Rozdział 16- oto jest!
Tym razem mam przed nim nieco inne ogłoszenia.
PO PIERWSZE: Jest to opowiadanie- treści w nich zawarte nie mają broń Boże nikogo obrazić.... Tutaj akurat wybrałam ten temat, bo pasował mi do kontekstu. Opinie bohaterów na ten temat nie mają nikogo moralizować ani pouczać... Po prostu są i tyle.
Również rozwiewając wszelkie wątpliwości- nie ma w tym rozdziale mowy o technice in vitro, tylko o zakazanym w tej chwili w Polsce projektowaniu embrionów.
2. Z moją małą siostrzenicą oglądałam dziś bajkę o kucykach i.... akurat trafiłyśmy na taki odcinek, w którym piosenka idealnie kojarzy mi się z sytuacją opisaną w rozdziale- pewnie zorientujecie się, którą:) Pozwolę sobie więc wstawić linka do piosnki- a jak macie młodsze rodzeństwo/kuzynostwo/siostrzenice/bratanice/inne- macie przy okazji miłą pieśń, by zabawić Malucha:P
edit: tak, zapomiałam :P
http://www.youtube.com/watch?v=5PJ6gHswSpk
Pozdrowienia dla każdej z Was!
Ciepło ściskam!!!
ROZDZIAŁ 16
Wszystkich niezmiernie zdziwił fakt, że następnego dnia rano
na lekcji transmutacjii zamiast stanowczej i zdecydowanej profesor
Mcgonagall,czekała na nich nieznana nikomu czarownica. Zważywszy na fakt, iż w
klasie tej od niepamiętnych czasów stacjonowała starsza kobieta, intruz wydawał
się wszystkim bardzo młody, mimo iż mógł mieć najwyżej trzydzieści sześć lat.
Obca miała na sobie szmaragdową szatę z bordowym pasem,
a na jej głowie spoczywał niski, czarny kapelusz.
Proste słomkowe włosy okalały pociągłą twarz, na której
zaczęły już się pojawiać pierwsze zmarszczki. Uważne spojrzenie zielonych oczy przyciągało
uwagę zbierającej się klasy, a lekki uśmiech dodawał otuchy po pierwszej
niezbyt pozytywnej reakcji, spowodowanej brakiem starej nauczycielki transmutacji.
- Witam was serdecznie! – odezwała się kobieta, równo
z chwilą wybicia godziny ósmej.
Powszechnie,wiadomo było jak wysoką wagę profesor Mcgonagall
przywiązuje do punktualności, wszyscy siedzieli już więc na swoich miejscach. –
Nazywam się Ingrid Couvert. Ponieważ
pani profesor Minerva Mcgonagall musiała pilnie wyjechać, będę zajmować jej
miejsce- zarówno jako nauczycielka transmutacji, jak i opiekunka Gryffindoru.
Wiem, że nie uda mi się zastąpić pani profesor- uśmiechnęła się nieznacznie. –
Postaram się jednak, abyście w jak najmniejszym stopniu odczuli jej
nieobecność. Bądź co bądż- sumy już
niedługo.
Wśród
Gryfonów zapanowało poruszenie. Trudno było komukolwiek wyobrazić sobie
dom lwa bez stanowczej profesor Mcgonagall, jakkolwiek sympatyczna wydawałaby
się nowa nauczycielka.
- Ciekawe, gdzie Mcgonagall było tak spieszno- szepnęła
Violetka, nachylając się do Hermiony. – Przecież jeszcze wczoraj rano wlepiała
szlaban Seamusowi za częstowanie pierwszaków Krwotoczkami...
- Podejrzana sprawa- zgodziła się Hermiona. – Z drugiej
jednak strony, różne rzeczy się
zdarzają... Nie widzę narazie powodów do zmartwień, Mcgonagall nie wyjechała
przecież na zawsze... Tak długo jak ta Ingrid będzie uczyć porządnie, dla mnie
nie ma problemu...
