poniedziałek, 25 listopada 2013

Miniaturka- cz.II




A więc jest! Siedzę sobie na lotnisku w Dublinie i jak przystało na Ryanairowiczke, co to może latać za 38 zeta w dwie strony ale za to tylko z jednym bagażem podręcznym mam na sobie 4 pary majtek, skarpetek, 5 bluzek, dwa swetry, getry, dżinsy i ręcznik w kieszeni. A że spędzać noc na lotnisku samemu nudno (ale Dublin za to piękny, choć nie powiem, by ktokolwiek przejmował się tu czerwonymi światłami)- piszę obiecaną drugą część miniaturki. Chciałam, przedstawić tu odwrotność zwykle ukazywanych charakterów- biedną i słabą Hermionę oraz Draco z rodziną opiekuńczych i chętnych do pomocy. I myślę, że mi się to udało. Tak jak ostrzegałam- nie dzieje się tu nic nowego, a całość ma charakter raczej opisowy. Ale koniec końców wyszło słodko- i o to mi właśnie chodziło :)

MINIATURKA- CZ.II


 Potter, Weasley



Uprzejmie informuję, że jesteście kretynami.

Z wyrazami braku szacunku

Draco Malfoy

“Zanieś to Wieprzlejowi” - mruknął, przywiązując kawałek pergaminu do nóżki eleganckiej płomykówki. Ptak wydał z siebie przeciągliwe huknięcie i wzbił się w powietrze. Draco przez chwilę patrzył na majaczący punkt gdzieś w przestrzeni pomiędzy skąpanymi w słońcu liściami drzew.
Gdy sowa wreszcie zniknęła z pola widzenia oderwał wreszcie wzrok od okna i skierował się w stronę drzwi.
Nie krył wściekłościna dwóch Gryfonów- wzory cnót wszelakich- za to, że nie zauważyli co się dzieje z ich przyjaciółką. To prawda, nikt nie zauważył. Ale przecież tamta dwójka powinna znać ją bardzo dobrze! Gdyby on miał taka przyjaciółkę wiedziałby o każdej krzywdzie która ją spotkała. A winowajca sporo by zapłacił za każdą troskę i każdą łzę spowodowaną swoim zachowaniem.
Tak, on zrobiłby dla niej wszystko.
Była cudowna. Była idealna. Była tak niewinnie perfekcyjna.
A on nie chciał. Nie chciał mieć takiej przyjaciółki, takiego skarbu.
Może, gdyby był miły. Gdyby bronił ją przed innymi Ślizgonami. Gdyby wtedy, gdy w Hogwarcie na siebie wpadli  podniósł jej książki i pomógł wstać, zamiast zwyzywać i kopnąć piórnik w daleki kąt. Wtedy na pewno. Ona nigdy nikogo nie skreślała. Nie przeszkadzałby jej to, że są z różnych domów.
Ale nie. Był kretynem i teraz musi za to płacić.
W tej chwili oddałby całe złoto Gringotta, wszystkie obrazy wiszące na korytarzach które przemierzał teraz szybkim krokiem. Cały majątek. Tylko za to, by była szczęśliwa. By NARESZCIE była szczęśliwa i mogła mie takie zmartwienia, jak inne dziewczyny w jej wieku. By niemusieć już więcej ocierać łez z jej policzków gdy nie miała siły już płakać. By nie było więcej potrzeby opatrywać jej ran.
Wiedział, że nie może pozwolić, by kiedykolwiek została w domu ojca bez niego, chociażby na chwilę.
Będzie się upierać- i trudno. Może go znienawidzić na nowo, ale nawet gdyby miał własnoręcznie związać ją, pozbawić różdżki, zamurować ją w swoim pokoju i ściągnąć dementorów, by ją pilnowali- zrobi to. Bo są rzeczy ważne i ważniejsze.
Zwolnił kroku i cicho wszedł do pokoju, w którym ulokował Hermionę. Na wielkim łożu z baldachimem wydawała się jeszcze bardziej mała i bezbronna.
Trutek krzątał się po pomieszczeniu z wyrazem pyszczka radosnego pijaczka z półlitrówką we fraku.
“No tak, Granger i jej miłość do każdego stworzenia”- pomyślał z przekąsem Draco, a potem zreflektował się. Skoro jej tak na tym zależało, mógł się poświęcić…
- Możesz odejść,, Trutku- szepnął miło do skrzata, siląc się na coś, na kształt uśmiechu. – Pogadaj sobie z Ząbkiem, chyba go lubisz. Czy zrób coś innego… Eeee, w kazdym razie, teraz ja z nią zostanę.

