niedziela, 26 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 13


KOCHANE!!!

Nawet nie wiecie, ile radości przynosicie mi swoją obecnością w tym trudnym dla mnie czasie!
Dziękuję każdej z Was i naprawdę gdybym mogła, wyściskałabym mooocno każdą po kolei.
Na rozdział 14 będziecie musiały niestety poczekać.... Ale za to ten oto- starałam się, by był długi.
Dedykuję go Klaudii- Anonimkowi, której długi komentarz dał mi mocnego, mocnego pałera.
Dziękuję Ci!!!

Aaa, i jeszcze jedno!
W statystykach widzę, że regularnie zagląda tu ktoś z Kenii...
Byłam zaskocZona, że moje wymysły docierają tak daleko... Pozytywnie zaskoczona, ma się rozumieć!
Czy mógłbyś więc się ujawnić, Kenijczyku?
Oczywiście- nie jest to żadna akcja typu "Murzynek Bambo w Afryce mieszka, pokażmy go więc w ZOO" ... Po prostu zrobiło mi się miło!

enjoy, Wasza mildredred

Naprawdę jej tak powiedzieli? Nauczycielce?! – niedowierzała Violet, gdy wchodziły razem do Wielkiej Sali.
- Prosto w oczy! Myślałam, że użyję na nich swojego piórnika... Tak w obronie ludzkiego IQ. Bo powiedz mi, jak można być tak nierozsądnym!?
Violet zachichotała.
- Powinnaś się cieszyć! Bronili twojego honoru- żartowała.
- Taaak... Pogrzebując przy tym całkowicie swój...honor....i mózg- skwitowała Hermiona, ale widać było, że tylko udaje wielką złość.
Faktem było, iż uważała zachowanie przyjaciół za wyjątkowo nieroztropne, ale z drugiej strony też tak nieporadnie urocze. Pochlebiało jej. Dwóch śmiałków broniących dobrego imienia ich damy serca- przy czym określenie to należy tu rzecz jasna rozumieć jako „miłą towarzyszkę przygód“ aniżeli  „wybraną kochankę“.
Poza tym rozzłościł ją Dracon tymi jego- pożal się Boże- groźbami!
To prawda, wiedziała, iż Narcyza nie będzie z pewnością- jak większość nauczycieli- należycie oceniać jej umiejętności, ale są pewne ograniczenia, które piastując takie stanowisko musiała przestrzegać. Nie dopuszczenie jej do SUMów z całą pewnością byłoby przekroczeniem kompetencji.
No i kwestia zagadkowych punktów- nie tyle ich ilości, co faktu iż w ogóle zostały przyznane.
Z pewnością to był zły dzień.

***************
Siedzieli w piątkę- razem z Ginny i Violet- w pokoju wspólnym Gryffindoru i cieszyli się ostatními wieczorami spędzonymi na czymś nieco innym niż stertą prac domowych, esejów i projektów.
Hermiona czytała „Dżumę“ Camus, Violet haftowała, Harry i Ginny zawzięcie dyskutowali o tym, kto mógłby być pałkarzem w gryfońskiej drużynie Quidditcha, a Ron na zmianę to włączał się do rozmowy, to przeglądał egzemplarz „Proroka Codziennego“.
Mimo całej swojej trudnej tematyki, książka pozwalała Hermionie się zrelaksować. Miała dosyć męczącego dnia, tym bardziej że nazajutrz czekały ich nie mniej przyjemne eliksiry. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu autentycznie cieszyła się, że nie musi się uczyć.
Drażnił ją co prawda fakt, iż przyjaciele robili jej złośliwe uwagi na temat „jak bardzo musi czuć się zawiedziona“, ale starała się zbywać je tylko ironicznymi uśmiechami.  Nie warto było psuć tak miłego wieczora na bezsensowne kłótnie.
I stało się tak, że właśnie gdy Cottard doszedł do swojej kontrowersyjnej tezy doszukiwania się w epidemii pozytywów, gdy Ron wydał z siebie jeden ze swych zabawnych odgłosów, będący mieszaniną zaskoczenia, obrzydzenia i frustracji.
Chcąc niechcąc oderwała się od lektury.
- Zobaczyłeś się w lustrze, Ron? – zakpiła Ginny.
O dziwo- zignorował ten przytyk.
- Zobaczcie- postukał palcem w stronę gazety. Hermiona z zainteresowaniem się jej przyjrzała.
„KOLEJNY ZWYCIĘZCA NASZEJ LOTTERII! LOS UŚMIECHNĄŁ SIĘ DO PANI TRUCKEY Z MĘŻEM“
Ze zdjęcia machała radośnie para sympatycznie wyglądających starszych ludzi. Kobieta trzymała w ręku xczek na 1000 000 galeonów, mężczyzna obejmował żonę w pasie.
- A wyglądają tak sympatycznie! – rozaczał wściekły Ron. – Naprawdę w porządku ludzie...
- Mógłbyś wyjaśnić? – poprosiła Hermiona, marszczącbrwi.
Przyjaciel wyglądał na niepocieszonego. Prychnął tylko niecierpliwie- tak, jakby powód jego złości był oczywisty.
- To jasne! – wybuchnął. – Teraz, jak są milionerami, staną się okropnymi, zapatrzonymi w siebie staruchami. Zawsze tak jest!
Hermiona wyprostowała się.
- Przesadzasz, Ronald- zaczęła niepewnie.
Starała się nie dać po sobie poznać swojego zakłopotania. Kątem oka uchwyciła wzrok Violet, która również odłożyła swoją robótkę.
- A skąd! To oczywiste, że tak będzie- upierał się Ronald. – Twoi mugole też są bogaci, prawda Harry?
- Cóż, nie jakoś specjalnie. Ale radzą sobie dość dobrze- wzruszył ramionami. – Ron ma rację. Ci bogacze zwykle są niezbyt przyjemni, czy to wśród czarodziejów, czy wśród mugoli.
- Nie sądzicie, że takie kategoryzowanie jest trochę krzywdzące? – zagadnęła Violet od niechcenia.
- Nie, dopóki jest prawdziwe- wtrąciła się Ginny. – Chłopacy mają rację. Same pomyślcie. Taki Malfoy, na przykład.
- Niecierpię ludzi bogatych! Ci kochasie Voldemorta mogliby im złożyć wizytę. Gdyby powybijać wszystkich, co to kasa uderzyła im do głowy byłoby znacznie mniej problemów. I znacznie mniej Malfoyów... A nawet wcale nie byłoby Malfoyów!...- rozmarzył się nad tą cudowną wizją Ron.
Hermiona przygryzła wargę. Naprawdę, czuła się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka.
Naturalnie- nie było w tym nic złego, ot i zwyczajny etap w rozwoju młodego człowieka. Ale chwilami irytowały ją te ciągłe huśtawki nastrojów, nie wspominając już, iż równoznacznie przyzywały na myśl rozchichotane panienki lat trzynaście, w wysokich obcasach i jeszcze wyższym poczuciem własnego ego, których jedynym marzeniem jest pokój na świecie, studiowanie psychologii i najnowsza płyta ukochanej wokalistki.
Tymczasem jednak  czuła w głowie istny mętlik.
Skoro przed chwilą miała okazję przekonać się, jak jej przyjaciele podchodzą do sprawy pieniędzy, po raz tysięczny zmieniła zdanie w kwestii wyjawienia im całej prawdy.
Teraz byłyby skłonna zrobić wiele, bardzo wiele byleby zachować swoją tajemnicę.
I- znając Malfoya- wcale nie uwierzył jej, gdy mówiła, że jest to dla niej bez znaczenia.
Musiała więc przygotować się na to, że w końcu będzie chciał to wykorzystać.

