środa, 6 sierpnia 2014

NIEUCHWYTNE- nowa Wariacja






KOCHANE!

Na specjalne życzenie Kogoś (nie zdradzę Twojej tożsamości, tak jak Ci obiecałam) powstaje coś takiego. W klimacie miniaturki- chociaż raczej oderwana od obecnej treści (przypominam, że ostatnio bohaterowie znaleźli się u Hermiony) chociaż uwzględniająca zdarzenia z poszczególnych częsci. Ale jednak osobna. Chciałam wrzucić kontynuację najpierw, ale jak mówiłam- obietnica to obietnica.

A więc TO jest jak nasza wariacja teatralna. Planuję jeszcze jedną część TEGO, a potem normalną kontynuację miniaturek. Oczywiście w międzyczasie rozdział- z opowiadaniem głównym myślę, że jesteśmy już trochę nawet za połową.
 Wiem, że TO trochę dziwne i powtarzające się. Ale dane słowo jest rzeczą świętą.

Tak więc Kochana- jest! Mam nadzieję, że nie zawiodłam.

PS: Przeczytajcie proszę raz jeszcze tytuł, nim zaczniecie tekst :)




NIEUCHWYTNE



- Hermiono?

Gryfonka drgnęła i odwróciła się zdenerwowana. Poderwała się z miejsca i skłoniła głowę na widok Narcyzy, zmierzającej w jej kierunku.
Kobieta podeszła do niej i spojrzała na nią poważnie.

- Razem z Lucjuszem i Draco uważamy, że powinnam sprawdzić, czy... Czy nie robiłaś sobie żadnych rzeczy nierosądnych- zaczęła spokojnie, acz stanowczo. – Więc proszę cię...

- Och, tak...rozumiem- wyszeptała Hermiona, spusczając głowę. Na jej policzki wstąpiły rumieńce.

Drżącymi rękoma zdjęła przez głowę sukienkę i położyła ją na łóżku. Wiedziała, że to co się dzieje było nieuniknione i wynikało z troski. Wiedziała, że celem nie jest sprawienie jej dyskomfortu lub zawstydzenie jej. Narcyza zachowała delikatną i stanowczą klasę- nawet wtedy, gdy zmuszona była do tak intymnego procesu. Kobieta omiotła poważnym spojrzeniem blizny, które pochodziły z wcześniejszych objawów słabości, a także ślady przebytych tortur. Gestem pokazała, że Hermiona ma się odwrócić po czym skontrolowała jej plecy. Dopiero pod sam koniec coś przykuło jej uwagę. Zmarszczyła brwi i odgarnęła kasztanowe kosmyki z ramion dziewczyny. Ukazał się duży siniak, a pod nim dwa mniejsze.

- Co to jest, Hermiono? – zapytała poważnie Narcyza, przypatrując się okaleczeniu.

Po chwili podniosła wzrok i spojrzała prosto w oczy dziewczyny. Ponownie była tą apodyktyczną i nieznoszącą żadnych kłamstw arystokratką.
Gryfonka zadrżała pod wpływem chłodu spojrzenia i stresu, że Narcyza jej nie uwierzy.

- Nie wiem, pani. Naprawdę! – zaczęła żarliwie. – Przysięgam na wszystko, że to nie moja robota, ani też nie przypominam sobie, by ktokolwiek maczał w tym palce! Błagam panią o uwierzenie! Ja już dawno nie robiłam takich rzeczy i nie wiem...

Narcyza przypatrywała się żarliwym, wręcz rozpaczliwym błaganiom podopiecznej. Wiedziała że mówi prawdę, widziała to w jej oczach.
Lekko skinęła głową i spojrzała ponownie na siniaki.

- Może się uderzyłaś, hmm? Niepamiętasz? – zaczęła siląc się na ton bezbarwny.

- Nie przypominam sobie, pani. Ale zapewne tak było. Pewnie nie zwróciłam uwagi...

Pani Malfoy przytaknęła i pozwoliła Hermionie się ubrać. Po wszystkim ujęła palce jej lewej dłoni i złożyła lekki pocałunek na czole dziewczyny.

