sobota, 23 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 26



KOCHANE!

Przychodzę z nowym rozdziałem.
Przedtem jednak chciałam bardzo serdecznie podziękować za komentarze pod ostatnimi Nieuchwytnymi :) Szczególnie Tobie, Myszatkowa.
Więc:
Po pierwsze- przepraszam wszystkich za błędy, których było od groma.
Rzeczywiście- zawaliłam z tym na całej lini, nawet nie usprawiedliwiam się tym, że znowu rozdział dodawany był z komórki.

Po drugie- parę słów odnośnie fabuły.

W Nieuchwytnych, jak już pisałam- nie była ważna. Równie dobrze mogłam na początku pierwszej części napisać, że Hermiona przeżyje i wszystko będzie słodko. Nie zrobiłam, tego, bo przecież się domyśliłyście.
Ale nie zawsze chodzi o fabułę.

Czemu nie uśmierciłam Hermiony?
Bo ponieważ miniatutki były sztampowe i oklepane do bólu- chciałam oszczędzić chociaż tego.
W 99,999% książek i filmów w których bohater  choruje- pod koniec umiera. Sama teraz mogłabym podać dziesiątki tytułów. Nie chciałam więc, by tu było tak samo. Mimo że NIEUCHWYTNE były sztampowe do bólu- więc chociaż tu chciałam coś zmienić.
Pozatym... Widzicie, nie zawsze to tak wygląda.
Jak już pisałam- w NIEUCHWYTNYCH sporo było zaczerpniętych informacji z życia, gdzie to wszystko jest cholernie trudne- trudniejsze niż wystukanie miniaturkii wrzucenie przymiotnika „nieuchwytny” w co drugie zdanie- i spodziewanie się ochów i achów nad tą irracjonalą, pustą opowiastką.
Nie zawsze jest tak, że chory zmienia świat i serduszka wszystkich i potem w swej niewinności i ku rozpaczy innych odchodzi z tego świata.
Czasem jest okrótniej, czasem łaskawiej.
Po prostu jak się dorasta w określonym środowisku i tekst lekarza do mamy niedowidzącego pięciolatka z porażeniem mózgowym "dla tego dziecka szkoda okularów"  (stąd postawa magomedyka) przestaje szokować- niestety, pewne rzeczy wyglądają inaczej. Tak więc nie chciałam robić z tego łzawej opowiastki zakończonej pogrzebem i pogodzeniem się Draco z odejściem Hermiony. Takich rzeczy jest za dużo. Znam tylko jedną książkę spośród dziesiątek   która łamie ten schemat- i to tylko książkę (ekranizacja jest zbrodnią przeciw ludzkości- umiera tam kto inny niż w powieści, oczywiście osoba chora- i w rezultacie film jest identyczny jak wszystkie inne).
Drugi powód?
Wyobrażacie sobie w tej miniaturce rodzinę Malfoyów, jakby Hermi odeszła? Bo ja nie. Uważam, że to by zabiło ich wszystkich, mimo że nie traktowali jej jak córki.

Żałuję też,  że wstawiłam część tak szybko- po tym przyszły pomysły na inne sceny. Takie właśnie w klimacie- nie ma w nich akcji, tylko opisy.
A czemu ostatnio była głównie miniaturka? Ano dlatego, że doszły mnie słuchy, że wiele z Was preferuje ją nad opowiadaniem:D
Tak więc chyba nie da się sprawić, aby wszyscy byli w 100% zadowoleni.
Tak samo jak z fragmentem rozmowy z samym sobą Dracona sprzed dwóch rozdziałów... Mimo że według niektórych z Was nie był zbyt udany, w tekstach, które pisałam takie dywagacje cieszyły się pozytywnym odbiorem czytelnika...
Wiecie co? Takie sytuacje uczą nas jednej, bardzo ważnej rzeczy- każdy ma inny gust, inne oczekiwania i preferencje. Jego prawo. Ale powiem Wam, że bardzo, bardzo fajnie, że tak jest! Każda jest wyjątkowa! I najważniejsze jest to, czego TY pragniesz! Zabrzmiało trochę wzniośle- „Każdy inny, wszyscy równi” i tego typu slogany, ale czasami fajnie rzucić lekko żałosnym, acz nie pozbawionym prawdy, utartym schematemJ

No ale cóż,  i tak sądząc po Waszych komentarzach- i tak się podobało,  z czego bardzo się cieszę!
Ufff, to tyle. Teraz zapraszam na rozdział :) Krótki- miał być dłuższy, ale wyjeżdżam. Więc cdn!