***********

I wcale nie musiała długo czekać. Zaledwie dwa dni później Draco Malfoy złapał ją, gdy wracała z popołudniowej lekcji starożytnych run.
- Wiesz, chyba wkrótce porozmawiam sobie z twoimi przyjaciółmi. W końcu nic nie wiedzą o swojej szlamie- zagadnął, doganiając ją na schodach.
- Odejdź stąd! Daj mi spokój- warknęła.
- Hej, szlamciu, co się stało? Czyżby Weasley z tobą zerwał? – drwił, ani nie myśląc, by spełnić jej prośbę.
W zasadzie- można się było tego spodziewać.
- Po pierwsze- Ronald nie miał co ze mną zrywać bo nie byliśmy, niejesteśmy i nie będziemy razem
Po drugie- odwal się w końcu od mojego życia.
Po trzecie- dla twojej wiadomości mamy lepsze tematy niż konta w banku naszych rodziców- Hermiona starała się nie dawać po sobie poznać zdenerwowania.
- Tak, i dlatego pobladłaś jak o tym wspomniałem? – jej próby okazały się bezskuteczne- Dracon bardzo dobrze poznał jej stan.
- Wcale nie! – próbowała jeszcze zaprzeczać.
- Akurat! – prychnął i wlepił w nią swoje chłodne, lodowe oczy. - Kogo ty oszukujesz? Zastanów się dobrze nad sobą! Raz sprawiasz wrażenie, że w ogóle nie obchodzi cię ze twoi słodziutcy przyjaciele dowiedzą się, żeś jest mugolska milionerka, a za chwilę drżysz na samą myśl o tym jakby...jakby to co najmniej śmierciożerstwo było!
- Dalej odtrzymuję stanowisko z wakacji- nie zrozumiesz. ..
- To może mi wytłumacz?!
- Po co? Dla ciebie to i tak bez znaczenia! – zaczynała denerwować się coraz bardziej.
- Tak? Skoro nie chcesz mi wytłumaczyć- zabłysły mu oczy niebezpiecznie. – To będziesz musiała tłumaczyć mi co innego. A raczej Mcgonagall i innym. Napiszesz mi pracę z transmutacji, zaklęć i eliksirów!
- Chyba sobie kpisz? – nie dowierzała Gryfonka.
To było tak absurdalne, iż Hermiona nie przypuszczała, że kogokolwiek byłoby na to stać- nawet kogoś takiego jak Ślizgon.
Owszem- czasem pomagała znajomym w lekcjach- nawet jeśli w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków ta "pomoc" polegała na pisaniu wypracowań za nich, ale tak jawne szantażowanie i zmuszanie do odrabiania wszystkich prac z góry było po prostu.... Cóż, Hermiona nie znajdywała nawet w tamtej chwili słowa, by to opisać. 
- Tak? A będziesz umiała okłamać swoich znajomych prosto w oczy, jakoby wasz znienawidzony wsaniały ja plotę głupoty o twojej rezydencji á la angielska królowa? - dobiegł ją wredny głos Malfoya.
- Jestes podły- wyszeptała, wlepiając w niego swoje wielkie, brązowe oczy i czując jak głos zaczyna jej mimowolnie drżeć. Nie mogła uwierzyć, że Ślizgon może być tak złośliwy. - Przeciez to wszystko to prace na jutro!
- No widzisz- oczy rozbłysły mu wredną radością. – To masz chyba bardzo mało czasu...

*************

Przez następny tydzień Hermiona zmuszona była odrabiać podwójne prace domowe ze wszystkich przedmiotów.  Nauczyciele jakby się zmówili przeciwko niej, bo zaczęli zadawać tyle, iż nawet odrobienie wszystkiego w jednym egzemplarzu stanowiło nużące zajęcie na długie godziny.
Hermiona wielokrotnie myślała, by odpóścić i nie przejmować się Ślizgonem, ale za każdym razem pojawiała jej się przed oczyma zdegustowana twarz Rona, Ginny i Harrego, gdy mówili o bogatych ludziach. Nie, nie zniosłaby, gdyby patrzyli tak na nią.
A Draconowi wkrótce znudzi się to wredne wykorzystywanie... Choiaż narazie nic na to nie wskazywało. Za każdym razem wyglądało na to, iż świetnie się bawi, gdy wściekła i niewyspana wręczała mu wszystkie prace.


