poniedziałek, 13 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 11


WITAJCIE KOCHANE!


No i jest kolejny rozdział- bardzo bardzo długi jak na mnie. To dlatego, że nie wiem, kiedy będzie następny i chcę Wam to długie oczekiwanie jakoś wynagrodzić.
Ty mrazem dedykacja dla Fugax.
Aaaa, i dziękuję za miłe komentarze, dzięki którym wciąż tu dla Was jestem. Proszę jednocześnie z całego serducha o to, by było ich więcejJ
Zapraszam do czytania!


ROZDZIAŁ 11

- ŻE CO?! - wrzasnęli jednocześnie Harry i Ginny.
Na szczęście wśród oklasków i panującego poruszenia, pozostało to niezauważone.
- Jak Dumbledore mógł zatrudnić Śmierciożerczynię?! - szeptał Harry ze wzburzeniem w głosie.  – To chore! Zupełnie nie podobne do niego!
- Nie mamy pewności, że Narcyza jest Śmierciożerczynią—Hermiona zmrużyła oczy w skupieniu. – Poza tym masz rację. Dumbledore nie zrobiłby nigdy czegoś, co zagrażałoby bezpieczeństwu uczniów.
- A jak jest pod Imperiusem?! – zmartwiła się Ginny. – Wtedy może działać irracjonalnie. I nic już nie uratuje szkoły...
Hermiona zaśmiała się w duchu. To, co mówiła przyjaciółka w prawdzie było technicznie możliwe, ale zupełnie nieprawdopodobne.
- Hej, spokonie! Odezwała się pewnie.. – Dumbledore to wielki czarodziej. Nie pozwoliłby zawładnąć swoim umysłem.
- W sumie każda wiedza może się nam do czegoś przydać. Nie no, super! Uczmy się razem! Zgłębiajmy wiedzę! - prychnął Ron, po czym zaczął naśladować aksamitny głos Narcyzy- Na dzisiejszej lekcji będziemy wyczarowywać Mroczny Znak. Na następnych zajęciach nauczymy się przywoływać Czarnego Pana, a pod koniec miesiąca zademonstruje on nam jak prawidłowo rzucać Avadę...
Nawet Hermiona nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

***************

- Neville! Luna! - Hermiona radosnie uściskała przyjaciół. – Jak dobrze was widzieć!
- No cześć Wam! -  okrągła twarz Neville’a pojaśniała z uciechy. – Jak wakacje?
- U nas w porządku – pospieszył z opowieścią Ron. – Za to Hermniona miała przechlapane. Powiedz im, Mioney!
- To były takie fretkowe wakacje- wyjaśniła Hermiona.
Teraz, z perspektywy czasu, wakacje w towarzystwie arystokraty wydawały jej się zabawnym zbiegiem okoliczności. Wiedziała jednak, że odbiór bodźców z zewnątrz zmienia się w zależności od sytuacji, względnie: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeszcze kilka tygodni temu gotowa była zabić za odwrócenieswojego losu.
- Miała Malfoya na wakacjach- rzucił Harry, na widok zmarszczonych brwi Nevillea.
- W domu?! - chłopak niedowierzał, a swoją wypowiedzią rozbroił wszystkich zgromadzonych.
- Nie, głuptasie! W sąsiedztwie! - wyjaśniła uprzejmie Hermiona.
- Och, to drobiazg. Trzeba było powiedzieć mu, że oswoiłaś Blablabla. Miałby się na baczności- wtrąciła Luna.
- Co to jest Blablabla? - spytał Ron, nim Ginny zdążyła go szturchnąć.
- Och, wy nie wiecie! - bardziej stwierdziła, niż zapytała. – Są dość rzadko spotykane. Lubią ogórki. Oswojone, służą właścicielowi do końca istnienia. Bardzo nieprzyjemne dla wrogów.
- Taaa...Nieprzyjemne Blablabla, lubiące ogórki. To...ma sens- mruknął Ron, ale czym prędzej umilkł pod wpływem groźnego spojrzenia Hermiony.
- Poradziła sobie bez pomocy Blablabli... blów.... biel- Ginny usilnie próbowała swych umiejętności słowotwórczych.
- Och, nie wolno tworzyć liczby mnogiej! - przeraziła się Luna. – Bardzo tego nie lubią. Mogą wezwać swoich powieników, Blebleble. A wtedy...  – przejechała palcem po gardle w wymownym geście, a Harry i Ron wymienili spojrzenia, będące mieszanką współczucia, zdziwienia i zażenowania.
Neville  najwyraźniej to zauważył, bo czym prędzej zmienił temat.
- Co sądzicie o naszej nowej nauczycielce? – zapytał z niewinnym uśmiechem.

