piątek, 30 maja 2014

WARIACJA CZ. 3


Cześć!
Co tam, jak tam, moje Wy Kochane?
Ja mam dla Was coś nowego. Alternatywna wariacja. Proszę.
Nie jestem z niej zadowolona, ale muszę, muszę ją Wam wstawić. Jest wiele powtórzeń z poprzednich części- praktycznie cała jest powtórzeniem. Stanowi alternatywę wydarzeń, drugą ich wersję.
Piszę ją od dawna i musiałam wreszcie skończyć i opublikować.
Niestety, komentarzy ciągle mało. Nie wiem dlaczego- znaczy wiem, domyślam się, że to przez lenistwo. Również mnie dopada:)
Mam w głowie pomysły, nie wiem czy dobre...
I naprawdę nie chcę tego robić, bo wydaje mi się to mega dziecinne, ale cóż- chyba muszę...
Nie planuję nic nowego, nim nie będzie pod tą notatką przynajmniej... Powiedzmy 9 komentarzy. To przecież naprawdę niedużo! Przepraszam, że posuwam się do szantażu, ale każdy, kto kiedykolwiek pisał bloga wie chyba, co odczuwam....
Aha.... Obwieszczam wszystkim, że miniaturka nie ma w sobie nawet krzty z paringu Hermiona- Lucjusz.
Tak- moja znajoma wysunęła taki wniosek, jak przeczytała to, co wstawiam teraz. Cóż- powiedzmy sobie otwarcie- to, że Lucjusz jest w pewnym momencie MIŁY dla Hermionki nie implikuje do licha tego, że się w niej zakochał!
Przyznam- jest mu bliska i można nawet powiedzieć o pewnym uczuciu, jakim ją darzy, ale kurcze! - to wszystko są relację bardziej, jak do córki czy podopiecznej!
Tak dla ostrzeżenia:)

ALTERNATYWA- WARIACJA 3


Hermiona niespodziewała się, że podczas zakupów żywnościowych na Pokątnej natrafi na swojego pana- Lucjusza Malfoya.
Jeszcze większym szokiem był dla niej fakt, iż mężczyzna pierwszy ją zaczepił. A już zupełnie nie spodziewała się tego, że Lucjusz zaproponuje jej kawę w luksusowej kawiarni, słynącej nie tylko na całej Pokątnej ale i w całym magicznym Londynie.
O dziwo- rozmowa toczyła się nawet MIŁO- chociaż Hermiona onieśmielona sytuacją czuła się jeszcze dziwniej, niż zazwyczaj w towarzystwie państwa M. - dopóki  nie podszedł do nich Crabbe.
- Lucjuszu, więc to jest ta wasza nowa zabaweczka. Niewolnica. No, no. Powiedz mi, korzystasz z życia? Jaka jest? Ta szlama? Naprawdę taka brudna i bezużyteczna suka? Nie brzydzisz się?– ciekawił się bez najmniejszego "dzień dobry", rzucając Hermionie łakome spojrzenia, wymieszane jednak z wyrazem niesmaku. Patrzył na nią tak, jakby była rzeczą. Obrzydliwą rzeczą.
- Cóż Crabbe- zaczął lodowato Lucjusz, obejmując Hermionę ramieniem i przyciągając ją lekko do siebie. – Sądzę, że tak urocza młoda osoba jak Hermiona  za nic nie spojrzałaby na takich starych ignorantów, jakimi jesteśmy ty i ja. Niestety, pewne rzeczy bezpowrotnie przeminęły i musisz się z tym pogodzić…. Idziemy, Granger- warknął, popychając ją lekko w stronę wyjścia.
            A Hermiona po raz kolejny nie mogła wyjść z podziwu.
Crabbe chciał ją ośmieszyć i pogrążyć, tymczasem LUCJUSZ MALFOY obronił ją przed swoim kompanem. Stanął w jej obronie i zachował się naprawdę MIŁO. Mówił takie DOBRE rzeczy i….
To było niepojęte. DLACZEGO?
Hermiona szła onieśmielona obok Lucjusza, utkwiwszy wzrok w swoich butach. Mężczyzna kroczył do przodu tak szybko że prawie biegła, chcąc dorównać mu kroku.
Przez chwilę szli w milczeniu, a Hermiona odnotowywała fakt, że nagle kilka mokrych kropel spadło na jej głowę i ręce.
Naraz poczuła, jak Lucjusz zdjął z siebie swoją pelerynę i nałożył ją Hermionie na ramiona.
- Nawet ze mną nie dyskutuj- odezwał się, widząc, że dziewczyna już otwiera buzię by zaprotestować. – Nie wypada mi pozwolić, by KOBIETA mokła na deszczu, podczas gdy sam bym się przed nim ochronił.  Arystokracja zwraca szczególną uwagę na maniery, moja droga Hermiono-omiótł ją spojrzeniem błękitnych oczu, aż zarumieniła się z onieśmielenia, po czym bez już żadnego słowa poprowadził ją do najbliższego kominka, by wrócić do rezydencji.