Stworzenie oszalało. Rzuciło się do stop Ślizgona in a przemian to kłaniając się, to całując jego stopy zaczęło skrzeczeć nieskładnie:
- Panicz Dracon… Trutek nie być godzien. Panicz Dracon, taki wspaniały, Trutek dziękować. Trutek zająć się panienką Hermioną jak własnym młodym. Panienka i panicz być wielcy, za dobzi, cudowni. Panienka…
- Jak ona się czuję?- przerwał tą litanię niecierpliwie.
- Och, Trutek zrobić wszystko, wszystko. Panienka być silna, czuć się lepiej. Panicz być taki cudowny, że…
- Zmykaj już, Trutku! – przerwał te peany na swoją cześć.
To prawda, zawsze lubił pochwały, nawet te fałszywe. Teraz jednak chciał jak najszybciej zostać z dziewczyną sam na sam.
Trutek chyba poznał, że to ten moment, gdy absolutnie powinien znikać, więc aportował się z cichym pyknięciem.
Dopiero wtedy Draco odważył się podejść do Hermiony. Usiadł na skraju łóżka i delikatnie odgarnął kosmyk kasztanowych włosów z jej twarzy.
Musiał przyznać, że to było jedno z najcudowniejszych zjawisk, jakie miał okazję oglądać. Wpatrywał się jak urzeczony w każdy jej delikatny oddech, w słodko zarożowione policzki, w śliczną grywkę nachdzącą na oczy, w każdy najdrobniejszy ruch podłożonej pod głowę ręki.
Mimo że nadal wyglądła jak małe, bezbronne nieszczęście- w niczym nie przypominała tej ledwo żywej dziewczyny, którą była jeszcze kilka godzin temu. Oczy miała wciąż podbite i opuchnięte, a zadrapania na policzkach, szyi i dłoniach- i zapewne też na innych częściach ciała- lśniły rubinową czerwienią i głębokim fioletem, ale kurz, krew, łzy i bród zniknęły całkowicie.
Draco własnoręcznie przecierał jej twarz ręcznikiem, zamoczonym w Roztworze Gojenia, napoił ją Eliksrem Wzmacniającym i Eliksirem Słodkiego Snu i trzymał za rękę, gdy Substancja Odkażająca boleśnie wyżerała z ran wszelkie bakrterie i zanieczyszczenia. Wtedy, gdy w jej oczach pojawiły się łzy przyrzekł sobie, że to ostatni raz, kiedy przez niego płacze.
Boże, serce mu się krajało na ten widok, mimo iż wiedział, że to dla jej dobra. Jak to w ogóle było możliwe, że tak niedawno z duma patrzył na wielkie, zapłakane oczy Hermiony, a jeszcze większą radością napawał go fakt, że spowodował to sam, bez niczyjej pomocy!?
Dopiero, gdy dziewczyna zasnęła, udał się na rozmowę z rodzicami, zapewniony przedtem przez Trutka, że Gryfonka będzie mieć najlepszą opiekę.
Teraz zaś znowu przy niej był, absolutnie zachwycony całą jej osobą, zafascynowany wszystkim, co było z nią związane.
Delikatnie przejechał palcem po jej spierzchniętych ustach, następnie pogładził aksamitny policzek i delikatnie złapał za spoczywającą na poduszce dłoń.
Siedział tak niemal bez ruchu i po raz pierwszy od długiego czasu czuł się naprawdę szczęśliwy i spełniony.

