sobota, 1 marca 2014

MINIATURKA

Niespodzianka!!!!
Jakoże ostatnio zaledwie kilka godzin wystarczyło, aby pojawiło się siedem cudownych komentarzy- postanowiłam się Wam odwdzięczyć.
Miniaturka ma w sobie coś z "Huśtawki", jednak tutaj starałam się ukazać coś nieco innego.
Zwykle opowiadania z wątkiem niewolnic kończą się tak, iż Draco i Hermiona muszą ukrywać łączące ich uczucie przed rodzicami Ślizgona.
Tutaj zrobiłam małe odwrócenie ról- mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

Chciałam jeszcze powiedzieć, że na stronie stowarzyszenia dhl http://stowarzyszenie-dhl.blogspot.com trwa głosowanie na miniaturkę o dzieciństwie naszych bohaterów.
Biorę w tym konkursie udział i proszę Was, byście oddali swój głos. Jednak aby sprawiedliwości stało się za dość- nie powiem, które opowiadanie jest mojego autorstwa, chociaż pewnie niektóre z Was rozpoznają je po stylu :)

Tymczasem- zamieszczam drugą miniaturkę. Nie jest idealna, ale naszło mnie po prostu na napisanie czegoś takiego.
No i chciałam coś dla Was mieć gdy wystąpię z prośbą o udział w głosowaniu.

Miłej lektury, ciepłe pozdrowienia dla KAŻDEJ z Was!



W świecie czarodziejów szalała wojna. Sekundy zamieniały się w godziny, a godziny w dni i niemal z każdym zaczerpniętym oddechem gdzieś dla kogoś miał miejsce mały koniec świata. Czerwone widmo Cruciatusa i zielona mgła Avady zdawały  zaciskać swe złowrogie płomienie na coraz to większej liczbie domostw. Dawno nie słyszano beztroskiego śmiechu czy radosnych rozmów przyjaciół. Nawet Mugole w głębi serca wyczuwali, że coś jest nie tak.
Wypadki drogowe, pożary i choroby nie zwielokratniają się nagle z dnia na dzień o prawie dziesięciokroć, jak próbowały im wmówić przekupione media. Coś było na rzeczy.
Państwo Grangerowie byli jednymi mieszkańcami zwyczajnego osiedla na przedmieściach Londynu posiadającymi skrupulatne i rzetelne informacje o rzeczywistym źródle zamieszania. I trzeba przyznać, że właśnie to ich zgubiło.
Mogliby bowiem ulec prośbom córki, która przed wyjazdem na drugi semestr do Hogwartu, po uroczystej kolacji wigilijnej, błagała ich, by uciekali z kraju.
Nie mogli jej zostawić, mimo iż zapewniała, że będzie bezpieczna. Wylano wiele łez, wykrzyczano wiele zbędnych słów. Nie zmieniono decyzji.
Teraz, przyjechawszy do domu na wakacje, Hermiona jak przez mgłę przypominała sobie tamte wydarzenia.
W tamtej chwili nie czuła niczego. Czasem tak się zdarza, kiedy ból jest tak silny, że aż irracjonalny. Kiedy ciężko nawet opisać ogarniające nas cierpienie, bo nie ma form, które odpowiednio ubrałyby w słowa całą sytuację. To jakby inna kategoria, swego rodzaju temat tabu. O niektórych sprawach nie powinno się mówić. Tego wymaga szacunek.
I podobny rodzaj najgorszego ze wszystkich smutków zakiełkowało w duszy Hermiony, gdy ujrzała martwe ciała swoich rodziców leżące w salonie rodzinnego domu.  Niczym w koszmarnym śnie, scenie rodem z horroru usiadła obok na ziemi, a potem jakby zahipnotyzowana zamknęła matce otwarte z przerażenia oczy.
I to właściwie tyle. Ojcem zająć się nie zdąrzyła. Złowrogie cienie piekielnych masek wypełniły pokój, a silne ramiona pociągnęły ją do tyłu.
Krzyknęła  tylko raz, bardzo szybko i bardzo głośno. A potem świat zaczął wirować.

****************

- Ostatecznie szlama przyda nam się jako niewolnica- oświadczył Lucjusz Malfoy, patrząc z niesmakiem na Hermionę.
Goyle i Nott spojrzeli na swojego przełożonego ze zdziwieniem.
- Niewolnica? A skrzaty? – odważył się zapytać Goyle.
- Skrzaty to nie ludzie- warknął Malfoy, ciskając gromy z oczu. – A wam nic do tego. Powiedziałem, że wezmę od was szlamę.
Nott wzruszył ramionami i popchnął Hermionę tak, że upadła pod nogi Lucjusza.
Dwaj mężczyźni parsknęli obrzydliwym śmiechem, a arystokrata uniósł kpiąco brwi.
- Powinnaś być wdzięczna, szlamowaty śmieciu. Udało ci się uniknąć losu twoich brudnych rodziców. – wysyczał Goyle, trącając leżącą dziewczynę nogą.
Nott splunął na nią od niechcenia.
- Nie cieszyłbym się jednak na twoim miejscu. – zarechotał. – Jak znam Lucjusza, nie pozwoli na dłuższe zatruwanie powietrza w jego ukochanej willi takim śmieciom jak ty, dziwko.
- Zapewne masz rację- odezwał się lodowato Lucjusz, patrząc na Hermionę nieprzeniknionym wzrokiem.
Skinął wolno głową, po czym spojrzał na towarzyszy.
- Wdzięczny jestem za przyprowadzenie tu tego CZEGOŚ- wskazał głową na Hermionę.
- Drobiazg. Taka rozrywka... – Goyle lekceważąco wzruszył ramionami. – Ci jej Mugole byli tacy zabawni... „Nie, proszę! Nie zabijaj przynajmniej naszej drogiej Hermionki!“ – mężczyzna zaczął parodiować ostatnie błagania pani Granger, po czym zaniósł się cichym śmiechem.
- Żałosne- podsumował cicho Lucjusz, po czym zwrócił się do towarzyszy. – Odprowadzę was do wyjścia. A ty- syknął w kierunku Hermiony. – Czekaj tu aż ktoś po ciebie przyjdzie. I ani się waż ruszać, bo gorzko tego pożałujesz!