- Hermionko... To się mija z celem!  - wybuchnęła w końcu Violet , gdy po raz kolejny zeszła w nocy do pokoju wspólnego i zastała Hermionę nad książkami.
- Wiem! Wiem Violetko....- wciąż nie mogła się przyzwyczaić do nietypowego sposobu zwracania się do koleżanki. Wydawało jej się dziwne, ale jednocześnieszanując jej prawo starała się pilnować. Sama pamiętała, przez co przechodziła, gdy zmieniała nazwisko. – Nie wiem co się ze mną dzieje! Raz obiecuję sobie, że nie dam mu się zastraszyć, innym razem gortowa jestem spenić każde  jego życzenie.  Na dodatek mam nieustanne wyrzuty sumienia, że okłamuję wszystkich wokoło, jestem niewdzięcznym bachorem z roszczeniami do całego świata i  z braku czasu stwarzam sobie problémy, które nie istnieją!
- Hermiona! Nie wolno ci tak mówić! Posłuchaj, problemów nie można poróbnywać! To największy kit, jaki inni nam wcisnęli!
„Nie narzekaj, inni mają gorzej“.... Powiedz mi, jaki to mas sens?
Jesteś sobą, z twoją osobowością i twoim bagażem doświadczeń... I tak, TWOJE problemy są istotne i wcale ich sobie nie wymyślasz!
- Ale...
- Słuchaj, Ślizgoni to dranie. Dalej uwazam, że powinnaś się na to nie godzić, a...
- No własnie! Co wtedy, jeśli!? Nie chcę, by zaczęto mnie oceniać... Już teraz krąży o mnie niezbyt pochlebna opinia kujonicy! Co będzie dalej?
Kupuje egzaminy? Nie musi martwić się o pracę, może więc marnować czas na zakuwanie? Po co z nią gadać- i tak nie zrozumie?
Nawet mnie samej głupio byłoby wobec takiej Ginny narzekać potem na cokolwiek , bo...
-Hej, hej- stop! Po pierwsze- nikt tu nie pracuje, po drugie- nie mogłaś kupić egzaminów... Kto by chciał tę waszą głupią mugolską walutę- mrugnęła. –
- Co za absurd! – nie ustępowała Hermiona. - Ludzie przejmują się agresywną rodziną! Śmiercią bliskich! Z Voldemortem! A nie takimi idioctwami!
- Hej, a kto powiedział, że musisz mieć typowe problemy?! Jesteś przecież niezwykła... W końcu to dzięki tobie pani Mamusia Idealna przyznała punkty domowi, z którym kokuruje jej syneczek.- Violet puścła oko, po czym usiadła na fotelu obok koleżanki i wzięła do ręki pióro.- Daj, pomogę ci napisać zakończenie eseju,....

*******


Wszystko ma swoje granice. Nawet osoba tak odporna jak Hermiona Granger ma swoje granice wytrzymałości.
Zbliżył się do nich Dracon, zlecając jej odrabianie swoich prac domowych.
A przekroczyła Narcyza, gdy- zresztą słusznie- wyrwała dziewczynę z mimowolnej drzemki podczas ostatnich dziesięciu minut swojej lekcji.
Hermiona dzielnie walczyła ze zmęczeniem przez ostatnich parę dni, ale w końcu była tylko istotą ludzką. A istoty ludzkie potrzebują snu- czy tego chcą, czy nie.
Tak więc gdy ziejący jadem głos Narcyzy, informujący, że oto przez jej infantylne postępowanie Gryffindor stracił dziesięć punktów- nie wytrzymała i na ironiczne pytanie nauczycielki,  czy aby nie za piękny sen miała w nocy, że za wszelką cenę pragnie go kontynuować, w jej oczach znowu zaczęły tańczyć malutkie płomyki.
- Przez ostatni tydzień spałam aż cztery godziny i 28 minut- warknęła, przestając nad sobą panować- Tylko dlatego, że niektórzy są zbyt pewni siebie by odrabiać własne prace domowe. Tak więc NIE, wcale nie miałam pięknego snu, ani w ogóle żadnych snów. I nic nie wskazuje na to, bym w najbliższym czasie je miała! - syknęła wściekła.
Tym jednym, małym stwierdzeniem Hermiona Granger wprawiła w całkowite osłupienie całą klasę łącznie z samą nauczycielką.
Narcyza nie dała poznać po sobie zdziwienia, odjęła Gryffindorowi jeszcze pięć punktów za bezzelność, po czym poleciła Hermionie zostać po lekcji.

 - Czyż osoba taka jak ty nie ma dość oleju w głowie, by zachować się dorośle? – zagadnęła spokojnym tonem, gdy klasa opustoszała.
Spojrzała na Hermionę wyniosłym wzrokiem i poleciła jej zbliżyć się do swojego biurka.
Dopiero, gdy Gryfonka to uczyniła, odezwała się znowu:
- Wiem, że za wszelką cenę starzasz się pokazać wszystkim, że twoja szlamowata krew nie przeszkadza ci w posiadaniu wielkiej wiedzy o magii, ale nie możesz przy tym tracić zdrowego rozsądku...
- Nie robiłam tego dobrowolnie! Szantażowali mnie! – Hermiona czuła, że zaczyna znowu się denerwować, chociaż przecież obiecała sobie, że zachowa spokój.
Narcyza uniosła brwi.
- Czyżby? Ciekawe, tak bardzo oburza cię nie dawanie szlamom prawa głosu...a sama nawet w tak błahej sprawie nie masz swojego zdania...
Hermiona patrzyła na nauczycielkę nienawistnie, ale żadna z nich nie odezwała się słowem.
W końcu nauczycielka westchnęła.
- Idz już. Następnym razem dam ci szlaban. Nie mogę pozwolić nawet tobie ignorować lekcje ... Mimo że niektórzy odbiorą to może za oznakę braku tolerancji- prychnęła.
W jej tonie wyraźnie wyczuć można było nutkę pogardliwej ironii, zwłaszcza w ostatním zdaniu.
Hermiona skinęła głową i pożegnała się. Była już przy drzwiach, gdy dobiegł ją jeszcze głos pani Malfoy.
- Aaaa, i jeszcze ... Nie waż się więcej odrabiać lekcji Draconowi.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 12


Witajcie, moje drogie!