- Ty i ta twoja pasja nauki, kochanie! – wtrąciła się
Parvati, uśmiechając się do dziewcząt promiennie.
Zwykle
Hermiona zajmowała drugą ławkę wraz z Harrym i Ronem. Od tego roku również
towarzyszyła im Violet.
Teraz jednak obie przyjaciółki z powodów oczywistych
musiały zmienić miejsce, a Parvati i Lavender szczerze i niezwykle ekspresyjnie
zachęciły je do ulokowania się obok.
Harry i
rodzeństwo Weasleyów zdawali się zupełnie ignorować zarówno Violet, jak i
Hermionę- ku rozpaczy tej ostatniej, dla której nawet spojrzenia spode łba i
warczenie na siebie byłoby lepsze, niż traktowanie się wzajemnie jak powietrze.
Była jednak niezmiernie wdzięczna Violetce i Lunie, które
zgodnie utrzymywały, że bardziej niż pewny jest fakt, że obecny stan niemej
wojny między Złotą Trójką jest tylko czasowe- wszak poważniejsze rzeczy stawały
na drodze idealnej przyjaźni.
Hermiona zaczęła dostrzegać zaś, że nagle prawie cała szkoła
zdawała się mieć do niej pozytywny stosunek.
Wszyscy witali się i zagadywali ją i jej towarzyszki, gdy
szły korytarzem, co sprawiało, że czuła się jak zła bohaterka stereotypowego
filmu dla nastolatek- elita szkolnych elit- i wpędzało ją w niejaką frustrację.
Starając się zawsze odpowiadać wszystkim uśmiechem i miłym
słowem,
(„No i chociażby to różni cię od tych postaci w śmiesznych
mugolskich scenkách“- skwitowała Luna, gdy Hermiona podzieliła się
z przyjaciółkami swoją refleksją, po krótce zaznajamiając je wcześniej
z całą sprawą) powoli odkrywała fakt, że oto niespodziewanie liczba ludzi,
w których towarzystwie się obraca zaczyna rosnąć w zastraszającym tempie.
Wciąż jednak czuła się w środku tą inną- gorszą, brzydszą,
mniej atrakcyjną,dziwniejszą niż inni, w których środowisku się znajdywała.
Nie
oszukiwała się, że ten nagły wzrost popularności spowodowany jest czynnikiem
zgoła innym niż wyjściem na jaw prawdy o jej pochodzeniu i to ją bolało.
Przy całym swoim pozytywnym nastawieniu do nowych
znajomości, starała się za wszelką cenę nie przywiązywać do nich zbyt
emocjonalnie, by nie cierpieć potem w wypadku, gdyby okazały się być budowane
li tylko na fundamencie chwilowego rozgłosu wokół jej osoby, który- jak każda
sława- prędzej czy później ucichnie.
Naturalnie, nie chciała też z góry przypinać wszystkim nowo poznanym ludziom
łatki podłych sępów, żerujących na jej popularności. Sama wszak przekonała się,
że stereotypy bywają bardzo krzywdzące, a każda zawarta przyjaźń może wszak
wnieść coś nowego do naszego życia- i wtedy rzeczą drugorzędną stają się
okoliczności jej początku- rzecz jasna przy spełnieniu kluczowych warunków-
szczerych intencji i braku chęci wykorzystywania owej znajomości li tylko do
własnych celów.
Mimo że nie mogła narzekać na nudę,
tak naprawdę tęskniła za starym życiem. Harry, Ron i Ginny wciąż byli jej
bliscy i pomimo całej wściekłości kierowanej w ich kierunku, brakowało jej
wspólnie spędzonych chwil. Wiedziała jednak, że obecna kłótnia jest równiż ich
winą, a ponieważ była istotą honorową, nie zamierzała im się narzucać. A sądząc
po ich stosunku do niej, zdecydowanie nie chcieli jeszcze z nią rozmawiać.
- Hej, obudź się! – z rozmyślań wyrwała ją Violetka.