***************

Hermiona nie mogła spać. Mimo iż doskwierało jej zmęczenie, czuła się jak pod wpływem eliksiru pobudzenia. Przewracała się na łóżku z boku na bok, wynajdując co rusz to ciekawsze sprawy do przemyślenia, czy punkty w przenikliwie ciemnej sypialni dziewcząt do zlustrowania.
W sumie to najgorsze było to, iż nie umiała tak właściwie określić stanu, w którym się znalazła.
Była w gruncie rzeczy szczęśliwa, ale jednocześnie czuła przenikający ją niepokój.
Bała się jutrzejszej lekcji z Narcyzą, nie mogąc się jej już doczekać.
Czuła dziwną pustkę, wypełniającą jej umysł, ale myśli i wrażenia wypełniały ją całkowicie, mieszały się ze sobą i przenikały wzajemnie, kreując coraz to nowe, przedziwne twory.
Nie, wiedziała napewno, że teraz niezaśnie.
Wysunęła się spod ciepłej kołdry i starając się  nie zbudzić współlokatorek zeszła do pokoju wspólnego z zamiarem poczytania zaczętej książki.
Jakież było jej zdziwienie, gdy zdała sobie sprawę, że w pomieszczeniu ktoś jest. W szkarłatnym fotelu siedzi nie kto inny jak Violet Souley.
PO PROSTU siedziała. Nie robiła nic, tylko wodziła wściekle zielonymi oczami po oświetlone przez mdłe światło, płynące z różdżki dziewczyny. Drobne palce bawiły się magicznym patyczkiem od niechcenia kręcąc nim małe kółeczka.
Gdy usłyszała głos schodzenia po kamiennych schodach, nerwowo obróciła się. Na widok Hermiony jej skupione rysy twarzy złagodniały.
- Witaj, miła koleżanko! – odezwała się z uśmiechem. – Jestem Violetka. Violetka Kaetina Laura Souley. Tak po prawdzie to bez tej „Laury“. Ale według mnie, to brzmi dobrze.
- Brzmi- zgodziła się Hermiona . Pomimo swego surrealizmu, dziewczyna- Violet- wydawała się... niezwykła. Bardzo niezwykła.
- Hermiona Jean Amarylissa Granger. Granger–Vinnet- po raz pierwszy od bardzo dawna przedstawiła się wszystkimi imionami. I drugim nazwiskiem- nazwiskiem rodziców.
- Amarylissa to dziwne imię- skwitowała Violet.
- Tak samo jak zastępowanie „Violet“ Violetką- odważyła się odgryźć Hermiona.
- Więc pasujemy do siebie- skwitowała tamta, po czym posunęła się na wielkim fotelu, a Hermiona wcisnęła się koło niej.
Ta nowo poznana osoba była... Nie, nawet nie dziwaczna. Alternatywna. Tak, to dobre słowo.
Trudno było ją przyrównać do kogokolwiek. Nie przypominała nawet Luny Lovegood, tamta była przynajmniej bardziej... zakręcona.
Zaś ta dziewczyna zdawała się niesamowicie bystra, twardo stąpająca po ziemi i naturalna. Sprawiała wrażenie, że każdy, z kim zamieni chociaż słowo staje się lepszy, radośniejszy, a nawet dziwnie milszy.
Taka mała Felix Felicis. Niesamowite!
- Czemu wcześniej cię tu nie było? -  spytała w końcu Hermiona, wyrywając się ze swojego zamyślenia.
Mogłaby przysiąc, że przez twarz Violet  przeszedł cień, ale zniknął, nim zdążyła przeanalizować to, co widziała.
- Uczyłam się w Beauxbatons- oświadczyła tak, jakby była to najbardziej oczywista rzez na świecie. – Na czwartym roku  rodzice przeprowadzili się z Paryża do New Castle. No i zmieniłam szkołę. Wiesz- mrugnęła porozumiewawczo. – Scenariusz żywcem wyjęty z głupiutkich filmów dla amerykańskich nastolatek.
- Więc znasz świat Mugoli? - zainteresowała się Hermiona.
Violetka wzruszyła ramionami.
- Jestem pół na pół. Mój tata jest czarodziejem, a mama charłakiem. Brat  ma jeszcze... niesprecyzowane preferencje. Ma naturę Śmierciożercy, torturując wszystkich o cyca mamy. I  mugolskie zapędy do piszczących urządzeń. Powiem ci więc za kilka lat, co z niego wyrośnie. Jak nauczy się gadać.
Hermiona uśmiechnęła się mimowolnie.
- Lepiej, żeby Ślizgoni nie dowiedzieli się zbyt dużo o twojej rodzinie. Nie dają ci życia.... - wolała ostrzec dziewczynę za wczasu, by potem ta niemiała przykrych niespodzianek.
Oczy Violetki pojaśniały na tę wiadomość i już po chwili zaczęła cicho się śmiać.
- A to niech się śmieją! – oświadczyła pewnie. – Jak nie mają lepszych powodów do radości... Wiesz, ja chciałabym być mugolaczką! Serio, no! Byłoby bardzo interesująco. Dowiedzieć się prawdy o sobie w wieku kilkunastu lat. Odkrywać świat na nowo. A przede wszystkim sprawnie posługiwać się tymi wszystkimi śmiesznymi rzeczami... Byłoby ciekawie!
Hermiona wolno skinęła głową i uśmiechnęła się pod nosem.
- Ja jestem mugolaczką. Nie jest mi z tym źle, ale Ślizgoni nie pozostawiają na mnie suchej nitki- wyznała.
- No proszę! To w takim razie opowiedz mi trochę o twojej rodzince! – bardziej oświadczyła, niż poprosiła. – Wiesz, mimo braku zdolności magicznych mamy, cały czas obracam się w środowisku czarodziejów...
I tak Hermiona Jean Amarylissa Granger (Vinnet) opowiedziała Violetce  Kaetinie Laurze Souley całą prawdę o swoim pochodzeniu, zastanawiając się, co u licha ta dziewczyna ma w sobie takiego, że właśnie samowolnie łamie swoje dawne postanowienie, by nie zdradzać się przed nikim. I- co najdziwniejsze- uważa to za jedną z najprzyjemniejszych i najwłaściwszyh  rzeczy, które miała ostatnio okazję zrobić.

