Jakoże ostatnio zaledwie kilka godzin wystarczyło, aby pojawiło się siedem cudownych komentarzy- postanowiłam się Wam odwdzięczyć.
Miniaturka ma w sobie coś z "Huśtawki", jednak tutaj starałam się ukazać coś nieco innego.
Zwykle opowiadania z wątkiem niewolnic kończą się tak, iż Draco i Hermiona muszą ukrywać łączące ich uczucie przed rodzicami Ślizgona.
Tutaj zrobiłam małe odwrócenie ról- mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Chciałam jeszcze powiedzieć, że na stronie stowarzyszenia dhl http://stowarzyszenie-dhl.blogspot.com trwa głosowanie na miniaturkę o dzieciństwie naszych bohaterów.
Biorę w tym konkursie udział i proszę Was, byście oddali swój głos. Jednak aby sprawiedliwości stało się za dość- nie powiem, które opowiadanie jest mojego autorstwa, chociaż pewnie niektóre z Was rozpoznają je po stylu :)
Tymczasem- zamieszczam drugą miniaturkę. Nie jest idealna, ale naszło mnie po prostu na napisanie czegoś takiego.
No i chciałam coś dla Was mieć gdy wystąpię z prośbą o udział w głosowaniu.
Miłej lektury, ciepłe pozdrowienia dla KAŻDEJ z Was!
W świecie czarodziejów szalała wojna. Sekundy zamieniały się w godziny, a godziny w dni i niemal z każdym zaczerpniętym oddechem gdzieś dla kogoś miał miejsce mały koniec świata. Czerwone widmo Cruciatusa i zielona mgła Avady zdawały zaciskać swe złowrogie płomienie na coraz to większej liczbie domostw. Dawno nie słyszano beztroskiego śmiechu czy radosnych rozmów przyjaciół. Nawet Mugole w głębi serca wyczuwali, że coś jest nie tak.
Wypadki drogowe, pożary i choroby nie zwielokratniają się
nagle z dnia na dzień o prawie dziesięciokroć, jak próbowały im wmówić
przekupione media. Coś było na rzeczy.
Państwo Grangerowie byli jednymi mieszkańcami zwyczajnego
osiedla na przedmieściach Londynu posiadającymi skrupulatne i rzetelne
informacje o rzeczywistym źródle zamieszania. I trzeba przyznać, że właśnie to
ich zgubiło.
Mogliby bowiem ulec prośbom córki, która przed wyjazdem na
drugi semestr do Hogwartu, po uroczystej kolacji wigilijnej, błagała ich, by
uciekali z kraju.
Nie mogli jej zostawić, mimo iż zapewniała, że będzie
bezpieczna. Wylano wiele łez, wykrzyczano wiele zbędnych słów. Nie zmieniono
decyzji.
Teraz, przyjechawszy do domu na wakacje, Hermiona jak przez
mgłę przypominała sobie tamte wydarzenia.
W tamtej chwili nie czuła niczego. Czasem tak się zdarza,
kiedy ból jest tak silny, że aż irracjonalny. Kiedy ciężko nawet opisać
ogarniające nas cierpienie, bo nie ma form, które odpowiednio ubrałyby w słowa
całą sytuację. To jakby inna kategoria, swego rodzaju temat tabu. O niektórych
sprawach nie powinno się mówić. Tego wymaga szacunek.
I podobny rodzaj najgorszego ze wszystkich smutków
zakiełkowało w duszy Hermiony, gdy ujrzała martwe ciała swoich rodziców leżące
w salonie rodzinnego domu. Niczym w
koszmarnym śnie, scenie rodem z horroru usiadła obok na ziemi, a potem
jakby zahipnotyzowana zamknęła matce otwarte z przerażenia oczy.
I to właściwie tyle. Ojcem zająć się nie zdąrzyła. Złowrogie
cienie piekielnych masek wypełniły pokój, a silne ramiona pociągnęły ją do
tyłu.
Krzyknęła tylko raz,
bardzo szybko i bardzo głośno. A potem świat zaczął wirować.
****************
- Ostatecznie szlama przyda nam się jako niewolnica-
oświadczył Lucjusz Malfoy, patrząc z niesmakiem na Hermionę.
Goyle i Nott spojrzeli na swojego przełożonego ze
zdziwieniem.
- Niewolnica? A skrzaty? – odważył się zapytać Goyle.
- Skrzaty to nie ludzie- warknął Malfoy, ciskając gromy
z oczu. – A wam nic do tego. Powiedziałem, że wezmę od was szlamę.
Nott wzruszył ramionami i popchnął Hermionę tak, że upadła
pod nogi Lucjusza.
Dwaj mężczyźni parsknęli obrzydliwym śmiechem, a arystokrata
uniósł kpiąco brwi.
- Powinnaś być wdzięczna, szlamowaty śmieciu. Udało ci się
uniknąć losu twoich brudnych rodziców. – wysyczał Goyle, trącając leżącą
dziewczynę nogą.
Nott splunął na nią od niechcenia.
- Nie cieszyłbym się jednak na twoim miejscu. – zarechotał.
– Jak znam Lucjusza, nie pozwoli na dłuższe zatruwanie powietrza w jego
ukochanej willi takim śmieciom jak ty, dziwko.
- Zapewne masz rację- odezwał się lodowato Lucjusz, patrząc
na Hermionę nieprzeniknionym wzrokiem.
Skinął wolno głową, po czym spojrzał na towarzyszy.
- Wdzięczny jestem za przyprowadzenie tu tego CZEGOŚ-
wskazał głową na Hermionę.
- Drobiazg. Taka rozrywka... – Goyle lekceważąco wzruszył
ramionami. – Ci jej Mugole byli tacy zabawni... „Nie, proszę! Nie zabijaj
przynajmniej naszej drogiej Hermionki!“ – mężczyzna zaczął parodiować ostatnie
błagania pani Granger, po czym zaniósł się cichym śmiechem.
- Żałosne- podsumował cicho Lucjusz, po czym zwrócił się do
towarzyszy. – Odprowadzę was do wyjścia. A ty- syknął w kierunku Hermiony. –
Czekaj tu aż ktoś po ciebie przyjdzie. I ani się waż ruszać, bo gorzko tego
pożałujesz!
*************
- Do mojego męża będziesz się zwracać per „panie“. Ja zaś
jestem twoją panią. Zrozumiałaś?- instruowała Narcyza Mallfoy, prowadząc za
sobą Hermionę bogato zdobionym koryarzem Malfoy Mannor.
- Tak, pani- wyszeptała cicho Gryfonka.
- Do twoich zadań będzie należało dbanie o ogólny porządek
domu oraz wykonywanie wszystkich naszych poleceń. Rzecz jasna, my posiadamy
twoją różdżkę, więc będziesz musiała obejść się bez pomocy magii. Masz się
starać i dawać z siebie wszystko. Winna nam wszak jesteś wdzięczność za
to, iż uratowaliśmy cię przed śmiercią... A tu będziesz spała- Narcyza
zatrzymała się przed drewnianymi drzwiami i otworzyła je jednym machnięciem
różdżki.