*************

- Do mojego męża będziesz się zwracać per „panie“. Ja zaś jestem twoją panią. Zrozumiałaś?- instruowała Narcyza Mallfoy, prowadząc za sobą Hermionę bogato zdobionym koryarzem Malfoy Mannor.
- Tak, pani- wyszeptała cicho Gryfonka.
- Do twoich zadań będzie należało dbanie o ogólny porządek domu oraz wykonywanie wszystkich naszych poleceń. Rzecz jasna, my posiadamy twoją różdżkę, więc będziesz musiała obejść się bez pomocy magii. Masz się starać i dawać z siebie wszystko. Winna nam wszak jesteś wdzięczność za to, iż uratowaliśmy cię przed śmiercią... A tu będziesz spała- Narcyza zatrzymała się przed drewnianymi drzwiami i otworzyła je jednym machnięciem różdżki.
Ukazały one mały, przytulny pokoik ze ścianami pomalowanymi na beżowo. Jednoosobowe łóżko, zasłane fioletową kapą zajmowało sporą część bocznej ściany. Drewniany stolik nocny z małą świecą wciśnięty był w róg i przylegał bokiem do posłania. Po przeciwnej stronie znajdowało się duże okno, z wzorzystymi zasłonami i drewniane biórko z czarnym, obrotowym krzesłem. Znajdowała się tu jeszcze średniej wielkości szafa. Słowem- całość wyglądała tak, jak pokój w jakimś średniej klasy hotelu.
- Zaczniesz od jutra rana, Hermiono. Radzę ci więc odpocząć.- odezwała się Narcyza. – Możesz się teraz zastanowić nad tym co się stało...- kobieta urwała i jakby chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
- Twoje najpotrzebniejsze rzeczy przyjadą tu jutro. – odezwała się tylko. – A teraz...dobranoc.
- Ja... – zaczęła Hermiona nieśmiało, zatrzymując arystokratkę przy drzwiach. – Ja dziękuję, pani- wyszeptała.
Pani Malfoy tylko skinęła głową, na znak, że słyszy.

****************

- Biedne dziecko- westchnęła Narcyza, kładąc się obok męża w wielkim, małżeńskim łożu z baldachimem.
Lucjusz zacisnął usta w wąską kreskę.
- Oni specjalnie chcieli zabić akurat TYCH Mugoli- warknął wyraźnie zły. – Sprawiło im to chorą satysfakcję, że ich dopadli... Psychopaci! Jednakże czegóż się można innego po nich spodziewać, najdroższa?- spojrzał smutno na ukochaną.
Narcyza westchnęła i wtuliła się w ramię męża.
- Rozmawiałam z Draconem- poinformowała cicho. – Nie jest zbytnio zachwycony, że to akurat Hermiona Granger, ale...
- Cóż, to mądry chłopak. Będzie musiał to zrozumieć- dokończył za nią Lucjusz.
– Musimy wszak jakoś ochronić Hermionę... to tylko dwa miesiące!  We wrześniu oboje znowu będą bezpieczni w Hogwarcie- wybuchnęła Narcyza. – A ja.... Myślisz, że sobie poradzimy? Że ona sobie poradzi?
- To silna dziewczynka. Nie martw się- pocieszał Lucjusz. – A co się tyczy nas, zrobimy wszystko co w naszej mocy i będzie dobrze. Wszak jesteśmy Malfoyami. Zawsze wygrywamy.

**********

Hermiona zdmuchnęła płomień świecy i wsunęła się pod kołdrę, dygocąc z zimna panującego w pokoju. Dopiero teraz, gdy już trochę ochłonęła, zaczynało do niej dochodzić, co tak naprawdę się wydarzyło.
Zabawne, zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu żartowała wraz ze szkolnymi przyjaciółmi, będąc w środku beztroskiej imprezy pożegnalnej. Nie było jutra, nie było przyszłości- liczyło się tylko teraz, ta ich wzajemna bliskość, zrozumienie, światłe plany, z których nawet ten najśmielszy zdawał się być do zrealizowania.
Wszystkie trudności były takie nieważne, takie malutkie, takie drugorzędne.
Czuli się paniami świata, mogli wszystko.
Teraz zaś z utraconego zaledwie parę godzin świata pozostało tylko wspomnieni. Po cichu liczyła na ratunek Zakonu, jednak czy ktokolwiek domyśli się, co się z nią stało? 
Powoli zaczynała zdawać sobie sprawę, , że została zupełnie sama. Wystarczyło kilka słów, bezlitosny ruch ręką, by z ukochanej córki przemieniła się w zagubioną, samotną duszę. Przed oczami stanęły jej twarze rodziców. Co czuli w ostatních sekundach? Ból i przerażenie- to więcej niż pewne. Coś jeszcze? Czy umierając naprawdę przed oczami staje nam całe życie?
Niesamowita pustka i tesknota ogarnęła całe jej serce. Tak samotna i opuszczona nie czuła się jeszcze nigdy.
Odeszli...Na zawsze... Już nigdy ich nie zobaczy. Nigdy nie odezwą się do niej ani słowem. Nigdy nie poślą jej uśmiechu.
Nigdy.
Nigdy.
Nigdy.
Może to tylko sen? Może obudzi się w Hogwarcie, w dzień wyjazdu, a rodzice odbiorą jej ze stacji i spędzą razem wspaniałe miesiące? Los podaruje im jeszcze trochę wspólnego czasu i znów będzie dobrze?
„A nadzieja zawieść nie może“...

**************

Dracon widział po twarzy szlamy, że bała się tego spotkania. Cóż, prawdę powiedziawszy, nie dziwił się zbytnio dziewczynie, ale jej dyskomfort sprawiał mu dziwną przyjemność. Nienawidził tej przemądrzałej istoty, działała mu na nerwy wszystkim tym, co robiła.
Sposób, w jaki mówiła, poruszała się, śmiała, zachowywała. Wszystko razem było nie do zniesienia.
Nic więc dziwnego, że wczoraj, gdy mama poinformowała go o fakcie, iż Hermiona Granger została ich służącą, poczuł narastający gniew. Doprawdy, dlaczego akurat on będzie musiał użerać się z tą kujonką! To było niesprawiedliwe.
Cóż, we wszystkim jednak trzeba szukać pozytywów, a skoro sytuacja tak się przedstawiała, będzie przynajmniej okazja, by trochę pomęczyć Gryfonkę.
- Granger, co za niemiła niespodzianka! – zaczął, rozsiadając się na fotelu i zakładając ręce na piersi. – Słyszałem, że jesteś teraz naszym niewolnikiem! Dobrze, dobrze- prawidłowo!
Hermiona zacisnęła usta i spojrzała dzielnie na chłopaka. Wiedziała, że nie ma prawa wdawać się z nim w dyskusję ani- uchowaj Boże- w słowną przepychankę.
- Dzień dobry, panie Draconie – wyszeptała cichoz przerażeniem spodziewając się reakcji młodego arystokraty na te słowa.
Nie pomyliła się.
Chłopak ryknął śmiechem,wpatrując się w Hermionę z diabelskim obrzydzeniem, tak, jakby sama jej osoba napawała go odrazą.
- „Panie Draconie“!- powtórzył, ocierając łzy rozbawienia – Nieźle, szlamo! Wreszcie nauczyli cię, gdzie twoje miejsce! No, co się tak gapisz?! Powiedz coś! Wiesz... - w jego oczach dostrzegła okrutny błysk- To jest rozkaz!
- Ja przyszłam posprzątać- szepnęła, wlepiając wzrok w bogaty dywan.
Malfoy pokiwał głową z tryumfalnym wyrazem twarzy.
- Powiedz mi...jak to jest stracić nagle wszystko? – zapytał okrutnie.
Na twarzy dziewczyny wykwitło jeszcze większe przygnębienie.
- Nie życzę tego największemu wrogowi- wyszeptała.
- Ooo, czyżby? – pokiwał z uznaniem głową. – Nawet mnie?
- Ty nie jesteś moim wrogiem.
Prychnął.
- Żałosna jesteś!
- Może i tak- odważyła się spojrzeć mu w oczy. – Ale nie jestem zarozumiałym paniątkiem, które mogłoby się zabić skacząc z poziomy własnego ego, na poziom własnego IQ.
Chłopak poczerwieniał na twarzy. Jak ona mogła?! Jak śmiała?!
- Popamiętasz, szlamo! – warknął, zaciskając pięści. -Teraz zabieraj się za robotę! – warknął.- Chociaż...jeszcze jedna sprawa. Spójrz na mnie!
Wielkie, brązowe oczy kryjące przeraźliwy smutek. Żałosne!
Dracon ze sporą siłą uderzył Hermionę w twarz- raz, a potem drugi, mocniejszy, w to samo miejsce.
Dziewczyna upadła na ziemię, a w jej oczach zaiskrzyły łzy.
- To tak na dobry początek- zaśmiał się arystokrata. – Abyś pamiętała, że jesteś niczym. A teraz zabieraj się za sprzątanie... Już!