*************

- To zaraz się zacznie- mruknął Ron, sadowiąc się na krześle w sali obrony przed czarną magią.
Ku zawodowi Hermioy, Violetka tym razem nie mogła uczestniczyć w zajęciach, gdyż musiała załatwić formalności z profesor Mcgonagall i uczestniczyć w zajęciach z zielarstwa z klasą Giny i Luny.
Obiecała natomiast Hermionie, podczas ich krótkiego spotkania rano, że postara się zrobić co w jej mocy, by móc uczęszczać na lekcje Narcyzy.
Naturalnie, słyszała o Harrym Potterze i nawet- ku miłemu zaskoczeniu Rona- o jego „przyjacielu ze szkoły“.
Obaj chłopacy polubili dziewczynę, chociaż w stu procentach zgodzili się z przyjaciółką- była ... dość nietypowa.
Hermiona poprzysięgła sobie, że na tej jednej, jedynej lekcji powstrzyma się od podnoszenia ręki. Dracon na pewno zdążył już wykpić przed matką jej przemądrzałość, a ona nie zamierza dać Narcyzie powodów do kąśliwych uwag.
Mimo że równie nienawidziła chociażby Snape'a. Mimo że wiedziała o panującej o niej w klasie opini kujonicy.
Nie mogła poddać się swojemu nawykowi. Nie tym razem. Nie da pani Malfoy satysfakcji.
- Gotowa, na utarcie noska, szlamo?- warknął kąśliwie Dracon, gdy przechodziła koło jego ławki.
Obrzuciła go tylko pogardliwym spojrzeniem i zajęła miejse między Ronem, a Harrym.
W tej samej chwili do sali weszła Narcyza Malfoy, musząc tym samym doskonale słyszeć zaczepkę syna.
Naturalnie zignorowała ją zupełnie, podczas gdy- rzecz jasna- każdy inny nauczyciel w najlżejszym przypadku udzieliłby Ślizgonowi surowej reprymendy na temat używania wulgarnego języka.
Hermiona jednak była w gruncie rzeczy zadowolona z takiego początku- tym samym Narcyza nie skomentowała też jej pogardliwego wzroku, skierowanego do ukochanego synka.
A- co przyznawali Harry, Ron, Luna, Neville i wszyscy, którzy znali ją chociaż trochę- Hermiona naprawdę potrafiła rzucać gromy z oczu. Żywe ogniki rozpalały się w jej źrenicach w chwilach wściekłości i gdyby tylko wzrok mógł mordować, wszyscy w promieniu minimum dwóch kilometrów od niej leżeliby trupem.
- Witam klasę. – oświadczyła Narcyza, lustrując wszystkich uważnym spojrzeniem.
Hermiona mogłaby przysiąc, że kobieta zatrzymała na ułamek sekundy wzrok na jej osobie. Zmobilizowała całą swoją siłę woli, by wytrzymać spojrzenie.
- Materiał klasy piątej jest dosyć trudny, tak więc liczę, że podejdziecie do naszych zajęć poważnie.
- Oczywiście. Będziemy sumiennie ćwiczyć torturowanie niewinnych ludzi- rzucił Ron tak cicho, że usłyszeli go tylko Hermiona i Harry, którzy ledwo zdusili śmiech.
- Dziś będziemy ćwiczyć zaklęcia obronne. – oświadczyła Narcyza, po czym spojrzała swym przenikliwym wzrokiem prosto na Hermionę. – Panno Granger, czy zechciałaby pani posłużyć za przykład?
Część Ślizgonów parsknęła śmiechem.