************

- Amdersho. Trosmondus.Vivney- mruczała Narcyza, dotykając różdżką twarzy onieśmielonej Hermiony.
Usunęła już większość ran z jej ciała, chociaż nie wiedzieć czemu niektóre poddawały się magii.
- Gotowe- oznajmiła w końcu, opuszczając różdżkę i podając dziewczynie lusterko. – Zrobiłam co mogłam, Hermiono. Użyjemy troche pudru i nic nie będzie widać.
- Dziękuję, pani Malfoy. Naprawdę- szepnęła dziewczyna, wpatrując się zachwycona w swoje odbicie.
Nie przeszkadzały jej pozostałości po siniakach czy drobne blizny na ciele.  Podobała się sobie, po raz pierwszy od długiego czasu. Może dlatego, że wreszcie spodobała się komuś innemu..
- Och, to nic takiego, zupełny drobiazg- zbagatelizowała. – Mam nadzieję, że będziesz czuła się u nas dobrze. Ach, i gdyby Draco za bardzo ci dokuczał, powiedz mi. To dobry chłopiec, tylko czasem zbytb porywczy.
- Och, jest niezmiernie miły! – zapewniła szybko. – Bardzo się polubiliśmy!
- Lepiej późno niż wcale- podsumowała Narcyza, a widząc zmieszanie na twarzy dziewczyny dodała: - Nie przejmuj się tym za bardzo, moja droga. Powinnaś nabierać sił i nie zamartwiać się z byle powodu.  Pozatym, tak między nami- zniżyła głos doteatralnego szeptu- gdy poznałam Lucjusza, też szczerze go nienawidziłam. Z wzajemnością. Tak, pamiętam jak w trzeciej klasie podpaliłam jego włosy za to, że przetransmutował moją sukienkę w habit…
Hermiona zaśmiała się szczerze.
- Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić- zauważyła cicho.
- Och, ja teraz też nie. Ale kiedy oglądam stare zdjęcia to sobie przypominam. Musisz mi przypomnieć, to ci je pokażę…
- Wykluczone! – Draco żwawo wszedł do pokoju. – Napewno nie omieszkałabyś pokazać wszystkich kompromitujących fotografii także i z mojego dzieciństwa…
- Napewno byłeś rozkoszny- zachichotała Hermiona.
- Napewno bardziej od ciebie- odgryzł się Draco, mierzwiąc jej kasztanowe włosy. – No, moja mała szlamciu, zbierajmy się. Musimy iść na Pokątną kupić ci pare rzeczy.
- Nie!
Draco westchnął. Spodziewał się tego. Teraz będzie musiał użyć całej swojej siły perswazji by wytłumaczyć jej, że tak będzie najrozsądniej. Albo siły fizycznej- w ostateczności.
- Mionka… Musimy przecież kupić ci jakieś rzeczy- zaczął Draco, rejestrując przy tym, że matka uśmiecha się do niego zachęcająco. – Początek roku szkolnego już za tydzień! Nie masz nic, a…
- Draco, jestem ci bardzo wdzięczna- przerwała szeptem Hermiona. – Tobie i całej twojej rodzinie ale… Nie mogę. Jak to sobie wyobrażasz? Mamy dopiero piętnaście lat! Musimy mieszkać w swoich domach i…
- Nic nie “musimy”! - Przerwał ostro Draco. – I wygląda na to, że nie masz wyboru. Nie możesz tam wrócić, nawet po swoje rzeczy. Przynajmniej nie narazie.
Patrzył na nią tak zawzięcie, niemal tak samo jak dawniej. Sporo go kosztowało, by utrzymać taki niczym nie wzruszony wygląd, ale było konieczne.
- Ale…- zaczęła jeszcze Hermiona. – Jak to w takim razie będzie. Gdzie…
- Nie wiem- przerwał.. – Nie wiem i jeszcze nad tym nie myślałem. Jakkolwiek to będzie- ty jesteś najważniejsza.
- Głowa do gory, panno Granger- szepnęła jeszcze Narcyza. –Musimy pozwalać  od czasu do czasu porozpieszczać się naszym mężczyznom. Zaufaj doświadczonej kobiecie.

***********

- Och, powtarzam ci,że głupio się czuje, jak fundujesz mi wszystkie rzeczy- szepnęła Hermiona, wychodząc z “Esów i Floresów” z kolejną książką z listy podręczników. – Gdybyśmy tylko na chwilę tam przyszli, wzięłabym swoje oszczędnosci z pokoju i…
- NIE! – huknął Draco, zaskakując samgo siebie. Odwrócił się twarzą do Hermiony, nie panują nad sobą. Złapał ją lekko za ramiona i potrząsnął. – Zapamiętaj sobie, tępa szlamo, że ci nie pozwalam! Masz być ze mną, tutaj, w tej chwili! Nie wyrażam zgody byś tam wracała i masz się mnie słuchać i nie kwestionować mojej decyzji! On chciał mi cię zabić! ON CHCIAŁ MI CIĘ ODEBRAĆ DO CHOLERY, A JA SIĘ NIEZGADZAM, BO KURWA WŁAŚNIE CIĘ ZYSKAŁEM! I NIKT NIE ZMIENI MOJEJ DECYZJI, A JUŻ W SZCZEGÓLNOŚCI ŻADNA NIEODPOWIEDZIALNA SZLAMA! DOTARŁO?! – znowu nią potrząsnął.
Przestraszona Hermiona wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Ludzie się patrzą- szepnęła.
- TO NIECH SIĘ GAPIĄ! PYTAM O COŚ! DOTARŁO CZY NIE?! ODPOWIEDZ, DO CHOLERY! – wybuchnął znowu.
- Tak! Puść mnie, bo to boli! Tak, Merlinie, dotarło!- piszczała, bo wciąż szarpał ją za ramiona. Dopiero jak odruchowo zasłoniła się jakby przed spadającym ciosem, puscił ją i odetchnął głęboko.
- Cieszę się, że to ustaliliśmy. –wyszeptał stanowczo- A teraz pozostała nam tylko  jedna sprawa.

