiście! Tylko do tego...
- Słyszałeś, co ci mówiłam! Ja się cieszę...
- Ty zawsze się cieszysz! W ogóle, jesteś tak beznadziejnie szczęśliwa...
- Może ci to przeszkadza?
- Tak! Dlaczego takie szlamy jak ty mają tyle tego kretyńskiego optymizmu?
-
Może po prostu widzę coś, czego tacy zadufani w sobie arystokraci... –
Hermiona mimo wszelkich poprzednich starań zaczęła tracić nad sobą
panowanie. Bo naprawdę, czy on ZAWSZE musi wszystko psuć? Czy ZAWSZE
musi zachowywać się w ten żałosny sposób?
Dracon Malfoy także
czuł, że jego irytacja sięgała zenitu. Chciał dopiec tej małej szlamie,
wiedział też, że jego rodzice nie będą protestować przeciw obrażaniu
gryfonki, bo zrobi to z elegancją i klasą. W końcu status Malfoyów
pozwalał na więcej. A ona nie dość, że nie dała się obrażać, to jeszcze
była tak obrzydliwie słodziutka i pewna siebie! Nawet w stosunku do JEGO
rodziców! Prawdę mówiąc, dziwił się im, że na to pozwolili jej na to.
Przecież mogli pogrążyć Hermionę tak, że nie odważyłaby się więcej nawet
spojrzeć w oczy lepszym od siebie, a co dopiero dyskutować! Tymczasem,
Lucjusz i Narcyza dali się przez chwilę wciągnąć w tejej słodziutkie
gierki. Mało tego, ON SAM dał się w nie wciągnąć!
- Posłuchaj- wycedził. – Nie mam zamiaru tolerować twojej szlamowatej osoby nawet na wakacjach! – wycedził.
- A ja nie mam zamiaru tolerować twoich chorych pretensji i humorków! – prychnęła.
-
Cofnij! – zupełnie stracił nad sobą panowanie, wyciągnął różdżkę z
kieszeni spodi i zbliżył się niebezpiecznie blisko. – I pamiętaj, że są
tu moi rodzice, a oni nie wylecą ze szkoły za używanie magii!
- I
co, zaatakujecie mnie w biały dzień, w środku mugolskiej dzielnicy?
Trzech na jedną?- chciała powiedzieć „trzech śmierciożerców", ale nie
zrobiła tego. Teraz poniżej jej godności byłaby tak prymitywna próba
dogryzienia jej przeciwnikom. Zwłaszcza, że dwójka z nich zachowywała w
tym momencie bierność. - Doprawdy Draco, nie posądzałam cię o aż taki
brak logicznego myślenia. Wręcz głupotę, śmiem przypuszczać...
- Ty przeklęta...
-
Ej! Pamiętaj, że w obronie własnej zaklęć można użyć zawsze! – widząc,
że Draco unosi różdżkę, także wyjęła swoją. Sprawy zaszły chyba za
daleko.
- DZIECI, SPOKÓJ! – krzyknęła nagle Narcyza.
Dwoje
piętnastolatków po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzało na
małżeństwo arystokratów. Draco nie pamiętał, aby kiedykolwiek widział
rodziców z tak nieodgadnionym, a przy tym rozjuszonym wyrazie twarzy.
-
Absolutnie karygodne zachowanie! Nie życzę sobie, by mój syn się tak
zachowywał! Ani by zachowywano się tak w stosunku do mojego syna! –
dodał Lucjusz, nawet nie podnosząc głosu. Nie musiał.
Obie różdżki
opadły w jednej chwili. Oboje ich właściciele byli zaskoczeni, jak
jeszcze nigdy. Oba umysły zaczęły pracować ze zdwojoną prędkością.
Hermiona zastanawiała się, jak to możliwe, by rodzice Dracona zwrócili
mu uwagę w jej obecności. Draco natychmiast zaprzątał sobie głowę tym
samym, jednak dziwił się jeszcze temu, dlaczego u licha ta szlama
jeszcze nie oberwała przynajmniej Drętwotą. Pzecież...
- Idziemy,
Draconie! – odezwała się Narcyza, tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Pani,
panno Granger miała ponoć coś zrobić. Proszę więc zająć się swimi
sprawami. Żegnam!
- Do widzenia! – rzeczona panna Granger z
powrotem przybrała godny i pełen wdzięku ton. Nie mogła sobie teraz
pozwolić na okazanie swojej irytacji. Takiego poniżenia by już nie
zniosła.
Malfoyowie oddalili się więc pospiesznie, a Hermiona
skierowała swoje kroki w stronę rezydencji. Na dzisiaj nerwów wystarczy w
zupełności, czas zająć się ważnymi sprawami.
Natomiast Draco
zaczął zaprzątać sobie głowę dodatkowo trzecią sprawą. Mianowicie co to
do diabła znaczyło, że napisze się coś w Javie i prześle przez icloudy?
Czyżby mugolska alternatywa dla sowiej poczty, tylko że zamiast ptaków
wykorzystujemy chmury?3 Pozostawało to dla niego niewiadomą.
**************
- Pani wołała Trutka? – zapytał skrzat, kłaniając się nisko przed Narcyzą Malfoy.
-
Istotnie- odrzekła kobieta, patrząc z góry na stworzenie. – Znajdź mi
wśród wszystkich tych książek- wskazała dłonią przestrzeń, będącą
biblioteką w rezydencji rodzinnej – jak najwięcej pozycji historycznych.