*************

Hermiona obudziła się z wrzaskiem.
Pali się. Pożar.
Malfoyowie… O Boże!
Gryfonka ile sił w nogach ruszyła w kierunku północnej części willi, w której znajdowały się prywatne komnaty jej mieszkańców.
Dzięki Bogu, za zakrętem wpadła na Narcyzę, która w ostatniej chwili złapała ją i przycisnęła do siebie.
- Hermiono? Co Ty tu robisz!? Nie masz prawa przybywać w tej części willi! - zaczęła zaskoczona arystokratka
- Pani Narcyzo, uciekajcie… Pożar, pali się… uciekajcie! - wydyszała
- Hermiono, co ty mówisz?! - Narcyza odsunęła ją lekko i spojrzała na nią uważnie. – To nasze prywatne apartamenty, nie wolno ci tu być! Przecież wiesz o tym!
- Uciekajcie! Jest pożar, musicie uciekać! – Hermiona jakby nie słyszała słów Narcyzy, bezskutecznie szamotała się i próbowała wyrwać z jej uścisku.
- Nie ma pożaru! Przestań natychmiast, Hermiono! Co…. O Boże, ty jesteś rozpalona… - przeraziła się, dotykając jej czoła. – Lucjuszu! Chodź tutaj szybko!
            Pojawił się Lucjusz, zaalarmowany wołaniem żony.
- Co…CO ONA TU ROBI? - zagrzmiał gniewnie, rejestrując obecność małej Gryfonki- Narcyzo, doprawdy…
- Panie, jak dobrze! – przerwała Hermiona, spostrzegając Lucjusza. Bezskutecznie szarpnęła się w stronę mężczyzny, ale Narcyza w dalszym ciągu mocno trzymała ją w objęciach. – Pali się! Musicie uciec, musicie! Jest pożar! Zabierzcie Draco i się ratujcie, natychmiast!
-  Ma gorączkę, zobacz… - pospieszyła z tłumaczeniami Narcyza, jakby chcąc usprawiedliwić podopieczną za tak jawną bezczelność. – Nie wiem, dlaczego…
- Uciekajcie, natychmiast! Ja teraz nie jestem ważna! – pisnęła Hermiona, szamocząc się z jakby nową siłą. – Musicie się ratować, musicie!- wpadła w Histerię- jej blada twarz wyrażała ogromny ból i cierpienie, wielkie, brązowe oczy były jeszcze większe- aż nienaturalnie.
- Co się stało? –próbował dowiedzieć się Lucjusz, podchodząc żwawo do podopiecznej., która nadal szamotała się i piszczała.
- Nie mam pojęcia… Wpadła na mnie z krzykiem, że niby jest pożar. Ma straszną gorączkę.
- Widzę- potwierdził Lucjusz, przejmują od żony wyrywającą się Hermionę. – Nie przyszła by tutaj z własnej woli- zbyt bardzo się nas boi- stwierdził rzeczowo.
            Hermiona dalej krzyczała o pożarze, więc Narcyza machnęła różdżką i w jednej chwili dziewczyna opadła z sił. Nie było to jednak nic groźnego.
- Coś niedobrego się z nią dzieje- wyszeptała już spokojnie, bez wywołujących przestrach wrzasków.
- To… To mi wygląda na skutki czarnej magii. – Lucjusz zamyślił się. – Ale… Nie mam doprawdy pojęcia jakiego konkretnie zaklęcia…
-Cóż, musimy po prostu na nią uważać- podsumowała z rezygnacją Narcyza.
- Albo ROZMÓWIĆ SIĘ z naszymi szanownymi PRZYJACIÓŁMI…. I przekonać ich, że NIE MAJĄ PRAWA mieszać się w sprawy naszych stosunków ze służbą- zaczął Lucjusz, a Narcyza widziała, że powoli traci nad sobą panowanie.
- Lucjuszu, opanuj się- szepnęła. – Pamiętaj, nikt…nikt się nie może dowiedzieć się…
- To zupełnie inna sprawa- uciął chłodno Lucjusz. – Nawet przy założeniu, że jest tylko nic nie znaczącą niewolnicą… Dalej pozostaje NASZĄ własnością i tylko NAM wolno ją tresować… Na Boga, tak samo przecież, nie należy niszczyć cudzej własności! – spojrzał wściekle na ledwo przytomną dziewczynę, po czym westchnął głęboko.
            Następnie wzięli ją wraz z Narcyzą za ręce i zarowadzili z powrotem do pokoju.
            Sytuacja jednak tylko pozornie została rozwiązana.