************

- Jak to “bal”?! Zupełnie powariowałeś, Draco?! Co oni sobie pomyślą!? – denerwowała się Hermiona, chodząc po pokoju Malfoy Manor. – Jestem inna od was, nie widzisz tego?!
- Widzę! Uwierz mi, też się denerwuję! Ale nie odwołamy balu bo ty tak chcesz! – odfukiwał Draco, siedząc na łóżku z nonszalancko założonymi rękami.
- Przecież nic takiego nie powiedziałam! – broniła się dziewczyna. – Ale mogę po prostu zostać w pokoju i…
-Nie! – wybuchnął. – Nie! Boże, jakie z tobą są kłopoty! Nie zostaniesz tu podczas balu, bo jesteś naszym gościem! Czy ci się to podoba, czy nie!
- Ale czarodzieje na balu też będą twoimi gośćmi!
- To nie ma nic do rzeczy!
- Właśnie, że ma!
- Nieprawda!
- Słuchaj! – stanęła w końcu i wlepiła swoje śliczne, brązowe oczy w jego chłodne, niebieskie. – Nie wiesz, że należymy do innych światów:? Jeszcze niedawno sam mnie nienawidziłeś! Myślisz, że mi będzie miło słyszeć wciąż pełne niechęci komentarze na swój temat? A co dopiero powiedzą o tobie i twoich rodzicach?! Dajecie schronienie szlamie! To nie jest normalne!
Draco wpatrywał się w te pełne smutku, wielkie ślepka i po raz setny spróbował wyobrazić sobie, co czuje to skrzywdzone stworzenie. Niechciana i zostawiona sama sobie. Oba jej światy pomiatały ją i traktowały jak kogoś gorszego. Wziął głęboki oddech i powiedział tym razem spokojniej:
- Przyjmij do wiadomości, że nas to nieobchodzi. Przyjdziesz na bal i nikt nie odważy się nic powiedzieć. A ty nie masz głosu w tej dyskusji. W końcu- jesteś tylko szlamcią.
No tak, Draco Malfoy nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił czegoś podobnego. Hermiona wciąż jednak wyglądała na niepewną, wiec powoli, bardzo powoli wyciągnął do niej rękę.
- Chodź do mnie- poprosił. – No, nie bój się! Chodź!
Zrobiła parę kroków w przód, wciąż nie odrywając wzroku z jego twarzy .Ślizgon sięgnął po jej dłoń i przyciągnął do siebie. Mimo przestraszenia, biernie pozwoliła na to.
- Nie lubię na ciebie krzyczeć- wyszeptał. – Ani używać swojej siły. Więc nie każ mi tego robić. Pozwól się sobą zaopiekować, choc na chwilę. Za dłługo dbałaś sama o siebie. Teraz moja kolej, szlamciu. – szeptał, kołysząc ją jak dziecko.
- Draco! Kiedy ja… - zaczęła Hermiona, ale Draco położyłjej palec na ustach.
- Nie próbuj się usprawiedliwiać! Po prostu rób co ci każę.
Hermiona przez chwilę nic nie mówiła. Pozwalała się tulić Ślizgonowi, sama zaś zarzuciła mu rękę na szyję i spojrzała prosto w oczy.
I wtedy to się stało. Jego usta zbliżyły się do jej ust, a jej świat zbliżył się do jego świata i nagle stał się wspólny.
Słodki smak łez, balu i radości zalał ich obu. Czuli bezpieczeństwo, bliskość i współbrzmienie, a myśli jedngo stały się myślami drugiego.
Pocałunek trwał i dopiero po godzinach, miesiącach lub latach zdali sobie sprawę, że patrzą na siebie szczęśliwi i onieśmieleni. Hermiona śmiała się słodko, a Draco trącił pieszczotliwie jej nosek, wciąż trzymając dziewczynę w objęciach.
Siedzieli tak patrząc na siebiei było im dobrze, po raz pierwszy w życiu czuli taki spokój, podekscytowanie i wzajemną bliskość.
Taka intymna, cudowna chwila. Mimo iż oboje byli w ubrniach. Mimo iż ręce Dracona zaciśnięte były na dłoniach i włosach Hermiony, nie na pośladkach czy biuście.
Mimo iż Hermiona wpatrywała się z miłością w opiekuńcze oczy chłopaka, nie na idealnie wyrzeźbiony tors czy doskonale umięśnione nogi.
Bo to było coś o wiele bardziej dojrzałego od fizyczości. Piekniejszego i bardziej harmonijnego. Teraz liczyli się tylko oni.  Nikt więcej. Narazie.
- No, Draconie- chyba się dogadaliście- odezwał się Lucjusz, wchodząc do pokoju. –Panno Granger, moja żona oczekuje pani w salonie- obwieścił.
Nie dał po sobie poznać, jak mile zaskoczony jest tym niewinnie pięknym widokiem, który zastał. A oni tylko roześmieli się cicho.
- Oczywiście, panie Malfoy. Dziękuję za wiadomość- Hermiona odruchowo skłoniła się lekko.
Wciąż nie przywykła, że nie musi już zachowywać się jak u siebie., że nikt jej nie pobije, gdy zapomni się ukłonić ani nikt jej nie ukarze za to, że jest szczęśliwa.
Po tylu latach trudno przyzwyczaić się do zmiany.