Ukazały one mały, przytulny pokoik ze ścianami pomalowanymi
na beżowo. Jednoosobowe łóżko, zasłane fioletową kapą zajmowało sporą część
bocznej ściany. Drewniany stolik nocny z małą świecą wciśnięty był w róg
i przylegał bokiem do posłania. Po przeciwnej stronie znajdowało się duże
okno, z wzorzystymi zasłonami i drewniane biórko z czarnym,
obrotowym krzesłem. Znajdowała się tu jeszcze średniej wielkości szafa. Słowem-
całość wyglądała tak, jak pokój w jakimś średniej klasy hotelu.
- Zaczniesz od jutra rana, Hermiono. Radzę ci więc
odpocząć.- odezwała się Narcyza. – Możesz się teraz zastanowić nad tym co się
stało...- kobieta urwała i jakby chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili
zrezygnowała.
- Twoje najpotrzebniejsze rzeczy przyjadą tu jutro. –
odezwała się tylko. – A teraz...dobranoc.
- Ja... – zaczęła Hermiona nieśmiało, zatrzymując
arystokratkę przy drzwiach. – Ja dziękuję, pani- wyszeptała.
Pani Malfoy tylko skinęła głową, na znak, że słyszy.
****************
- Biedne dziecko- westchnęła Narcyza, kładąc się obok męża w
wielkim, małżeńskim łożu z baldachimem.
Lucjusz zacisnął usta w wąską kreskę.
- Oni specjalnie chcieli zabić akurat TYCH Mugoli- warknął
wyraźnie zły. – Sprawiło im to chorą satysfakcję, że ich dopadli... Psychopaci!
Jednakże czegóż się można innego po nich spodziewać, najdroższa?- spojrzał
smutno na ukochaną.
Narcyza westchnęła i wtuliła się w ramię męża.
- Rozmawiałam z Draconem- poinformowała cicho. – Nie
jest zbytnio zachwycony, że to akurat Hermiona Granger, ale...
- Cóż, to mądry chłopak. Będzie musiał to zrozumieć-
dokończył za nią Lucjusz.
– Musimy wszak jakoś ochronić Hermionę... to tylko dwa
miesiące! We wrześniu oboje znowu będą
bezpieczni w Hogwarcie- wybuchnęła Narcyza. – A ja.... Myślisz, że sobie
poradzimy? Że ona sobie poradzi?
- To silna dziewczynka. Nie martw się- pocieszał Lucjusz. –
A co się tyczy nas, zrobimy wszystko co w naszej mocy i będzie dobrze. Wszak
jesteśmy Malfoyami. Zawsze wygrywamy.
**********
Hermiona zdmuchnęła płomień świecy i wsunęła się pod kołdrę,
dygocąc z zimna panującego w pokoju. Dopiero teraz, gdy już trochę
ochłonęła, zaczynało do niej dochodzić, co tak naprawdę się wydarzyło.
Zabawne, zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu żartowała
wraz ze szkolnymi przyjaciółmi, będąc w środku beztroskiej imprezy
pożegnalnej. Nie było jutra, nie było przyszłości- liczyło się tylko teraz, ta
ich wzajemna bliskość, zrozumienie, światłe plany, z których nawet ten
najśmielszy zdawał się być do zrealizowania.
Wszystkie trudności były takie nieważne, takie malutkie,
takie drugorzędne.
Czuli się paniami świata, mogli wszystko.
Teraz zaś z utraconego zaledwie parę godzin świata pozostało
tylko wspomnieni. Po cichu liczyła na ratunek Zakonu, jednak czy ktokolwiek
domyśli się, co się z nią stało?
Powoli zaczynała zdawać sobie sprawę, , że została zupełnie
sama. Wystarczyło kilka słów, bezlitosny ruch ręką, by z ukochanej córki
przemieniła się w zagubioną, samotną duszę. Przed oczami stanęły jej twarze
rodziców. Co czuli w ostatních sekundach? Ból i przerażenie- to więcej niż
pewne. Coś jeszcze? Czy umierając naprawdę przed oczami staje nam całe życie?
Niesamowita pustka i tesknota ogarnęła całe jej serce. Tak
samotna i opuszczona nie czuła się jeszcze nigdy.
Odeszli...Na zawsze...
Już nigdy ich nie zobaczy. Nigdy nie odezwą się do niej ani słowem. Nigdy nie
poślą jej uśmiechu.
Nigdy.
Nigdy.
Nigdy.
Może to tylko sen? Może obudzi się w Hogwarcie, w dzień
wyjazdu, a rodzice odbiorą jej ze stacji i spędzą razem wspaniałe miesiące? Los
podaruje im jeszcze trochę wspólnego czasu i znów będzie dobrze?
„A nadzieja zawieść
nie może“...
**************
Dracon widział po twarzy szlamy, że bała się tego spotkania.
Cóż, prawdę powiedziawszy, nie dziwił się zbytnio dziewczynie, ale jej
dyskomfort sprawiał mu dziwną przyjemność. Nienawidził tej przemądrzałej
istoty, działała mu na nerwy wszystkim tym, co robiła.
Sposób, w jaki mówiła, poruszała się, śmiała, zachowywała.
Wszystko razem było nie do zniesienia.
Nic więc dziwnego, że wczoraj, gdy mama poinformowała go o
fakcie, iż Hermiona Granger została ich służącą, poczuł narastający gniew.
Doprawdy, dlaczego akurat on będzie musiał użerać się z tą kujonką! To
było niesprawiedliwe.
Cóż, we wszystkim jednak trzeba szukać pozytywów, a skoro
sytuacja tak się przedstawiała, będzie przynajmniej okazja, by trochę pomęczyć
Gryfonkę.
- Granger, co za niemiła niespodzianka! – zaczął,
rozsiadając się na fotelu i zakładając ręce na piersi. – Słyszałem, że jesteś
teraz naszym niewolnikiem! Dobrze, dobrze- prawidłowo!
Hermiona zacisnęła usta i spojrzała dzielnie na chłopaka.
Wiedziała, że nie ma prawa wdawać się z nim w dyskusję ani- uchowaj Boże- w
słowną przepychankę.
- Dzień dobry, panie Draconie – wyszeptała cichoz przerażeniem
spodziewając się reakcji młodego arystokraty na te słowa.
Nie pomyliła się.
Chłopak ryknął śmiechem,wpatrując się w Hermionę
z diabelskim obrzydzeniem, tak, jakby sama jej osoba napawała go
odrazą.
- „Panie Draconie“!- powtórzył, ocierając łzy rozbawienia –
Nieźle, szlamo! Wreszcie nauczyli cię, gdzie twoje miejsce! No, co się tak
gapisz?! Powiedz coś! Wiesz... - w jego oczach dostrzegła okrutny błysk- To jest
rozkaz!
- Ja przyszłam posprzątać- szepnęła, wlepiając wzrok w
bogaty dywan.
Malfoy pokiwał głową z tryumfalnym wyrazem twarzy.
- Powiedz mi...jak to jest stracić nagle wszystko? – zapytał
okrutnie.
Na twarzy dziewczyny wykwitło jeszcze większe przygnębienie.
- Nie życzę tego największemu wrogowi- wyszeptała.
- Ooo, czyżby? – pokiwał z uznaniem głową. – Nawet
mnie?
- Ty nie jesteś moim wrogiem.
Prychnął.
- Żałosna jesteś!