- W porządku, moja droga- oświadczyła spokojnie. - Możesz na powrót zabrać się za swoje obowiązki. Byłabym wdzięczna, gdybyś zajrzała do fioletowego saloniku i lekko go uprzątnęła. Potem możesz zrobić sobie wolne i trochę poczytać. Skrzaty gotują dziś kolację, tak więc się nie kłopocz.

I opuściła pomieszczenie, nie oglądając się za siebie. A nieuchwytny strach trzymał się mocno jej ponurego, matczynego serca.




***********



Naraz świat zawirował i Hermiona musiała złapać się oparcia krzesła by nie upaść.
Spokojnie, wdech i wydech.
Zostały jeszcze dwie półki. Wyciągnęła rękę, aby szybciej skończyć lecz wtedy zachwiała się i o mały włos nie upadła.
Co u licha się działo?
Nieuchwytna rzeczywistość...
PRZESTAŃ!!!
Piękny salon Malfoyów kręcił się w kółko, a ona sama była w samym środku tej diabelskiej karuzeli.
W porządku. Musi odpocząć. Za chwilę skończy, tylko...

Powoli zeszła na ziemię po czym trzymając się ścian doszła do wersalki i w połowie upadła w połowie się na nią położyła.
Leżała zastanawiając się, skąd się wziął ten dziwaczny stan. To prawda, ostatnimi czasy czuła się nieco zmęczona, mimo iż Malfoyowie skrupulatnie pilnowali, by kładła się spać o przyzwoitej porze. Więc o co chodziło?
Usłyszała skrzypnięcie drzwi i poderwała się z miejsca. Jednak najwyraźniej zbyt szybko, bowiem straciła równowagę i ponownie upadła.
Narcyza uiosła brwi i pospiesznie przeszła przez pokój. Nie mówiła nic, tylko wpatrywała się poważnie w podopieczną i wyciągnęła przed siebie rękę.

- Złap mnie, Hermiono- rozkazała w końcu.

Gryfonka zebrała w sobie wszelkie pokłady uwagi i skupienia, nie zdołała jedak wykonać polecenia- zamiast tego wyszedł jej bliżej nieskordynowany ruch.
Narcyza pospiesznie chwyciła dłoń Hermiony i przycisnęła ją do siebie. Jej chłodne, błękitne spojrzenie zdawało się mrozić, przeszywać Gryfonkę na wskroś. Milcząc trwała bez ruchu, aż w końcu pospiesznie podniosła się.

- Odpocznij jeszcze trochę nim skończysz- rzuciła na odchodne.

Po chwili Hermiona została sama. Tego, że straciła przytomność zaraz potem przez długi czas żaden z domowników nie odnotował.