- Jak ta wredna arystokratka rzuci w ciebie Cruciatusem, może się już żegnać z nauczaniem, zadbamy o to- mruknął Ron, gdy Hermiona podnosiła się z krzesła.
-  Jesteśmy z tobą, Mioney- dodał Harry krzepiąco.
Dziewczyna spojrzała na nich z wdzięcznością i ruszyła na środek sali, zachowując kamienny wyraz twarzy.
„Uważaj, byś się szlamem nie pobrudziła“- przeszło przez myśl Hermionie, patrząc nieprzeniknionym wzrokiem na nauczycielkę.
Czyżby naprawdę Narcyza zamierzała użyć na Hermionie któregoś z Zaklęć Niewybaczalnych? Nie, to byłoby zbyt nierozsądne.
Może chciała tylko pokazać jej kto jest silniejszy? Odegrać się za tę przegadywankę w wakacje i udowodnić, że to świat magiczny ma zdecydowaną przewagę?
Cokolwiek panią Malfoy kierowało, rozzłościło Hermionę. Mimowolnie w jej oczach pojawiły się ogniki, a kiedy stanęła naprzeciwko Narcyzy już nawet nie próbowała pohamować złości, która przepełniała ją od środka. Teraz już podjudzało ją wszystko. Tajemnice przed przyjaciółmi, przezwiska Dracona, brak kontaktu z rodzicami, obawa przed SUMami, niemożliwość rozszyfrowania Violet Souley, tesknota za Lilian-Marie, Victorie, Nicholasem i Samuelem... Wszystko to zlało się w jedną falę wściekłości. Jak przez mgłę zakodowała, że nauczycielka wspomina coś o obronie i kiedy kobieta uniosła różdżkę i zawołała „Impedimento“, zareagowała bardziej instynktownie niż przemyślanie.
- Protego Maxima! – wykrzyknęła.
Z jej różdżki wystrzelił przezroczysto-niebieskawy promień, który utworzył wokół Hermiony niewidoczną tarczę.
Gdy stróżka czerwonego światła odbiła się od niej, poszybowała ku swej sprawczyni z taką szybkością, że odrzuciła  Narcyzę kilka metrów do tyłu.
Klasa zamarła, a Hermiona dopiero wtedy zdała sobie sprawę co się stało.
Narcyza wcale nie chciała rzucić na nią żadnego silnego uroku. Na tak słabe zaklęcie jak „Impedimento“ wzmocniona tarcza, której ona użyła była zupełnie zbyteczna.
Kątem oka zauważyła, że wściekły Dracon zaciska wargi, że większość Gryfonów patrzy na nią z aprobatą i w końcu, że Ron z trudem panuje nad sobą, by nie wybuchnąć śmiechem, a Harry posyła jej pogodne, tryumfalne spojrzenie.
Wreszcie jej wzrok padł na Narcyzę, która zdążyła już podnieść się z ziemi.
- Ups- skwitowała Hermiona, nie mając nic lepszego do powiedzenia.
Narcyza Malfoy patrzyła na nią nieodgadnionym wzrokiem, a potem wolno, ledwo widocznie skinęła głową.
- Dwa punkty dla Gryffindoru- powiedziała w końcu wyniośle, wprawiając tym samym wszystkich Gryonów w osłupienie.
A Hermiona, gdy wracała na swoje miejsce czuła na sobie przychylne spojrzenia kolegów i koleżanek z domu. Ale nagle rozpoznała jedno, bardzo szczególne. Wyrażało podziw, zmieszany z pogardą i zaciekawieniem. Totalne zaprzeczenie reguł.
Tak samo jak zaprzeczeniem był fakt, że spojrzenie owo przeznaczone dla gryfońskiej mugolaczki należy do ślizgońskiego arystokraty.