- Może i tak- odważyła się spojrzeć mu w oczy. – Ale nie
jestem zarozumiałym paniątkiem, które mogłoby się zabić skacząc z poziomy
własnego ego, na poziom własnego IQ.
Chłopak poczerwieniał na twarzy. Jak ona mogła?! Jak śmiała?!
- Popamiętasz, szlamo! – warknął, zaciskając pięści. -Teraz
zabieraj się za robotę! – warknął.- Chociaż...jeszcze jedna sprawa. Spójrz na
mnie!
Wielkie, brązowe oczy kryjące przeraźliwy smutek. Żałosne!
Dracon ze sporą siłą uderzył Hermionę w twarz- raz, a potem
drugi, mocniejszy, w to samo miejsce.
Dziewczyna upadła na ziemię, a w jej oczach zaiskrzyły łzy.
- To tak na dobry początek- zaśmiał się arystokrata. – Abyś
pamiętała, że jesteś niczym. A teraz zabieraj się za sprzątanie... Już!
*****************
Hermiona zadziwiająco szybko przestała żywić jakiekolwiek
nadzieje co do zmiany swojej sytuacji i można powiedzieć, iż przyjęła pokornie
swój los. Pocieszała się, iż w sumie mogła trafić o wiele gorzej i starała
sięprzykładać do swoich obowiązków najlepiej jak umiała, będąc przy tym
niewidoczną dla mieszkańców willi.
Drugiego dnia polerowała srebra w salonie, za wszelką cenę
próbując skupić swe myśli na pozytywnych wspomnieniach. Było to niezwykle trudne,
ale dziewczyna przekonała się, jak bardzo pomocna bywa taka strategia.
Państwo Malfoyowie spędzali we dwójkę miłe popołudnie,
siedząc obok siebie na wielkich, aksamitnych fotelach i czytając książki.
Gdy Hermiona po raz pierwszy ujrzała bibliotekę Malfoy Manor
poczuła się jak dziecko w cudnym sklepie ze słodyczami. Przez chwilę oniemiała
patrzła na te wspaniałe cuda, starając się nie dopuszczać do świadomości faktu,
iż prawdopodobnie nigdy nie będze jej dane skorzystać z tego miejsca raju.
Cóż, są w końcu i takie dzieci, które z zapartym tchem obserwują tylko
łakocie przez szybę, z noskami przylepionymi do witryn sklepowych.
- Hermiono? Podejdź
tutaj!- rozkazała nagle Narcyza, już od pewnej chwili przpatrująca się
krzątającej dziewczynie.
Lucjusz uniósł brwi, ale nie odezwał się ani słowem.
Gryfonka poczuła ukłucie niepokoju- nie miała pojęcia, co
takiego mogła robić źle- ale spuściła grzecznie wzrok i zrobiła parę kroków w
stronę kobety.
- Słucham, pani? – wyszeptała nieśmiało.
- Bliżej...
Znowu parę kroków.
- Jeszcze bliżej, Hermiono!
Dziewczyna z bijącym sercem stanęła koło arystokratki,
tak iż teraz mogła doskonale ujrzeć tęczowy błysk świateł na jej eleganckich
kolczykach.
Narcyza zaś wyciągnęła rękę i odgarnęła parę kasztanowych
kosmyków drżącej, przerażonej dziewczyny.
- Kto ci to zrobił? – zapytała, głosem wyzutym
z jakichkolwiek uczuć, wpatrując się w siniaki na twarzy Gryfonki. Hermiona zadrżała pod wpływem jej lodowatego tonu.
- Uderzyłam się, pani- wyszeptała w odpowiedzi pierwszą
rzeczy, która przyszła jej do głowy.
Kobieta spojrzała na nią poważnie.
- Nie wolno ci mnie okłamywać, Hermiono- przypomniała
dobitnie. – Proszę mi powiedzieć kto ci to zrobił!
Dziewczyna
wlepiła głos w podłogę i milczała.
Narcyza wymierzyła jej delikatny policzek.
- Odpowiedz mi, jak cię o coś pytam! – jej głos nadal
pozbawiony był jakichkolwiek uczuć..
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Zagryzła dolną wargę i
potrząsnęła lekko głową.
Narcyza westchnęła i wyjęła różdżkę. Jednym machnięciem
wślizgnęła się do umysłu dziewczyny.
Niebieskie oczy jej dziecka i brązowe dziewczyny. Wzajemna niechęć, obrzydzenie. Wczorajsza scena pierwszego spotkania.
Pani Malfoy wolno skinęła głową. Nie było potrzeby zadawać więcej pytań.
- Doceniam twoją lojalność wobec mojej rodziny, Hermiono-
oświadczyła, po czym pstryknęła palcami.
Natychmiast
zmaterializowała się przy niej brzydka skrzatka z nieproporcjonalnie
wielkimi uszami.
- Uszka czeka na polecenie, pani- wychrypiało stworzenie,
kłaniając się głęboko.
- Chcę byś przygotowała eliksir gojenia i podała go Hermionie.
Myślę, że pół fiolki powinno wystarczyć...
Gryfonce
źrenice rozszerzyły się ze zdumienia. To było niewiarygodne. Odkąd trafiła do
Malfoy Manor rodzina arystokratów wciąż wprawiała ją w zdumienie.
Otrzymywała porządne posiłki, Narcyza i Lucjusz nigdy
jeszcze nie zwrócili się do niej per „szlama“- gdy kazali jej coś zrobić,
używali jej imienia. Czasem nawet Hermiona odnosiła wrażenie, że w spojrzeniu
państwa Malfoy dostrzega cień specyficznego rodzaju troski, wiedziała jednak,
iż to tylko wyobraźnia płata jej figla. Natomiast to, co stało się teraz
przekraczało dalece wszelkie utarte kanony i konwencje. Zupełnie tak, jakby
znaleźli się nagle na innej planecie.
- Dziękuję, pani- wyszeptała dziewczyna, dygając grzecznie
przed kobietą.
Narcyza zaś
w odpowiedzi powróciła do przerwanej lektury.
***********
- Draconie... Nie powinieneś był jej uderzyć, skarbie-
zaczęła pani Malfoy, siadając na fotelu w pokoju ukochanego syna.
Chłopak spojrzał na nią podejrzliwie. Dopiero po chwili zdał
sobie sprawę, o czym mówi kobieta i uniósł zdziwiony brwi. To było bardzo
nietypowe- od kiedy Malfoyowie przywiązują wagę do brudnych przedstawicieli
nizin społecznych?!
- Mamo! To przecież szlama! Służąca! - przypomniał.
- Wciąż jest dziewczynką- oświadczyła cicho pani
Malfoy.
Draco dostrzegł smutek, malujący się w jej oczach. Co się do
cholery działo? Czemu wszyscy zachowują się nienormalnie?
- Skąd u ciebie takie poglądy? - zapytał ostrożnie, nabierajc powietrza.
Może to tylko jakaś żałosna gra? Nie, on nie będzie na tyle naiwny by dać się
omamić.
- Jakież poglądy? Skarbie! To nie ma nic wspólnego
z poglądami! Po prostu to kwestia bycia człowiekiem! – jeśli przed chwilą
Ślizgon był zdumiony, to tym jednym stwierdzeniem matka rozbroiła go zupełnie.