ROZDZIAŁ 26

Hermiona rzeczywiście udała się od rau na kolację, myśląc intensywnie o tym, co właśnie się stało.
- Hermiono!
- O! Cześć... – zrobiła miejsce obok siebie przy stole
- Szłaś południowymi schodami?
- Tak- Ginny była wyraźnie zdziwiona. – A dlaczego miałabym nie iść? To najkrótsza droga...
- Ale przecież Filch mył podłogę i... – zaczęła żwawo dziewczyna, jednak widząc zdziwienie na twarzy koleżanki , zapał jej ostygł. – Mokro... Schody wschodnie...Obejście.... – tłumaczyła jeszcze niemrawo, po czym westchnęła cicho. – Ech, nieważne...
Ginny nadal patrzyła na nią z dziwną miną.
- O co chodzi? – drążyła.
- Po prostu...- miotała się Hermiona- ktoś mi mówił, że... żebym ...
- Och, pewnie specjalnie Draco Malfoy powiedział ci taką opowiastkę. Chciał, byś zachwyciła się pięknem golców, gdy będziesz szła schodami południowymi. Żyją tylko w ścianie przy obrazie Nictusa Drugiego... Malfoyowie należą do nielicznych, którzy je dostrzegają! Dracon pewnie chciał cię wtajemniczyć- odezwał się senny głos Luny, która wyrosła przy nich ni z tąd ni z owąd i beztrosko siadła przy stole Gryfonów.
Wlepiła swoje marzycielskie spojrzenie w zaskoczony wzrok Hermiony i Ginny, a następnie uśmiechnęła się do nich.
- Nie wiedziałyście? Przecież zarówno Narcyza jak i Draco noszą na sobie pełno złota i srebra... To dlatego, by golce rozpoznały to, że je widzą!
                Cóż- Luna  niewątpliwie miała rację- Malfoyowi rzeczywiście nosili na sobie sporo złota i srebra- lecz Hermiona posunęłaby się do stwierdzenia, że to nie przez wzgląd na golce, ale poprostu dlatego, iż byli zarozumiałymi snobami, pragnąc w widoczny sposób zaznaczyć swój wysoki status społeczny i niezliczoną liczbę zer na koncie w Banku Gringotta. I prawdę mówiąc- to jej opinię podzielała większość uczniów. Wolała jednak nie wyprowadzać Luny z błędu. Zamiast tego zaciekawił ją inny szczegół.
- Skąd wiesz... – zaczęła, ale Krukonk tylko uśmiechnęła się tajemniczo.
- Och, moja droga Hermiono... Przecież to widać! I w dodatku...
Nie dowiedziała się jednak, po czym jeszcze Luna zorientowała się jaka była prawda, bo w tym momencie Ginny wydała z siebie głuchy odgłos.
- Hermiona? Ty z MALFOYEM?! Przecież... Przecież to podły, zadufany w sobie arystokrata na wyłącznej służbie ciemności i mroku. Rodzinka Samo Zło! Serio! Zło i Mrok raz proszę... I trzask!- Są Malfoyowie! To... – urwała, najwyraźniej nie wiedząc, co jeszcze ma dodać, aby bardziej podkreślić absurdalność zbrodniczej rozmowy Hermiony z pomiotem szatańskim.
- Och, no tak... Coś tam było powiązane z Malfoyami i Voldemortem jako najlepszymi kumplami- zachichotała Hermiona. Uznała, że nie ma co wypierać się swojej rozmowy ze Ślizgonem. – Ale po prostu gadaliśmy. I...
- I  stwierdził, że jak jesteś popularna to ewentualnie można z tobą porozmawiać, mimo że gardzi twoim pochodzeniem? – wyrwało się Ginny.
Przez jedną, krótką nanosekundę zapadło milczenie. Od czasu kłótni rzadko kiedy poruszali drażliwą kwestię osoby Hermiony. Jednakże nie sposób było nie przyznać Ginny racji. Rzeczywiście- tak to wyglądało.
Hermiona poczuła ukłucie- za wszelką cenę chciała, by przyjaciółka się myliła, alewiedziała, że to niemożliwe.
Już chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie zjawiła się Violetka, a wraz z nim Harry i Ron.
- Umieram z głodu! – jęknął Ronald, jeszcze przed tym, jak spoczęciem na miejsce nakładając sobie smażoną wołowinę.
Widziała, jak Ginny przewróciła oczami i mrugnęła do Harrego w milczącym porozumieniu godząc się z obżarstwem brata, następnie dostrzegła, że Violetka kwituje je serdecznym śmiechem i z uwagą przyjmuje przypuszczeni Luny, jakoy honuroki rzuciły na Ronalda urok dertoskowy za czasów maleńkości i to wydarzeniespowodowało wieczne uczucie głodu.
I pomyślała, że jakikolwiek cel przyświecał Malfoyowi- ona nie zamierza się tym przejmować.
Dopóki miała przyjaciół... Szczerych i oddanych...
Wiedziała jednak, że myśląc tak oszukuje sama siebie- a każdy cień podejrzeń kierowanych przeciwko Violetce stanowił malutkie ukłucie, które nie pozwalało jej czerpać pełnię radości z tego czasu, dzielonego ze znajomymi- jak to było do tej pory. Zapragnęła nagle bardzo, bardzo zapomnieć o podejrzeniach. Jeszcze bardziej znienawidziła Narcyzę za to, że na jej lekcjach poznali mutatipsumy- chociaż przecież niewiedza niczego by nie zmieniła, a nawet- jeszczr bardziej pogorszyłaby sprawę.
Z drugiej strony- mgliste domysły nie przesądzały jednoznacznie sprawy. Hermiona za wszelką cenę pragnęła się mylić. Ale...
Z drugiej strony- jakie miała dowody, negujące naturę Violet?
Nic, nic, czym mogłaby jednoznacznie  podważyć szczerość koleżanki. Tak więc czym się przejmowała?
Rozsądne argumenty nie przemawiały jednak do niej- mimo że naprawdę, naprawdę pragnęła się przekonać.
I wtedy po raz pierwszy pomyślała, że mogłaby zasięgnąć opini kogoś innego.
Kogoś kto  jej nie wyśmieje i zrozumie jej obawy. Z drugiej strony jednak dobrze by było, gdyby osoba ta była w miarę neutralna- tak, by jej opinia nie była wykreowana przez podświadomą sympatię tudzież antypatię.
Pytanie tylko- czy znała kogoś takiego....