W prawdzie teraz zbliża się sesja, więc nie mam czasu za bardzo, ale jakimś cudem udało mi się coś wygospodarować.
I...oto rozdział 12!
Proszę Was gorąco o komentarze!!

**********


- Bardzo dobrze zareagowałaś! Bo niby skąd miałaś wiedzieć, że nie walnie w ciebie Cruciatusem?- pieklił się Ron, gdy stali na korytarzu po skończonych zajęciach.
- Może stąd, że zaklęcie to jest nielegalne? – dobiegł ich zza pleców lodowaty głos Narcyzy Malfoy. – Czyżby pan o tym nie wiedział, panie Wesley?
- Ja... Znaczy tak, tylko...eee...myślałem... – plątał się Ron, patrząc błagalnie na Harrego.
- Że Ministerstwo zezwoliło na używanie Zaklęć Niewybaczalnych na lekcjach by... – pospieszył z pomocą Harry, a Hermiona ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
Doprawdy niczego bardziej abstrakcyjnego nie mogli wymyślić !
- Byśmy się nauczyli przed nimi bronić! – dokończył Ron z widoczną ulgą.
Hermiona patrzyła na niego  błagając go niemo, by już się zamknął i nie pogarszał swojej sytuacji.
Zarówno trójka przyjaciół wiedziała, iż Narcyza znakomicie zdajwe sobie sprawę, dlaczego Ron posądził ją o chęć zaatakowania Hermiony, jak i arystokratka domyślała się, iż Gryfoni podejrzewają ją o chęć pokazania szlamie swojej wyższości.
Nikt nikomu niczego nie mógł jednak udowodnić.
- Doprawdy? – Narcyza uniosła brwi- Szczerze, nie wydaje mi się, by któremukolwiek z uczniów przyszedł do głowy taki pomysł. ZWŁASZCZA, że z czwartej klasy powinniście pamiętać, że Zaklęcia Niewybaczalne nie mogą zostać zalegalizowane w żadnym przypadku zgodnie z Ustawą Tysiącleci z 1950...  Panno Granger? Chciałaby pani coś powiedzieć?
- Ja...yy... – miotała się Hermiona.
„Doskonale wiesz, czemu Ron myślało Cruciatusie“- przyszło jej do głowy.
Naturalnie, nie powieziała tak. Zamiast tego z jej ust wyszło:
- To niechcący było. Znaczy- zreflektowała się. - Takie trochę nieprzemyślane...
- Bardzo „trochę“ - zgodziła się Narcyza. – Jednakże cel został osiągnięty. Atakowałam Cię, a ty się obroniłaś. Muszę powiedzieć, że zaskoczyłaś mnie. Szlama, która tak sprawnie posługuje się magią...
- Będąc nauczycielką nie ma pani prawa używać tego słowa- warknął Ron – Profesor Dumbledore jak się dowie...
Narcyza zaśmiała się cicho.
- Ach tak? Powiecie mu o tym incydencie, hmm? Trójka uczniów piątej klasy odwiedza dyrektora poskarżyć się na wyzwiska. Ciekawe, moi drodzy. Zaiste- ciekawe.
- Ronald, odpuść- szepnęła Hermiona, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.
Narcyza uśmiechnęła się do nich tryumfująco.
- Rozsądna z ciebie dziewczyna, panno Granger. Masz w obie niezwykły potencjał. Szkoda, że musi się zmarnować....
- Bo z chęcią przyjęlibyście ją do waszego ekskluzywnego grona Śmiercożerców, czyż nie? Przydałabysię wam jako sługska Voldemorta! - nie wytrzymał Harry.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. Narcyza Malfoy wpatrywała się z kamienną twarzą w swoich uczniów. Dopiero po jakimś czasie, który zdawał się Hermionie wiecznością, odezwała się bardzo wolno:
- Doprawdy, panie Potter, wykazuje się pan niezwykłą ignorancją, odzywając się do mnie w ten sposób. Radzę na drugi raz zastanowić się dobrze, zanim coś powiesz.
Taki brak ogłady bywa czasem...zgubny.
Harry już gotował się, by coś odpowiedzieć, jednak uchwycił wzrok Hermiony i umilkł.
- Zatem powinniście chyba iść na lekcje. Żegnam waszą trójkę- Narcyza omiotła Gryfonów ostatním pogardliwym spojrzeniem i oddaliła się w kierunku swojego gabinetu.
- Jak Dumbledore mógł na to pozwolić!? – burzył się Ron, gdy pani Malfoy była już w bezpiecznej odległości. – Ta baba to ZŁO. ZŁO w czystej postaci!
- Ale to ZŁO przyznało nam dzisiaj punkty- przypomniał Harry. – Aż mi się to dziwne wydawało.
- Bo było DZIWNE. I nienormalne- warknęła Hermiona. – Ale wam to się należy Order Merlina pierwszej klasy- zakpiła ironicznie. – Co żeście sobie myśleli, rozmawiając z nią W TEN SPOSÓB!? Teraz to nauczycielka! Może dużo, łącznie z zabronieniem wam grania w Quidditcha. Tego chcecie?!
Harry i Ron spojrzeli na siebie unosząc brwi.
- Interesujesz się Quidditchem,hmm? – drażnił się Harry.
Omiotła ich wściekłym spojrzeniem.
- Interesuję się dobrem Gryffindoru- warknęła. – I wy też powinniście!
- Ale nie miała prawa nazywać cię szlamą! – wybuchnął Ron. – To... To niedopuszczalne!
Hermiona westchnęłagłośno.
- Zgadza się, Ronaldzie- nie miała prawa. Ale to zrobiła, a my nic nie możemy na to poradzić. Tym bardziej, iż wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, iż uważa mnie za szlamę. Trzeba zaakceptować.
- Nigdy nie zaakceptuję tego, że ktoś cię obraża! – obruszył się Harry, obejmując przyjaciółkę w pasie.
Nie rozmawiali już więcej na ten temat.