Wiedział już, że mówi szczerze- dostrzegł to w jej oczach. Przez chwilę łapał
powietrze jak ryba wyciągnięta z wody.
- Ech, odpuść te frazesy... – prychnął w końcu.- Merlinie,
jesteśmy arystokratami...
- Właśnie, Draconie...
Jesteśmy arystokratami. Znamy swoją wartość. Nie potrzebujemy więc
dodatkowo udowadniać swojej siły poprzez
pomiatanie innymi. Ty jesteś ponad to Draco....- kobieta z miłością
dotknęła policzka ukochanego syna.
- Brzmi to tak, jakbyś się o nią troszczyła- warknął Dracon,
pozwalając cierpliwie matce na tę czułość.
- Oczywiście, że się o nią troszczę! Kochanie, dla mnie ta
dziewczynka to biedne, skrzywdzone przez wojnę dziecko...
- Wszyscy jesteśmy skrzywdzeni przez wojnę – przypomniał
chłopak, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo zdziwiła go
deklaracja matki.
- Tak, ale my mamy siebie. Ona jest zupełnie sama-
wyszeptała zrozpaczona Narcyza. Czuła w tej chwili niesamowitą bezsilność-
bezsilność spowodowana faktem, iż jej najdroższe dziecko nie potrafi zrozumieć
tego, co starała się mu przekazać.
- Jest SZLAMĄ mamo!
- Wiem. Jednakż to nie ma nic do rzeczy teraz, kiedy trwa
tak okrutna wojna! Draco, nie wymagam od ciebie byś ją polubił. Po prostu daj
jej spokojnie wykonywać jej pracę. Najlepiej zupełnie ją ignoruj... – kobieta
wzięła głęboki wdech. - Pamiętaj synu- miarą wartości człowieka jest jego serce
i to, jak traktuje osoby, które są znacznie niżej w hierarchii społecznej od
niego. Spójrz, bogactwo, ten dom... wszystko może pewnego dnia przeminć...
Przyjdzie pożar, wyrzucą tatę
z pracy, padniemy ofiarami oszustwa... Wtedy pozostaną tylko najważniejsze
wartości.
To mówiąc, złożyła delikatny pocałunek na czole syna, po
czym opuściła pokój, nie dając swemu dziecku szansy na odpowiedź. Dopiero, gdy
zamknęła drzwi, pozwoliła dwóm łzom spłynąć po delikatnym policzku.
*********
Jak w większość piątków, w domu Malfoyów odbywała się
uroczysta kolacja dla przyjaciół rodziny. Goyle z żoną, Nott i Yaxley
siedzieli przy suto zastawionym stole, pozwalając sobie niekiedy na trochę zbyt
swawolne zachowanie, zważywszy na fakt, iż Lucjusz pełnił funkcję ich
zwierzchnika.
Nawet najuważniejszy obserwator nie powiedziałby, że
gospodarzy przyjęcia powoli nużą
prymitywne żarty i rozmowy gości. W najgorszej sytuacji był chyba Dracon, przez
wzgląd na sporą różnicę wieku dzielącą go od pozostałych praktycznie przez cały
wieczór nie odzywał się, tylko wodził znudzonym wzrokiem po tak dobrze znanym
wnętrzu salonu.
Hermiona usługiwała przy stole, starając się pozostać jak
najbardziej niewidoczna, ignorując kpiące, poniżające docinki gości odnośnie
jej osoby. Narcyza i Lucjusz kwitowali każdy z nich ignoranckim uśmiechem
lub skinięciem głowy, zaś Draco, jak to Draco- parskał śmiechem przy co
bardziej upokarzających komentarzach, nie żałując przy tym pozwolić sobie sam
na jakąś kąśliwą uwagę względem Gryfonki.
Hermiona czuła, jak cały jej honor i poczucie własnej
wartości są deptane przez konieczność kłaniania się i usługiwania ludziom,
traktującym ją gorzej niż śmiecia. Naprawdę, za wszelką cenę pragnęła móc
załorzyć pelerynę niewidkę lub chociaż na małą chwilkę znaleźć się sama ze
swoimi uczuciami.
Nagle kolana Hermiony się ugięły, a ziemia wyślizgnęła się
spod jej stóp. Dziewczyna z przerażeniem zdała sobie sprawę z tego, co ma
miejsce- jak na zwolnionym filmie widziała zbliżającą się nieuchronnie ziemię.
W następnej chwili leżała już zaraz pod fotelem Narcyzy, a
puste talerze, które niosła z głośnym brzdękiem uderzyły o podłogę, rozbijając
się i raniąc dłonie dziewczyny.
Rozległy się prychnięcia i głosy oburzenia. Widocznie dla
biesiadników taka sytuacja była nie do przyjęcia.
Z uciechą spojrzeli na pana domu, czekając na upragnioną
karę, jaką wymierzy on dziewczynie.
Pożałowania godne spojrzenia bolały zaś Hermionę bardziej,
niż najsilniejsze ciosy.
Lucjusz z wyraźnie złowieszczą miną zwrócił swe
wściekłe oczy na przerażoną Gryfonkę.
- Nie pozwolę na to, by takie szlamowate ścierwo rujnowało
moją własność- wysyczał, a Nott zachichotał.
Gryfonka tymczasem wciąż leżała na ziemi, spodziewając się
zasłużonych ciosów ozdobną laską arystokraty. Lucjusz miał najwyraźniej inne
plany, bo zamaszyście podniósł się z krzesła.
- Za mną- warknął, nawet nie patrząc na dziewczynę.
Spróbowała się podnieść, jednak krwawiące dłonie sprawiły,
że ponownie padła na podłogę.
„Music i się udać.... No, dalej- potrafisz!“ – zaklinała się
w duchu, mocno zaciskając oczy.
Czuła na sobie wzrok wszystkich zebranych przy stole,
wiedziała, że nie ma wyboru.
Nieznanym sobie wysiłkiem zdołała podnieść się na nogi, po
czym skłoniła się głęboko przed Narcyzą i Draconem, wyszeptując przeprosiny, a
następnie pospiesznie podążyła w stronę czekającego na nią Lucjusza.
Mężczyzna bez słowa poprowadził ją korytarzem do małego
pomieszczenia. Zamknął drzwi silnym zaklęciem i dopiero wtedy ponownie spojrzał
na skruszoną dziewczynę.
- Pokaż ręce- mruknął, lustrując dokładnie każdy centymetr
stojącej przed nim istoty.
Jego słowa dopiero po kilku sekundach dotarły do Hermiony,
wprawiając ją w niemałe zdumienie.
Szkło tak niefortunnie ją zraniło, że teraz już cała skóra
dłoni pokryta była przez wypływającą ze skaleczeń, rubinową krew.
Pan Malfoy uniósł nieznacznie brwi, wyciągnął
z kieszeni eleganckiej szaty jedwabną chusteczkę, po czym ujął pokaleczone
ręce Gryfonki.
- Udawaj- syknął do niej, gdy ukończył dzieło.
Chusteczka zabarwiła się w całości na czerwono i aż raziła
po oczach intensywnością swej barwy. Hermiona była zbyt zaskoczona, by
cokolwiek powiedzieć, zanalizowała jednak polecenie Malfoya i wydała
z siebie rozpaczliwy wrzask w momencie, gdy mężczyzna uderzył laską o
podłogę.