*****************

Hermiona zadziwiająco szybko przestała żywić jakiekolwiek nadzieje co do zmiany swojej sytuacji i można powiedzieć, iż przyjęła pokornie swój los. Pocieszała się, iż w sumie mogła trafić o wiele gorzej i starała sięprzykładać do swoich obowiązków najlepiej jak umiała, będąc przy tym niewidoczną dla mieszkańców willi.
Drugiego dnia polerowała srebra w salonie, za wszelką cenę próbując skupić swe myśli na pozytywnych wspomnieniach. Było to niezwykle trudne, ale dziewczyna przekonała się, jak bardzo pomocna bywa taka strategia.
Państwo Malfoyowie spędzali we dwójkę miłe popołudnie, siedząc obok siebie na wielkich, aksamitnych fotelach i czytając książki.
Gdy Hermiona po raz pierwszy ujrzała bibliotekę Malfoy Manor poczuła się jak dziecko w cudnym sklepie ze słodyczami. Przez chwilę oniemiała patrzła na te wspaniałe cuda, starając się nie dopuszczać do świadomości faktu, iż prawdopodobnie nigdy nie będze jej dane skorzystać z tego miejsca raju. Cóż, są w końcu i takie dzieci, które z zapartym tchem obserwują tylko łakocie przez szybę, z noskami przylepionymi do witryn sklepowych.
 - Hermiono? Podejdź tutaj!- rozkazała nagle Narcyza, już od pewnej chwili przpatrująca się krzątającej dziewczynie.
Lucjusz uniósł brwi, ale nie odezwał się ani słowem.
Gryfonka poczuła ukłucie niepokoju- nie miała pojęcia, co takiego mogła robić źle- ale spuściła grzecznie wzrok i zrobiła parę kroków w stronę kobety.
- Słucham, pani? – wyszeptała nieśmiało.
- Bliżej...
Znowu parę kroków.
- Jeszcze bliżej, Hermiono!
Dziewczyna z bijącym sercem stanęła koło arystokratki, tak iż teraz mogła doskonale ujrzeć tęczowy błysk świateł na jej eleganckich kolczykach.
Narcyza zaś wyciągnęła rękę i odgarnęła parę kasztanowych kosmyków drżącej, przerażonej dziewczyny.
- Kto ci to zrobił? – zapytała,  głosem wyzutym z jakichkolwiek uczuć, wpatrując się w siniaki na twarzy Gryfonki. Hermiona zadrżała pod wpływem jej lodowatego tonu.
- Uderzyłam się, pani- wyszeptała w odpowiedzi pierwszą rzeczy, która przyszła jej do głowy.
Kobieta spojrzała na nią poważnie.
- Nie wolno ci mnie okłamywać, Hermiono- przypomniała dobitnie. – Proszę mi powiedzieć kto ci to zrobił!
            Dziewczyna wlepiła głos w podłogę i milczała.
Narcyza wymierzyła jej delikatny policzek.
- Odpowiedz mi, jak cię o coś pytam! – jej głos nadal pozbawiony był jakichkolwiek uczuć..
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Zagryzła dolną wargę i potrząsnęła lekko głową.
Narcyza westchnęła i wyjęła różdżkę. Jednym machnięciem wślizgnęła się do umysłu dziewczyny.
           Niebieskie oczy jej dziecka i brązowe dziewczyny. Wzajemna niechęć, obrzydzenie. Wczorajsza scena pierwszego spotkania.
Pani Malfoy wolno skinęła głową. Nie było potrzeby zadawać więcej pytań.
- Doceniam twoją lojalność wobec mojej rodziny, Hermiono- oświadczyła, po czym pstryknęła palcami.
            Natychmiast zmaterializowała się przy niej brzydka skrzatka z nieproporcjonalnie wielkimi uszami.
- Uszka czeka na polecenie, pani- wychrypiało stworzenie, kłaniając się głęboko.
- Chcę byś przygotowała eliksir gojenia i podała go  Hermionie.  Myślę, że pół fiolki powinno wystarczyć...
            Gryfonce źrenice rozszerzyły się ze zdumienia. To było niewiarygodne. Odkąd trafiła do Malfoy Manor rodzina arystokratów wciąż wprawiała ją w zdumienie.
Otrzymywała porządne posiłki, Narcyza i Lucjusz nigdy jeszcze nie zwrócili się do niej per „szlama“- gdy kazali jej coś zrobić, używali jej imienia. Czasem nawet Hermiona odnosiła wrażenie, że w spojrzeniu państwa Malfoy dostrzega cień specyficznego rodzaju troski, wiedziała jednak, iż to tylko wyobraźnia płata jej figla. Natomiast to, co stało się teraz przekraczało dalece wszelkie utarte kanony i konwencje. Zupełnie tak, jakby znaleźli się nagle na innej planecie.
- Dziękuję, pani- wyszeptała dziewczyna, dygając grzecznie przed kobietą.
            Narcyza zaś w odpowiedzi powróciła do przerwanej lektury.