I Encyklopedię.
- Dobrze pani, ale... – skrzat zadrżał. Jakiekolwiek obiekcje co do poleceń państwa stanowiły realne zagrożenie surową karą.
-
Tak, Trutku? – Narcyza zrezygnowała z upomnienia sługi. W końcu lepiej,
gdy rozwiał swoje wątpliwości, niżby miała czekać dodatkowe parę minut w
razie, gdyby źle wyknał zadanie.
- Który tom pani potrzebuje? Czy
może Trutek ma przynieść wszystkie? Trutek jednak pomyślał, że łatwiej
będzie szukać w jednym, określonym woluminie...
- Wszystkie, Trutku- odparła pospiesznie. – I to dość szybko.
I
rzeczywiście, już po kilku minutach na horyzoncie zamajaczyły czubki
uszek skrzata, wystające spod ogromnrgo stosu ciężkich ksiąg, które
dźwigał. Stworzenie z ulgą postawiło je na stoliku przy swojej pani.
Narcyza natomiast pospiesznie odprawiła je machnięciem ręki, a gdy tylko się deportowało rozpoczęła swoje poszukiwania.
„Hitler, Adolf"- mruknęła sama do ssiebie - Zobaczmy, co to za jeden...
************
1 Data wymyślona rzecz jasna.
2 Ponownie- wymyślona na potrzeby opowiadania substancja zatruwająca organizm.
3
Mam nadzieję, że wszyscy wiedzą, czemu Młody tak pomyślał. Jako że są
teraz wakacje i mózgi niektórych mogą nie pracować tak, jak powinny (mój
stanowczo nie pracuje ) powiem: cloud to chmura :D
pure-hatred
- pure-hatred
- miłość nigdy nie umiera
- dwa światy stały się jednością
- koło fortuny
- jesteśmy jednością
- Dramione Inki
- co serce pokocha
- koalka
- Zakazana Historia
- Nowa historia Draco i Hermiony
- Scorose:)
- Just believe
- Życie pełne niespodzianek
- how-to-say-i-am-sorry
- Hope Florence w Hogwarcie
- Gdy kończy się nadzieja
- "Najlepsi wrogowie"
- "Miłość przez głupotę"
- Stowarzyszenie DHL
- Bądź moją nadzieją
- Dla miłości warto cierpieć
czwartek, 26 września 2013
poniedziałek, 16 września 2013
Liebster Award
Jeszcze nie nowy rozdział, ale za to macie teraz okazję się czegoś o mnie dowiedzieć:) Więc i ja zostałam nominowana do Liebster Award z czego bardzo się cieszę, bo zawsze chciałam wziąć udział w zabawie.
Na czym to polega? Wpierw trzeba odziękować osobie, która nominowała naszego bloga, następnie odpowiedzieć na zadane przez nią pytania, samemu zadać 10 swoich, nominować 10 kolejnych blogów i oczywiście powiadomić nominowanych.
No i nie nominuje się tych, którzy nominowali nas:)
Proste, prawda?
Tak więc chciałam bardzo serdecznie podziękować Spektrze Meron z http://dramione-card-nubila.blogspot.com za nominację. Jesteś kochana:*
Moje odpowiedzi na pytania:
3. Jaki byłby w Hogwarcie Twój ulubiony przedmiot?
5. Jak wyglądałaby Twoja różdżka?
6. Dlaczego piszesz?
8. Ulubiona piosenka, zespół?
9. Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z Dramione?
10. W którym z domów chciałabyś się znaleźć?
To by było na tyle. Pozdrawiam i dziękuję za ciepłe myśli- czułam je, pisząc exam!
Na czym to polega? Wpierw trzeba odziękować osobie, która nominowała naszego bloga, następnie odpowiedzieć na zadane przez nią pytania, samemu zadać 10 swoich, nominować 10 kolejnych blogów i oczywiście powiadomić nominowanych.
No i nie nominuje się tych, którzy nominowali nas:)
Proste, prawda?
Tak więc chciałam bardzo serdecznie podziękować Spektrze Meron z http://dramione-card-nubila.blogspot.com za nominację. Jesteś kochana:*
Moje odpowiedzi na pytania:
1. Podaj minimum 5 Twoich ulubionych książek.
Hmmm, minimum 5... To może zacznijmy od "Eksperymentu Black Box" Maria Giordaniego- bo to belletrystyczna książka w bardzo przejmujący sposób ukazująca eksperyment podobny do tego, który chciał przeprowadzić Zimbardo oraz co mogłoby się stać, gdyby go nie przerwano.
Potem niech będzie "Przygoda z owcą" Murakamiego, dlatego że to bardzo oryginalna książka, a ja takie lubię. I ma przesłanie.
Dalej, niedawno przeczytany "Zielony skarabeusz" Philippa Vandenberga, która to dała mi duuużo rozrywki po trudnej sesji.
Nie mogłoby na liście zabraknąć też "Złodziejki książek" Zusaka- jedna z nielicznych książek, przy których naprawdę ryczałam jak bóbr.
I jeszcze "Jak nauczyć fizyki swojego psa" Chada Orzela- za humor i fantazję z jakimi mówi o rzeczach trudnych.