Czynność powtórzyli kilka razy, aż w końcu Lucjusz skinął
głową. Po krótkim zastanowieniu, wyciągnął rękę w kierunku Hermiony i
poczochrał jej włosy, a następnie podszedł do kominka, nabrał trochę sadzy na
palce, po czym przejechał nimi po zaróżowionych policzkach dziewczyny.
Przyjrzał się swemu dziełu krytycznie i wreszcie pozwolił
ustom uformować się w lekki uśmiech.
- Myślę Hermiono, że obydwoje jesteśmy bardzo dobrymi
aktorami- podsumował cicho.
************
Dracon od chwili pamiętnej rozmowy z matką nie mógł się
pozbyć natrętnych myśli o szlamie i całej sytuacji, która ich spotkała.
Ukradkiem przyglądał się dziewczynie jak sprząta i pracuje. Widział smutek,
odbijający się w jej oczach, ale z reguły nie potrafił się tym przejmować.
To tylko i wyłącznie głupia, przemądrzała mugolaczka. Ma za swoje!
Postawa rodziców względem małej służącej działała mu na
nerwy bardziej, niż mógł się spodziewać. Co takiego miała w sobie ta szlama, że
Lucjusz i Narcyza nie odnosili się do niej z tak chłodną obojętnością, jak
to mieli w zwyczaju.
Była pracowita, posłuszna i grzeczna- to fakt. Wiedział też,
że jest mądra i inteligentna, ale na litość Boską- wciąż pozostawała szlamą! Jej rodzice byli Mugolami, co automatycznie ją
przekreślało! Czyżby państwo Malfoy o tym zapomnieli?
Piątkowy epizod wyprowadził go z równowagi w
zupełności. Kiedy Granger potknęła się, tłukąc najlepszą zastawę stołową było
nawet zabawnie, wciąż jednak nie mógł znieść tej podłej dwulicowości rodziców.
Matka strzeliła mu moralizujący wykład o tym, że „och i ach-
niewolno bić szlamy“, tymczasem ojciec w widocznie brutalny sposób ukarał jej
niezdarność. Nie, żeby on, Dracon miał coś przeciwko- żądał jednak, aby
traktowano go poważnie!
W przypływie goryczy wyrzucił to matce tego wieczora. W
odpowiedzi spojrzała na niego smutnymi, niebieskimi oczami i zmierzwiła mu
blond czuprynę.
- Synku, czy ty naprawdę uważasz, że twój ojciec jest takim
potworem? – zapytała cicho.
Wtedy
Dracon zrozumiał. Zrozumiał i mimo całego zdumienia, w jakie wprawił go
postępek ojca, czuł coś na kształt podziwu- głównie za kreatywność.
Hermiona natomiast uśmiechała się do niego przy każdej
możliwej okazji, czym wprawiała młodego arystokratę w coraz większą konfuzję.
************
- Po co to polerujesz? Przecież było czyste! – zagadnął
Dracon, wchodząc do pomieszczenia, w którym Hermiona przecierała każde
z trofeów myśliwskich, będące pamiątką po przodkach rodu.
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
- Pani Narcyza przed wyjściem prosiła mnie, bym
doprowadziła tę salę do porządku- odparła spokojnie.
Cholera! Czy ona naprawdę jest tak denerwująco grzeczna, że
nawet ich rozkazy musi „ugłaskiwać“ ?
Nie umie nazywać rzeczy po imieniu?
- Cokolwiek zleciła ci zrobić moja matka, na pewno nie była
to prosba- oświecił ją w końcu.
- Możliwe – rzek- Ale robię to, bo tego
potrzebuje, nie zaś z obawy przed karą.
- Bo ty jesteś dziwna.
- Każdy jest.
No tak, nie byłaby sobą, małą Wiem-To-Wszystko, gdyby nie
powiedziała czegoś podobnego.
- Musisz mieć gotową odpowiedź na wszystko?
- Przepraszam.
- Dlaczego już nie zwracasz się do mnie „paniczu“? –
zaczepił, wielce ciekawy, co takiego odpowie. Spojrzała na niego uważnie.
- A powinnam? – zapytała spokojnie.
- No, na to wygląda. – wzruszył ramionami. Szczerze, to w
tej chwili jakoś nie zależało mu na tym, by Hermiona go tytułowała. Zabawne-
jego mama okazała się mieć rację. Pozatym sam przed sobę musiał przyznać, że
nawet miło było prowadzić tę dziwną, krótką rozmowę.
- Przepraszam- uśmiechnęła się słodko.
- Granger!
- Przepraszam, PANICZU- poprawiła dziewczyna, akcentując
ostatnie słowo.
- Od razu lepiej! – wyszczerzył zęby.
- Cieszę się, że cię uszczęśliwiłam.
To już była przesada.
- Wcale nie! - zaperzył się.
Na Hermionie jego wzburzenie zdawało się nie zrobić żadnego
wrażenia. Obojętnie machnęła ręką.
- To tylko kwestia czasu- oświadczyła niby nigdy nic.
Dracon zacisnął zęby. Już chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę,
gdy Hermiona lekko uniosła głowę i w oczy rzuciły mu się fioletowe kręgi pod
oczami dziewczyny. W kontraście z bladą cerą wyglądały jeszcze bardziej
przerażająco. Dziwne, ale ten widok wzbudził w nim dziwne ukłucie.
„To z troski o pamiątkę rodową“ – próbował sobie
wmawiać. – „Gdyby się przewróciła, zniszczyłaby trofea...“
Nie był jednak na tyle ułomny, by uwierzyć w to żałosne
oszustwo, które jego mózg naprędce mu podsunął. Z przerażeniem więc
stwierdził fakt, iż właśnie teraz on, arystokrata Dracon Malfoy najzwyczajniej
w świecie martwił się o nią- szlamę Hermionę Granger. Nabrał powietrza w płuca.
- Idź spać- polecił, siląc się na obojętny ton.
Hermiona spojrzała na niego podejrzliwie. Nie wyglądał,
jakby żartował.
- Nie mogę- oświadczyła w końcu.
No oczywiście, gdzieżby śmiał przypuszczać, że Hermiona
Granger wykona jego polecenie bez dyskusji.
- Bzdura- stwierdził dobitnie. - Za chwilę tutaj mi zaśniesz.
- Ale... – zaczęła, ale Ślizgon uniósł rękę.
- Granger, ja też mogę ci rozkazywać, zapomniałaś? – był
dumny ze strategiii, jaką obrał. Przy odrobinie szczęścia powinna pokonać
wszystkie argumenty Hermiony. - Więc chcę, byś poszła do łóżka... Nie martw
się- dodał po chwili namysłu. - Mama nie będzie zła. Znam ją trochę dłużej- porozumiewawczo
mrugnął do dziewczyny.
Więc
zostało postanowione. Hermiona dopiero przy drzwiach odwróciła się do Dracona,
który wciąż stał zamyślony w pomieszczeniu.
- Dzięki, paniczu- wyszeptała.
Wtedy po raz pierwszy się do siebie uśmiechnęli.