***********

- Draconie... Nie powinieneś był jej uderzyć, skarbie- zaczęła pani Malfoy, siadając na fotelu w pokoju ukochanego syna.
Chłopak spojrzał na nią podejrzliwie. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, o czym mówi kobieta i uniósł zdziwiony brwi. To było bardzo nietypowe- od kiedy Malfoyowie przywiązują wagę do brudnych przedstawicieli nizin społecznych?!
- Mamo! To przecież szlama! Służąca!  - przypomniał.
- Wciąż jest dziewczynką- oświadczyła cicho pani Malfoy. 
Draco dostrzegł smutek, malujący się w jej oczach. Co się do cholery działo? Czemu wszyscy zachowują się nienormalnie?
- Skąd u ciebie takie poglądy?  - zapytał ostrożnie, nabierajc powietrza. Może to tylko jakaś żałosna gra? Nie, on nie będzie na tyle naiwny by dać się omamić.
- Jakież poglądy? Skarbie! To nie ma nic wspólnego z poglądami! Po prostu to kwestia bycia człowiekiem! – jeśli przed chwilą Ślizgon był zdumiony, to tym jednym stwierdzeniem matka rozbroiła go zupełnie. Wiedział już, że mówi szczerze- dostrzegł to w jej oczach. Przez chwilę łapał powietrze jak ryba wyciągnięta z wody.
- Ech, odpuść te frazesy... – prychnął w końcu.- Merlinie, jesteśmy arystokratami...
-  Właśnie, Draconie... Jesteśmy arystokratami. Znamy swoją wartość. Nie potrzebujemy więc dodatkowo  udowadniać swojej siły poprzez pomiatanie innymi. Ty jesteś ponad to Draco....- kobieta z miłością dotknęła policzka ukochanego syna.
- Brzmi to tak, jakbyś się o nią troszczyła- warknął Dracon, pozwalając cierpliwie matce na tę czułość.
- Oczywiście, że się o nią troszczę! Kochanie, dla mnie ta dziewczynka to biedne, skrzywdzone przez wojnę dziecko...
- Wszyscy jesteśmy skrzywdzeni przez wojnę – przypomniał chłopak, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo zdziwiła go deklaracja matki.
- Tak, ale my mamy siebie. Ona jest zupełnie sama- wyszeptała zrozpaczona Narcyza. Czuła w tej chwili niesamowitą bezsilność- bezsilność spowodowana faktem, iż jej najdroższe dziecko nie potrafi zrozumieć tego, co starała się mu przekazać.
- Jest SZLAMĄ mamo!
- Wiem. Jednakż to nie ma nic do rzeczy teraz, kiedy trwa tak okrutna wojna! Draco, nie wymagam od ciebie byś ją polubił. Po prostu daj jej spokojnie wykonywać jej pracę. Najlepiej zupełnie ją ignoruj... – kobieta wzięła głęboki wdech. - Pamiętaj synu- miarą wartości człowieka jest jego serce i to, jak traktuje osoby, które są znacznie niżej w hierarchii społecznej od niego. Spójrz, bogactwo, ten dom... wszystko może pewnego dnia przeminć... Przyjdzie pożar, wyrzucą  tatę z pracy, padniemy ofiarami oszustwa... Wtedy pozostaną tylko najważniejsze wartości.
To mówiąc, złożyła delikatny pocałunek na czole syna, po czym opuściła pokój, nie dając swemu dziecku szansy na odpowiedź. Dopiero, gdy zamknęła drzwi, pozwoliła dwóm łzom spłynąć po delikatnym policzku.

*********

Jak w większość piątków, w domu Malfoyów odbywała się uroczysta kolacja dla przyjaciół rodziny. Goyle z żoną, Nott i Yaxley siedzieli przy suto zastawionym stole, pozwalając sobie niekiedy na trochę zbyt swawolne zachowanie, zważywszy na fakt, iż Lucjusz pełnił funkcję ich zwierzchnika.
Nawet najuważniejszy obserwator nie powiedziałby, że gospodarzy przyjęcia  powoli nużą prymitywne żarty i rozmowy gości. W najgorszej sytuacji był chyba Dracon, przez wzgląd na sporą różnicę wieku dzielącą go od pozostałych praktycznie przez cały wieczór nie odzywał się, tylko wodził znudzonym wzrokiem po tak dobrze znanym wnętrzu salonu.
Hermiona usługiwała przy stole, starając się pozostać jak najbardziej niewidoczna, ignorując kpiące, poniżające docinki gości odnośnie jej osoby. Narcyza i Lucjusz kwitowali każdy z nich ignoranckim uśmiechem lub skinięciem głowy, zaś Draco, jak to Draco- parskał śmiechem przy co bardziej upokarzających komentarzach, nie żałując przy tym pozwolić sobie sam na jakąś kąśliwą uwagę względem Gryfonki.
Hermiona czuła, jak cały jej honor i poczucie własnej wartości są deptane przez konieczność kłaniania się i usługiwania ludziom, traktującym ją gorzej niż śmiecia. Naprawdę, za wszelką cenę pragnęła móc załorzyć pelerynę niewidkę lub chociaż na małą chwilkę znaleźć się sama ze swoimi uczuciami.
Nagle kolana Hermiony się ugięły, a ziemia wyślizgnęła się spod jej stóp. Dziewczyna z przerażeniem zdała sobie sprawę z tego, co ma miejsce- jak na zwolnionym filmie widziała zbliżającą się nieuchronnie ziemię.
W następnej chwili leżała już zaraz pod fotelem Narcyzy, a puste talerze, które niosła z głośnym brzdękiem uderzyły o podłogę, rozbijając się i raniąc dłonie dziewczyny.
Rozległy się prychnięcia i głosy oburzenia. Widocznie dla biesiadników taka sytuacja była nie do przyjęcia.
Z uciechą spojrzeli na pana domu, czekając na upragnioną karę, jaką wymierzy on dziewczynie.
Pożałowania godne spojrzenia bolały zaś Hermionę bardziej, niż najsilniejsze ciosy.
Lucjusz z wyraźnie złowieszczą miną zwrócił swe wściekłe oczy na przerażoną Gryfonkę.
- Nie pozwolę na to, by takie szlamowate ścierwo rujnowało moją własność- wysyczał, a Nott zachichotał.
Gryfonka tymczasem wciąż leżała na ziemi, spodziewając się zasłużonych ciosów ozdobną laską arystokraty. Lucjusz miał najwyraźniej inne plany, bo zamaszyście podniósł się z krzesła.
- Za mną- warknął, nawet nie patrząc na dziewczynę.
Spróbowała się podnieść, jednak krwawiące dłonie sprawiły, że ponownie padła na podłogę.
„Music i się udać.... No, dalej- potrafisz!“ – zaklinała się w duchu, mocno zaciskając oczy.
Czuła na sobie wzrok wszystkich zebranych przy stole, wiedziała, że nie ma wyboru.
Nieznanym sobie wysiłkiem zdołała podnieść się na nogi, po czym skłoniła się głęboko przed Narcyzą i Draconem, wyszeptując przeprosiny, a następnie pospiesznie podążyła w stronę czekającego na nią Lucjusza.
Mężczyzna bez słowa poprowadził ją korytarzem do małego pomieszczenia. Zamknął drzwi silnym zaklęciem i dopiero wtedy ponownie spojrzał na skruszoną dziewczynę.
- Pokaż ręce- mruknął, lustrując dokładnie każdy centymetr stojącej przed nim istoty.
Jego słowa dopiero po kilku sekundach dotarły do Hermiony, wprawiając ją w niemałe zdumienie.
Szkło tak niefortunnie ją zraniło, że teraz już cała skóra dłoni pokryta była przez wypływającą ze skaleczeń, rubinową krew.
Pan Malfoy uniósł nieznacznie brwi, wyciągnął z kieszeni eleganckiej szaty jedwabną chusteczkę, po czym ujął pokaleczone ręce Gryfonki.
- Udawaj- syknął do niej, gdy ukończył dzieło.
Chusteczka zabarwiła się w całości na czerwono i aż raziła po oczach intensywnością swej barwy. Hermiona była zbyt zaskoczona, by cokolwiek powiedzieć, zanalizowała jednak polecenie Malfoya i wydała z siebie rozpaczliwy wrzask w momencie, gdy mężczyzna uderzył laską o podłogę.
Czynność powtórzyli kilka razy, aż w końcu Lucjusz skinął głową. Po krótkim zastanowieniu, wyciągnął rękę w kierunku Hermiony i poczochrał jej włosy, a następnie podszedł do kominka, nabrał trochę sadzy na palce, po czym przejechał nimi po zaróżowionych policzkach dziewczyny.
Przyjrzał się swemu dziełu krytycznie i wreszcie pozwolił ustom uformować się w lekki uśmiech.
- Myślę Hermiono, że obydwoje jesteśmy bardzo dobrymi aktorami- podsumował cicho.