*************



 - Co to niby miało znaczy, Granger? – warknął Draco Malfoy, zastępując Hermionie drogę do Wielkiej Sali.
Właśnie skończyła lekcję numerologii, Harry i Ron mieli natomiast wolne popołudnie- umówili się więc na kolacji. Dołączyć miała do nich jeszcze Violetka, zaraz po zajęciach z historii magii z rokiem trzecim.
- Twoja matka uczy OBRONY przed czarną magią! Więc się broniłam! – odparła atakHermiona.
W jej oczach znów zaczęły tańczyć małe ogniki- ostatnio odniosła wrażenie, że każdy o nazwisku Malfoy tak na nią działa. – A teraz odsuń się z łaski swojej i daj mi zjeść kolację.
- Wzmocnioną tarczą na Impedimento? Czyżby nasza Wiem-To-Wszystko nie wyczuwała potęgi magii?  Cóż, nic dziwnego- w końcu jesteś szlamą! – zignorował zupełnie jej ostatnie słowa, co jeszcze bardziej zirytowało dziewczynę.
- Przestań!
- Bo co? Zezłościsz się i rzucisz na mnie czar? Czyż nie pamiętasz, że mogę PRZYPADKIEM zdradzić innym naszą małą tajemnicę? – zakpił, po czym złapał ją za nadgarstki.
Hermiona prychnęła wściekle. Prawdę mówiąc spodziewała się, dlaczego młody arystokrata wstrzymywał się z rozgadaniem prawdy o niej. Sama zastanawiała się, kiedy zacznie to wykorzystywać. Po dłuższych rozmyślaniach doszła do wniosku, że nie da się szantażować.
Trudno, najwyżej wszyscy się dowiedzą. Ona zaś nie pozwoli sobie na to, by być pod władzą jakiegoś żałosnego, niedowartościowanego Ślizgona.
- A zdradzaj sobie, jeśli tak ci na tym zależy- powiedziała kpiąco. – Doprawdy Draconie, trochę to przykre, że nie masz własnego życia i musisz się interesować cudzym.
Malfoy uśmiechnął się wrednie.
- No, no, no Granger- ładnie to tak podskakiwać? Na twoim miejscu bym się pilnował... Mogę zadbać, by ten rok byłdla ciebie nieprzyjemny... A nie chcesz chyba nie być dopuszczoną do SUMa z obrony, hmm?
- Grozisz mi?
- Nazywaj to jak chcesz, skarbie. Jednak radzę wziąć pod uwagę możliwości niektórych.
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie dam się zastraszyć przez żadną żałosną fretkę- syknęła cicho. – Nie zapominaj, że dyrektorem Hogwartu pozostaje Dumbledore. I to on w sprawach wątpliwych ma ostateczny głos w kwestii dopuszczania do SUMów. A poza tym- uśmiechnęła się przebiegle. – Póki co na lekcji z twoją mamą tylko ja zdobyłam punkty dla swojego domu. Więc kto tu jest na gorszej pozycji?
- Hermiona!  – dobiegło ją zza pleców wołanie Violet.
Koleżanka przystanęła nieco z tyłu i spojrzała ciekawie na Dracona. Po chwili jej spojrzenie przeniosło się na ręce chłopaka, wciąż zaciśnięte na nadgarstkach Gryfonki. Dziewczyna najwyraźniej to zauważyła.
- Mógłbyś mnie już puścić, Malfoy. Głodna jestem- mruknęła.
Ślzgon prychnął pogardliwie.
- Jeszcze pogadamy, szlamo! – warknął na odchodne, po czym oddalił się w stronę lochów.





niedziela, 19 stycznia 2014

Prośba- taka jak zawsze, żeby nie było. Mildredred nie mogła być gorsza

Hej, hej!
Coraz powszechniejszy jest taki Apel na blogach- więc się przyłączam.

Kochane moje, jeśli zadajecie sobie trud i czytacie to, co w chorym mózgu mildredred się zrodziło, bardzo Was proszę o komentarz.
Mam w głowie część tej historii, część dopiero się zrodzi.
Ale chciałabym wiedzieć, jak Wy odbieracie opowiadanie.
Ostatnia notka... Nie ukrywam, bardzo mi zależy na Waszej opinii odnośnie jej.
Działo się tam dużo- Violet, lekcja z Narcyzą, pojedynek...
Muszę wiedzieć, czy spełniam Wasze oczekiwania by pisać dalszy ciąg!
Porady, opinie i zdanie czytelników naprawdę ma dla mnie duże znaczenie- nie mówiąc już o tym, jak każdy komentarz motywuje do pisania.
Tak więc...Do pracy rodacy :)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 11


WITAJCIE KOCHANE!


No i jest kolejny rozdział- bardzo bardzo długi jak na mnie. To dlatego, że nie wiem, kiedy będzie następny i chcę Wam to długie oczekiwanie jakoś wynagrodzić.
Ty mrazem dedykacja dla Fugax.
Aaaa, i dziękuję za miłe komentarze, dzięki którym wciąż tu dla Was jestem. Proszę jednocześnie z całego serducha o to, by było ich więcejJ
Zapraszam do czytania!