***************

Hermiona pozwoliła Narcyzie Malfoy prowadzić się za rękę korytarzami Malfoy Manor i uważnie słuchała, co kobieta do niej mówiła.
Teraz zaś Gryfonka niepewnie wyszła z pokoju, ubrana w suknię, którą pani domu poleciła jej przymierzyć.
- Może być? – zapytała niepewnie,okręcając się dookoła. – Mogłabym się zobaczyć?
Narcyza splotła ze sobą dłonie i tajemniczo się uśmiechnęła.
- Jeszcze nie, moja droga! Nie skończyłyśmy. Chodź za mną!
Ponownie poprowadziła Gryfonkę bogato zdobionymi korytarzami i przejściami, po czym Hermiona spędziła kolejną godzinę siedząc bez ruchu na wysokim krześle, podczas gdy Narcyza własnoręcznie nakładała na jej twarz tony specyfików przeróżnego użytku.
- Wybacz, że to tyle trwało, ale naprawdę mocno urządził cię ten okropny mugol- mruknęła na swoje usprawiedliwienie, ostatecznie zamykając kosmetyczkę rozmiarów średniego cocker spaniela. – Teraz już jesteś prawie gotowa, zostały tylko…

***********

- Nie… - wyszeptała zachwycona Hermiona, wchodząc do rodzinnego skarbca Malfoyów. – Nie, pani Malfoy, tobbardzo hojne z państwa strony, ale ja chyba nie powinnam…
- Otóż chodzi o to, najdroższa Hermiono, że własnie powinnaś! – przerwała jej Narcyza. – To nasza tradycja. Zobaczmy, co my tu mamy…- zamyśliła się. – Które ci się podobają?
- One…one są piękne… Wszystkie- wydusiła dziewczyna, rozglądając się dookoła.
Kolie, kolczyki, diademy i bransolety z najróżniejszych szlachetnych kruszców mieniły się wszystkimi kolorami tęczy w promieniach wpadającego do pomieszczenia słońca, zniekształconych przez ciemne okna.
Rzucały one refleksy na ściany tak, że gdzieniegdzie lśniły barwne plamki przypominające dziecięcą zabawę w zajączki- tylko o wiele bardziej szlachetną i wytworną.
Hermiona tkwiła w tym magicznym miejscu zastanawiając się, co sprawiło, że znalazła się tutaj- w pięknej, czerwonej sukni, w wytwornych butach i delikatnym makijażu, a nie jak zwykle w łachmanach i podartych kapciach, z pomalowaną przez pijackie ciosy twarzą. Czym zasłużyła sobie na takie szczęście? Przecież była tylko sobą- “leniwą, nieznośną wariatką”. Tymczasem…
- Idealnie!- przerwała Narcyza! – Jakby dla ciebie stworzone… Przymież!
Oczom dziewczyny ukazały się piękne, diamentowe kolczyki- delikatne jak mgiełka, a równocześnie eleganckie i rzucające się w oczy swoją niesamowitą zdolnością skupiania w sobie wszelkich barw istniejących na tym świecie, a nawet więcej- zdawać się bowiem mogło, że są tu obecne także te kolory niewidoczne dla ludzkiego oka, że dosłownie moment dzieli od poznania ich piękna i natury.
Niżej, tuż pod kolczykami, na aksamitnej poduszce spoczywał naszyjnik do kompletu, uzupełniający wszystko to, co kolczyki czyniły idealnym. Razem komplet ten zdawał się Hermionie być wszystkim tym, co stanowiło esencję namacanego piękna.
            Narcyza widząc reakcję dziewczyny uśmiechnęła się ze zrozumieniem i zapięła na jej szyi biżuterię, a także odgarnęła śliczne, kasztanowe loki, tylko troche wspomożone przez jedwabisty żel do włosów, by zapiąć na  uszach kolczyki.
- Teraz jesteś gortowa- powiedziała w końcu, gdy wyprowadziła dziewczynę ze skarbca.
Wreszcie Hermiona dostrzegła jakieś lustro. Wzięła głęboki oddech.
- Zasłużyłaś sobie na to- szepnęła jeszcze Narcyza. – Będziesz najpiękniejszą osobą na balu, ma się rozumieć!- A widząc dziwny wzrok Hermiony, dodała z uśmiechem. – W końcu żadna kobieta nie powinna przyćmiewać urodą gospodyni… A ty, jako gość honorowy na resztę wakacji u nas, w Malfoy Manor dzisiejszego wieczoru w końcu także nią będziesz.