*************
Zaklęcie powaliło ją na ziemię niespodziewanie. Najpierw nie
wiedziała co się dzieje, potem poczuła, jak obie ręce wyginają jej się do tyłu,
za głowę.
- Ślicznotka z ciebie- rozległ się przeraźliwy, mrożący
krew w żyłach głos. Gryfonka wiedziała już, do kogo należy. Najczęstszy
gość Malfoy Mannor- Goyle. Ku szczeremu
niezadowoleniu Lucjusza i Narcyzy- czasem prawie mieszkaniec.
Mężczyzna przyjrzał się dokładnie leżącej dziewczynie,
zupełnie tak, jakby przeglądał towar w sklepie, a potem uklęknął przy niej i
przygwoździł jej gardło do podłogi.
- Lucjusz jest tak cholernie porządny, że za nic nie zdradzi
swojej Narcyzy- warknął, chchając na dziewczynę cuchnącym oddechem. – A szkoda,
żeby takie ciałko się marnowało... Oj, szkoda...
Hermiona chciała krzyczeć, ale nie mogła.
- Brudna, szlamowata dziwka! – wysyczał Goyle, prosto do jej
ucha. – Myślisz, że skoro Malfoyowie wzięli cię na niewolnicę, to do czegokolwiek
się nadajesz? Suka! – splunął jej prosto w twarz, a jego zepsute zęby ukazały
się w obrzydliwym, rubasznym uśmiechu. – Ładna suka- szepnął.
Hermiona czuła, jak spocone łapy mężczyzny wsuwają się pod
jej spódniczkę.
Nieme cierpienie zawitało do przerażonych, brązowych oczu
dziewczyny, co wywołało w Śmierciożercy dziką radość i podniecenie.
- Lubisz takie zabawy, szlamo? – zakpił okrutnie, rozpinając
sobie rozporek.
Jego tłusta dłoń nadal podduszała dziewczynę , a wyciągniete
do góry ręce Hermiony wciąż tkwiły nieruchomo na zimnym kamieniu, porażone siłą
zaklęcia.
Naraz dziewczyna poczuła przeraźliwy, rozrywający ból między
udami. Po twarzy zaczęły płynąć jej łzy bezradności, na dodatek czuła, jak
powoli zaczyna tracić przytomność z braku powietrza, spowodowanym po
trochu łapą oprawcy, zaciśniętą na jej szyi, po trochu spazmatycznym łkaniem,
przeraźliwym strachem i porażającym bólem.
Zbrukana, zrozpaczona i bezbronna wyrywała się
bezskutecznie, niczego tak bardzo nie pragnąc jak śmierci. Nie mogło istnieć
nic gorszego niż TO. Agonia, rozrywanie, niemoc. Ciekawe, najwięcej cierpienia
można zadać nie używając do tego nic. Wystarcyła sama okrutność.
I kiedy już Hermiona czuła, że zaczyna tracić przytomność, niespodziewanie
Goyle rozluźnił uścisk. W następnej chwili usłyszała wwiercający się w uszy
wrzask i poczuła szarpnięcie.
Ostatkami świadomości odnotowała postać Dracona, który
rzucił się na mężczyznę i z dzikim wyrazem twarzy okładał go pięściami
gdzie popadło, wrzeszcząc na niego coś niezrozumiale. Chłopak był jakby w
amoku, w takim stanie dziewczyna jeszcze nigdy go nie widziała. Goyle próbował
bronić się przed niespodziewanym atakiem, przez co chwilowo stracił swe
zainteresowanie biedną Hermioną. Ślizgon zaś z całej siły uderzał
mężczyznę, zręcznie unikając kontrataku. Liczyło się tylko to, aby zabić.
Naraz ponownie rozległ się przeraźliwy, tubalny dźwięk.
- CRUCIATUS! – ryknął Lucjusz Malfoy, celując różdżką w
postać Śmierciożercy.
Rażony siłą zaklęcia mężczyzna natychmiast padł na ziemię, a
jego wrzaski odbijały się echem od bogato zdobionych ścian. Z sadystyczną
perwersją arystokrata trzymał Goyla pod zaklęciem, a w jego oczach kryła się
żądza mordu.
Draco wykorzystał okazję i w dwóch susach przypadł do Hermiony. Padł na kolana, jednym, zręcznym ruchem zdejmując z siebie
płaszcz i nakrywając nim Gryfonkę. Nie zdążył jednak uczynić nic więcej, gdyż w
tej sekundzie zaalarmowana zamieszaniem Narcyza pojawiła się w korytarzu.
Wystarczyło jej jedno szybkie spojrzenie, by poznać bieg wydarzeń. Kobieta
wydała z siebie rozpaczliwy jęk i w mgnieniu oka znalazła się przy
Hermionie, jeszcze w biegu zdejmując z niej zaklęcia..
W jej oczach dziewczyna dostrzegła autentyczne łzy rozpaczy,
ręce jej się trzęsły, a na twarzy malowało się śmiertelne przerażenie.
- Boże... dziecinko! – wyszeptała, biorąc szlochającą
dziewczynę w objęcia. Przez chwilę Hermiona słyszała tylko wrzaski agonii mężczyzny, który ją tak strasznie skrzywdził.
- Zaraz położysz się i odpoczniesz! – kontynuowała pani
Malfoy pewnym, smutnym głosem. - Zajmiemy się nim, nie martw się. Więcej stopa
tego człowieka nie postanie w Malfoy Mannor. Nikt cię więcej nie skrzywdzi,
moja droga! – to mówiąc, kobieta podniosła Hermionę z ziemi i pomogła jej
dojść do pokoju, po czym położyła ją na łóżku i otuliła miękką kołdrą.
- Ja.... Ja dziękuję, pani- wyszeptała Gryfonka, wciąż w
szoku po tym, co się przed chwilą wydarzyło. Wodziła przerażonymi oczami po
pomieszczeniu, mimowolnie drżąc z emocji.
Arystokratka skinęła tylko głową.
- Wiem że to trudne, ale postaraj się zrelaksować, kochanie - poradziła
smutno. – Najlepiej by było, gdyby udało ci się zasnąć...
Narcyza usiadła przy przerażonej Hermionie i jakby nigdy nic
zaczęła głaskać ją po głowie, delikatnie nawijając sobie na palec kasztanowe
kosmyki i szeptając uspokajające słowa.
Gryfonka była tak zaskoczona, że przez chwilę myślała że już
śni..
To było...niesłychane! Naraz jednak ogarnął ją dziwny, błogi
spokój.
Poczuła się jak za dawnych lat, kiedy znajdywała pocieszenie
w ramionach matki. Teraz zaś znowu znalazła się w rozpaczliwej sytuacji, będąc
zupełnie sama na świecie. Tymczasem Narcyza Malfoy potraktowała ją tak, jak
ukochana rodzicielka.
Łagodny głos pocieszenia arystokratki, jej kojące, delikatne
pieszczoty, a przede wszystkim niezwykła troska płynąca z całej jej osoby
podziałał jak najlepsze lekarstwo. Gryfonka na nowo poczuła, że komuś na niej
zależy, że ktoś o nią dba i nie jest mu zupełnie obojętna.
Na jej zmęczonej twarzy zaczął malować się cień spokoju. Spokojne
słowa zaczęły działać jak kołysanka. Trauma, wypełniająca ją całą mieszała się
z miłym uczuciem, jakie budziła w niej delikatna czułość, okazanie
zainteresowania i współczucia.. Czasem każdy tego potrzebuje.