Hermiona lekko podskoczyła, ale posłała koleżance uśmiech,
wdzięczna za sprowadzenie ją na ziemię.
Profesor
Couvert zapisała na tablicy swoje nazwisko oraz numer gabinetu, w którym zawsze
można ją było znaleźć.
- Nie wstydźcie się przychodzić do mnie z pytaniami,
moi drodzy- zachęciła z uśmiechem. – Chociaż nie obiecuję wam, że zawsze będę w stanie na nie
odpowiedzieć, szczególnie w środku nocy... Albo w sobotni poranek, po piątkowej
wizycie w Hogsmade.
Klasa zachichotała. Nauczycielka całą swoją osobą sprawiała
wrażenie, że autentycznie cieszy się z faktu, iż może ich uczyć. Mimo że jej żart nie był do końca śmieszny
ani szczególnie wyszukany- każdy odebrał go jako coś sympatycznego... Partnerskie
traktowanie uczniów najwidoczniej było jedną z metod Ingrid- i większości
uczniów pasowało to.
- Zapamiętajcie, że głupie pytania to tylko i wyłącznie te,
których nie zadajecie- kontynuowała nauczycielka.
- Albo te, które zadaje szlama Granger- szepnął Draco Malfoy
do Pansy Parkinson, która zareagowała
histerycznym, teatralnym śmiechem.
Ingrid
Couvert również usłyszała uwagę Ślizgona. Wyprostowała się i skinęła głową, a potem odezwała się
śiertelnie wolno i śmiertelnie poważnie.
- Jest jedna, podstawowa rzecz, którą radzę wam zapamiętać.
Przenigdy więcej nie chcę słyszeć takiego słownictwa. Jeśli chcemy efektywnie
pracować, mamy być drużyną. Możemy pożartować, możemy się pośmiać- ale żarty do
tego czasu są śmieszne, dokąd nie obrażają żadnego z nas. Nie pytam się,
czy to zrozumieliście, bo to nie prośba, tylko polecenie. A teraz- wróciła
pogodna natura nauczycielki. – Przechodzimy do transmutacji.
***********
- Więc czym mnie zadziwisz, Granger? – zapytał Malfoy, gdy
tylko Hermiona zamknęła za sobą drzwi klasy obrony przed czarną magią.
Wpatrywał się w nią prowokacyjnie, pogardliwym spojrzeniem
niebieskich oczu. Ręce założył na piersi i siedząc na biurku nauczycielskim
zdawał się tylko czekać, by wykpić ją i wyśmiać każdy jej następny ruch.
- Do końca szlabanu jeszcze trochę nam zostało- wzruszyła
ramionami. – Póki co szukam inspiracji.
- A może POPULARNOŚĆ nie pozwala ci spełnić obietnicy, co
szlamo? prowokował.
Hermiona spojrzała na niego dziwnie. Nie wiedziała co się dzieje, ale poczuła się
dziwnie zraniona słowami chłopaka.
Było w nich zawarte tyle pogardy, że sama poczuła w sercu
ukłucie wstydu.
Wstydu? Z jakiego
powodu?
Niewiem.
Znowu ta głupia
„szlama“!
Daj spokój!Nigdy cię
to nie rusza! Lubisz świat mugoli! Merlinie, niedawno mówiłaś Harremu, Ronowi i
Ginny, że nic sobie nie robisz z tych jego „szlam“!
Przecież ty NAPRAWDĘ
nic sobie z tego nie robisz!
Ale....
Tyle nienawiści.
Tyle pogardy.
Tyle zniesmaczenia.
W tym jednym słowie.
Sześciu literach.
Pięciu głoskach.
Ni stąd ni z owąd
poczuła pieczenie pod powiekami.
Cholera, co się
z tobą dzieje?!
Nie będziesz przecież
płakać z powodu „szlamy“ Malfoya.
Powiedział to
z taką nienawiścią... Skąd u niego tyle nienawiści?
Głupia, przecież
zawsze tak mówi!