************

Nie było Hermiony Granger, była bogini, zjawisko, Wenus z Milo.
Wprawdzie osoba małej Gryfonki od jakiegoś czasu stanowiła dla Dracona kwintesencję piękna i słodyczy, ale teraz było zupełnie inaczej.
Jego matka miała niesamowity dar. Hermiona zachowała swoją naturalność i niewinność-każda część jej wyglądu była na swój sposób skromna i delikatna, ale całość dopełniała się jak marzenie, tak, że Draco Malfoy w najśmielszych snach nawet nie przypuszczał, że tu, na tym brudnym i niedoskonałym świecie może istnieć coś tak idealnego. 
- Jesteś zjawiskiem- zdołał tylko wyszeptać, podchodząc do niej i podając jej swoje ramię.
Zaśmiała się niepewnie.
- Dziękuję ci, Draconie. Wciąż niedowierzam, że to się dzieje naprawdę- szepnęła w odpowiedzi, pozwalając sprowadzić się ze schodów.
- Ja też nie. Nie wierzę w swoje szczęście- złożył delikatny pocałunek na jej rozgrzanym policzku. -  Nie wierzę, że to właśnie mnie spotkał ten zaszczyt, moja Hermionko. Moja śliczna, słodka szlamciu. Jesteś tak idealnie urocza! Jesteś...
- Draco! - zaśmiała się zawstydzona. 
- Mówię ci najszczerszą prawdę, kochanie!- obruszył się teatralnie.
Hermiona tylko pokiwała z politowaniem głową, a Draco po raz setny przysiągł sobie, że każdy, kto w jakikolwiek sposób skrzywdzi to jego słabe, bezbronne, tak wyjątkowo doskonałe stworzenie zginie w wielkich męczarniach, chociażby to miała być ostatnia rzecz jaką on, Dracon Lucjusz Malfoy dokona. Będzie ją chronił przed całym złem tego świata, bo już dość zła doświadczyła w swoim krótkim życiu.
Spojrzał na swoją Hermionę z miłością i przycisnął jej drobną dłoń do siebie, a następnie niczym para królewska wkroczyli do wypełniającej się gośćmi sali.

**************

- To ta szlama, Cyziu! Ta szlama! – zdołała wykrztusić z siebie Bellatrix, po serii niezrozumiałych pisków i chrząknięć, wyartykułowanych w odpowiedzi na widok siostrzeńca w towarzystwie znajomej dziewczyny.
- Panna Granger jest gościem Dracona, Bello! – warknęła cierpko Narcyza, spoglądając wściekle na siostrę.
Miała na sobie długą, błękitną suknię bez ramiączek, a piękne, złociste włosy zebrała w delikatnego koka, z którego kilka pasemek puściła luźno tak, że teraz wiły się niczym jedwab wokół eleganckiej twarzy arystokratki.
Wyglądała tak różnie od energicznej Bellatrix, w czarnej, koronkowej sukni i długich, satynowych rękawiczkach. Mimo iż podpięła bujne loki i tak sięgały one prawie do pasa. Krwistoczerwone usta wykrzywiły się w obrzydliwym grymasie.
- Twój syn dał jej wasze rodowe klejnoty! TE SAME, które nosiłaś podczas swojego ślubu! –  zbrodnia ta przekraczyła chyba dla niej  wszelkie normy ogólnie przyjętego zachowania.
Znów wpadła w swego rodzaju szaleńczy amok, kręciła głową niemal dookoła osi, szukając wzrokiem Lucjusza w nadziei, że chociaż on zareaguje prawidłowo na to jawne świętokractwo.
- Poprawka, Bellatrix- Narcyza sama jej je ubrała- pan Malfoy zjawiłsię oczywiście w samą pore u boku swojej ukochanej. Obrzucił szwagierkę nienawistnym spojrzeniem. – A tobie radzę to zaakceptować, bo inaczej będziemy zmuszeni wyprosić cię ze swojego domu!
To mówiąc ruszył pewnym krokiem w kierunku swojego syna z partnerką i skłonil się przed nią delikatnie.
- Pani pozwoli do tańca- szepnął, umując dłoń zaskoczonej Hermiony.
A Draco patrzył za dziewczyną swoich marzeń, prowadzoną na środek parkietu przez swojego własnego ojca.
Dobrze wiedział co to znaczy. Uchwycił spojrzenie matki i w jednej chwili poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemii.
Zyskał największy skarb, dziewczynę tak idealną i tak absolutnie doskonałą, że ciężko mu było uwierzyć, że jest istotą cielesną. Miał też rodziców, którzy dokonali wszelkich starań, by czuła się ona wyjątkowo, a właśnie w tym momencie ojciec w najpiękniejszej, zachowanej tradycji starożytnego rodu Malfoyów, daje światu do zrozumienia, że ich rodzina zyskała nowego członka.