************

Dracon od chwili pamiętnej rozmowy z matką nie mógł się pozbyć natrętnych myśli o szlamie i całej sytuacji, która ich spotkała. Ukradkiem przyglądał się dziewczynie jak sprząta i pracuje. Widział smutek, odbijający się w jej oczach, ale z reguły nie potrafił się tym przejmować. To tylko i wyłącznie głupia, przemądrzała mugolaczka. Ma za swoje!
Postawa rodziców względem małej służącej działała mu na nerwy bardziej, niż mógł się spodziewać. Co takiego miała w sobie ta szlama, że Lucjusz i Narcyza nie odnosili się do niej z tak chłodną obojętnością, jak to mieli w zwyczaju.
Była pracowita, posłuszna i grzeczna- to fakt. Wiedział też, że jest mądra i inteligentna, ale na litość Boską- wciąż pozostawała szlamą!  Jej rodzice byli Mugolami, co automatycznie ją przekreślało! Czyżby państwo Malfoy o tym zapomnieli?
Piątkowy epizod wyprowadził go z równowagi w zupełności. Kiedy Granger potknęła się, tłukąc najlepszą zastawę stołową było nawet zabawnie, wciąż jednak nie mógł znieść tej podłej dwulicowości rodziców.
Matka strzeliła mu moralizujący wykład o tym, że „och i ach- niewolno bić szlamy“, tymczasem ojciec w widocznie brutalny sposób ukarał jej niezdarność. Nie, żeby on, Dracon miał coś przeciwko- żądał jednak, aby traktowano go poważnie!
W przypływie goryczy wyrzucił to matce tego wieczora. W odpowiedzi spojrzała na niego smutnymi, niebieskimi oczami i zmierzwiła mu blond czuprynę.
- Synku, czy ty naprawdę uważasz, że twój ojciec jest takim potworem? – zapytała cicho.
            Wtedy Dracon zrozumiał. Zrozumiał i mimo całego zdumienia, w jakie wprawił go postępek ojca, czuł coś na kształt podziwu- głównie za kreatywność.
Hermiona natomiast uśmiechała się do niego przy każdej możliwej okazji, czym wprawiała młodego arystokratę w coraz większą konfuzję.


************

- Po co to polerujesz? Przecież było czyste! – zagadnął Dracon, wchodząc do pomieszczenia, w którym Hermiona przecierała każde z trofeów myśliwskich, będące pamiątką po przodkach rodu.
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
- Pani Narcyza przed wyjściem prosiła mnie, bym doprowadziła tę salę do porządku- odparła spokojnie.
Cholera! Czy ona naprawdę jest tak denerwująco grzeczna, że nawet ich rozkazy musi „ugłaskiwać“  ? Nie umie nazywać rzeczy po imieniu?
- Cokolwiek zleciła ci zrobić moja matka, na pewno nie była to prosba- oświecił ją w końcu.
- Możliwe – rzek- Ale robię to, bo tego potrzebuje, nie zaś z obawy przed karą.
- Bo ty jesteś dziwna.
- Każdy jest.
No tak, nie byłaby sobą, małą Wiem-To-Wszystko, gdyby nie powiedziała czegoś podobnego.
- Musisz mieć gotową odpowiedź na wszystko?
- Przepraszam.
- Dlaczego już nie zwracasz się do mnie „paniczu“? – zaczepił, wielce ciekawy, co takiego odpowie. Spojrzała na niego uważnie.
- A powinnam? – zapytała spokojnie.
- No, na to wygląda. – wzruszył ramionami. Szczerze, to w tej chwili jakoś nie zależało mu na tym, by Hermiona go tytułowała. Zabawne- jego mama okazała się mieć rację. Pozatym sam przed sobę musiał przyznać, że nawet miło było prowadzić tę dziwną, krótką rozmowę.
- Przepraszam- uśmiechnęła się słodko.
- Granger!
- Przepraszam, PANICZU- poprawiła dziewczyna, akcentując ostatnie słowo.
- Od razu lepiej! – wyszczerzył zęby.
- Cieszę się, że cię uszczęśliwiłam.
To już była przesada.
- Wcale nie! - zaperzył się.
Na Hermionie jego wzburzenie zdawało się nie zrobić żadnego wrażenia. Obojętnie machnęła ręką.
- To tylko kwestia czasu- oświadczyła niby nigdy nic.
Dracon zacisnął zęby. Już chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę, gdy Hermiona lekko uniosła głowę i w oczy rzuciły mu się fioletowe kręgi pod oczami dziewczyny. W kontraście z bladą cerą wyglądały jeszcze bardziej przerażająco. Dziwne, ale ten widok wzbudził w nim dziwne ukłucie.
„To z troski o pamiątkę rodową“ – próbował sobie wmawiać. – „Gdyby się przewróciła, zniszczyłaby trofea...“
Nie był jednak na tyle ułomny, by uwierzyć w to żałosne oszustwo, które jego mózg naprędce mu podsunął. Z przerażeniem więc stwierdził fakt, iż właśnie teraz on, arystokrata Dracon Malfoy najzwyczajniej w świecie martwił się o nią- szlamę Hermionę Granger. Nabrał powietrza w płuca.
- Idź spać- polecił, siląc się na obojętny ton.
Hermiona spojrzała na niego podejrzliwie. Nie wyglądał, jakby żartował.
- Nie mogę- oświadczyła w końcu.
No oczywiście, gdzieżby śmiał przypuszczać, że Hermiona Granger wykona jego polecenie bez dyskusji.
- Bzdura- stwierdził dobitnie. - Za chwilę tutaj mi zaśniesz.
- Ale... – zaczęła, ale Ślizgon uniósł rękę.
- Granger, ja też mogę ci rozkazywać, zapomniałaś? – był dumny ze strategiii, jaką obrał. Przy odrobinie szczęścia powinna pokonać wszystkie argumenty Hermiony. - Więc chcę, byś poszła do łóżka... Nie martw się- dodał po chwili namysłu. - Mama nie będzie zła. Znam ją trochę dłużej- porozumiewawczo mrugnął do dziewczyny.
            Więc zostało postanowione. Hermiona dopiero przy drzwiach odwróciła się do Dracona, który wciąż stał zamyślony w pomieszczeniu.
- Dzięki, paniczu- wyszeptała.
Wtedy po raz pierwszy się do siebie uśmiechnęli.