Ale dlaczego?! Przecież
ostatnio sam się przekonał, że nie umie obsługiwać mugolskich urządzeń!
Dlaczego nadal uważa Mugoli za zwierzęta? Za istoty o niższym intelekcie?
Uspokój się, do jasnej
cholery! Czego ty się spodziewałaś?
Niczego. Ale gdyby...
To mógłby...
„Szlama“
....
- Zawsze dotrzymuję obietnic, Malfoy- Hermiona za wszelką
cenę starała się odgonić narętne myśli , przeklinając sama siebie. Wciąż
powieki ją piekły, modliła się więc, by Dracon tego nie zauważył. Gdyby zaczął
się z niej śmiać, nie wytrzymałaby i rozkleiła się na dobre.
Znowu czuła się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka.
Żałosne i patetyczne!
O dziwo, Ślizgon przez chwilę nic nie mówił. Minęła cała
sekunda, nieskończenie długa chwila, ww której była tylko cisza. Cisza, którą
oboje się napawali, łącząca ich światy i tworząca nowy, indywidualny. Nić
porozumienia.
A potem dobiegło ją nowe stwierdzenie.
- Cztery miliony galeonów, hmm? Nieźle. Ponad dwukrotnie
więcej ode mnie...
Przygryzła
dolną wargę. W Hogwarcie było wielu uczniów mugolskiego pochodzenia. Teraz,
kiedy wszyscy znali już nazwisko ej rodziców, nietrudno było im sprawdzić, na
ile dolarów szacuje się majetek Vinnetów, a potem przeliczyć sumę na galeony.
Ten wynik był już zrozumiały dla całej szkoły.
Zadziwiające, jak interesujące może być dla innych życie
drugiego człowieka!
- Co to za różnica, Draconie? – szepnęła w odpowiedzi,
odważywszy się na niego spojrzeć.
Jej słowa wywołały u niego mikroekspresję, ledwo widoczny
ruch kątem warg. Skórcz nerwów wzrokowych.
- W kwestii pieniędzy jest pewna granica, po przekroczeniu
której ich ilość nie liczy się, jeśli chodzi o konsumpcję- szepnęła, jakby się
tłumacząc. – Bo widzisz... Ile jesteś w stanie wydawać? Co jeszcze sobie kupić?
I wtedy to czy masz milion, pięć milionów czy dziesięć... Przestaje to mieć dla
ciebie znaczenie, tu i teraz. I tak jesteś w stanie pozwolić sobie na życie na
najwyższym poziomie i kupowaniu tego, co dusza zapragnie. Kogo więc obchodzi, które z nas posiada
więcej złota? Pomijając fakt zupełnie odmiennej waluty, sytuacji ekonomicznej,
cen produktów... Po co my w ogóle o tym gadamy!? – zreflektowała się.
Draco kilkakrotnie zamrugał.
Granger była... Inna. Dotąd każdy z jego znajomych w
głębi ducha zazdrościł mu stanu jego skrytki u Gringotta. A ona tymczasem...
Merlinie, było coś w słowach tej cholernej Gryfonki!
Rzeczywiście- mimo iż zdawał sbie sprawę, że dochody jego
rodziny różnią się od siebie, w zależności od okresu- nigdy nie wnikał w to,
ile zer przybyło, a ile ubyło w kwocie jego majątku. Rzeczywiście, przy tak
wielkich sumach nie było różnicy... A ona mówi o tym z tak stoickim
spokojem. Jakby jej było wszystko jedno... Jakby jej było wszystko jedno, że
mogłaby teraz wyśmiewać jego i jego rodzinę, jako bogatsza, inteligentniejsza i
najśliczniesza istota, jaką kiedykolwiek widział!
Zaraz, zaraz.. Nie pomyślał tak, prawda?
Nie, na pewno nie! Tylko mu się tak zdaje. Zwykła pomyłka!
- Zamierzasz dzisiaj znowu pisać coś dla paralityków? –
spytał szybko, starając się nie dawać po sobie poznać zakłopotania. – Czy twoi
mugole odpuścili?