************

Tydzień zleciał wszystkim błyskawicznie. Było to najpiękniejsze siedem dni w życiu młodych ludzi, spędzon na wzajemnym poznawaniu się i odkrywaniu piękna plynącego z bliskości drugiego człowieka.
Draco z radością patrzył na szczęśliwą Hermionę, a każdy jej śmiech był niczym plaster na zranione ostatnimi wydarzeniami serce Ślizgona.
Hermiona zaś czerpała radość z poczucia bycia wyjątkową i potrzebną- i odwdzięczała się jak mogła miłym słowem i uczynnością, a także tak ukochaną przez młodego Malfoya naturalną osobowością, nie zmąconą przez chęć popisywania się czy imponowania w czymkolwiek.
Wszystko co dobre jednak, szybko się kończy, chociaż w tym wypadku ciężko powiedzieć o jakimkolwiek końcu.
- Oczywiście, jesteś zaproszona do nas, na Boże Narodzenie, Hermiono. Pilnuj Dracona i ucz się pilnie! – śmiała się Narcyza, ściskając dziewczynę serdecznie- tak, jak powinna to czynić matka, której Gryfonka nigdy nie miała.
- A ty, Draco- dbaj o ten skarb, który udało ci się zdobyć!- przypominał Lucjusz, klepiąc syna po ramieniu.
Żegnali się serdecznie i Hermiona nie mogła uwierzyć, że to dokładnie ta sama rodzina, przez którą niegdyś wylała tyle łez.
I gdy wreszcie odwrocili się, by zacząć nowy rok szkolny pomyślała, że w sumie to nic się nie kończy, wręcz przeciwnie. Bo ten koniec to tak na dobrą sprawę początek najcudowniejszej przygody w jej życiu.

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 6

Rozdział! Krótki, bo krótki- ale jest:)
Dziękuję za entuzjastyczne komentarze odnośnie miniaturki- z pewnością się ona pojawi, jednak dopiero za jakiś czas.
Przygotowuję ze znajomymi Szlachetną Paczkę i mam istne urwanie głowy. Oczywiście, jak to zwykle u mnie bywa- nie mogłoby być tak ładnie i pięknie.
Tak więc szukam, przeglądam i poruszam cały świat, a i tak pewnie będzie trzeba dokonać niemożliwego. No ale- najważnieszy będzie efekt.
Dysponuje któraś z Was może artykułami dla dwulatki i pampersami, które akurat są niepotrzebne i mieszka w okolicy Torunia lub Trójmiasta? :P:P:P

Co do notki- dedykacja dla Bellatrix:)


****************



- Granger! - irytujący głos napłynął niespodziewanie do uszu Hermiony.
Wywinęła oczami zrezygnowana. Nie mogłobyć gorzej.
- Witaj, Malfoy- powiedziała zrezygnowana.
- Co to było? – zaczął bez ogródek. - Wczoraj
Hermiona spojrzała na niego zaciekawiona i od razu wbrew woli dziewczyny negatywne nastawienie minęło, a pojawił się skądś uśmiech tryumfu.
- To w kawiarni? Widzisz, niektórzy biali mugole gardzą czarnoskórymi. Uważają ich za gorszy typ. 
Draco prychnął.
- Pojebane to wszystko! Mugole to kretyni.
- Och, kto jak kto powinien to zrozumieć- powiedziała melodyjnie.
- O czym ty do cholery mówisz! – Ślizgon zmarszczył brwi. – Mój najlepszy przyjaciel to Murzyn i zapewniam cię...
- Tak, wiem- przerwała Hermiona. – Ale...
- No więc nie pieprz głupot- zdenerwował się. – Bo dla twojej wiadomości, szlamo...
- O to mi chodzi! – dziewczyna uniosła głos. – Tak samo nieuzasadniona jest twoja nienawiść do mugolaków i mugoli jako ogółu...
- Jak śmiesz! – Dracon irytował się coraz bardziej. – To mugole wymyślają tak poronione pomysły! A szlamy to ich dzieciaki. To zupełnie inna sprawa...
- Nie, Malfoy! – podnisła głos. – To zupełnie to samo. Nie masz wpływu na to, w jakiej rodzinie się rodzisz, tak samo jak na to, jaki masz kolor skóry.
Draco Malfoy przez chwilę milczał, mierząc Hermionę wściekłym wzrokiem. Po chwili jednak odezwał się bardzo cicho i bardzo poważnie:
- Powiem ci to raz szlamo i nie zamierzam tego powtarzać. Nigdy więcejnie waż się tak mówić. Wracaj do twojego ukochanego świata, chociaż chyba nawet tu cię nie chcą, bo całymi dniami włuczysz się po dworze. Daj się komuś zabić. Zrób z sobą cokolwiek, ale znikaj z mojego świata. I raz na zawsze pogódź się z tym, że jesteś gorsza.
Przez chwilę ponownie nikt nic nie mówił.
W wielkich oczach Gryfonki pojawiły się łzy. To prawda, nie ruszały jej zwykle doczepki Ślizgona. Jednak ty mrazem bolało. Każdy ma jakiś limit wytrzymałości. Najgorsze jednak, że w słowach Malfoya Hermiona doszukała się ziarna prawdy. Rodzice zostali w domu dokładnie dwa i pół dnia. Potem wyjechali do Omanu (z cyklu wiedza bezużyteczna: Oman  to jedyne na świecie państwo na „o“ – dop. Autorki) jako do państwa intensywnie rozwijającego się, prowadzić szkolenie z nowoczesnych mediów interaktywnych. Następnie jechali na kolejną konferencję do Kanady, potem do Tokio, a na końcu Sydney. Dostaną jeden dzień w prezencie.  Tymczasem ona straciła dokładnie pięćdziesiąt sześć dni z rodzicami. Prosty rachunek.
- Gratuluję ci, Malfoy- powiedziała wolno. Pozwalając łzom spywa po policzkach – Teraz zachowałeś się jak prawdziwy arystokrata.
Chwilę później Ślizgon zorientował się, że jest sam .