Oprócz tego "Supersizing the mind" Clarka- coś dla fanów mózgo-umysłowych tematów,
"Zapomniany ogród" Kate Morton- piękna powieść, trochę przypominająca "Tajemniczy ogród" dla trochę starszych,
a z dzieciństwa oczywiście "Dzieci z Bullerbyn", "Hary Potter", seria o Pippi Pończoszance i były takie książki dla dzieci, nazywało się to chyba "Bezsennik" czy jakoś tak. Też były spoko:)
2. Ulubiony nauczyciel z Hogwartu?
Horacy Slughorn. Za jego poczucie humoru, mądrość życiową i życzliwą osobowość. I oczywiście Dumbledore, ale on nie uczy, więc nie biorę go pod uwagę.
3. Jaki byłby w Hogwarcie Twój ulubiony przedmiot?
Zaklęcia- możnaby nauczyć się wielu ułatwiających życie czarów i obrona przed czarną magią, tylko taka z "prawdziwego zdarzenia", żeby poznać fascynujące klątwy i potwory (okej, okej- i sposoby obrony prze nimi).
4. Jakim zwierzęciem byłby Twój patronus?
Wielbłąd. Bo to bardzo sympatyczne, chociaż nietypowe duże zwierzę. I ma śliczne oczy!
4. Sowa, kot czy szczur?
Kot. Kocham koty za ich elegancje i tajemniczość.
5. Jak wyglądałaby Twoja różdżka?
12 cali, dąb, włos z grzywy jednorożca
6. Dlaczego piszesz?
Piszę od zawsze i to jest nie tylko moje hobby, ale i sposób a ucieczkę od rzeczywistości, ale także rozwijanie jej i nadawanie barw. Czasem pomysł na historię pociąga za sobą inne, o których nawet nie śniłam. I to w pisaniu uwielbiam.
7. Fasolki wszystkich smaków czy czekoladowe żaby?
Czekolada zawsze i wszędzie!
8. Ulubiona piosenka, zespół?
Ooo- z tym będzie problem. Lubię zarówno piosenki Sabatona, jak i SDMu. Mam ogromny sentyment do utworów z bajek Disneya- uważam, że często mają więcej sensu niż niektóre współczesne piosenki.
9. Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z Dramione?
Zaczęłam pisać tego bloga mniej niż tydzień temu, oprócz tego od miesiąca pisałam opowiadanie na Fanfiction. Oprócz tego miałam Dramionową fazę jakieś 11 lat temu, ale przez bardzo krótki czas.
10. W którym z domów chciałabyś się znaleźć?
Gryffindor. Trochę drogą dedukcji- do Slytherinu by mnie nie przyjęli, bom jest szlamcia (nieczystej krwi, znaczy się:))
Na Ravenclaw mam zbyt mało zapału do nauki, a na Hufflepuff jestem zbyt leniwa. Gryffindor wydaje się w porządku, tym bardziej, że według filmu pokój wspólny pokrywa moja ukochana "Dama z jednorożcem".
Teraz czas na moje pytania:
1. Co zabrałbyś na bezludną wyspę? (standard;)).
2. Jaki jest Twój ukochany paring z Harrego Pottera- czasy "książkowe"- i dlaczego?
3. Gdzie chciałbyś pojechać?
4. Z kim z Harrego Pottera mogłabyś się zaprzyjaźnić?
5. Śmierciożercy, Zakon czy neutralność?
6. Jakie jest Twoje największe marzenie?
7. Jaką nadnaturalną zdolność chciałabyś posiadać?
8. Co zmieniłabyś w książkach o Harrym (przynajmniej 3 rzeczy)?
9. Nobel, Oscar czy Grammy? Za co?
10. Trafiasz na przymusową/nieprzymusową (niepotrzebne skreślić) kolację do Malfoy Mannor, więc siłą rzeczy spędzisz wieczór z Draco, Narcyzą i Lucjuszem. Jak sobie to wyobrażasz?
Nominuję:
1. http://huragan-uczuc.blogspot.com
2. http://zakochany-gryfon.blogspot.co.uk/
3. http://dramione-the-best-enemies.blogspot.com
4. http://dramione-odbudujmy-nasz-maly-swiat.blogspot.com/
5. http://dramione-zaufaj-mi.blogspot.com
6. http://dramione-granger-malfoy.blogspot.com
7. http://comforting-illusion.blogspot.com
8. http://yourwonderwalls.blogspot.com
9. http://dontleavemeallone.blogspot.com
10. http://dramione-tu-i-teraz.blogspot.com/
10. http://dramione-tu-i-teraz.blogspot.com/
To by było na tyle. Pozdrawiam i dziękuję za ciepłe myśli- czułam je, pisząc exam!
niedziela, 15 września 2013
Rozdział 2
Witajcie, kochani!
A więc rozdział wklejam dlatego, że miałam go jeszcze
napisanego, w przeciwnym razie na pewno nie miałabym czasu nic stworzyć. Tak-
egzamin już jutro i byłabym niezmiernie wdzięczna za dobre myśli przesłane mi
mniej więcej w okolicach godziny 10.
Tymczasem zapraszam na nowy rozdział.
Enjoy!
Hermiona siedziała na pobliskiej plaży z słuchawkami na uszach i
nieruchomo utkwiła wzrok w bliżej nie sprecyzowanym punkcie na horyzoncie.
Idealnie ubrana idealna nastolatka, z idealnym ipodem100, idealnie spędzająca
swoje idealne wakacje. Każdemu, kto zatrzymałby wzrok na niedużej dziewczynie
nad brzegiem morza niewątpliwie taka myśl chociażby przemknęła by przez głowę,
a przynajmniej zrodziła się gdzieś w najgłębszych zakamarkach umysłu.