*****



Narcyza przypatrywała się nieprzytomnej Hermionie, ściskając jej dłoń prawie do białości. Przypominała sobie te wszystkie chwile, które zdawały jej się wiecznością...
Pamiętała dokładnie jak zobaczyła ją w Malfoy Manor po raz pierwszy- wtedy, kiedy przyszła przekazać jej wszystkie zasady, mające od tamtej pory władać jej życiem- ujrzała wtedy małą, przerażoną dziewczynkę, nieruchomo- jak przykazał jej Lucjusz- czekającą na rozkazy swoich nowych władców. Pamiętała, jak Hermiona błagała ją na kolanach o wybaczenie po tym, jak po raz pierwszy zdarzyło jej się niewłaściwie odezwać, jak nieraz musiała ukarać spoliczkowaniem niesubordynację dziewczynki. Przypomniała sobie także to przerażenie, które zagościło w sercu, gdy ukochany Draco przekazał informację o ucieczce Gryfonki i tą niesłychaną ulgę, na widok jej całej i zdrowej w rodzinnym domu, a także posępne lochy, gdzie wraz z Lucjuszem zdecydowali się zamknąć podopieczną w ramach kary za ten bezmyślny wybryk. Następnie tą szczerą radość widoczną w brązowych oczach, gdy wyraziła zgodę na korzystanie przez nią z biblioteki... Na nowo poczuła tą samą bezsilność, którą odczuwała podczas trudnej rozmowy o samookaleczaniu. Przypomniała sobie, jak mała, odważna Hermiona oddała się jako żywe narzędzie okrutnej Bellatrix w zamian za wolność jej i Draco... Jak potem niedowierzając, półprzytomna śledziła proces połączenia krwi i włączenie do rodziny. Jak ona sama, pani domu, opiekowała się nią po porwaniu przez Śmierciożerców i musiała odpowiadać na pełne szczerego zdziwienia wątpliwiści Hermiony: "Nie brzydzisz się mnie, pani...". Jak czuwała przy niej całymi nocami, zmieniając lodowe okłady na jej rozpalonym czole...
Strach o życie tego bezbronnego dziecka, jaki odczuwała wtedy, porównywała z jednym z najgorszych doświadczeń - mimo iż niekoniecznie Hermiona powinna zdawać sobie z tego sprawę.
Była ich niewolnicą i służącą- lojalną i oddaną im w zupełności , ale i kimś więcej.
Narcyza byla mile zaakoczona odkryciem, ze jej Bogin zmieniał się teraz nie tylko w martwego Draco, ale i martwą Hermionę- i to ostatecznie roztrzygnęło kwestię przynależności Gryfonki.
"Jesteś nasza" mruknęła kobieta,odgarniając Hermionie kosmyki z czoła. Z uśmiechem dotknęła też pasemka blond, ktore sama jej sprezentowala.
Zaplatanie warkoczyków...Tak bardzo to lubiła, natomiast samą Hermionę prawdopodobnie denerwowało niemiłosiernie- nie miała jednak rzecz jasna odwagi się sprzeciwić.
Od niechcenia rozdzieliła kosmyk na trzy pasma i zaczęła je przekładać między sobą.

W tym momencie do sali wbiegł przerażony Draco.
- Mamo!! Co z Granger?!!- krzyczał, biegnąc przez salę.
Narcyza uciszyła syna ruchem ręki, ale Draco nie słuchał.
- To już staje się nudne, szlamo!! ("Draco!" Krzyknęła oburzona Narcyza). Ciągle jesteś albo chora, albo nieprzytomna, albo torturowana! - warczał. - Nie możesz CHOCIAŻ PRZEZ CHWILĘ nie sprawiać problemów!!!????
- DRACONIE, PROSZĘ W TEJ CHWILI SIĘ USPOKOIĆ!!!!! – zagrzmiała arystokratka.

Ślizgon zaś jakby na komendę opadł na krzesło. Utkwił matowe spojrzenie za oknem, jakby nagle bardzo zainteresował się lotem zagubionego ptaka. Wrona, a może sroka... Wolna i niczym nie zobligowana szybowała prosto do słońca, by po chwili majaczyć w załzawionych tęczówkach, aż w końcu zupełnie zniknąć stapiając się z horyzontem i przenosząc do innego świata złudy i nieuchwytnych marzeń. Cudzego świata.
Ich światem natomiast było tu i teraz. Biała sala szpitalna i kasztanwe loczki rozsypane na poduszce.
W tej samej chwili drzwi do sypialni skrzypnęły i pojawił się w nich magomedyk.
Narcyza i Draco poderwali się niemal synchronicznie.

- Pani Malfoy? Znane już są wyniki badań. Zapraszam do mojego gabinetu- oświadczył lekarz.

Narcyza ruszyła za nim, a Draco został sam na sam z Hermioną.
Ta chwila... Och, ileż podobnych było już w jego życiu, w tym krótkim czasie, kiedy Hermiona stała się częścią wszystkiego.
Naprawdę, czuł się tak, jakby w myślodsiewni wciąż na nowo oglądał jedno i to samo wspomnienie. Wiedział, że z całej tej sytuacji... Z tego wszystkiego opowiadanie byłoby kiepskie. Nikt nie lubił czytać ciągle o tym samym.
Ale niestety- żadne opowiadanie to nie było. Prawdziwe życie pisze swoje scenariusze- czasem przerażająco jednostajne. Tak było i w tym przypadku. Jeden i ten sam horror, wciąż przeżywany od początku. Zmieniało się niewiele. To co najważniejsze... ten, kto najważniejszy, kto jest całym światem pozostawał.
Upiorny taniec ze śmiercią, wciąż zaczynany od początku, od początku, od początku.