************

„ Jesteś tylko szlamą, nic więcej. Zawsze już będziesz dla nich przeszkodą… Jeśli ci choć TROCHĘ zależy na którymkolwiek z Malfoyów.. To uwolnij ich od siebie.
Trzymali cię z litości- teraz czas na ciebie. Pozbądź ich ciężaru.
Jesteś nikim. Oni są kimś.  Jeśli masz godność-odejdź. Nie będą musieli się o ciebie martwić…. Cóż im za pożytek z ciebie!
Odejdź, tak będzie lepiej. Nie zasługują na to, aby się z tobą męczyć! Nic takiego ci nie zrobili. Nie bądź samolubna!”

********


Hermiona dziwiła się, dlaczego wcześniej nie zdała sobie z tego sprawy.
W tym, co mówił GŁOS było tyle prawdy!
Jak mogła być tak podłą egoistką?! Nie dość, że była nic nie wartą szlamą, to jeszcze nie potrafiła okazać kszty wdzięczności.
Ale to się zmieni. Już nie muszą się nią martwić. Wspaniali, dobzi Malfoyowie  wreszcie będą mogli na nowo żyć tak, jak na to zasługiwali.
Kochana pani Narcyza, wyrozumiały pan Lucjusz, dobry panicz Draco. Oni byli ważniejsi niż jej wygody.
Tak więc nie miała już żadnych wątpliwości.
Powoli zastukała do drzwi ponurego domostwa, w którym żyło troje Śmierciożerców.
„Jestem, panie”- oznajmiła pokornie skłaniając głowę.
Wreszcie dostanie to, na co zasługuje. W końcu jest tylko brudną, plugawą szlamą.

***********

Mężczyzna podszedł do niej, splunął, wyjął papierosa z brudnych zębów i od niechcenia zgasił na skórze dziewczyny.
Hermiona wrzasnęła.
- Zamknij się, szlamo- szepnął spokojnie, po czym wyjął z kieszeni zapalniczkę i przyłożył ją do skóry Hermiony.
- Jesteś taka bledziutka! Zaradźmy temu! - zakpił, a potem Hermiona poczuła jeden z najbardziej przenikliwych bólów, jakie kiedykolwiek odczuwała.
Piszczała i płakała, próbując nie patrzeć na żywy ogień, pożerający jej skórę. Z każdą chwilą silniejszy ból co jakiś czas na ułamek sekundy ustawał, ale by powrócić na nowo, w innym miejscu ze zdwojoną, ztysięcznioną intensywnością.
            W ciągu zaledwie kilku godzin wylewano na nią wrzącą wodę, bito, drapano, kaleczono, używano „Cruciatusów”, wypalano lub wycinano słowo „SZLAMA” w różnych miejscach na jej skórze, kopano ją i zmuszano do picia eliksirów, po których ból odczuwała jeszcze dogłębniej.. Policzkowano ją- i wtedy Hermiona ostatecznie przekonała się, jak wielka była różnica między napominającymi, lekkimi policzkami od Narcyzy, a uderzeniami tych zwyrodnialców- mającymi zadać ból, ośmieszyć, pokazać, że tak naprawdę jest niczym.
Początkowo wiła się na ziemi, ale potem wymęczono ją do tego stopnia, że nie miała już siły. Leżała już, cicho pojękując, a agonia omiatała powoli każdą komórkę jej ciała.
Czuła się taka brudna, taka gorsza, taka do niczego.
I wtedy jej umysł jakby się rozjaśnił.
„Uwolnij Malfoyów od siebie”….
Dobrze, przynajmniej nie muszą się nią martwić. Za to wszystko, co dla niej zrobili zasłużyli na to. Ale…
„Rodzice by cię nie chcieli, gdybyś….”- przypomniały jej się słowa Draco.
„Nie jesteś nikim…”
„Hermiono…czemu jesteś smutna.?”
„Doceniam twoją lojalność….”
„Nie chcemy cię krzywdzić…”
„Zostaw to i połóż się spać… Wyglądasz na zmęczoną…”

Może to więc tylko iluzja? Może tak naprawdę rodzina Malfoyów ŻYCZY SOBIE, żeby była u nich (przyp.autorki- No tak, nasza Hermionka w życiu nie pomyśli, że może tak naprawdę rodzina Malfoyów CHCE, żeby była u nich).
Och, była taka głupia!
 Draco… Przypomniała sobie, jak czasem rozmawiali – zawsze patrzył na nią jakoś inaczej- zaciekawienie na jego twarzy zastąpiło nienawiść, a czasem nawet wyraźnie próbował powiedzieć jej komplement lub ją rozśmieszyć.
Narcyza i jej władcza natura, nie pozbawiona jednak zabarwienia troski . Nawet Lucujsz przecież był dla niej… MIŁY!
Jakże było z tym płaszczem?! Nie musiał, ba- nie powinien! Padał deszcze, a on mógł się przed nim uchronić… Ale nakrył płaszczem JĄ, SŁUŻĄCĄ- bo przecież dobry ton i kultura nakazuje dbać przede wszystkim o istoty płci żeńskiej.
Więc traktuje ją jak KOGOŚ, nie zaś jak COŚ.
Czy można przeprowadzić takie wynikanie?
Trudno. Najwyżej wyjdzie na samolubną. Doprowadzono ją do takiego stopnia cierpienia, że o nic już nie dbała.