Ale prawda nie była idealna, i Hermiona o tym doskonale wiedziała. Wiele
by dała, by wyjechać gdzieś na wakacje albo chociażby spędzić je w szarym
blokowisku, gdzie po zmroku aż strach wychodzić samemu do sklepu po bułki. Nie
musiałaby wcale wychodzić SAMA, mogłaby z mamą albo tatą...Niestety, odkąd
skończyła dwa lata, nie było czasu na rodzinne wakacje. Nie było czasu na
rodzinną rozmowę. Na nic nie było czasu, o ile nie miało to związku z firmą
rodziców, komputerami lub tworzeniem interfejsów kreatywnych.
Tak, to wciąż pozostawało nieodgadnione, DLACZEGO jedni z czołowych
partnerów wielkiej korporacji zajmującej się tworzeniem coraz to nowych
aplikacji umożliwiających komunikację człowiek- program, w komunikacji
rodzice-jedyna córka odnosili tak marne, by nie powiedzieć- zerowe- efekty?
Nagle rozległ się przenikliwy wrzask, a Hermiona dopiero po chwili zdała
sobie sprawę, że wydobywa się on z jej gardła. Zerwała z uszu słuchawki, w samą
porę by usłyszeć...
*************
Draco Malfoy przetarł ze zdumienia oczy. Co ta mała szlama robiła w
miejscu, które od dawna już było polecane jego rodzicom jako idealne na
wakacje? Od początku nastawiony był do tego miejsca sceptycznie- nie obchodziły
go zapierające dech w piersiach krajobrazy, dla niego było to tylko zupełne
pustkowie Czy to możliwe, aby był skazany na możliwość natknięcia się na nią
przez całe wakacje? Nie, przecież była tylko nic nie wartą szlamą, nie miała prawa
mu przeszkadzać w wypoczynku. Postanowił raz na zawsze wyjaśnić całą sprawę i
głośno wypowiedział jej nazwisko.
Nic.
Cholerna, głucha szlama.
Podszedł do niej, wołając ją cały czas. Zaklął pod nosem, jak i to nie
przyniosło skutku. Zmuszony przez sytuację szturchnął gryfonkę w plecy. Dopiero
wtedy, jakby wyrwana z głębokiego snu odwróciła się i wrzasnęła.
- Czego się drzesz, durna szlamo? - wycedził.
- Co ty tu robisz? - zignorowała jego pytanie i obelgę, którą obdarzył
ją z widocznym uśmiechem wyższości.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie.
- Wybacz, byłam pierwsza...
- Ale jesteś szlamą, więc nie masz prawa...
- A ty jesteś żałosnym arystokratą, więc też nie masz prawa- wpadła mu w
słowo.
Draco poczerwieniał za złości. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania.
Niewiele myśląc złapał dziewczynę za nadgarstki.
- Ałaaa! Puszczaj! To boli! - pisnęła, bezskutecznie próbując się
wyrwać.
- Ma boleć- warknął, a potem zbliżył twarz niebezpiecznie blisko twarzy
Hermiony. - Nie odzywaj się do mnie w taki sposób! Nigdy! Bo popamiętasz!
Hermiona naprawdę się przestraszyła, poza tym nie miała ochoty dłużej
się kłócić, więc tylko wzruszyła ramionami. Mallfoy puścił ją i przyjrzał się
uważnie słuchawkom przyczepionym do ipoda.
- Co to niby ma być? - warknął, starając się ukryć ciekawość.
- To jest ipod, czyli takie mugolskie... - zaczęła, ale w porę ugryzła
się w język. - Nieważne i tak cię to nie zainteresuje. Przecież to MUGOLSKIE.
Prychnął, nie chcąc zaprotestować.
- Nieważne. Powiedz wreszcie co ty tu robisz? Przyjechałem sobie na
wakacje, a tu jakaś szlama włóczy mi się przed oczami...
- Mieszkam tu, Malfoy. Jak ci coś przeszkadza, radzę dokładniej
sprawdzać miejsca wypoczynku.
- Tutaj? - Zdziwienia w tym pytaniu już nie był w stanie pohamować.
- Tak, tutaj. I zamknij gębę, Malfoy, bo wyglądasz jeszcze bardziej
głupio.
- Doigrasz się kiedyś, Granger. - mruknął.
- Jakoś nie specjalnie się tym przejęłam. Usiądziesz?
- Koło ciebie? Nie za dużo sobie wyobrażasz, szlamo?
- Z całym brakiem szacunku, Malfoy, ale jesteś teraz ostatnią osobą,
którą teraz się przejmuję.
- A co? Czyżby Bliznowaty i Wiewiór zupełnie o tobie zapomnieli?
- Zamknij się, dobrze ci radzę...
Malfoy musiał przyznać, że całkiem przyjemnie mu się kłóciło z tą
Granger. W życiu nie przyznałby się nawet przed sobą, że nawet mu się podobała.
Była naturalna, nie podlizywała się mu, a do tego miała śliczne oczy. Gdyby nie
to, że była szlamą...
- Dobra Granger, nie denerwuj się już tak. Niech raz będzie z ciebie
pożytek- jak tu mieszkasz, to powiedz chociaż, czy jest tu cokolwiek do
roboty...