Tym razem się uda- to kiedy kolejny raz Hermiona- boska, niewinna Hermiona będzie w śmiertelnym zagrożeniu?
Dlaczego ona? Czy to cena, którą musieli płacić- wszyscy troje- za to niewysłowione szczęście?
Ironia! Jak długo może jeszcze się udawać? Za każdym razem niewysłowiona ulga mieszała się z obawą- co będzie następne?
Obawą, ale i nadzieją. Że tym razem będzie mogła być szczęśliwa, że to już naprawdę raz ostatni... Nieuchwytny ból ściskał szarą bezradność i razem wirowali, pozwalając by ten morderczy taniec zamieniał się w przerażającą swą zwczajnością bierność, która ze wszystkiego była najgorsza.


Łzy, zwątpienie, strach i smutek. Wciąż na nowo i na nowo. Nieuchwytne.



***********



-Tak wygląda mózg osoby zdrowej- uzdrowiciel machnął różdżką- A to jest mózg państwa służącej.
Różnica była widoczna. Pierwszy obraz lśnił granatowym blaskiem, a liczne bruzdy i zakręty stanowiły niezwykłą zagadkę potęgi ludzkiego umysłu.
Na obrazie drugim zaś widoczna była rozległa, biała substancja, przyćmiewająca nadzieje na przyszłość.
Lucjusz i Narcyza siedzieli wyprostowani nie śmiąc nawet drgnąć.
Uzdrowiciel zaś spojrzał na nich uważnie.
- Szanowni Państwo Malfoy, przez te dwa miesiące, radziłbym rozejrzeć się za nową służącą.

A Lucjusz z Narcyzą na jego słowa z trudem powstrzymali nieuchwytną wściekłość.



****************



- Mamo... Idź do niej... – zaczął niepewnie Draco.

Narcyza drgnęła wyrwana z zamyślenia i spojrzała na chłopaka zaskoczona.

- Och, może kiedy indziej, Draco. Zaraz muszę aportować się do domu. Ojciec wraca z pracy i...

- Siedzisz tu codziennie... – przerwał. – A ona o was pytała...

Narcyza wyraźnie ożywiła się.

- Doprawdy? I co jej powiedziałeś?

- Że tata ma dużo pracy, a ty jesteś zajęta domem. Zrozumiała i więcej nie pytała. Nie ma pojęcia, że przesiadujesz tu całymi dniami, a gdy przychodzi ojciec spędzacie bez ruchu długie godziny przed jej salą. Znasz ją. Dalej traktuje was jak swoich właścicieli i nie odważy się powiedzieć chociaż słowa, poddającego w wątpliwość wasze zachowanie.

- Wiem, Draco...

Przez chwilę nic nie mówili.

- Ona cię potrzebuje, mamo- wyszeptał w końcu Draco.

- Bzdura! Jestem pewna, że traktuje również ciebie jako bliską osobę i...

- Zgadza się- potwierdził Ślizgon. – Podaję jej szklankę z wodą, poprawiam kocyki, całymi dniami rozmawiamy i sprzeczamy się, ale zawsze jej ustępuję, bo wiem jak bardzo jest chora- nabrał powietrza. – Ale my mamy dopiero piętnaście lat, mamo. Sama przecież to mówiłaś... Ona potrzebuje, byś ją potrzymała za rękę i się nią zaopiekowała. Nie ja, nie magomedycy, ale ty! Potrzebuje opieki kogoś dorosłego, zapewnienia, że wszystko się ułoży. Potrzebuje matki, a dobrze wiesz, że jest to sprawa niemożliwa. Więc zajmij tą rolę, jak... jak to czyniłaś dotychczas... – po raz kolejny się zatrzymał, po czym ujął dłonie rodzicielki. – Dobrze wiesz, mamo, że jak tego nie zrobisz, już zawsze będziesz żałować...