*********

Musi, musi stąd uciec.
Wzrokiem odnotowała kominek na przeciwległym końcu pokoju. No tak, tym potworom nawet przez myśl nie przejdzie, że mogłaby spróbować uciec.  To była szansa, jedyna szansa.
Wiedziała, że nie zdoła się podnieść i przejść te kilka kroków. Ale może próbować się doczołgać. Jakby się nie udało- zabiją ją. Ale tak również ją zabiją- prędzej czy później- nic nie traci.
Zebrała więc całe pokłady drzemiących w zakamarkach jej umysłu sił i napężyła wszystkie mięśnie.
Poczuła, że zaraz eksploduje z bólu i w ostatniej chwili powstrzymała wrzask. Ale cel osiągnęła- posunęła się do przodu o centymetr. Znakomicie, ino tak dalej.
Dystans, który normalnie pokonuje się w sekundę- szerokość pokoju- zajęła jej dziesięć minut- i gdy dotarła do kominka czuła, że zaraz umrze. Tak wymęczona i obolała nie była jeszcze nigdy, a tu trzeba było jeszcze zdobyć jakoś pojemniczek z proszkiem Fiuu, który był przymocowany na wysokości wyciągniętej ręki stojącego człowieka.
Spróbowała się podnieść- nic z tego. Spróbowała jeszcze raz. I jeszcze.
Stanięcie na nogi było niemożliwe, więc wpadła na inny pomysł. Nabrała powietrza, drżącą dłonią chwyciła się krawędzi kominka i wykonała rozpaczliwe poderwanie tułuowia. Udało jej się wznieść na kilka centymetrów, więc wyciągnęła rękę najwyżej jak mogła i strąciła opuszkami palców miseczkę z proszkiem. Rozzaskała się z głuchym łoskotem, a gdzieś w głębi domu Hermiona usłyszała odgłosy.
Udało się.
Ostatkami sił nabrała w palce garść rozsypanego po podłodze proszku i wczołgała się do kominka. Adres „Malfoy Manor” wypowiadała już w chwili, gdy słyszała wyraźnie kroki na schodach. Potem była już tylko ciemność.

*****

Kominek rozbłysnął i wypadła z niego Hermiona. Miała podartą sukienkę, siniaki i rozcięcia na całym ciele oraz ślady po licznych poparzeniach- widoczne  ślady tortur, jakie jej zadawano.
Narcyza widząc to wydała z siebie głuchy wrzask. Owszem, Hermiona miała dziś spędzić cały dzień załatwiając sprawy poza willą. Najwyraźniej coś poszło nie tak.
            Jednym skokiem znalazła się przy dziewczynie- wiedziała, że nie ma sensu pytać jej teraz o sytuację, więc błyskawicznie wślizgnęła się do jej umysłu i w jednej chwili poznała całą historię.
Czarna magia, jedna z mroczniejszych. Totalna kontrola umysłu. Imperius na odległość. Zniewolenie. Pozbawienie własnych przemyśleń, odczuć, przekonań.
- Przepraszam… - dosłyszała cichy głos Hermiony. - Ja… Ja chciałam, byście WY byli wolni i…
            Narcyza nie miała ochoty teraz z nią rozmawiać. Właśniwie to nie miała ochoty na nic, jeśli nie było to zadanie swoim kompanom Śmierciożercom mąk gorszych, niż zrobiłby to Voldemort.
Niewątpliwie zasługiwali nawet na jeszcze więcej.
- Cicho! Zamilcz, Hermiono…. – odezwała się w końcu. - To nie była twoja ucieczka, tylko porwanie. Wmówili ci rzeczy, które nie mają miejsca. Wykorzystali twoją słabą psychikę i… Och, Hermiono- chyba w to nie wierzysz?
            Nie otrzymała na to odpowiedzi- Hermiona zemdlała na jej rękach.