Godziny, minuty, lata, twarze, miejsca, wydarzenia. Wszystko
to zaczęł się zlewać w bezkształtną, pustą przestrzeń. Niesamowity spokój
ogarnął każdą komórkę jej ciała-przynajmniej na chwilę. Było jej tak dobrze,
tak bardzo, bardzo dobrze...Ostatnią rzeczą, jaką odnowwała, był blondwłosy
cień, stający obok kobiety, która ją głaskała.
Potem zapadła w sen.
**************
- Ojciec nie pozwolił mi go zabić- wyszeptał wściekły
Dracon- Wolał to zrobić sam...
Narcyza spojrzała na niego smutno.
- Ten człowiek w pełni zasługiwał na śmierć- oświadczyła
stanowczo. – Jednak...ojciec nie chce, byś stał się mordercą. To...
- Dla mnie za to co zrobił nie był człowiekiem- Draco musiał
używać nadludzkiego wysiłku, by nie zacząć wrzeszczeć. Takiej nienawiści nie
czuł jeszcze nigdy, w całym swoim życiu. – Śmierdzące, gówniane ścierwo! Jak....
Jak można... - w jego oczach ponownie pojawiły się łzy na widok uśpionej twarzy
Hermiony.
Teraz wyglądała jeszcze bardziej bezbronnie, bezsilnie i
niewinnie. Po raz kolejny poczuł obrzydzenie wobec samego siebie. To za
przyczyną jego słów, jego czynów to małe, słodkie stworzenie również
cierpiało. Dlaczego był takim ślepym kretynem? Idiotą. Tyranem. Obrzydzenie do
samego siebie ogarnęło go całkowicie. Westchnął i spojrzał smutno na
rodzicielkę.
Narcyza wciąż gładziła włosy Hermiony delikatnymi ruchami,
ale jej twarz była dużo spokojniejsza.
- Potrzebuje dużo odpoczynku- wyszeptała kobieta. – Dobrze,
że śpi. Biedactwo.
- Ty też się połóż, mamo- westchnął Dracon, zdając
sobie sprawę, iż jest środek nocy. –
Posiedzę przy niej.
W normalnych warunkach pani Malfoy by zaprotestowała. Ale ta
chwila była magiczna. Więź pomiędzy Ślizgonem, a śpiącą Gryfonką pojawiła się
z nikąd i naraz stała się wyczuwalna wszekimi możliwymi zmysłami. Kobieta
więc przystała na propozycję syna. Złożyła na policzku jego a potem Hermiony
delikatny pocałunek, potem zaś zostawiła
Dracona sam na sam z jego myślami oraz żywym, prywatnym cudem
świata, kołyszącym się póki co w objęciach Morfeusza.
***********
Dracon całą noc nie zmróżył oka nawet na sekundę.
Z bijącym sercem obserwował Hermionę i modlił się, aby wszystko było odtąd
w jak najlepszym porządku.
Niestety, nie został wysłuchany. Około czwartej nad ranem,
dziewczyna zaczęła szamotać sięi krzyczeć przez sen.
Zaalarmowany chłopak skoczył na równe nogi i przez dobre
parę minut starał się ją obudzić. Gdy się w końcu udało, Hermiona przylgnęła do
niego całą sobą, zanosząc się spazmatycznym płaczem.
- Hermionko,
biedactwo! Już dobrze, skarbie... –
powtarzał Dracon, gładząc włosy dziewczyny.
Ale ona czuła się taka brudna, mała i bezsilna. Wrócił
koszmar sprzed zaledwie paru godzin, a wszelkie odczucia zdawały się przybrać
na sile. Ponownie zaczynało brakować jej powietrza, tym razem od rozpaczliwego
łkania.
Nie nadaje się do niczego. Jest niczym. Zawsze będzie
niczym.
Odnotowała, że osoba, pocieszająca ją to Ślizgon, chciała
nawet coś powiedzieć. Była jednak tak bardzo, bardzo słaba.
Obrazy wirowały jej w głowie, psychodeliczne filmy zmieniały
się przed oczami jak w śmiertelnym kalejdoskopie. Ktoś coś wołał, gdzieś ją
ciągnął. Szaleńczy taniec, danse macabre
wciągał ją w śmiertelny wir.
Musi pracować, musi się obudzić...
Poczuła, jak coś szarpał jej serce.
Nie, zostawcie! Ja muszę wstać!
Mamo, to ty! Tato?
Harry. Ron. Oprawca.
Czarny, czerwony, niebieski. Nieznośny ból w głowie. Huk
muzyki, uderzeń i pisków.
Kakofonia diabelskich dźwięków, a ona nie może się ruszyć.
Demony, śmierć, krzyki. Piekło, żywy ogień. Zalewająca płuca
woda.
Wiatr porywający ją do lotu.
Płomienie dosięgały każdy skrawek jej ciała.
Poczuła, że spada w ciemność.
*********
Chłodna dłoń Narcyzy dotykała czoła Hermiony..
- Jest rozpalona- wyszeptała przerażona kobieta. – Musimy
wezwać lekarza, ale... - urwała na chwilę.- to... to zbyt niebezpieczne. Jeśli
ktoś dowie się, że ją dobrze traktujemy, znajdzie się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie!
- Nie mamy innego wyboru, Cyziu! – syknął zdenerwowany
Lucjusz, wpatrując się w swojego syna, który z niespotykaną determinacją
wymalowaną na twarzy wciąż trzymał w ramionach Gryfonkę. - Souley to rodowy
medyk Malfoyów. Nie zdradzi nas nikomu.
- Pozatym obowiązuje go wszak przysięga Hipokratesa!-
przypomniał rozsądnie Dracon.
- I to do niego zwracaliśmy się o każdej porze dnia i nocy
kiedy Dracon w dzieciństwie tyle chorował – - wyszeptała Narcyza, bardziej, by
przekonać siebie niż swoją rodzinę.
- Myślę, ze możemy mu ufać... Pójdę wysłać wiadomość. Niech
przyjeżdza jak najszybciej!- podjął Lucjusz i nim ktokolwiek zdążył coś
powiedzieć, nie było go w pomieszczeniu.
Syn z matką spojrzeli na siebie bezradni.
- Musi być dobrze- dodała otuchy Narcyza, ale jej głos nie
zabrzmiał zbyt przekonująco.
Dracon zacisnął powieki i mocniej przytulił Hermionę.
Przez chwilę żadne z nich nie mówiło. Narcyza
wpatrywała się ze zmartwieniem w dziewczynę, aż dostrzegła, że powieki zaczynają
jej drgać. Dziewczyna minimalnie poruszyła się, a jej wargi uformowały krótkie
pytanie.
- Co się dzieje?
Dracon delikatnie obrócił twarz Gryfonki- tak, że teraz ich
oczy znajdowały się na jednym poziomie.
- Masz gorączkę. Lekarz już jest w drodze. Nie martw się,
odpoczywaj- wyszeptał z czułością. Hermiona jakby go nie zrozumiała.
- Ja już wstaję- wychrypiała. – Zabieram się do pracy i...