A w oczach Narcyzy pojawiły się łzy. Wpatrywała się w nieuchwytną przestrzeń, pozwalając im moczyć swoje idealnie wypudrowane policzki i zastanawiając się, kiedy jej mały synek zdążył tak bardzo dorosnąć.



*******



- Dzień dobry, moja mała Hermiono! – zaczęła Narcyza, wchodząc żwawo do sali.

Leżąca na łóżku Gryfonka podniosła wzrok znad przeglądanej książki- na widok swojego gościa twarz jej pojaśniała.

- Pani Narcyza! Jak wspaniale! – wykrzyknęła lekko.

Narcyza przybrała maskę pewności siebie i podeszła do jej łóżka, a następnie zajęła miejsce na krześle, które stało obok.

- Na początku powiedz jak się czujesz- zarządziła.

Hermiona uśmiechnęła się do niej słabo, a na jej zmęczonej chorobą twarzy wykwitły ledwo zauważalne rumieńce.

- Dobrze, pani. Całkiem dobrze. Magomedycy mówią, że jest ze mną stabilnie, chociaż nie wiem tak naprawdę, co mi jest, a oni twierdzą tylko, że jestem na obserwacji... – urwała i spojrzała smutno na swoją panią.

No tak, muszą tak mówić. Narcyza z Lucjuszem kategorycznie zakazali zdradzać Hermionie jakichkolwiek informacji odnośnie jej stanu zdrowia, a że Malfoyowie byli prawnymi opiekunami dziewczyny, lekarze byli zobligowani do przestrzegania ich życzenia. Teraz jednak, patrząc w głębokie brązowe oczy nabrała wątpliwości, czy aby napewno Gryfonka nie ma pojęcia o tym, jak bardzo jest źle. Była najinteligentniejszym stworzeniem jakie kiedykolwiek spotkała. Wiedziała dużo bez ani jednego słowa. Możliwe że...

Świadomość, że to dziecko zdaje sobie sprawę z tego, że jest umierające była dla Narcyzy straszna. Przecież właśnie dlatego podjęli z Lucjuszem decyzję, o utrzymaniu w tajemnicy przed Hermioną prawdy o chorobie. By zaoszczędzić jej zmartwień. W procesie leczenia bardzo ważny jest przecież komfort psychiczny. Tymczasem... Tymczasem Hermiona mimo iż w pewnym stopniu najwyraźniej domyśliła się prawdy, nie dawała po sobie poznać jakichkolwiek oznak rozpaczy.

Spędzała całe dnie z Draco i z tego co syn opowiadał, mimo że brakowało jej sił wciąż była tym samym kochanym, lekko niepewnym promyczkiem, darzącym ich rodzinę niewysłowionym szacunkiem.

Narcyza wyrwała się z ponurych myśli i zdobyła a uśmiech.

- Draco poprawiał ci te poduszki? – spytała szybko, patrząc krytycznie na posłanie dziewczyny. – Ech, zawsze powtarzałam mu, że liczą się dobre chęci, ale musi być ci strasznie niewygodnie!

Podniosła się z miejsca i przytrzymując małą w pasie zaczęła delikatnie wygładzać pościel. Czuła, że ciało Hermiony lekko zadrżało, a po chwili dobiegł ją jej cichy, niepewny głosik.

- To tak bardzo, bardzo niewypada...

Na powrót usiadła i spojrzała na zawstydzoną twarz.

- Co takiego, moje dziecko? – spytała łagodnie, głaszcząc jej włosy.

- To ja jestem waszą służącą... I to ja powinnam wam dogadzać, nie na odwrót- wyjaśniła.

„Nie jesteś dłużej naszą służącą. Ani niewolnicą. Ty jesteś naszą miłością!”- przeszło przez myśl pani Malfoy. Oczywiście, nie powiedziała jej tego.

- Jestem pewn, że nadrobisz to wszystko jak tylko wrócisz do Malfoy Manor- odezwała się, łapiąc ją za rękę. – Naprawdę Hermiono. Dla mnie nie stanowi to żadnego problemu. Nie powinnaś się tym przejmować- zakończyła.