**********

Jakoś tak naturalnie wyszło, że Lucjusz z Narcyzą zabrali Hermionę do innego pokoju. Ten, który zajmowała dotychczas z założenia przeznaczony był dla służby- i w sumie niewiadomo, dlaczego Malfoyowie postanowili przekwaterować podopieczną. A przynajmniej- oficjalnie nie było wiadomo.
Bagaże dziewczyny zostały przetransportowane przez skrzaty i teraz wszystko wyglądało tak, jakby Gryfonka mieszkała tu od dawna. Jednakże w obecnej sytuacji, należało to do ostatnich rzeczy, na jakie ktokolwiek zwraca uwagę.
            Narcyza najdelikatniej jak mogła opatrzyła rany Hermiony, starła krew z jej ciała, własnoręcznie przygotowała kojące eliksiry i siedziała teraz na łóżku dziewczyny, przecierając ręcznikiem zanurzonym w roztworze chłodzącym liczne, rozległe poparzenia na jej ciele.
            Hermiona natomiast leżała na miękkiej, chłodnej pościeli całą sobą chłonąc ten nadzwyczajny komfort. Nikt jej nie bił, nikt jej nie przypalał, nikt jej nie ciął. Coś niewiarygodnego! Narcyza okazywała jej tyle dobroci, tyle troski, tyle współczucia, że aż było to niewiarygodne!
Nie miała siły nawet się ruszyć, więc biernie pozwalała na wszystko, co robiła z nią arystokratka. Z niemałym zdziwieniem i niesłychaną ulgą przyjmowała wszystkie oznaki troski i zaangażowania. Zbawienny chłodny płyn na miękkim ręczniku zdawał się być wręcz niebiański- z każdym jego zetknięciem z poparzoną, popękaną skórą ogarniało ją wręcz nienaturalne poczucie ulgi. Tak, jakby już umarła i teraz doświadczała cudu. Było jednak coś jeszcze- co nie pozwalało jej w pełni pojąć tego, co się działo.
Kilka razy próbowała otworzyć usta i wyartykułować to, co zaprzątało jej umysł.
- Dlaczego…Dlaczego pani to robi? – wychrypiała.
Narcyza spojrzała na nią zaskoczona.
- Jak to „dlaczego”? Może dlatego, że mimo wszystko myślę, że mamy w sobie skrawki człowieczeństwa- odpowiedziała w końcu.
- Nie brzydzisz się, pani… - kontynuowała Hermiona, błądząc zamglonym wzrokiem po suficie.
Arystokratka w duchu westchnęła- kolejna trudna rozmowa.
- Och, oczywiście, że się ciebie nie brzydzę! Czemuż miałabym?
- Jestem szlamą…
- Owszem, jesteś. Ale to niczego nie implikuje… Hermiono, przecież zawsze cię dotykałam, i nigdy nie miałam z tym żadnych problemów!
- Ale…
- Hermiona! – uważaj lepiej z tym kwestionowaniem każdego mojego słowa…. – zaczęła groźnie Narcyza, o czym westchnęła ciężko. – Przyjmij do wiadomości, że się ciebie nie brzydzę. I jestem pewna, że mogę powiedzieć to samo  także w imieniu Lucjusza i Draco. Nie musisz wierzyć we wszystkie swoje domysły. Wiesz przecież, że teraz jesteś chora… śpij, Hermiono.
- Ale…
- Cicho! Śpij!- Narcyza skierowała na nią koniec różdżki i rzuciła zaklęcie niewerbalne- tak, że w następnej chwili dziewczyna zapadła już w głęboki sen.
Narcyza bez słowa dokończyła przemywać oparzenia, przykryła Hermionę kocem i sprawdziła jej temperaturę- wciąż była wysoka, ale eliksiry, którymi nafaszerowała podopieczną powinny zaraz zadziałać. Powinny.
I wtedy Narcyza po raz kolejny zdała sobie sprawę z tego, że tym razem naprawdę Hermiona może nie przeżyć.