Zrobiła delikatny ruch ręką tak, jakby rzeczywiście chciała
się podnieść. Narcyza jednak stanowczo ją powstrzymała.
- O nie, Hermiono- oświadczyła władczo. – Nie będziesz
sprzątać. Teraz ty jesteś najważniejsza i jedynym twoim obowiązkiem jest
odpoczywać i wracać do zdrowia. To również jest rozkaz, moja droga.
PIĘĆ TYGODNI PÓŹNIEJ
- Hermiona?
- Dracon! Chciałbyś, bym coś zrobiła? – Hermiona uśmiechnęła
się znad regału, który sprzątała.
Chłopak uśmiechnął się do niej, zbliżył się i wyjął jej
szmatkę z ręki.
- Nie...Słuchaj, właśnie robią zdjęcie rodzinne.
Spojrzała na niego ciekawie.
- W takim razie powinieneś być nie tutaj a w salonie...
- Och, no tak! Ale rodzice mnie poprosili, bym po ciebie
przyszedł. I w ogóle... – urwał, odgarnął kosmyk kasztanowych włosów i spojrzał
głęboko w ciepłe, bursztynowe oczy. - Ja też sobie nie wyobrażam innej opcji.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówiła.
- Draconie. To bardzo, bardzo szlachetne ze strony państwa
ale... Ja nie należę... – zaczęła w końcu, lecz Ślizgon położył jej palec na
ustach.
- Jesteś częścią rodziny! - oświadczył stanowczo, po czym odetchnął głęboko. – Hermiono,
moi rodzice od początku cię uwielbiają. Dzięki tobie przekonali się, że
porysowane ramię nie determinuje cię jako człowieka i...i nawet oni mogą zrobić
coś dobrego...
- Ale... - zaczęła nieśmiało.
- A mnie – Dracon podniósł głos, nie dając Hermionie dojść
do słowa. – Mnie nauczyłaś kochać... Sprawiłaś, że chce mi się żyć i... - ujął dziewczynę
za rękę – I za to będę ci już zawsze dozgonie wdzięczny. Niczym nie jestem w
stanie ci tego wynagrodzić...
Hermiona nie odpowiadała, tylko wpatrywała się w Ślizgona
zagadkowo.
W następnej chwili, oboje jakby jednocześnie zbliżyli się do
siebie jeszcze bardziej, a ich wargi nieśmiało się zetknęły.
Trwało to z sekundę, może godzinę. Magiczny, cudowny
czas i świat należący tylko i wyłącznie do nich.
A gdy wreszcie pojawili się w salonie trzymając się za ręce,
wykonano najpiękniejsze rodowe zdjęcie Malfoyów. Ich wspólną, najcenniejszą
pamiątkę, która zaledwie po roku zawisła na honorowym miejscu w ich
małżeńskiej sypialni.
Słodkie i cudowne. Fajna miniaturka. Czekam na rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
HH
Cudowna miniaturka.
OdpowiedzUsuńAc, jakie to słodkie.
Świetne zakończenie.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Łał. Ta miniaturka jest w tak zupełnie innym klimacie niż opowiadanie. Zaskoczyłaś mnie trochę :p.
OdpowiedzUsuńStrasznie dobrze się ją czytało.
Było parę rozczulających momentów.
Podobało mi się twoje spojrzenie na rodzinę Malfoyów. Wyszli tacy...kochani.
Nie wiem czemu, ale słodkie to było jak Draco nazwał Mionę per ,,Hermionko''.
Genialna miniaturka. Pisz więcej takich.
Weny,
hopelessdream
Super miniaturka :)
OdpowiedzUsuńNie lubię klimatów niewolnica Hermiona , ale ta miniaturka była wspaniała :)
mam tak samo :D Nie lubię, kiedy Hermiona odgrywa rolę niewolnicy, ale... tak mnie coś naszło i stworzyłam takie cuś ;)
Usuńgenialna miniaturka
OdpowiedzUsuńnajlepsze w niej jest to, że miłość przychodzi powoli, a nie od razu się kochają, ale boją się o tym powiedzieć komukolwiek,
a do tego Narcyza i Lucjusz i ich charakter to coś nowego
ciekawy pomysł, mam nadzieję, że jeszcze jakieś miniaturki napiszesz
pozdrawiam
Oh... Popłakałam się jak to czytałam ... Uwielbiam twoje miniaturki !!!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejne i na rozdział :*
Ciekawa miniaturka. Zarówno smutna(rozbroił mnie fragment z uczuciami Hermiony, kiedy doznała"matczynych" uczuć od Narcyzy) a czasami pozytywna(noc, kiedy Draco chyba zdał sobie w końcu sprawę z uczuć do dziewczyny) czekam na coś nowego i zapraszam na 4 rozdział na narcotic-story :)
OdpowiedzUsuńboskie! pierwszy raz spotykam się z pomysłem, że państwo malfoy są tacy... dobrzy :) i bardzo mi się on podoba, myślę, że wyszłaby z tego świetna dłuższa historia, może warto wyeksploatować ten motyw?
OdpowiedzUsuńGenialna miniaturka! Lucjusz i Narcyza z tym swoim szlachetnym charakterem i ta przemiana Draco... Boskie! Jak zwykle pięknie opisane uczucia, i zauważyłam parę małych błędzików, ale teraz już nie pamiętam jakie :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka, wenki
PM
Najpiękniejsza miniaturka jaką kiedykolwiek czytałam. Zakochałam się. Urocza wspaniała brak mi słów.
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie. Nie powinno być Crucio a nie Cruciatus? XD
Tak w ogóle u mnie pojawił się rozdział 18 ;)
Pozdrawiam Alexis Nott
Mam zaległości, ale za miniaturkę się zabrałam! ;) |
OdpowiedzUsuńŚwietne, tylko Lucek (xD) taki uczuciowy? I to było dziwne.
Świetne - powtarzam - świetne.
Mówiłam, że świetne? C:
Ściskam,
Y♥
U mnie 5;)
OdpowiedzUsuńpięękneee!!!! Chociaż czemu jak Malfoyowie są tacy dobzi i kochani, Narcyza ją uderzyła?
OdpowiedzUsuńA poza tym oddali jej różdżkę?
no pewnie, że oddali jej różdżkę, zaraz po tym, jak wyzdrowiała:) A czemu Cyzia ją uderzyła? Hmm, szczerze- do końca nie wiem. Ktoś ma jakieś pomysły??
UsuńOj no- się nie znacie! Cyzia uwielbiała Hermi, ale to arystokratka! Musi traktować ją z wyższością.
UsuńPozatym, jak Cyzia CHCE się czegoś dowiedzieć, to Cyzia się dowie XD
Świetny blog! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
www.uratujmarzenia.blogspot.com
Od takiej strony nie znałam Malfoyów.Miniaturka wspaniała jak wszystko co piszesz weny życzę
OdpowiedzUsuńMalfoyowie zawsze kojażyli mi się ze złem, Voldemortem, nienawiśćą do szlam i mugoli, egoizmem i brakiem tolerancji do biedniejszych osób. W tej miniaturce można poznać ich od dobrej strony. Życzę Ci dużo weny do pisania nawet teraz, twoje miniaturki, czyta cała moja klasa, w tym trudnym okresie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Lena Łuczkiewska