Spojrzała na niego dziwnie.
- Nie Draco, nie odpuścili. Przypuszczam, że nigdy nie
odpuszczą. Niestety...
„Draco“! Smutny ton w jej głosie! Boże, jaka ta szlama była
wkurzająca!
- Czemu niestety?
- Widzisz... Mugole jak każdy lubią czuć władzę... Czasem
wychodzi to na dobre i naprawdę potrafi komuś ułatwić życie. Albo uratować... Przeszczepy,
Transplantacje krwi...
- Co takiego?
- No wiesz.... Gdy ktoś ulegnie wypadkowi i straci dużo
krwi, Mugole nauczyli się przetaczać mu krew cudzą... Jest specjalna
organizacja ochotników, którzy oddają swoją...
- Zabijają się? – to, o czym mówiła było głupie. Kto
normalny dałby się zabić, by dać komuś swoją krew?! Obrzydliwe!
Zaśmiała się (ślicznie).
- Nie, głupolu! Oczywiście, że nie! Oddają trochę krwi.
Tyle, ile mogą dać, by samemu pozostać zdrowym...
- I jak ktoś dostanie taką krew od kogoś to przeżyje?
Hermiona zrobiła dziwną minę.
- Teoretycznie.
Zmarszczył brwi.
- O co ci chodzi?
- No bo wiesz- przez jej twarz przemknął cień cienia
uśmiechu. – Potęgo ludzkiej podświadomości jest niezwykła... Załóżmy więc, że
taki ty potrzebował byś krwi i lekarze przetoczyliby ci ją od takiej mnie...
Ponieważ zapewne nie chciałbyś mieć w żyłach BRUDNEJ krwi od SZLAMY to... to
twój organizm mógłby odrzucić przeszczep... I mimo że technicznie wszystko
powinno być w porządku, silnie negatywne nastawienie wszystko by popsuło...
Był pewien
smutek w tych jej słowach i Hermiona wiedziała, że Drtaco go wykrył. Sporo ją
kosztowało powiedzenie tej kwestii, szczerze mówiąc wahała się, czy w ogóle ją
wypowiedzieć. Postanowiła jednak zaryzykować i teraz spróbowała zaobserwować
jego reakcję.
Nie umiała tego nazwać. Zaskoczenie, zamyślenie, smutek,
analiza, szok... Coś jeszcze? Tak, na pewno. Tylko co takiego?
- Za nic w świecie nie chciałbym twojej szlamowatej krwi,
Granger. Nawet, jak miałbym umrzeć- powiedział w końcu, a Hermiona westchęła.
Typowe zachowanie Malfoya.
- W każdym razie- Mugole się tym chyba szczycą? Więc co ty
mi tu mówisz o „niestety“....
Hermiona uniosła rękę na znak, że do tego właśnie zmierza.
- Wiesz, krew to już w tej chwili nic... Obecnie
z jednej komórki czyjegoś ciała naukowcy są w stanie wyhodować mu wiele
możliwych narządów- na wypadek, gdyby dopadła go jakaś choroba...
Draco zmarszczył brwi. Merlinie, to brzmiało tak
irracjonalnie, że aż śmiesznie!
- I to też jest niesamowite! Ale- na chwilę zawiesiła głos.
– Z chwilą rozwinięcia się eksperymentów na komórkach, zaczęto też iść w
drugą stronę... Jak stworzyć człowieka? Co tu zrobić, by nasze dziecko było jak
najlepsze...
- To chyba nie jest nic złego, Granger- wtrącił. – Każdy
normalny człowiek chce, by jego dziecko było wyjątkowe. Jak tego nie rozumiesz,
to....