*********


- Lucjuszu! – wyszeptała zrezygnowana, patrząc z rezygnacją na męża. – Musimy przecie…
- Dostali za swoje-przerwał grobowym głosem. – Zakosztowali przed śmiercią dokładnie tego samego, co zrobili Hermionie….
- Och, Lucjuszu- wiesz przecież, jakie to było niebezpieczne…- szepnęła przerażona Narcyza, ujmując w dłonie pobrudzone plugawą krwią tamtych bestii dłonie swego męża.
Ten przysunął ją d siebie i lekko pocałował w usta, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty dłużej o tym rozmawiać.
- Jak ona się czuje?
- Och… - Narcyza westchnęła smutno. – Bardzo, bardzo źle. JESZCZE żyje…
Urwała, a Lucjusz zacisnął wargi w wąską kreskę.
Tego wieczora żadne z nich nie miało na nic ochoty. Czas dłużył się niemiłosiernie-  sekunda za sekundą, minuta za minutą, godzina za godziną.
Malfoyowie mało rozmawiali- właściwie to nie mogli skupić się na niczym, a jedyne, czego doświadczali była bezsilność.
            I kiedy Draco wrócił o północy z całodziennego pobytu u znajomych, został natychmiast wezwany przez rodziców do salonu. Już na pierwszy rzut oka zauważył, że coś się musiało stać. Ich miny wyrażały strach i determinację, rozpacz i wściekłość.
- Co się…. – zaczął, ale Narcyza mu przerwała.
- Chodzi o Hermionę- wyszeptała, a Draco westchnął. Ostatnio cokolwiek się działo, chodziło o Hermionę. Tym razem jednak musiało stać się co innego, widział to po minie rodziców.
Serce zaczęło mu szybciej bić. Niewątpliwie wiadomość nie należała do dobrych. A jeśli… O nie….
- GDZIE JEST HERMIONA?! – wrzasnął nagle, nie przejmując się niestosownocią swego zachowania.
Lucjusz warknął, lecz Narcyza uciszyła go machnięciem ręki.
- Draconie Lucjuszu Malfoyu- proszę się uspokoić! – zaczęła stanowczo. - Hermiona otrzymała nowy pokój w północnej części willi (przypominam, że w północnej części willi znajdowały się prywatne komnaty trójki Malfoyów- przypis mildredred) i…
- Wow, mamo! – Draco uśmiechnął się lekko. – Jesteś świetna…
- Och, Draco- to nie wszystko- Narcyza ukryła twarz w dłoniach. – Oni… Oni ją porwali…Dzisiaj rano, na kilka godzin i…
- Jacy „oni”?! Co się stało?! GDZIE ONA TERAZ JEST!!??? – tracił nad sobą panowanie.
- Ciii, Draco- spokojnie. Hermiona uciekła innym Śmierciożercom i teraz odpoczywa, ale oni… och, przecież znasz podejście Śmierciożerców do szlam…
            Nie mógł dłużej czekać. Znając mamę, pewnie już zajęła się dziewczyną, ale nie mógł dłużej stać bezczynnie po TAKIEJ wiadomości.
Bez słowa wybiegł z salonu i puścił się biegiem bogatymi korytarzami Malfoy Mannor.
Wtedy chyba po raz ierwszy zdał sobie sprawę z tego, że Hermiona nie jest zwykłą służącą, ani nawet służącą, z którą się koleguje. Ona…. Ona jest zbyt wyjątkowa by móc to określić, więc Draco nawet nie próbował, ale wiedział jedno- jeśli COKOLWIEK jej się stało… Jeśli będzie z nią źle… To… To on też tego nie przeżyje.
Wbiegł do północnej części Malfoy Mannor i trochę na wyczucie, trochę metodą prób i błędów zlokalizował nowy pokój Hermiony. Wpadł do środka i w jednej chwili przeraził się. Na bladej skórze dziewczyny w wielu miejscach- zapewne widać było tylko część z nich- widniały wypalone trupioblade lub wycięte krwistoczerwone litery za każdym razem układające się w słowo „SZLAMA”. Fioletowe siniaki, rozległe oparzenia i świeże blizny. Jak… jak to możliwe?
Draco  jęknął bezgłośnie i otarł łzę, która zabłąkała się na jego twarzy na widok śpiącej Hermiony. Niepewnie podszedł bliżej wpatrując się w jej umęczone ciało, w zmęczoną i słodką buzię, na której krył się bolesny wyraz spokoju i ulgi, na tak urocze kosmyki włosów, opadające na twarz…. Zbliżył rękę do dziewczyny i dotknął jej policzka. Poczuł się tak, jakby włożył rękę w ogień. Nie ulegało wątpliwości, że sytuacja wygląda niezbyt ciekawie.