Prychnęła.
- Żartujesz sobie, Malfoy? Myślisz, że zrobisz mi łaskę i mnie
wysłuchasz..
- Och Granger, Granger- zacmokał niecierpliwie. - Przestań. Takie
szlamowate gryfiątko powinno być zawsze dobre i pomocne dla wszystkich.
Odetchnęła i przymknęła oczy.
"Raz, dwa, trzy...Okej, spokojnie. Nie da mu się sprowokować. Bądź
mądrzejsza i odpuść....."
- Niech ci będzie- mruknęła w końcu. - A więc samo miejsce jest
raczej spokojne lecz bynajmniej niezwykłe. Oprócz morza są też góry, jak pewnie
zauważyłeś. A jak góry, to i piękne widoki. Według mnie to najbardziej
zadziwiająca rzecz w okolicy. Ale w przypadku, gdybyś nie podzielał mojego
zdania, całkiem blisko znajduje się dość spore miasto z klubami, pubami,
centrum handlowym i kinem...- zaczęła niepewnie Hermiona, dopiero po chwili
zdając sobie sprawę, że niepotrzebnie się wysila.
Ślizgon albo ją wyśmieje za tą „najbardziej zachwycającą rzecz w
okolicy", albo użyje tego jako kolejnego powodu by ją poniżeć. W jaki
sposób- nie wiedziała, była niemniej pewna, że kto jak kto, ale on na pewno coś
wymyśli.
- Co to jest kino? - słowa Malfoya doszły do niej z pewnym opóźnieniem.
Czyżby TAK POPROSTU pytał ją o trywialną sprawę?
- To taka mugolska rozrywka- zaczęła niepewnie. - Jakaś historia
pokazana za pomocą ruchomych obrazów i głosów... A raczej utrwalone zachowanie
ludzi, wcielających się w postacie..
(Jak możesz nie wiedzieć CO TO jest kino, człowieku?! Nie no, wyguglaj
se, to znajdziesz odpowiedź...- wybaczcie Moi Drodzy, dziś widziałam
„Stażystów", nie mogłam się powstrzymać- przyp. mildredred).
Draco prychnął z pogardą, ale Hermiona mogłaby przysiąc, że przedtem
nieznacznie uniósł brwi, co mogłoby wskazywać, iż zainteresował go wynalazek
braci Lumiere.
- I ty będziesz tak tu łazić szlamo, mam rozumieć? Przez całe wakacje? -
ton głosu arystokraty zabarwiony był nutką nonszalancji i obrzydzenia.
To przechyliło czaszę frustracji i wściekłości panny Granger. Wszystkie
nieme problemy, pretensje i smutki, cała złość i bezradność znalazła ujście
dzięki tej jednej wypowiedzi Malfoya- a przecież to, że ją obrażał nie było to
niczym nowym.
- Posłuchaj, ty nadęty arystokrato- wycedziła dziewczyna tonem
zdecydowanie niegryfońskim. - Jakim prawem gadasz takie rzeczy? To, że jesteś
idiotą wcale nie musi mi psuć wakacji. Dla twojej wiadomości jestem pierwszą
osobą, która złożyłaby zażalenie na fakt, iż musimy je spędzać razem, ale do
cholery nie zamierzam uskakiwać ci z drogi, bo wielkiemu panu i władcy coś się
nie podoba. Ja tu mieszkam i będę „tak łazić" gdzie mi się żywnie podoba,
a wszelkie twoje idiotyczne pretensje mam w głębokim poważaniu. I wiesz co?
Taki świetny pomysł! Zrób światu przysługę i weź się zanurz w morzu, a ja pójdę
po krokodyla...
- Ej, Granger, opanuj się idiotko! - przerwał w końcu Draco. -
Pożartować nie można...
- TY CHOLERNY KRETYNIE, TO NIE BYŁY ŻARTY! - wrzasnęła Hermiona, coraz
bardziej rozjuszona. Zdawała sobie sprawę, że wywód wygłoszony przed chwilą bez
wątpienia kwalifikował się do pierwszych pięciu najgłupszych rzeczy, jakie w
życiu padły jej z ust, co jeszcze bardziej potęgowało jej wściekłość.
Jednym ruchem zgarnęła swojego ipoda i podniosła się z ziemi z zamiarem
oddalenia się od tego głupka, jednak ów głupek złapał ją za rękę, nie
pozwalając odejść.
- Puszczaj mnie...
- Teraz? Wykluczone. Kobieto, jesteś w takim stanie, żeś gotowa zrobić
sobie trwałą krzywdę za pomocą pufka pigmejskiego, a ja żadnej szlamy na
sumieniu mieć nie chcę.
Prychnęła.
- Jakież to wzruszające, pan arystokrata okazał zalążek czegoś, co
potocznie zwie się troskę.
- Mogłabyś docenić!
- Niby z jakiej racji?! I tak musiałeś mnie wyzwać, nawet gdy się pseudo
„troszczyłeś".
- I bardzo dobrze. Powinnaś zawsze wiedzieć, gdzie twoje miejsce-
zbliżył się niebezpiecznie blisko Hermiony. - Radzę zapamiętać!
Przez chwilę wstrzymała oddech, ale na szczęście szybko opanowała się.
- Nienawidzę cię- wyszeptała, siląc się na opanowany wyraz twarzy.
- Ja ciebie też.