*************

Zaklęcie powaliło ją na ziemię niespodziewanie. Najpierw nie wiedziała co się dzieje, potem poczuła, jak obie ręce wyginają jej się do tyłu, za głowę.
- Ślicznotka z ciebie- rozległ się przeraźliwy, mrożący krew w żyłach głos. Gryfonka wiedziała już, do kogo należy. Najczęstszy gość  Malfoy Mannor- Goyle. Ku szczeremu niezadowoleniu Lucjusza i Narcyzy- czasem prawie mieszkaniec.
Mężczyzna przyjrzał się dokładnie leżącej dziewczynie, zupełnie tak, jakby przeglądał towar w sklepie, a potem uklęknął przy niej i przygwoździł jej gardło do podłogi.
- Lucjusz jest tak cholernie porządny, że za nic nie zdradzi swojej Narcyzy- warknął, chchając na dziewczynę cuchnącym oddechem. – A szkoda, żeby takie ciałko się marnowało... Oj, szkoda...
Hermiona chciała krzyczeć, ale nie mogła.
- Brudna, szlamowata dziwka! – wysyczał Goyle, prosto do jej ucha. – Myślisz, że skoro Malfoyowie wzięli cię na niewolnicę, to do czegokolwiek się nadajesz? Suka! – splunął jej prosto w twarz, a jego zepsute zęby ukazały się w obrzydliwym, rubasznym uśmiechu. – Ładna suka- szepnął.
Hermiona czuła, jak spocone łapy mężczyzny wsuwają się pod jej spódniczkę.
Nieme cierpienie zawitało do przerażonych, brązowych oczu dziewczyny, co wywołało w Śmierciożercy dziką radość i podniecenie.
- Lubisz takie zabawy, szlamo? – zakpił okrutnie, rozpinając sobie rozporek.
Jego tłusta dłoń nadal podduszała dziewczynę , a wyciągniete do góry ręce Hermiony wciąż tkwiły nieruchomo na zimnym kamieniu, porażone siłą zaklęcia.
Naraz dziewczyna poczuła przeraźliwy, rozrywający ból między udami. Po twarzy zaczęły płynąć jej łzy bezradności, na dodatek czuła, jak powoli zaczyna tracić przytomność z braku powietrza, spowodowanym po trochu łapą oprawcy, zaciśniętą na jej szyi, po trochu spazmatycznym łkaniem, przeraźliwym strachem i porażającym bólem.
Zbrukana, zrozpaczona i bezbronna wyrywała się bezskutecznie, niczego tak bardzo nie pragnąc jak śmierci. Nie mogło istnieć nic gorszego niż TO. Agonia, rozrywanie, niemoc. Ciekawe, najwięcej cierpienia można zadać nie używając do tego nic. Wystarcyła sama okrutność.
I kiedy już Hermiona czuła, że zaczyna tracić przytomność, niespodziewanie Goyle rozluźnił uścisk. W następnej chwili usłyszała wwiercający się w uszy wrzask i poczuła szarpnięcie.
Ostatkami świadomości odnotowała postać Dracona, który rzucił się na mężczyznę i z dzikim wyrazem twarzy okładał go pięściami gdzie popadło, wrzeszcząc na niego coś niezrozumiale. Chłopak był jakby w amoku, w takim stanie dziewczyna jeszcze nigdy go nie widziała. Goyle próbował bronić się przed niespodziewanym atakiem, przez co chwilowo stracił swe zainteresowanie biedną Hermioną. Ślizgon zaś z całej siły uderzał mężczyznę, zręcznie unikając kontrataku. Liczyło się tylko to, aby zabić.
Naraz ponownie rozległ się przeraźliwy, tubalny dźwięk.
- CRUCIATUS! – ryknął Lucjusz Malfoy, celując różdżką w postać Śmierciożercy.
Rażony siłą zaklęcia mężczyzna natychmiast padł na ziemię, a jego wrzaski odbijały się echem od bogato zdobionych ścian. Z sadystyczną perwersją arystokrata trzymał Goyla pod zaklęciem, a w jego oczach kryła się żądza mordu.
Draco wykorzystał okazję i w dwóch susach przypadł do Hermiony. Padł na kolana, jednym, zręcznym ruchem zdejmując z siebie płaszcz i nakrywając nim Gryfonkę. Nie zdążył jednak uczynić nic więcej, gdyż w tej sekundzie zaalarmowana zamieszaniem Narcyza pojawiła się w korytarzu. Wystarczyło jej jedno szybkie spojrzenie, by poznać bieg wydarzeń. Kobieta wydała z siebie rozpaczliwy jęk i w mgnieniu oka znalazła się przy Hermionie, jeszcze w biegu zdejmując z niej zaklęcia..
W jej oczach dziewczyna dostrzegła autentyczne łzy rozpaczy, ręce jej się trzęsły, a na twarzy malowało się śmiertelne przerażenie.
- Boże... dziecinko! – wyszeptała, biorąc szlochającą dziewczynę w objęcia. Przez chwilę Hermiona słyszała tylko wrzaski agonii mężczyzny, który ją tak strasznie skrzywdził.
- Zaraz położysz się i odpoczniesz! – kontynuowała pani Malfoy pewnym, smutnym głosem. - Zajmiemy się nim, nie martw się. Więcej stopa tego człowieka nie postanie w Malfoy Mannor. Nikt cię więcej nie skrzywdzi, moja droga! – to mówiąc, kobieta podniosła Hermionę z ziemi i pomogła jej dojść do pokoju, po czym położyła ją na łóżku i otuliła miękką kołdrą.
- Ja.... Ja dziękuję, pani- wyszeptała Gryfonka, wciąż w szoku po tym, co się przed chwilą wydarzyło. Wodziła przerażonymi oczami po pomieszczeniu, mimowolnie drżąc z emocji.
Arystokratka skinęła tylko głową.
- Wiem że to trudne, ale postaraj się zrelaksować, kochanie - poradziła smutno. – Najlepiej by było, gdyby udało ci się zasnąć...
Narcyza usiadła przy przerażonej Hermionie i jakby nigdy nic zaczęła głaskać ją po głowie, delikatnie nawijając sobie na palec kasztanowe kosmyki i szeptając uspokajające słowa.
Gryfonka była tak zaskoczona, że przez chwilę myślała że już śni..
To było...niesłychane! Naraz jednak ogarnął ją dziwny, błogi spokój.
Poczuła się jak za dawnych lat, kiedy znajdywała pocieszenie w ramionach matki. Teraz zaś znowu znalazła się w rozpaczliwej sytuacji, będąc zupełnie sama na świecie. Tymczasem Narcyza Malfoy potraktowała ją tak, jak ukochana rodzicielka.
Łagodny głos pocieszenia arystokratki, jej kojące, delikatne pieszczoty, a przede wszystkim niezwykła troska płynąca z całej jej osoby podziałał jak najlepsze lekarstwo. Gryfonka na nowo poczuła, że komuś na niej zależy, że ktoś o nią dba i nie jest mu zupełnie obojętna.
Na jej zmęczonej twarzy zaczął malować się cień spokoju. Spokojne słowa zaczęły działać jak kołysanka. Trauma, wypełniająca ją całą mieszała się z miłym uczuciem, jakie budziła w niej delikatna czułość, okazanie zainteresowania i współczucia.. Czasem każdy tego potrzebuje.
Godziny, minuty, lata, twarze, miejsca, wydarzenia. Wszystko to zaczęł się zlewać w bezkształtną, pustą przestrzeń. Niesamowity spokój ogarnął każdą komórkę jej ciała-przynajmniej na chwilę. Było jej tak dobrze, tak bardzo, bardzo dobrze...Ostatnią rzeczą, jaką odnowwała, był blondwłosy cień, stający obok kobiety, która ją głaskała.
Potem zapadła w sen.