            Draco poczuł wściekłość. Jeden dzień. Zachciało mu się spotkań towarzyskich jednego dnia! I akurat wtedy Hermiona została porwana. Gdyby nie…. Och, gdyby nie myślał tylko o sobie,  został w domu i jej pilnował…
„Nie możesz się obwiniać! Skąd miałeś wiedzieć?” – próbował sobie wmawiać, jednak każde spojrzenie na cierpiącą Hermionę rodziło coraz silniejsze zarzuty.
Boże- na tym wielkim łóżku wydawała się jeszcze mniejsza i bardziej bezbronna niż w rzeczywistości…
Wyglądała tak biednie i tak żałośnie. Mimo gorączki i kropelek potu na jej skórze dygotała z zimna. Ale była bezpieczna.
Draco po krótkim namyśle podjął decyzję i powoli, uważając by nie rozbudzić dziewczyny położył się obok w niej, złożył pocałunek na jej spierzchniętych wargach i przytulił dziewczynę do siebie.
„Hermiono, Hermionko…..- zaczął szeptać, gładząc miękkie, kasztanowe kosmyki. -  Ty… To już nie ma słów odpowiednich, by to opisać. Wiem, że powininem dalej cię nienawidzić. Ale nie umiem. Tak jak rodzice. Wiesz o tym, Hermiono.
Ile razy mamy ci powtarzać takie rzeczy? To już się staje nudne. Ale nie potrafię się n ciebie gniewać.
Wiem, że rodzice są dla ciebie surowi, ale zrozum, moja Hermiono, że już tak mamy. Nie rób nam więc tego, nie odchodź!
To prawda, tata ciągle się denerwuje, a mama martwi się jeszcze więcej… Ale i tak oboje są jakby… lepsi!
Wiesz, bogin mamy przyjmuje postać martwego mnie. Sama rozumiesz, jest tak od zawsze, mamy martwią się o dzieci. Ale wiesz, że ostatnio coś się zmieniło?
Jedna ze znajomych mamy miała u siebie bogina- sama wiesz jakie to-to paskudne- zalęgnie się to żadna siła go z domu nie wychodzi.
W każdym razie towarzyszyłem rodzicom podczas odwiedzin… Widziałem konfrontację mamy z  tym boginem. Nikt inny nie widział, tylko ja- chociaż też nielegalnie.
Wiesz… On już nie przyjmuje postaci martwego mnie. Nie tylko. Zaraz potem zmienia się w ciebie. Bez życia.
To chyba coś znaczy, prawda? Więc proszę, proszę cię- nie umieraj. Nie rob tego jej, nie rób tego mi.
Jeszcze tyle rzeczy chcę ci pokazać. Tyle rzeczy jestem ci winien zrobić, tyle twoich marzeń spełnić. Więc i umrzeć nie możesz. Bo Miłość na śmierć nie umiera… A my wszyscy, wszyscy cię kochamy.
Zabawne, jak podłe i przedziwne scenariusze szykuje nam życie! Ty- nasza mała, biedna Hermiona- a przecież zawsze taka wyszczekana jesteś w szkole!
I serce mi pęka jak patrzę, co się z tobą dzieje!
Ale z drugiej strony… Gdyby nie to, nigdy bym szczęśliwy nie był. Bo ty jesteś moim szczęściem.
Ale powiem ci, że oddałbym całe moje bogactwo, by tak było. Bo wtedy byś nie cierpiała. I wciąż w twoich oczach płonęłyby te cudowne, żywe iskierki.
Ale tak nie można. Więc nic nie mogę na to poradzić. Hermiono, boska Hermiono! To nie jest koniec Miłości, wręcz przeciwnie. Więc wytrzymaj. Wiem, nie masz siły. Ale przetrwamy, razem przetrwamy wszystko….”
            Raz po raz całował Hermionę po głowie, przez ten cały czas ściskając jak drogocenny skarb.
Właściwie nawet mama nie zdawała sobie sprawy, iż wie o zmianie postaci jej bogina, a on obiecał sobie, że zostawi ów fakt dla siebie.
Ale wtedy, gdy zaskoczony obserwował zza drzwi jak Narcyza jednym machnięciem różdżki radzi sobie z potworem- chociaż na jej twarzy widniał wyraz niemego bólu- poczuł dziwne, pozytywne uczucia.
A więc Hermiona już nie jest sama na tym świecie. Oprócz niego byli jeszcze ludzie, którym na niej naprawdę zależało.
Naturalnie, już wcześniej wiedział, że jego rodzice darzą Gryfonkę sympatią. Ale co innego zobaczyć to na własne oczy. Wprawdzie tak właściwie to Narcyza nauczyła go zmienić swój stosunek do dziewczyny… Ale ona dla każdego była miła. Nie każdego zaś widywała martwego w konfrontacji z boginem. To więc ewidentnie o czymś świadczyło.
Przycisnął Hermionę jeszcze mocniej. „Nie możesz, nie możesz umrzeć”- wyszeptał znowu.