- Skoro więc wszystko jest jasne, to może ustalmy, że będziemy się
ABSOLUTNIE IGNOROWAĆ? - podsunęła dziewczyna, wciąż patrząc odważnie w oczy
Ślizgona.
Te błysnęły niebezpiecznie.
- Ignorować? Na Boga, oczywiście że nie! Nigdy nie przepuściłbym takiej
okazji aby ci uprzykrzyć życie. Przy odrobinie szczęścia pod koniec wakacji
załamiesz się i popełnisz samobójstwo.
- JESZCZE PRZED CHWILĄ TWIERDZIŁEŚ, ŻE CHCESZ MNIE PRZED TYM UCHRONIĆ! -
znów niewytrzymała i wrzasnęła. Dlaczego ten idiota tak na nią działał?
Malfoy prychnął i uśmiechnął się z tryumfem.
- No widzisz, jakie życie jest niesprawiedliwe. Szczególnie dla takich
bezużytecznych szlam...
środa, 11 września 2013
Szablon
ten piękny szablon pochodzi ze strony:
http://szablonownica.blogspot.com
Jak widać nie rozgryzłam jeszcze trudnej sztuki ustawiania szablonów- tak, można się śmiać- cholerstwo ciągle wkleja mi się jako obrazek. Wszystko by było w porządku, gdyby nie fakt, iż ciągle rozłącza mnie z Internetem i nie mogę nic na dobrą sprawę poprawiać tudzież instruować się. Nie mniej będę nad tym pracować, a narazie jest...oryginalnie vel alternatywnie.
http://szablonownica.blogspot.com
Jak widać nie rozgryzłam jeszcze trudnej sztuki ustawiania szablonów- tak, można się śmiać- cholerstwo ciągle wkleja mi się jako obrazek. Wszystko by było w porządku, gdyby nie fakt, iż ciągle rozłącza mnie z Internetem i nie mogę nic na dobrą sprawę poprawiać tudzież instruować się. Nie mniej będę nad tym pracować, a narazie jest...oryginalnie vel alternatywnie.
I już mnie uważacie pewnie za Ciamajdowate beztalencie. :P
Rozdział 1
Witajcie!
A więc stało się- przeniosłam się z fanfictiona, bo blog ma większą szansę na czytelników.
Będzie to opowiadanie dramione za czasów szkolnych. Dlaczego? Bo jakoś od niedawna polubiłam tą parę- uważam że bardzo, bardzo do siebie pasują. Ostrzegam jednak, że jest to historia.. powiedzmy że specyficzna. Dłuugo siedziała w mojej głowie, postanowiłam więc się nią podzielić. Zobaczymy, co z tego wyjdzie:)
Mój pierwszy blog, więc proszę o wyrozumiałość. Z racji zbliżającego się egzaminu nie mam teraz kiedy zająć się wystrojem, tak więc wiem- wygląda to dosyć bardzo marnie i to lekko powiedziawszy. Ale jak cały ten śmieszny blogowy pomysł wypali- już wkrótce będzie tu zupełne przemeblowanie. Na razie zabieram się zanaukę, szukanie szablonarni, tfu, (wszystko inne, tylko nie) naukę do jakże ciekawego przedmiotu, jakim jest BPZ.
Ot i los studenta- kampania wrześniowa.
Przeklejam pierwszy rozdział. Enjoy!
Aaa, jak lubicie dramione wpadnijcie na stronę Stowarzyszenia-DHL
Rozdział 1
Hermiona Granger westchnęła cicho i wysiadła z czarnej limuzyny, zaparkowanej pod posiadłością rodziców. Ostatni tydzień w Hogwarcie był szczególnie uciążliwy, gdyż wszyscy mówili głównie o tym, co zrobią wspólnie z rodzicami, jak się już spotkają. Jej przyjaciele nie odbiegali od reguły- zwłaszcza dziewczyny, Lavender, Parvati i Ginny. Oczywiście- nikt nie mógł się dowiedzieć, jak sprawa wygląda naprawdę, nawet Harry, którego sytuacja domowa wyglądała zupełnie inaczej, acz również nieciekawie. Zapytana osobiście o plany odpowiadała coś pomiędzy „przegadaniu całej nocy razem", a „wspólne zakupy z mamą" i natychmiast zmieniała temat. Tak było lepiej.
- Witamy, panienko- rzekł kamerdyner, który podszedł otworzyć jej drzwi.
- Dzień dobry, Albercie- uśmiechnęła się do skłonionego mężczyzny. - Miło cię widzieć po tak długim czasie.
- Ciebie również, Hermiono. Stary lokaj zdążył się stęsknić, co poradzić...
Hermiona obdarzyła go uprzejmym uśmiechem. Praca w domu u państwa Vinnetów i ich córki była dla służby jedną z najlepszych rzeczy, jakie się mogły im przydarzyć. Oprócz bezapelacyjnie wysokiego wynagrodzenia, spotkali się tu ze zwykłym, ludzkim szacunkiem, o który ciężko w dzisiejszych czasach, zwłaszcza względem służby. Państwo Vinnetowie zapewniali im podstawowe potrzeby i mimo swoich wyraźnie zarysowanych charakterów byli ludźmi wyrozumiałymi.
Tak, Albertowi niewątpliwie się poszczęściło w życiu zawodowym.
Hermiona skierowała się w stronę wejścia do posiadłości.
- Czy moi rodzice są w domu? - spytała jeszcze Alberta.