7 komentarzy:

  1. No nieźle! Dzieje się dzieje. To jest świetne, a szczególnie ten pojedynek. Nie wiem dlaczego ale od razu uśmiechnęłam się gdy przeczytałam jak odrzuciło Narcyze. I to "ups" Hermiony, rozwaliło mnie.
    Draco, oh Draco. "Totalne zaprzeczenie reguł." I dlatego pod tym względem między innymi pasuje do Hermiony.
    Jej, bawiłam się dobrze. Ale to dobrze. No i wiesz życzę dużo weny, dużo nowych pomysłów i dziękuję za nominację :)
    Pozdrawiam,
    Dark Liliane

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde. No to się porobiło. Oby Narcyza sie na nią nie zdenerwowała za to, ale i tak dała hermionie 2 punkty. To jest coś. I chyba czuje że Cyzia ma szacunek do Mioney. I to cudne 'ups' hermiony :) i ta końcówka... Spojrzenie Draco . Mrrr ;* ale żeby nie było tak kolorowo to zauważylam triche błedów, a najbardziej rzuciło mi sie w oczy 'beauxbatons' powinno być, a nie 'bexbatouns' a jak jeszcze jesteśmy przy tej szkole to rozmowa z Violet. Interesująca osóbka z niej, pragne poznać ją bliżej :)
    A podsumowując rozdział uważam za udany
    dla-milosci-warto-cierpiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhh czyli nie jestem sama z sesją pośród członków DHLu! :D
    Obiecuję, że po sesji przysiądę do Twojego opowiadania i przeczytam je od początku, jednak na razie dodaję jedynie do obserwowanych i uciekam z powrotem w świat fizyki ;)

    Btw, dziękuję za miłe słowa, bardzo się cieszę, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :) Jak tylko znajdę czas zabiorę się za czytanie twojego opowiadania :)
    U mnie na blogu Dramione pojawił się nowy rozdział. Serdecznie zapraszam.
    hopelessdream

    OdpowiedzUsuń
  5. Ron i te jego komentarze. Dziwi mnie to, że jak czytam ff zaczynam lubić postacie, których normalnie nie trawie. Potter, Weasley i wielu innych xD.
    No tak, Violet jest dość specyficzna, ale wydaję się w porządku. Choć nie potrafię ścierpieć tego zdrobnienia :D
    Narcyza dała tylko 2 pkt? W sumie i tak szok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha- właśnie o to chodziło- by nie dało się go ścierpieć :D

      Usuń