**************

- Ojciec nie pozwolił mi go zabić- wyszeptał wściekły Dracon- Wolał to zrobić sam...
Narcyza spojrzała na niego smutno.
- Ten człowiek w pełni zasługiwał na śmierć- oświadczyła stanowczo. – Jednak...ojciec nie chce, byś stał się mordercą. To...
- Dla mnie za to co zrobił nie był człowiekiem- Draco musiał używać nadludzkiego wysiłku, by nie zacząć wrzeszczeć. Takiej nienawiści nie czuł jeszcze nigdy, w całym swoim życiu. – Śmierdzące, gówniane ścierwo! Jak.... Jak można... - w jego oczach ponownie pojawiły się łzy na widok uśpionej twarzy Hermiony.
Teraz wyglądała jeszcze bardziej bezbronnie, bezsilnie i niewinnie. Po raz kolejny poczuł obrzydzenie wobec samego siebie. To za przyczyną jego słów, jego czynów to małe, słodkie stworzenie również cierpiało. Dlaczego był takim ślepym kretynem? Idiotą. Tyranem. Obrzydzenie do samego siebie ogarnęło go całkowicie. Westchnął i spojrzał smutno na rodzicielkę.
Narcyza wciąż gładziła włosy Hermiony delikatnymi ruchami, ale jej twarz była dużo spokojniejsza.
- Potrzebuje dużo odpoczynku- wyszeptała kobieta. – Dobrze, że śpi. Biedactwo.
- Ty też się połóż, mamo- westchnął Dracon, zdając sobie  sprawę, iż jest środek nocy. – Posiedzę przy niej.
W normalnych warunkach pani Malfoy by zaprotestowała. Ale ta chwila była magiczna. Więź pomiędzy Ślizgonem, a śpiącą Gryfonką pojawiła się z nikąd i naraz stała się wyczuwalna wszekimi możliwymi zmysłami. Kobieta więc przystała na propozycję syna. Złożyła na policzku jego a potem Hermiony delikatny pocałunek, potem zaś zostawiła  Dracona sam na sam z jego myślami oraz żywym, prywatnym cudem świata, kołyszącym się póki co w objęciach Morfeusza.

***********

Dracon całą noc nie zmróżył oka nawet na sekundę. Z bijącym sercem obserwował Hermionę i modlił się, aby wszystko było odtąd w jak najlepszym porządku.
Niestety, nie został wysłuchany. Około czwartej nad ranem, dziewczyna zaczęła szamotać sięi krzyczeć przez sen.
Zaalarmowany chłopak skoczył na równe nogi i przez dobre parę minut starał się ją obudzić. Gdy się w końcu udało, Hermiona przylgnęła do niego całą sobą, zanosząc się spazmatycznym płaczem.
  - Hermionko, biedactwo! Już dobrze, skarbie...  – powtarzał Dracon, gładząc włosy dziewczyny.
Ale ona czuła się taka brudna, mała i bezsilna. Wrócił koszmar sprzed zaledwie paru godzin, a wszelkie odczucia zdawały się przybrać na sile. Ponownie zaczynało brakować jej powietrza, tym razem od rozpaczliwego łkania.
Nie nadaje się do niczego. Jest niczym. Zawsze będzie niczym.
Odnotowała, że osoba, pocieszająca ją to Ślizgon, chciała nawet coś powiedzieć. Była jednak tak bardzo, bardzo słaba.
Obrazy wirowały jej w głowie, psychodeliczne filmy zmieniały się przed oczami jak w śmiertelnym kalejdoskopie. Ktoś coś wołał, gdzieś ją ciągnął.  Szaleńczy taniec, danse macabre wciągał ją w śmiertelny wir.
Musi pracować, musi się obudzić...
Poczuła, jak coś szarpał jej serce.
Nie, zostawcie! Ja muszę wstać!
Mamo, to ty! Tato?
Harry. Ron. Oprawca.
Czarny, czerwony, niebieski. Nieznośny ból w głowie. Huk muzyki, uderzeń i pisków.
Kakofonia diabelskich dźwięków, a ona nie może się ruszyć.
Demony, śmierć, krzyki. Piekło, żywy ogień. Zalewająca płuca woda.
Wiatr porywający ją do lotu.
Płomienie dosięgały każdy skrawek jej ciała.
Poczuła, że spada w ciemność.

*********

Chłodna dłoń Narcyzy dotykała czoła Hermiony..
- Jest rozpalona- wyszeptała przerażona kobieta. – Musimy wezwać lekarza, ale... - urwała na chwilę.- to... to zbyt niebezpieczne. Jeśli ktoś dowie się, że ją dobrze traktujemy, znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie!
- Nie mamy innego wyboru, Cyziu! – syknął zdenerwowany Lucjusz, wpatrując się w swojego syna, który z niespotykaną determinacją wymalowaną na twarzy wciąż trzymał w ramionach Gryfonkę. - Souley to rodowy medyk Malfoyów. Nie zdradzi nas nikomu.
- Pozatym obowiązuje go wszak przysięga Hipokratesa!- przypomniał rozsądnie Dracon.
- I to do niego zwracaliśmy się o każdej porze dnia i nocy kiedy Dracon w dzieciństwie tyle chorował – - wyszeptała Narcyza, bardziej, by przekonać siebie niż swoją rodzinę.
- Myślę, ze możemy mu ufać... Pójdę wysłać wiadomość. Niech przyjeżdza jak najszybciej!- podjął Lucjusz i nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, nie było go w pomieszczeniu.
Syn z matką spojrzeli na siebie bezradni.
- Musi być dobrze- dodała otuchy Narcyza, ale jej głos nie zabrzmiał zbyt przekonująco.
Dracon zacisnął powieki i mocniej przytulił Hermionę.
Przez chwilę żadne z nich nie mówiło. Narcyza wpatrywała się ze zmartwieniem w dziewczynę, aż dostrzegła, że powieki zaczynają jej drgać. Dziewczyna minimalnie poruszyła się, a jej wargi uformowały krótkie pytanie.
- Co się dzieje?
Dracon delikatnie obrócił twarz Gryfonki- tak, że teraz ich oczy znajdowały się na jednym poziomie.
- Masz gorączkę. Lekarz już jest w drodze. Nie martw się, odpoczywaj- wyszeptał z czułością. Hermiona jakby go nie zrozumiała.
- Ja już wstaję- wychrypiała. – Zabieram się do pracy i...
Zrobiła delikatny ruch ręką tak, jakby rzeczywiście chciała się podnieść. Narcyza jednak stanowczo ją powstrzymała.
- O nie, Hermiono- oświadczyła władczo. – Nie będziesz sprzątać. Teraz ty jesteś najważniejsza i jedynym twoim obowiązkiem jest odpoczywać i wracać do zdrowia. To również jest rozkaz, moja droga.