ROZDZIAŁ 11

- ŻE CO?! - wrzasnęli jednocześnie Harry i Ginny.
Na szczęście wśród oklasków i panującego poruszenia, pozostało to niezauważone.
- Jak Dumbledore mógł zatrudnić Śmierciożerczynię?! - szeptał Harry ze wzburzeniem w głosie.  – To chore! Zupełnie nie podobne do niego!
- Nie mamy pewności, że Narcyza jest Śmierciożerczynią—Hermiona zmrużyła oczy w skupieniu. – Poza tym masz rację. Dumbledore nie zrobiłby nigdy czegoś, co zagrażałoby bezpieczeństwu uczniów.
- A jak jest pod Imperiusem?! – zmartwiła się Ginny. – Wtedy może działać irracjonalnie. I nic już nie uratuje szkoły...
Hermiona zaśmiała się w duchu. To, co mówiła przyjaciółka w prawdzie było technicznie możliwe, ale zupełnie nieprawdopodobne.
- Hej, spokonie! Odezwała się pewnie.. – Dumbledore to wielki czarodziej. Nie pozwoliłby zawładnąć swoim umysłem.
- W sumie każda wiedza może się nam do czegoś przydać. Nie no, super! Uczmy się razem! Zgłębiajmy wiedzę! - prychnął Ron, po czym zaczął naśladować aksamitny głos Narcyzy- Na dzisiejszej lekcji będziemy wyczarowywać Mroczny Znak. Na następnych zajęciach nauczymy się przywoływać Czarnego Pana, a pod koniec miesiąca zademonstruje on nam jak prawidłowo rzucać Avadę...
Nawet Hermiona nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

***************

- Neville! Luna! - Hermiona radosnie uściskała przyjaciół. – Jak dobrze was widzieć!
- No cześć Wam! -  okrągła twarz Neville’a pojaśniała z uciechy. – Jak wakacje?
- U nas w porządku – pospieszył z opowieścią Ron. – Za to Hermniona miała przechlapane. Powiedz im, Mioney!
- To były takie fretkowe wakacje- wyjaśniła Hermiona.
Teraz, z perspektywy czasu, wakacje w towarzystwie arystokraty wydawały jej się zabawnym zbiegiem okoliczności. Wiedziała jednak, że odbiór bodźców z zewnątrz zmienia się w zależności od sytuacji, względnie: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeszcze kilka tygodni temu gotowa była zabić za odwrócenieswojego losu.
- Miała Malfoya na wakacjach- rzucił Harry, na widok zmarszczonych brwi Nevillea.
- W domu?! - chłopak niedowierzał, a swoją wypowiedzią rozbroił wszystkich zgromadzonych.
- Nie, głuptasie! W sąsiedztwie! - wyjaśniła uprzejmie Hermiona.
- Och, to drobiazg. Trzeba było powiedzieć mu, że oswoiłaś Blablabla. Miałby się na baczności- wtrąciła Luna.
- Co to jest Blablabla? - spytał Ron, nim Ginny zdążyła go szturchnąć.
- Och, wy nie wiecie! - bardziej stwierdziła, niż zapytała. – Są dość rzadko spotykane. Lubią ogórki. Oswojone, służą właścicielowi do końca istnienia. Bardzo nieprzyjemne dla wrogów.
- Taaa...Nieprzyjemne Blablabla, lubiące ogórki. To...ma sens- mruknął Ron, ale czym prędzej umilkł pod wpływem groźnego spojrzenia Hermiony.
- Poradziła sobie bez pomocy Blablabli... blów.... biel- Ginny usilnie próbowała swych umiejętności słowotwórczych.
- Och, nie wolno tworzyć liczby mnogiej! - przeraziła się Luna. – Bardzo tego nie lubią. Mogą wezwać swoich powieników, Blebleble. A wtedy...  – przejechała palcem po gardle w wymownym geście, a Harry i Ron wymienili spojrzenia, będące mieszanką współczucia, zdziwienia i zażenowania.
Neville  najwyraźniej to zauważył, bo czym prędzej zmienił temat.
- Co sądzicie o naszej nowej nauczycielce? – zapytał z niewinnym uśmiechem.