Hermiona patrzyła na nią zagadkowo.

- Jak wrócę do Malfoy Manor... - powtórzyła zamyślona.

„Nie, tylko nie to...Oczywiście, że wrócisz...” – myślała Narcyza. – „Masz w to wierzyć... Rozkazuję ci w to wierzyć...”

- Tak właśnie. Już niedługo. – ucięła dyskusję. – A z resztą... Poprostu powinnaś podporządkować się naszym poczynaniom. I odpoczywać. – podniosła się z miejsca i złożyła pocałunek na czole Hermiony. – Pójdę już, moja droga. Lucjusz powinien wrócić już z pracy!

I niedając dziewczynie szans na jakkolwiek reakcję pospiesznie opóściła salę, obawiając się, by Hermiona niedostregła srebrzystych łez, spływających po jej policzkach.



*****



- Co masz tutaj? – ciekawił się Dracon, kładąc dłońń na głowie Hermiony. Często to robił.

Naraz poczuła się taka mała i bezbronna.

- Niepewność- odrzekła po chwili. – I smutek, i uśmiech. I ciebie, i twoich rodziców...

- A tutaj? – zszedł ręką niżej, w okolice serca. Doskonale wyczuwał pod dłonią miarowe bicie.

Stuk-stuk-stuk.

- I ciebie, i twoich rodziców...- powtórzyła.

- To są też twoi... – zaczął Draco, ale z pewnych powodów zrezygnował. – Ale co z wszystkim innym? – spytał ni z tąd ni z owąd. – Z tym bez czego niemożliwe byłoby życie... Nie, nie istnienie. Życie. To jest wielka różnica.

- Zasadnicza- zgodziła się Hermiona. – Ale... Bez was bym nie dała rady... I wszystko co inne zawiera się w niemożliwym. Jednocześnie wychodzi poza te granice. Daleko, poza nasz punkt widzenia. A naszym zadaniem jest się w tym odnależć. Gonić to, ale powoli. I żyć po swojemu, ale trzymając się reguł. Mocno i z całej siły...- Na jej twarzy pojawił się wyraz nieskończonych możliwości. Możliwości, które nagle zostały tak okrutnie poddane w wątpliwość.

- I umieć czysto oceniać to, co nas spotyka. – dopowiedział Draco. - Czysto i bez zbędnej uwagi, ale dokładnie. I tyle. Albo raczej- nieskończenie wiele- pocałował ją w czoło.

Przez chwilę żadne nic nie mówiło.

- Myślisz, że mamy duży wpływ na nasze życie? – zapytał Ślizgon ni z tąd ni z owąd. – Przecież doświadczenie na pewno w pewien sposób nas... determinuje. A przynajmniej... kształtuje.Więc gdzie jest granica? Co możemy modulować, a co leży poza naszym zasięgiem? Czy już zawsze musimy czuć się indoktrynowani, bo może właśnie teraz waży się nasza przyszłość? To straszne!

- Zgadza się- odrzekła cichutko. – Nieustannie rozgrywa się walka o to, jak będzie wyglądać "jutro" czy "za miesiąc". Ale wydaje mi się... Że to wszystko jest bardziej naturalne.

- Więc uważasz, że wszystko ma swój cel? - domyślił się Draco.

Potwierdziła skinieniem głowy.

- Każdy z nas postrzega świat inaczej. - wyjaśniła. - Nie ma w tym nic złego. Czasem po prostu zdarzają się rzeczy których nierozumiemy. Ale z wszystkiego czerpiemy naukę. Nawet nieświadomie. Każde zdarzeie umacnia nas lub osłabia, ale nieodmiennie bogaci naszą psychikę. A niektóre zdarzenia... Mimo że ich nie rozumiemy, to muszą się zdrarzyć.

- Jak śmierć twoich rodziców- wyrwało się Draconowi, nim dopuścił do świadomości wytworzoną myśl. Widok szeroko otwartych oczu Hermiony skłonił go do wyjaśnień. – Hermiono... Ja wiem, że to okrutne... Oddałbym wszystko, by nadal żyli i byś była szczęśliwa. Ale to... To było jak taki mały impuls. Jak zamajaczony twór, który poruszył całą sieć mechanizmów maszyny...