******

Twarz pani Malfoy zasłaniała czarna, żałobna koronka. Białka przekrwione i czerwone od braku snu i płaczu przyciągały jednak uwagę nawet pomimo tego.
Mogła.
Nic nie zdołało jej powstrzymać.
Od tej chwili czas stanął w miejscu, a wszyscy zmienili się nie do poznania. Draco nie wychodził z pokoju i spędzał dnie i noce leżąc bez ruchu na swoim łóżku, i tępo wpatrując się w sufit. Lucjusz milczał przez cały czas, a wszystko co robił wykonywał jak w transie, natomiast ona sama powoli przestawała mieć siły, by więcej płakać.
Wszystko JĄ przypominało.
Biblioteka, z której pozwolili jej korzystać.
Jej ulubiona książka. Szmatka, której używała do sprzątania. Świeca, która lśniła tak, jak jej wielkie, smutne oczy. Sofa, na której tak często siadała, a Narcyza tuliła ją do siebie w chwilach największej rozpaczy.
Ogród, w którym odbyła tak wiele nocnych rozmów z Draco.
Filiżanka, w której parzyła Lucjuszowi poranną kawę.
Oba jej pokoje- ten, w którym mieszkała przez cały czas i nowy, do którego dopiero ją przenieśli zostały zamknięte na klucz i zabezpieczone w ten sposób, by nie można było ich otworzyć zaklęciem. Żadne z nich nie wytrzymałoby tego widoku- to było pewne, chociaż nie ustalane ani razu.
Narcyza drżącymi rękoma wyjęła z szafy czarną, długą szatę i poczęła się ubierać.
Gdy zapinała suwak, przytrzasnęła lśniący kosmyk swoich włosów- i to przesądziło szalę.
Padła na ziemię i zaczęła histerycznie szlochać, zastanawiając się, skąd się bierze tyle łez.
Nie wiedziała ile czasu minęło- godzina czy rok- ale w pewnym momencie poczuła na ramionach chłodną dłoń męża.
- Na zewnątrz jest trzydzieści stopni- wyszeptał Lucjusz, wpatrując się w grubą szatę małżonki- odezwał się po raz pierwszy od bardzo dawna.
            Narcyza zwróciła na niego swoje piękne, zamglone oczy i zalała się nową falą łez. Z bezsilności- że oni, Malfoyowie, najpotężniejsza rodzina czarodziejów w kraju nie mogła zrobić nic. NIC by ą uratować.
            Na pogrzeb poprzedniego dnia przyszło wiele osób. Wszyscy Wesleyowie, Harry Potter, prawie cały Gryffindor, kilkoro nauczycieli.
Malfoyowie zajmowali pierwszy rząd- w końcu byli oficjalnymi właścicielami Hermiony. Patrzono na nich jak na morderców, nawet gdy Albus Dumbledore, który rozumiał wiele bez ani jednego wypowiedzianego słowa,  złożył im pełne smutku kondolencje.
Ale oni nie przejmowali się opiniami innych. Draco i Lucjusz podczas uroczystości prowadzili słaniającą się z rozpaczy Narcyzę. Draco za wszelką cenę starał się nie okazywać słabości- wiedział, że wtedy mama nie wytrzymałaby.
Zewsząd słyszeli nieprzychylne komentarze- a oni rozpaczali nad utratą ukochanej Hermiony- tej samej Hermiony, którą wszyscy troje pokochali miłością nieopisywalną. I wszystko zdało się na nic. Czegoś nie dopilnowali, czegoś nie dopatrzyli. Nie zdołali jej uratować.
Już nigdy nie usłyszą jej śmiechu. Draco już nigdy nie poczochra jej włosów. Narcyza już nigdy nie zaplecie jej warkocza. Lucjusz już nigdy nie wda się z nią w miłą pogawędkę przed wyjściem do pracy.
Nigdy
Nigdy
NIGDY
NIGDY!

Bo jej już nie ma.

*********

Draco zerwał się z łóżka cały zlany potem. Przez chwilę nie wiedział gdzie się znajduje, a potem nagły przebłysk świadomości przyniósł taką ulgę, jakiej jeszcze nigdy nie odczuwał.
Sen.
To się nie stało naprawdę.
To tylko sen.
Zaczęły stawać mu przed oczyma różne obrazy.
Wypalone litery „SZLAMA”
Usta, spieczone od gorączki.
Cierpienie.
Kropelki potu.
To wszystko było realne. Tylko to co było dalej okazało się ułudą. Na szczęście.
„To się nie stało, to się nie stało”! Wciąż nie mogło dojść do jego świadomości.
Parę głębokich wdechów.
Rozejrzał się nerwowo po pokoju. Było  albo bardzo wcześnie, albo bardzo późno.
Hermiona, pogrążona była w słodkim śnie w jego ramionach. Wciąż miała gorączkę, ale była teraz o wiele chłodniejsza. Całe szczęście!
Obok dostrzegł swoją mamę, trzymającą Hermionę za rękę i drzemiącą na fotelu.
Dobrze. Skoro Narcyza pozwoliła sobie na sen, to znaczy że ma wszystko pod kontrolą.
Drgnięcie, potem drugie. Naprawdę?
Cichy głosik.
- Draco?
Młody arystokrata poczuł, że z tego wielkiego szczęścia powoli traci nad sobą panowanie. Obudziła się. Ona się obudziła!
- Draco?
            Spojrzał na nią uważnie- była zjawiskiem. Była najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widział.
Ciekawe, czy już zdała sobie sprawę, że jej pani ściska jej dłoń, a syn jej pani tuli ją w ramionach?
Nieważne. Wszystko teraz było nieważne- liczyła się tylko Ona.
- Jestem tutaj- odparł w końcu Ślizgon. – I nigdzie się nie wybieram.


******
******
******

Śmierciożercy użyli wobec Hermiony naprawdę podłej magii- sprawili, że uwierzyła w to, że jest nikim, przeszkadza tylko Malfoyom i zasługuje na najgorszą karę. Wszelkie jej majaki również były skutkiem owej magii- chcieli po prostu namieszać jej w umyśle do tego stopnia, by zupełnie straciła władzę nad własnym życiem.- przypis: mildredred