- Nie o to chodzi, Malfoy! – przerwała mu. – Oczywiście, że
każdy chce mieć wyjątkowe dziecko! Ale tu chodzi DOSŁOWNIE o wybieranie! „Moje
dziecko ma mieć niebieskie oczy i czarne włosy... Ma umieć grać na pianinie i
mieć zdolnosci sportowe. Ma mieć zdolności językowe. Niekoniecznie wysokie,
umiarkowanie szczupłe. Najlepiej, gdyby było Mulatem. I pieprzyk na prawym
policzku, to wygląda tak słodko....
- Połowa rzeczy, które wymieniasz są kwestią wychowania-
prychnął, czując się jednak w głębi
serca skonfundowany.
- I tak, i nie Draco... Widzisz... W genach masz to wszystko
zapisane. Owszem- jeśli nie będziesz ćwiczył ani w ogóle nie usiądziesz do
pianina, nie będziesz na nim grał.... Ale predyspozycje masz w DNA.... To
znaczy w genach.... Yyyyy... A no tak, nie wiesz c to są geny... No, w każdym
razie w sobie. Powiedzmy....Potencjał!
- I Mugole stwarzają sami ten potencjał, tak?- zapytał
niepewnie Dracon.
- Można tak powiedzieć....Znaczy aktualnie w bardzo wielui
miejscach jest to zabronione ze względu na etykę....
- Etykę?
- Tak właśnie. Etykę. Takie użyteczne słówko, którego ty nie
przestrzegasz- dogryzła Gryfonka. – Ale sądzę, że mimo to i tak robią. I wbrew pozorom to przykre...
- Hmm, powiedziałbym raczej że.... dziwne...
- Tak? Wyobraź więc sobie, że twoi rodzice nie kochają
ciebie- Hermiona spojrzała na niego uważnie. – Tylko... Tylko idealną,
obmyśloną przez siebie składankę.... Zaprojektowaną specjalnie przed twoim
narodzeniem.... Wybrane cechy, które zostały uznane za atrakcyjne. Zero miejsca
na twoją osobowość i wyjątkowość....
- Moją wyjątkowość? – powtórzył szeptem Draco. – Naprawdę TY
uważasz, że ja jestem...wyjątkowy?!
Hermiona spojrzała na niego uważnie.
- Każdy jest- szepnęła. – Każdy bez wyjątku.
- A cóż jest takiego NIEBEZPIECZNEGO w tym zadziwiającym
procesie?- odezwała się Narcyza (a któżby
inny J
- przypis- Autorka), wchodząc do sali.
Hermiona mogła przysiąc, że Draco przewraca oczami.
- Mamo, co ty tu robisz? – jęknął, zapomniawszy o obecności
kogoś pokroju Hermiony w swoim otoczeniu.
- Przyszłam sprawdzić jak wam idzie- odparła chłodno kobieta.
– A teraz pragnę dowiedzieć się od naszej kochanej szlamy
(„Dlaczego nagle mi przykro?! – zastanawiała się Hermiona,
usłyszawszy przezwisko- „Co się do cholery dzieje?!“)
paru...szczegółów
odnośnie tego jakże ciekawego procesu, któremu poświęcacie całą swoją
uwagę, zamiast łaskawie zacząć sprzątać.
Cholera!
Zapomieli!
Narcyza widząc zakłopotane spojrzenia, wymieniane między
synem, a Gryfonką teatralnie westchnęła.
- Więc? – ponagliła dziewczynę.
- Po raz kolejny zaczną starać się stwarzać lepszą rasę-
odezwała się spokojnie, patrząc pani Malfoy prosto w oczy. – Hodować idealne,
niezniszczalne osobniki. Nadludzi. Ideologia, jaką starano się przeforsować
podczas Wojny.
Pozatym
stworzenie sztucznego mózgu jest tylko kwestią czasu, a wtedy... Prędzej czy
później ktoś wykorzysta to do...- zastanawiała się, jak ująć w słowa swoje
myśli tak, by jej wypowiedź nie ugodziła bezpośrednio w poglądy Malfoyów...
Mimo że przez ten cały czas zupełnie swobodnie balansowała na ich granicy. – Do
niewłaściwych celów- dokończyła w końcu. – Jak podczas wojny...