- Chyba... Chyba masz rację...- odezwała się słabo. – Trafiłam do was, zostałam waszą służącą... Nasze losy potoczyły się w sposób, którego przecież żadne z nas nie przewidziałoby, nigdy... Potem te wszystkie ataki na mnie... Troska, jaką mi okazujecie. Nasze relacje, zmartwienia, problemy. To wszystko jest jak szatańska układanka. Dziki wir, w którym czasem nie mogę się odnaleźć. A chcę tego, Draco. Wiesz przecież. Za wszelką cenę. I chcę byście wy... Byście byli szczęśliwi. Tylko nie potrafię! Czuję się tak bardzo, bardzo słaba- a wy już tyle razy mnie ratowaliście, a tymczasem... – urwała, a Draco dostrzegł w jej oczach łzy bezsilności. – Wiesz... wiesz, że umrę? – zapytała cicho.

Draco wzdrygnął się na te słowa. Już miał zacząć ją zapewniać, że opowiada bzdury, że nic takiego się nie stanie, że oni jej nie pozwolą... Tak nakazali mu udawać rodzice.

Ale nie mógł. Nie mógł jej okłamać, bez względu na to, że złamie zakaz państwa Malfoy. Doskonale rozumiał motywy postępowania Lucjusza i Narcyzy- sam nawet swego czasu je popierał. Ale spojrzenie w tą ukochaną twarzyczkę blokowało go. Nie potrafił zaprzeczyć. To nie tak, że nie chciał jej chronić. Bardzo chciał. Oddałby wszystko dla jej komfortu psychicznego. Ale przecież ona... Ona...

Jego matka zabiłaby go za to, co jej powiedział. Jak tylko użyje leglimencji...
Ale przecież... Oni nie mieli pojęcia, że Hermiona doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego stanu. Myśleli, że mogą ją uchronić. Że skoro polegli, nie mogąc chroić jej życia, to przynajmniej psychikę się uda.
Że pozostanie ich skarbem, radosnym i spędzającym ostatnie chwilę w pełni szczęścia.
Niewinnym i nieświadomym.
Polegli. Niedocenili Hermiony. Jej niczym nieskalana niewinność współgrała przecież z niezwykłym umysłem- niezwykłym jak ona cała. Widziała więcej niż przypuszczali, czuła więcej niż przypuszczali. Bez wątpienia nawet więcej niż oni. Znała to, co nieuchwytne. To wszystko, czego oni się domyślali.
Ich mały, prywatny cud.
JEGO prywatny cud.
Dlaczego byli tacy młodzi? Przecież nie było prawa... To nie tak powinno wyglądać. Przecież on ją kochał!
Zacisnął powieki i wziął głęboki wdech. A potem otworzył oczy i bardzo wyraźnie oznajmił:

- Tak, Hermiono. Najprawdopodobniej umrzesz i wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę.





CDN

8 komentarzy:

  1. Nieuchwytnie piękne.
    Zachwycające.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne części.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow !!! <3
    Wybacz, nie mam czasu się rozpisywać, jak zawsze, ale ...Nawet nie wiem co napisać...
    Pięknie moja droga, Pięknie !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. BOSKO !!!
    świetnie, że postanowiłaś napisać kolejną cześć. Dzięki temu z krótkiej miniaturki powstało małe opowiadanie i to jest wspaniałe. Ale ten pomysł na chorobę? Dlaczego tak postanowiłaś to zrobić? jestem ciekawa...
    W każdym bądź razie świetnie
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisalam- jest to specjalne zyczenie. Kontunuacja miniaturkinie bedzie miec za duzo wspolnego z tym i ciagiem dalszym tego :) taka mala dwuczesciowa abstrakcja

      Usuń
  4. Cudowne
    Wzruszyłam sie
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada się ciekawie, ale resztę doczytam jutro dziś mi już oczy się same zamykają.
    :)

    OdpowiedzUsuń