- Niestety, Hermiono. Państwo Vinnet wyjechali na konferencję.
- Aaa, do Nowego Jorku, na to zebranie informatyków? Przypominam sobie, wspominali coś w liście.
- Wiadomość dla panienki jest w salonie. Pojutrze państwo powinni już wrócić.
Albert patrzył smutno za oddalającą się dziewczyną. Hermiona wyrosła na czarując a młodą osobę- i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, szkoda tylko że jej rodzice tego nie dostrzegali.
Hermiona
siedziała w swoim luksusowym apartamencie- wolała nazwę „pokój"- z
laptopem na kolanach i kończyła pisanie programu, zaczętego jeszcze w
czasie przerwy bożonarodzeniowej.
Nie podzielała informatycznej pasji rodziców, ale jeśli chodzi o programowanie wiedziała, że jest w tym dobra. Dużo dzieci próbuje swoich sił w pisaniu opowiadań- ona swój pierwszy program napisała w dniu siódmych urodzin. Był to bardzo prosty programik, wyświetlał jej imię- „HERMI", gdy wpisać cyfrę parzystę, a „STO LAT"- gdy liczba była nieparzysta. Udało jej się nawet zakwalifikować 0 do obu tych grup. Zachęcona sukcesem, od czasu do czasu oddawała się temu zajęciu i rok później stworzyła kalkulator- prosty, ale za to z pierwiastkami. Na dziewiąte urodziny obsługiwała już wszystkie większe języki programowania i napisała prymitywny edytor tekstów- nie miał on rzecz jasna tylu funkcji co Word lub Open Office, ale za to można było regulować rozmiar czcionki, odstęp między liniami, oraz rysować krzyżówki tudzież diagramy sudoku.
Dziesiąte urodziny były inne- dostała wtedy od rodziców najlepszy prezent jaki kiedykolwiek otrzymała- nazwisko ukochanych dziadków.
Hermiona od zawsze chciała, by rodzice poświęcali trochę więcej uwagi jej, a trochę mniej swoim komputerom. Dziadkowie natomiast zawsze mieli czas, by ją wysłuchać, wesprzeć lub się z nią pobawić. Nie pragnęła wcale tych wszystkich zabawek, wygód i wyjazdów. Państwo Vinnetowie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak sprawa wygląda. Mieli dość oleju w głowie, by zdawać sobie sprawę , że nazwisko samo w sobie nie jest wyznacznikiem przyszłego dobrobytu. Dla małej Hermiony natomiast, która marzyła o normalności, jego zmiana mogła natomiast wyjść na dobre. Sprawa była przesądzona.
- Draco!- zawołała Narcyza, obejmując syna serdecznie. - Jak bardzo z tatą za tobą tęskniliśmy!
- Ja również, matko- rzekł Draco, pozwalając się obejmować.
Lucjusz Malfoy wszedł do salonu w ślad za synem i położył mu rękę na ramieniu.
- Zmieniłeś się, mój synu. Mam nadzieję, że w szkole wszystko ci się układa?
- Owszem, ojcze- rzekł młody arystokrata, odwracając się od ojca. Narcyza pstryknęła palcami i natychmiast zjawił się skrzat domowy kłaniając się nisko swojemu państwu.
- Pani wzywała Gryzmołkę- wyskrzeczało stworzonko, wciąż zgięte w pół.
- Proszę o podanie obiadu w jadalni- rzekła Narcyza aksamitnym głosem. Skrzatka deportowała się natychmiast, jak najszybciej wykonać polecenie swej pani.
- Dziś przygotowano twój ulubiony posiłek, Draco. Zjemy obiad i porozmawiamy przy kawie.
Draco uśmiechnął się promiennie do rodziców. Brakowało mu tego. Malfoyowie byli szanowanym przez wszystkich czarodziejów rodem arystokratycznym, ale również rodziną- matką i ojcem, od piętnastu lat kochającymi nad życie nie tylko siebie nawzajem, ale i swojego jedynego syna. Więc wszystko było jak należy.
A więc stało się- przeniosłam się z fanfictiona, bo blog ma większą szansę na czytelników.
Będzie to opowiadanie dramione za czasów szkolnych. Dlaczego? Bo jakoś od niedawna polubiłam tą parę- uważam że bardzo, bardzo do siebie pasują. Ostrzegam jednak, że jest to historia.. powiedzmy że specyficzna. Dłuugo siedziała w mojej głowie, postanowiłam więc się nią podzielić. Zobaczymy, co z tego wyjdzie:)
Mój pierwszy blog, więc proszę o wyrozumiałość. Z racji zbliżającego się egzaminu nie mam teraz kiedy zająć się wystrojem, tak więc wiem- wygląda to dosyć bardzo marnie i to lekko powiedziawszy. Ale jak cały ten śmieszny blogowy pomysł wypali- już wkrótce będzie tu zupełne przemeblowanie. Na razie zabieram się za
Ot i los studenta- kampania wrześniowa.
Przeklejam pierwszy rozdział. Enjoy!