***************

Hermiona nie mogła spać. Mimo iż doskwierało jej zmęczenie, czuła się jak pod wpływem eliksiru pobudzenia. Przewracała się na łóżku z boku na bok, wynajdując co rusz to ciekawsze sprawy do przemyślenia, czy punkty w przenikliwie ciemnej sypialni dziewcząt do zlustrowania.
W sumie to najgorsze było to, iż nie umiała tak właściwie określić stanu, w którym się znalazła.
Była w gruncie rzeczy szczęśliwa, ale jednocześnie czuła przenikający ją niepokój.
Bała się jutrzejszej lekcji z Narcyzą, nie mogąc się jej już doczekać.
Czuła dziwną pustkę, wypełniającą jej umysł, ale myśli i wrażenia wypełniały ją całkowicie, mieszały się ze sobą i przenikały wzajemnie, kreując coraz to nowe, przedziwne twory.
Nie, wiedziała napewno, że teraz niezaśnie.
Wysunęła się spod ciepłej kołdry i starając się  nie zbudzić współlokatorek zeszła do pokoju wspólnego z zamiarem poczytania zaczętej książki.
Jakież było jej zdziwienie, gdy zdała sobie sprawę, że w pomieszczeniu ktoś jest. W szkarłatnym fotelu siedzi nie kto inny jak Violet Souley.
PO PROSTU siedziała. Nie robiła nic, tylko wodziła wściekle zielonymi oczami po oświetlone przez mdłe światło, płynące z różdżki dziewczyny. Drobne palce bawiły się magicznym patyczkiem od niechcenia kręcąc nim małe kółeczka.
Gdy usłyszała głos schodzenia po kamiennych schodach, nerwowo obróciła się. Na widok Hermiony jej skupione rysy twarzy złagodniały.
- Witaj, miła koleżanko! – odezwała się z uśmiechem. – Jestem Violetka. Violetka Kaetina Laura Souley. Tak po prawdzie to bez tej „Laury“. Ale według mnie, to brzmi dobrze.
- Brzmi- zgodziła się Hermiona . Pomimo swego surrealizmu, dziewczyna- Violet- wydawała się... niezwykła. Bardzo niezwykła.
- Hermiona Jean Amarylissa Granger. Granger–Vinnet- po raz pierwszy od bardzo dawna przedstawiła się wszystkimi imionami. I drugim nazwiskiem- nazwiskiem rodziców.
- Amarylissa to dziwne imię- skwitowała Violet.
- Tak samo jak zastępowanie „Violet“ Violetką- odważyła się odgryźć Hermiona.
- Więc pasujemy do siebie- skwitowała tamta, po czym posunęła się na wielkim fotelu, a Hermiona wcisnęła się koło niej.
Ta nowo poznana osoba była... Nie, nawet nie dziwaczna. Alternatywna. Tak, to dobre słowo.
Trudno było ją przyrównać do kogokolwiek. Nie przypominała nawet Luny Lovegood, tamta była przynajmniej bardziej... zakręcona.
Zaś ta dziewczyna zdawała się niesamowicie bystra, twardo stąpająca po ziemi i naturalna. Sprawiała wrażenie, że każdy, z kim zamieni chociaż słowo staje się lepszy, radośniejszy, a nawet dziwnie milszy.
Taka mała Felix Felicis. Niesamowite!
- Czemu wcześniej cię tu nie było? -  spytała w końcu Hermiona, wyrywając się ze swojego zamyślenia.
Mogłaby przysiąc, że przez twarz Violet  przeszedł cień, ale zniknął, nim zdążyła przeanalizować to, co widziała.
- Uczyłam się w Beauxbatons- oświadczyła tak, jakby była to najbardziej oczywista rzez na świecie. – Na czwartym roku  rodzice przeprowadzili się z Paryża do New Castle. No i zmieniłam szkołę. Wiesz- mrugnęła porozumiewawczo. – Scenariusz żywcem wyjęty z głupiutkich filmów dla amerykańskich nastolatek.
- Więc znasz świat Mugoli? - zainteresowała się Hermiona.
Violetka wzruszyła ramionami.
- Jestem pół na pół. Mój tata jest czarodziejem, a mama charłakiem. Brat  ma jeszcze... niesprecyzowane preferencje. Ma naturę Śmierciożercy, torturując wszystkich o cyca mamy. I  mugolskie zapędy do piszczących urządzeń. Powiem ci więc za kilka lat, co z niego wyrośnie. Jak nauczy się gadać.
Hermiona uśmiechnęła się mimowolnie.
- Lepiej, żeby Ślizgoni nie dowiedzieli się zbyt dużo o twojej rodzinie. Nie dają ci życia.... - wolała ostrzec dziewczynę za wczasu, by potem ta niemiała przykrych niespodzianek.
Oczy Violetki pojaśniały na tę wiadomość i już po chwili zaczęła cicho się śmiać.
- A to niech się śmieją! – oświadczyła pewnie. – Jak nie mają lepszych powodów do radości... Wiesz, ja chciałabym być mugolaczką! Serio, no! Byłoby bardzo interesująco. Dowiedzieć się prawdy o sobie w wieku kilkunastu lat. Odkrywać świat na nowo. A przede wszystkim sprawnie posługiwać się tymi wszystkimi śmiesznymi rzeczami... Byłoby ciekawie!
Hermiona wolno skinęła głową i uśmiechnęła się pod nosem.
- Ja jestem mugolaczką. Nie jest mi z tym źle, ale Ślizgoni nie pozostawiają na mnie suchej nitki- wyznała.
- No proszę! To w takim razie opowiedz mi trochę o twojej rodzince! – bardziej oświadczyła, niż poprosiła. – Wiesz, mimo braku zdolności magicznych mamy, cały czas obracam się w środowisku czarodziejów...
I tak Hermiona Jean Amarylissa Granger (Vinnet) opowiedziała Violetce  Kaetinie Laurze Souley całą prawdę o swoim pochodzeniu, zastanawiając się, co u licha ta dziewczyna ma w sobie takiego, że właśnie samowolnie łamie swoje dawne postanowienie, by nie zdradzać się przed nikim. I- co najdziwniejsze- uważa to za jedną z najprzyjemniejszych i najwłaściwszyh  rzeczy, które miała ostatnio okazję zrobić.