Narcyza wyprostowała się.
Druga
Wojna Światowa.
Czytała
o tym wydarzeniu i wciąż miała w pamięci co po niektóre opisy. Gdyby ktoś jej o
nich opowiedział, nie uwierzyłaby.
Zawsze miała Mugoli za bezmyślnych,
bezmózgich przygłupów, niezdolnych do stworzenia jakichkolwiek wyższych form
cywilizacji.
Wczoraj
jednak miała okazję zobaczyć u tej szlamy coś, czego sama nie umiała obsłużyć,
a nawet autentycznie obawiała się przez chwilę, iż jej Draco uszkodził maszynę.
Czytała o wojnie, zabójstwach
krwawych i zbrodniach doskonałych- torturách, których nie powstydziła się nawet
jej droga siostra Bella albo Czarny Pan.
Teraz zaś dowiadywała się o czymś
nowym, projektowaniu ludzi. O stworzeniu sztucznego mózgu... Merlinie- O tym
nie śniło się nawet czarodziejom.
Nie mogła jednak dać po sobie poznać
przed Granger zaskoczenia. Nie na miejscu byłoby okazanie, iż to co mówi
wywołało w niej jakiekolwiek emocje. Wystarczy jej ten ogromny niepokój, który
odczuwała wewnętrznie.
Wciąż
była wszak członkinią zacnego, czarodziejskiego rodu- a to, to tylko mała
szlama.
-
Intrygujące- oświadczyła w końcu. – Mniemam, że znasz się na tym bardzo dobrze?
Hermiona
wyczuła lekką kpinę w tym zdaniu i dopiero wtedy zaczęła się tak naprawdę
zastanawiać, po co do cholery rozprawia z Malfoyami o problemach etycznych
rozwoju biotechniki i ingerowaniu w genom!
Wczoraj-
programowanie, dzisiaj bioetyka.... Co będzie jutro, pojutrze!
Do
cholery, to Malfoyowie! Po co wdawaćsię z nimi w dyskusję. Są przecież....
MALFOYAMI!
-
Niezbyt bardzo, proszę pani- odparła w końcu zrezygnowana. – Nie uważam się za
specjalistkę, chociaż jestem wszak
s z l a m ą -
specjalnie, nieco prowokacyjnie użyła tego słowa. W połowie dlatego, by pokazać
zarówno Narcyzie, jak i Draconowi, że nie rusza ją to przezwisko, a w połowie
by sprawdzić, co się do licha stało, że nagle jednak trochę ruszać ją zaczęło. –
Jest to więc moje naturalne środowisko- dokończyła w końcu.
Kolejny boski rozdział !!! Nie wiem co mam jeszcze napisać... Jest cudowny :* Już sie nie moge doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńHej, cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńPowiem ci tyle..... Z twojego bloga można sie czegoś nauczyć. Uważam, źe temat wybrałaś dobry, ale nie spodobało mi sie zachowanie Narcyzy, chociaż z drugiej strony tak patrząc to ona powinna taka być.
Draco zaczepnik haha i jejku jaka ta Hermiona jest bogata! Z tego co pamietam to 1 galeon to 23 funty, a u nas funt jest tak za ok. 5 zl! Kurde, tyle kasy. Ale jestem próżna.
No to pomińmy tamten temat i przejźmy do poważnych spraw.
Violetka.... jest fajna, podoba mi sie że umiesciłaś ja w opowiadaniu, taka właśnie powinna być. A o Lunie już nie bede wspominać, kocham jej marzycielską naturę. A Harry&Weasley'e to cioty, podsumowując. Ale jak dla mnie to ich hermiona do szcześcia nie potrzebuje. Koniec kropka i pa. Weny, do nn i wszystkiego naj, bo nie wiem co jeszcze napisać.