PIĘĆ TYGODNI PÓŹNIEJ

- Hermiona?
- Dracon! Chciałbyś, bym coś zrobiła? – Hermiona uśmiechnęła się znad regału, który sprzątała.
Chłopak uśmiechnął się do niej, zbliżył się i wyjął jej szmatkę z ręki.
- Nie...Słuchaj, właśnie robią zdjęcie rodzinne.
Spojrzała na niego ciekawie.
- W takim razie powinieneś być nie tutaj a w salonie...
- Och, no tak! Ale rodzice mnie poprosili, bym po ciebie przyszedł. I w ogóle... – urwał, odgarnął kosmyk kasztanowych włosów i spojrzał głęboko w ciepłe, bursztynowe oczy. - Ja też sobie nie wyobrażam innej opcji.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówiła.
- Draconie. To bardzo, bardzo szlachetne ze strony państwa ale... Ja nie należę... – zaczęła w końcu, lecz Ślizgon położył jej palec na ustach.
- Jesteś częścią rodziny! - oświadczył stanowczo, po czym odetchnął głęboko. – Hermiono, moi rodzice od początku cię uwielbiają. Dzięki tobie przekonali się, że porysowane ramię nie determinuje cię jako człowieka i...i nawet oni mogą zrobić coś dobrego...
- Ale... - zaczęła nieśmiało.
- A mnie – Dracon podniósł głos, nie dając Hermionie dojść do słowa. – Mnie nauczyłaś kochać... Sprawiłaś, że chce mi się żyć i... - ujął dziewczynę za rękę – I za to będę ci już zawsze dozgonie wdzięczny. Niczym nie jestem w stanie ci tego wynagrodzić...
Hermiona nie odpowiadała, tylko wpatrywała się w Ślizgona zagadkowo.
W następnej chwili, oboje jakby jednocześnie zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, a ich wargi nieśmiało się zetknęły.
Trwało to z sekundę, może godzinę. Magiczny, cudowny czas i świat należący tylko i wyłącznie do nich.
A gdy wreszcie pojawili się w salonie trzymając się za ręce, wykonano najpiękniejsze rodowe zdjęcie Malfoyów. Ich wspólną, najcenniejszą pamiątkę, która zaledwie po roku   zawisła na honorowym miejscu w ich małżeńskiej sypialni.

20 komentarzy:

  1. Słodkie i cudowne. Fajna miniaturka. Czekam na rozdział.
    Pozdrawiam,
    HH

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna miniaturka.
    Ac, jakie to słodkie.
    Świetne zakończenie.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał. Ta miniaturka jest w tak zupełnie innym klimacie niż opowiadanie. Zaskoczyłaś mnie trochę :p.
    Strasznie dobrze się ją czytało.
    Było parę rozczulających momentów.
    Podobało mi się twoje spojrzenie na rodzinę Malfoyów. Wyszli tacy...kochani.
    Nie wiem czemu, ale słodkie to było jak Draco nazwał Mionę per ,,Hermionko''.
    Genialna miniaturka. Pisz więcej takich.
    Weny,
    hopelessdream

    OdpowiedzUsuń
  4. Super miniaturka :)
    Nie lubię klimatów niewolnica Hermiona , ale ta miniaturka była wspaniała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam tak samo :D Nie lubię, kiedy Hermiona odgrywa rolę niewolnicy, ale... tak mnie coś naszło i stworzyłam takie cuś ;)

      Usuń
  5. genialna miniaturka
    najlepsze w niej jest to, że miłość przychodzi powoli, a nie od razu się kochają, ale boją się o tym powiedzieć komukolwiek,
    a do tego Narcyza i Lucjusz i ich charakter to coś nowego
    ciekawy pomysł, mam nadzieję, że jeszcze jakieś miniaturki napiszesz
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh... Popłakałam się jak to czytałam ... Uwielbiam twoje miniaturki !!!
    Czekam z niecierpliwością na kolejne i na rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa miniaturka. Zarówno smutna(rozbroił mnie fragment z uczuciami Hermiony, kiedy doznała"matczynych" uczuć od Narcyzy) a czasami pozytywna(noc, kiedy Draco chyba zdał sobie w końcu sprawę z uczuć do dziewczyny) czekam na coś nowego i zapraszam na 4 rozdział na narcotic-story :)

    OdpowiedzUsuń
  8. boskie! pierwszy raz spotykam się z pomysłem, że państwo malfoy są tacy... dobrzy :) i bardzo mi się on podoba, myślę, że wyszłaby z tego świetna dłuższa historia, może warto wyeksploatować ten motyw?

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialna miniaturka! Lucjusz i Narcyza z tym swoim szlachetnym charakterem i ta przemiana Draco... Boskie! Jak zwykle pięknie opisane uczucia, i zauważyłam parę małych błędzików, ale teraz już nie pamiętam jakie :)
    Pozdrowionka, wenki
    PM

    OdpowiedzUsuń
  10. Najpiękniejsza miniaturka jaką kiedykolwiek czytałam. Zakochałam się. Urocza wspaniała brak mi słów.
    A tak na marginesie. Nie powinno być Crucio a nie Cruciatus? XD

    Tak w ogóle u mnie pojawił się rozdział 18 ;)

    Pozdrawiam Alexis Nott

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam zaległości, ale za miniaturkę się zabrałam! ;) |
    Świetne, tylko Lucek (xD) taki uczuciowy? I to było dziwne.
    Świetne - powtarzam - świetne.
    Mówiłam, że świetne? C:
    Ściskam,
    Y♥

    OdpowiedzUsuń
  12. pięękneee!!!! Chociaż czemu jak Malfoyowie są tacy dobzi i kochani, Narcyza ją uderzyła?
    A poza tym oddali jej różdżkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no pewnie, że oddali jej różdżkę, zaraz po tym, jak wyzdrowiała:) A czemu Cyzia ją uderzyła? Hmm, szczerze- do końca nie wiem. Ktoś ma jakieś pomysły??

      Usuń
    2. Oj no- się nie znacie! Cyzia uwielbiała Hermi, ale to arystokratka! Musi traktować ją z wyższością.
      Pozatym, jak Cyzia CHCE się czegoś dowiedzieć, to Cyzia się dowie XD

      Usuń
  13. Świetny blog! :)
    Zapraszam do mnie
    www.uratujmarzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Od takiej strony nie znałam Malfoyów.Miniaturka wspaniała jak wszystko co piszesz weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  15. Malfoyowie zawsze kojażyli mi się ze złem, Voldemortem, nienawiśćą do szlam i mugoli, egoizmem i brakiem tolerancji do biedniejszych osób. W tej miniaturce można poznać ich od dobrej strony. Życzę Ci dużo weny do pisania nawet teraz, twoje miniaturki, czyta cała moja klasa, w tym trudnym okresie.
    Pozdrawiam
    Lena Łuczkiewska

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam ten ship!

    PS
    Dramione czy Darmione?

    OdpowiedzUsuń