*************

- To zaraz się zacznie- mruknął Ron, sadowiąc się na krześle w sali obrony przed czarną magią.
Ku zawodowi Hermioy, Violetka tym razem nie mogła uczestniczyć w zajęciach, gdyż musiała załatwić formalności z profesor Mcgonagall i uczestniczyć w zajęciach z zielarstwa z klasą Giny i Luny.
Obiecała natomiast Hermionie, podczas ich krótkiego spotkania rano, że postara się zrobić co w jej mocy, by móc uczęszczać na lekcje Narcyzy.
Naturalnie, słyszała o Harrym Potterze i nawet- ku miłemu zaskoczeniu Rona- o jego „przyjacielu ze szkoły“.
Obaj chłopacy polubili dziewczynę, chociaż w stu procentach zgodzili się z przyjaciółką- była ... dość nietypowa.
Hermiona poprzysięgła sobie, że na tej jednej, jedynej lekcji powstrzyma się od podnoszenia ręki. Dracon na pewno zdążył już wykpić przed matką jej przemądrzałość, a ona nie zamierza dać Narcyzie powodów do kąśliwych uwag.
Mimo że równie nienawidziła chociażby Snape'a. Mimo że wiedziała o panującej o niej w klasie opini kujonicy.
Nie mogła poddać się swojemu nawykowi. Nie tym razem. Nie da pani Malfoy satysfakcji.
- Gotowa, na utarcie noska, szlamo?- warknął kąśliwie Dracon, gdy przechodziła koło jego ławki.
Obrzuciła go tylko pogardliwym spojrzeniem i zajęła miejse między Ronem, a Harrym.
W tej samej chwili do sali weszła Narcyza Malfoy, musząc tym samym doskonale słyszeć zaczepkę syna.
Naturalnie zignorowała ją zupełnie, podczas gdy- rzecz jasna- każdy inny nauczyciel w najlżejszym przypadku udzieliłby Ślizgonowi surowej reprymendy na temat używania wulgarnego języka.
Hermiona jednak była w gruncie rzeczy zadowolona z takiego początku- tym samym Narcyza nie skomentowała też jej pogardliwego wzroku, skierowanego do ukochanego synka.
A- co przyznawali Harry, Ron, Luna, Neville i wszyscy, którzy znali ją chociaż trochę- Hermiona naprawdę potrafiła rzucać gromy z oczu. Żywe ogniki rozpalały się w jej źrenicach w chwilach wściekłości i gdyby tylko wzrok mógł mordować, wszyscy w promieniu minimum dwóch kilometrów od niej leżeliby trupem.
- Witam klasę. – oświadczyła Narcyza, lustrując wszystkich uważnym spojrzeniem.
Hermiona mogłaby przysiąc, że kobieta zatrzymała na ułamek sekundy wzrok na jej osobie. Zmobilizowała całą swoją siłę woli, by wytrzymać spojrzenie.
- Materiał klasy piątej jest dosyć trudny, tak więc liczę, że podejdziecie do naszych zajęć poważnie.
- Oczywiście. Będziemy sumiennie ćwiczyć torturowanie niewinnych ludzi- rzucił Ron tak cicho, że usłyszeli go tylko Hermiona i Harry, którzy ledwo zdusili śmiech.
- Dziś będziemy ćwiczyć zaklęcia obronne. – oświadczyła Narcyza, po czym spojrzała swym przenikliwym wzrokiem prosto na Hermionę. – Panno Granger, czy zechciałaby pani posłużyć za przykład?
Część Ślizgonów parsknęła śmiechem.
- Jak ta wredna arystokratka rzuci w ciebie Cruciatusem, może się już żegnać z nauczaniem, zadbamy o to- mruknął Ron, gdy Hermiona podnosiła się z krzesła.
-  Jesteśmy z tobą, Mioney- dodał Harry krzepiąco.
Dziewczyna spojrzała na nich z wdzięcznością i ruszyła na środek sali, zachowując kamienny wyraz twarzy.
„Uważaj, byś się szlamem nie pobrudziła“- przeszło przez myśl Hermionie, patrząc nieprzeniknionym wzrokiem na nauczycielkę.
Czyżby naprawdę Narcyza zamierzała użyć na Hermionie któregoś z Zaklęć Niewybaczalnych? Nie, to byłoby zbyt nierozsądne.
Może chciała tylko pokazać jej kto jest silniejszy? Odegrać się za tę przegadywankę w wakacje i udowodnić, że to świat magiczny ma zdecydowaną przewagę?
Cokolwiek panią Malfoy kierowało, rozzłościło Hermionę. Mimowolnie w jej oczach pojawiły się ogniki, a kiedy stanęła naprzeciwko Narcyzy już nawet nie próbowała pohamować złości, która przepełniała ją od środka. Teraz już podjudzało ją wszystko. Tajemnice przed przyjaciółmi, przezwiska Dracona, brak kontaktu z rodzicami, obawa przed SUMami, niemożliwość rozszyfrowania Violet Souley, tesknota za Lilian-Marie, Victorie, Nicholasem i Samuelem... Wszystko to zlało się w jedną falę wściekłości. Jak przez mgłę zakodowała, że nauczycielka wspomina coś o obronie i kiedy kobieta uniosła różdżkę i zawołała „Impedimento“, zareagowała bardziej instynktownie niż przemyślanie.
- Protego Maxima! – wykrzyknęła.
Z jej różdżki wystrzelił przezroczysto-niebieskawy promień, który utworzył wokół Hermiony niewidoczną tarczę.
Gdy stróżka czerwonego światła odbiła się od niej, poszybowała ku swej sprawczyni z taką szybkością, że odrzuciła  Narcyzę kilka metrów do tyłu.
Klasa zamarła, a Hermiona dopiero wtedy zdała sobie sprawę co się stało.
Narcyza wcale nie chciała rzucić na nią żadnego silnego uroku. Na tak słabe zaklęcie jak „Impedimento“ wzmocniona tarcza, której ona użyła była zupełnie zbyteczna.
Kątem oka zauważyła, że wściekły Dracon zaciska wargi, że większość Gryfonów patrzy na nią z aprobatą i w końcu, że Ron z trudem panuje nad sobą, by nie wybuchnąć śmiechem, a Harry posyła jej pogodne, tryumfalne spojrzenie.
Wreszcie jej wzrok padł na Narcyzę, która zdążyła już podnieść się z ziemi.
- Ups- skwitowała Hermiona, nie mając nic lepszego do powiedzenia.
Narcyza Malfoy patrzyła na nią nieodgadnionym wzrokiem, a potem wolno, ledwo widocznie skinęła głową.
- Dwa punkty dla Gryffindoru- powiedziała w końcu wyniośle, wprawiając tym samym wszystkich Gryonów w osłupienie.
A Hermiona, gdy wracała na swoje miejsce czuła na sobie przychylne spojrzenia kolegów i koleżanek z domu. Ale nagle rozpoznała jedno, bardzo szczególne. Wyrażało podziw, zmieszany z pogardą i zaciekawieniem. Totalne zaprzeczenie reguł.
Tak samo jak zaprzeczeniem był fakt, że spojrzenie owo przeznaczone dla gryfońskiej mugolaczki należy do ślizgońskiego arystokraty.