dla-milosci-warto-cierpiec.blogspot.com
witaj,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, bardzo się cieszę, że w swoim opowiadaniu nie piszesz o jakiś głupotach tylko zawierasz ciekawe rzeczy, które od samego początku pasują do siebie. wspominanie o II wojnie światowej, teraz genetyka, komputery, świetne połączenie. Mam nadzieję, że uda Ci się w następnych rozdziałach pokazać również więcej Harrego, Rona, nawet podczas kłótni, to by dodało pikanterii. Oczywiście podobają mi się rozmowy z Malfoyami pokazują, że są oni ciekawi świata mugoli i mimo wszystko wydaje mi się, że zaczynają szanować Hermionę. tak myslę. Aż zastanawiam się co będzie w następnym rozdziale.
pozdrawiam
Cudowny rozdział!! Nie mogę doczekać się następnego ":D
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńWiesz... przeczytałam rozdział raz, potem go jeszcze raz przejrzałam i po zastanowieniu, doszłam do wniosku, że brak mi tu akcji. W porównaniu z poprzednim rozdziałem, tutaj tak sobie zahaczamy, mam wrażenie że o wszystko i o nic. Tak jakoś brakowało mi emocji. Nie wiem, może to tylko i wyłącznie moje odczucia. ;P Jednak podbijam któryś z komentarzy wyżej, rzeczywiście z tego opowiadania można się czegoś nauczyć. To na plus. ;)
Co do Draco natomiast... on uchodzi za inteligentnego kolesia przecież. Chama, ale inteligentnego. Tutaj mam wrażenie, że momentami wychodzi na głupiego. Hermiona przedstawiła mu wszystko, czy on nie mógłby z nią stoczyć poważnej dyskusji? Ukaż jego argumenty, mogą one nie być trafne z punktu widzenia Hermiony, ale z jego czystokrwicznego punktu widzenia. Nie wiem, coś ostrego miedzy tą dwójkę. Ponoć oboje są inteligentni. No chyba, że Draco jest tutaj ukazany poprzez pryzmat Hermiony, ale i tak, chciałabym 'usłyszeć' ich cięty język. Przecież stać ich na to ;p
Ja do niczego nie mogę się przyczepić, poza moimi subiektywnymi spostrzeżeniami ;p I wiesz co... Odkąd napisałam Ci pierwszy komentarz, jest o niebo lepiej ;) Oby tak dalej. Ja trzymam kciuki i czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam,
Klaudia
hmm...tylko Draco nie chce narazie przyznać przed Hermioną, że to NAPRAWDĘ ... robi wrażenie i nie jest tylko głupim wymysłem mugoli. Ale myślę, że już niedługo relacje się zmienią, zwłaszcza po tym, jak Hermiona pokaże to, czym zadzwi Dracona :)
UsuńNo dobra ;p to ja w takim razie czekam ze zniecierpliwieniem ;) a może chociaż kawałek z jego punktu widzenia? ;p bo tu na razie wszystko Hermiona i Hermiona ;p
UsuńKlaudia ;)
Huhu! Szkoda że Cyzia przerwała im rozmowę ; D super rozdział :3
OdpowiedzUsuńZabieram się za czytanie, ale już po tym rozdziale (znowu zrobiłam samej sobie spoiler) widzę, że jest świetne:) coś innego, przyciąga uwagę. Przy takiej mnogości blogów o Dramione ciężko o oryginalność, ale Tobie się udało;)) zapraszam na narcotic-story, może przypadnie Ci do gustu moje opowiadanie. Dobra, zaczynam czytać:D
OdpowiedzUsuńOh, mam zaległości!
OdpowiedzUsuńZadziwia mnie twoja wiedza na tak wiele tematów: najpierw programowanie, teraz to...
Wszystko wychodzi ci bardzo ciekawie.
Podobał mi się fragment z przemyśleniami Miony na temat słowa ,,szlama'' i czemu nagle zaczęło ją razić.
Lecę czytać dalej i zapraszam do siebie na nowy rozdział. Mam nadzieję, że cię nie zawiodę i się spodoba.
http://how-to-say-i-am-sorry.blogspot.com/
Weny,
hopelessdream