***************

Draco Malfoy położył się dość wcześniej, a przynajmniej na tyle, by z pozycji horyzontalnej obserwować jak stopniowo zmieniają się cienie,rzucane przez zachodzące słońce, aż do czasu, gdy pokój zalał w miarę jednolity zmrok i tylko drobne światło księżyca przełamywało cichą ciemność nocy.
Mimo zmęczenia nie mógł zasnąć. Wciąż nie dawało mu spokoju dzisiejsze spotkanie z Granger.
Doprowadził ją do płaczu. Nie mógł zaprzeczyć, że czuł się dumny. Widok Hermiony, która nagle zdawała się mu być taka drobna i bezbronna, napawał go niejakim poczuciem wyższości, władzy i pewnością siebie.  Lubił to uczucie.
Ale...
No właśnie- istniało ale. Wciąż dźwieczały mu w uszach jej ciche słowa.
„Nie ma żadnej różnicy....“.
Bzdura, oczywiście, że była! On urodził się w szanowanej, czarodziejskiej rodzinie. Żeby być czarodziejem trzeba się nim urodzić. Proste. Logiczne. Jasne.
Ale...
„Kurwa“- zaklął szeptem.
Znał siebie zbyt dobrze. Wiedział, że to mu nie da spokoju.

***************

- Mamo... – zaczął Draco, wchoząc do salonu. – Ja.... Jak się czujesz? – wyjąkał.
Narcyza siedziała na bogato zdobionym fotelu dzierżąc w wypielęgnowanej dłoni kieliszk czerwonego wina. Gdy usłyszała syna podniosła wzrok znad czytanej książki.
- Draco! – uśmiechnęła się delikatnie. – Myślałam, że już się położyłeś...
- Tak. Tylko...- znów się zaciął. Cholera, teraz albo nigdy!
- Tak? – zachęcała matka.
- Ja...spotkałem dziś Granger. – wydusił w końcu. Narcyza nieznacznie zmarszczyła brwi. Paradoksalnie to go zachęciło. – I ona powiedziała mi, że to zachowanie, wczoraj, w kawiarni było spowodowane nienawiścią mugoli do Murzynów – wydusił w końcu.
Ku jeo zaskoczeniu na twarzy matki nie malowało się  zaskoczenie.
- Owszem, słyszałam o tym. Mugole zabijali się z powodu koloru skóry-skrzywiła się z obrzydzeniem.
Draco wytrzeszczył oczy.
- Skąd... Skąd wiesz?
- Och, z ciekawości zerknęłam o czym nam opowiadała ta twoja przemądrzała szlama- machnęła ręką. – Nic takiego.
- Przejęłaś się tym? - niedowierzał. Jego własna matka, arystokratka, pani Malfoy Mannor interesowała się tym, co gadała zwykła szlama!
- Nie Draco- zaprzeczyła Narcyza stanowczo. – Nie przejęłam się. Hermiona Granger jest wyjątkowo wygadaną dziewczyną. („Chyba przemądrzałą“- przeszło Draconowi przez myśl) Chciałam więc zorientować się w sytuacji . Do rzeczy jednak- lekko uniosła dłoń. – Co konretnie chciałeś mi powiedzie?
- Ja...ja... – na nowo zaczął się jąkać. – ZastanawiałemSięJakaJestRóżnicaMiędzyTraktowaniemTakCzarnychASzlam- wyrzucił z siebie w końcu.
Przez chwilę bał się, że będzie musiał się powtarzać. Nie byłby w stanie drugi raz wszystkiego powiezieć.
Patrzył ze strachem na Narcyzę, unoszącą zdumiona brwi. Już miał po prostu uciec jak małe dziecko, gdy matka odezwała się.
- Och, Draco... – wyszeptała. – Co ja mam ci powiedzieć?