Aaa, jak lubicie dramione wpadnijcie na stronę Stowarzyszenia-DHL
Rozdział 1
Hermiona Granger westchnęła cicho i wysiadła z czarnej limuzyny, zaparkowanej pod posiadłością rodziców. Ostatni tydzień w Hogwarcie był szczególnie uciążliwy, gdyż wszyscy mówili głównie o tym, co zrobią wspólnie z rodzicami, jak się już spotkają. Jej przyjaciele nie odbiegali od reguły- zwłaszcza dziewczyny, Lavender, Parvati i Ginny. Oczywiście- nikt nie mógł się dowiedzieć, jak sprawa wygląda naprawdę, nawet Harry, którego sytuacja domowa wyglądała zupełnie inaczej, acz również nieciekawie. Zapytana osobiście o plany odpowiadała coś pomiędzy „przegadaniu całej nocy razem", a „wspólne zakupy z mamą" i natychmiast zmieniała temat. Tak było lepiej.
- Witamy, panienko- rzekł kamerdyner, który podszedł otworzyć jej drzwi.
- Dzień dobry, Albercie- uśmiechnęła się do skłonionego mężczyzny. - Miło cię widzieć po tak długim czasie.
- Ciebie również, Hermiono. Stary lokaj zdążył się stęsknić, co poradzić...
Hermiona obdarzyła go uprzejmym uśmiechem. Praca w domu u państwa Vinnetów i ich córki była dla służby jedną z najlepszych rzeczy, jakie się mogły im przydarzyć. Oprócz bezapelacyjnie wysokiego wynagrodzenia, spotkali się tu ze zwykłym, ludzkim szacunkiem, o który ciężko w dzisiejszych czasach, zwłaszcza względem służby. Państwo Vinnetowie zapewniali im podstawowe potrzeby i mimo swoich wyraźnie zarysowanych charakterów byli ludźmi wyrozumiałymi.
Tak, Albertowi niewątpliwie się poszczęściło w życiu zawodowym.
Hermiona skierowała się w stronę wejścia do posiadłości.
- Czy moi rodzice są w domu? - spytała jeszcze Alberta.
- Niestety, Hermiono. Państwo Vinnet wyjechali na konferencję.
- Aaa, do Nowego Jorku, na to zebranie informatyków? Przypominam sobie, wspominali coś w liście.
- Wiadomość dla panienki jest w salonie. Pojutrze państwo powinni już wrócić.
Albert patrzył smutno za oddalającą się dziewczyną. Hermiona wyrosła na czarując a młodą osobę- i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, szkoda tylko że jej rodzice tego nie dostrzegali.
***********************
Nie podzielała informatycznej pasji rodziców, ale jeśli chodzi o programowanie wiedziała, że jest w tym dobra. Dużo dzieci próbuje swoich sił w pisaniu opowiadań- ona swój pierwszy program napisała w dniu siódmych urodzin. Był to bardzo prosty programik, wyświetlał jej imię- „HERMI", gdy wpisać cyfrę parzystę, a „STO LAT"- gdy liczba była nieparzysta. Udało jej się nawet zakwalifikować 0 do obu tych grup. Zachęcona sukcesem, od czasu do czasu oddawała się temu zajęciu i rok później stworzyła kalkulator- prosty, ale za to z pierwiastkami. Na dziewiąte urodziny obsługiwała już wszystkie większe języki programowania i napisała prymitywny edytor tekstów- nie miał on rzecz jasna tylu funkcji co Word lub Open Office, ale za to można było regulować rozmiar czcionki, odstęp między liniami, oraz rysować krzyżówki tudzież diagramy sudoku.
Dziesiąte urodziny były inne- dostała wtedy od rodziców najlepszy prezent jaki kiedykolwiek otrzymała- nazwisko ukochanych dziadków.
Hermiona od zawsze chciała, by rodzice poświęcali trochę więcej uwagi jej, a trochę mniej swoim komputerom. Dziadkowie natomiast zawsze mieli czas, by ją wysłuchać, wesprzeć lub się z nią pobawić. Nie pragnęła wcale tych wszystkich zabawek, wygód i wyjazdów. Państwo Vinnetowie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak sprawa wygląda. Mieli dość oleju w głowie, by zdawać sobie sprawę , że nazwisko samo w sobie nie jest wyznacznikiem przyszłego dobrobytu. Dla małej Hermiony natomiast, która marzyła o normalności, jego zmiana mogła natomiast wyjść na dobre. Sprawa była przesądzona.
******************
- Ja również, matko- rzekł Draco, pozwalając się obejmować.
Lucjusz Malfoy wszedł do salonu w ślad za synem i położył mu rękę na ramieniu.
- Zmieniłeś się, mój synu. Mam nadzieję, że w szkole wszystko ci się układa?
- Owszem, ojcze- rzekł młody arystokrata, odwracając się od ojca. Narcyza pstryknęła palcami i natychmiast zjawił się skrzat domowy kłaniając się nisko swojemu państwu.
- Pani wzywała Gryzmołkę- wyskrzeczało stworzonko, wciąż zgięte w pół.
- Proszę o podanie obiadu w jadalni- rzekła Narcyza aksamitnym głosem. Skrzatka deportowała się natychmiast, jak najszybciej wykonać polecenie swej pani.
- Dziś przygotowano twój ulubiony posiłek, Draco. Zjemy obiad i porozmawiamy przy kawie.
Draco uśmiechnął się promiennie do rodziców. Brakowało mu tego. Malfoyowie byli szanowanym przez wszystkich czarodziejów rodem arystokratycznym, ale również rodziną- matką i ojcem, od piętnastu lat kochającymi nad życie nie tylko siebie nawzajem, ale i swojego jedynego syna. Więc wszystko było jak należy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)