*************

- Panno Granger? Cóż pani wyprawia o tak późnej porze? – zagadnęła ni stąd ni z owąd profesor Ingrid Couvert.
Hermiona drgnęła wyrwana z amoku. Nauczycielka w czerwonej, nocnej szacie stała przy wejściu do Pokoju Wspólnego i z założonymi rękoma patrzyła na uczenicę.
- Och, pani profesor! – Hermiona widocznie zarumieniła się. – Jakoś nie mogłam spać i...
- Och, doprawdy? Przecież z tego co mi wiadomo pogodziła się już z panem Potterem i panem Wesleyem, a także jego siostrą. Do tego panienka Souley... również wydaje się być z tobą mocno zakolegowana...
- Och, tak! -  odparła szybko Hermiona, starając się ukryć dziwne ukłucie na wspomnienie Violetki. – Po prostu.... Myślę o tym, co... co się działo na szlabanie- wymyśiła szybko, samej sobie wyrzucając, jak głupie wytłumaczenie znalazła.
Ku jej zdumieniu, Ingrid uśmiechnęła się wyrozumiale.
- Ach, szlaban z profesor Narcyzą Malfoy... Swoją drogą- zasłużony.
- Tak, pani profesor. Zasłużony- przyznała.
Oczywiście, nie mogła poskarżyć się na czym polegała kara. Ingrid w swojej dobroci i poczuciu sprawiedliwości na pewno zareagowałaby na jej przebieg. A Hermiona nigdy nie zniosłaby tego, by pani Malfoy odczuła to, że poczuła się na tyle urażona, by poskarżyć się innemu nauczycielowi. Dałaby tym wyraz swojej frustracji, a przez to Narcyzie poczucie zwycięstwa.
- No cóż, rozmawiałyśmy już o tym. Powinaś się pilnować- podsumowała Couvert.
- Wiem, pani profesor. Szlaban się już skończył, a ja postaram się nie zdobyć nowego- trochę zapóźno zorientowała się, że być może jest zbyt zuchwała w rozmowie z nauczycielką.
Ingrid jednak tylko się zaśmiała i skinęła głową.
- Och, bardzo mnie to cieszy, panno Granger. Profesor Malfoy skarżyła się na twoją bezczelność już nie raz. Wielce rada bym była, gdybyś wreszcie nie dawała jej powodów do bycia niezadowoloną.
Hermiona nerwowo przytaknęła, czując rosnącą złość. No tak, Narcyza teraz mogła o wiele więcej. Ona musiała się podporządkować. Strach jednak pomyśleć, co pani Malfoy by jej zrobiła słysząc dzisiejszą rozmowę z Draco!
Z pewnością był to kolejny powód, który Hermiona dałaby  jej do bycia niezadowoloną. Poprawa relacji z ukochanym synkiem- nawet gdy owo polepszenie- czego Hermiona była pewna- było tylko chwilowe. Nazajutrz z pewnością ponownie nasłucha się ze strony Draco jaką to jest szlamą, idiotką i nikomu niepotrzebną, małą ignorantką. Że nie powinna się urodzić, chociaż przecież on nigdy nie powiedział tego, że życzy jej śmierci.
Westchnęła. Ślizgon zachowywał się czasem bardzo, bardzo dziwnie.
- Postaram się, pani profesor- powiedziała w końcu, zdając sobie na powrót sprawę z obecności nauczycielki.
- Cieszy mnie fakt nauki, którą wyciągnęłaś z poprzedniego szlabanu, tego który jeszcze odbywałaś razem z panem Draconem- odezwała się. – Jak również informacji, których udzielałaś na temat świat mugolskiego. Z pewnością są one... zaskakujące. No, ale nie powinnam zdradzać ci zbyt wiele z naszych rozmów z Narcyzą. Powiem więc, że mimo iż profesor Malfoy narzekała na wasze zainteresowanie wszystkim, tylko nie sprzątaniem klasy brony przed czarną magią... Lecz cóż- w efekcike końcowym  była nawet ukontentowana. Cóż... To by było na tyle. Idź spać, panno Granger. Dobranoc!
Hermiona pożegnała się grzecznie i po chwili na powrót została sama. Szczerze powiedziawszy- cała sytuacja ją zdziwiła.  Nie zdarzało się często, by nauczyciel prowadził z uczniem TAKĄ rozmowę. No, chyba że mowa była o Harrym i Dumbledorze, albo Lupinie. Ale to zupełnie inna kwestia. Chociaż z drugiej strony...
Profesor Couvert miała wsobie coś niezwykłego, co sprawiało, że z całej jej osoby bił niesamowity... Ciężko było nawet to określić.
Wzbudzała szacunek i sympatię. Rozumiała, nie wywyższała się- mimo że była profesorem- traktowała uczniów... po partnersku. A przy tym była surowa i wymagająca.
Strata profesor Mcgonagall była niewątpliwie niefortunnym wydarzeniem – wszak spełniała ona rolę nauczycielki transmutacji i opiekunki Gryffindoru od lat. Jednak gdy tak być musiało...Ingrid Couvert stanowiła idealną następczynię.

4 komentarze:

  1. jest i kolejny rozdział... dawno nie było żadnego i się za Twoim opowiadaniem stęskniłam.
    Szkoda, że bez Draco, ale za to profesorka jest i Ginny i genialna Luna
    zastępstwo jest świetnym pomysłem, ale trzeba się przyzwyczaić

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co ci powiem? Za długa przerwą była między rozfxialami a minaiturkami . Straciłam worek o co tu chodzi. Szkoda... mam nadzieję ze jak dz dodawala rozdział to nie w tak długim odstępie czasu :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku ! <33 Tego mi trzeba było ! <3 Cudooo !!!!! <3
    Komicznie po prostu, szkoda, że nie zawiadomiłaś mnie o nim w swoim komentarzu, byłabym wcześniej :(. Ale myślę, że rozumiesz, że teraz zaczyna się rok szkolny i istne urwanie głowy ech :( Cieszę się naprawdę, aaa <3 Ok, dobra, dziś na krótko bo się śpieszę, więc...Pozdrawiam serdecznie !

    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com


    Ps: Jeżeli chodzi o tą miniaturkę z Narcyzą i kwiatami ( wspomniałaś o niej u mnie) to nie mam pojęcia za ile się ukaże, rzadko piszę miniaturki, ale kiedyś postaram się coś wykombinować :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :))) Ale nie mogę cię nawet ochrzanić bo sama wstawiam rozdziały niemal raz na rok... So... Super rozdzialik ^^ Więcej Dramione, więcej!

    OdpowiedzUsuń