sobota, 18 października 2014

ROZDZIAŁ 27 1/2

KOCHANE!

Przepraszam, za tę bardzo długą przerwę.
Działy się- i wciąż się dzieją- rzeczy dość nieprzyjemne u mnie. Jak zwykle.
Teraz zaś jest szczególnie nieciekawie, no- ale tego Wam oszczędzę.
Rozdział miał być cały, a jest pół. To dlatego, że już BARDZO chciałam wstawić coś dla Was, a inaczej musiałybyście czekać kolejne dwa tygodnie.
Jesteście wspaniałe. Wspieracie mnie, mimo wszystkich błędów, niedociągnięć, długich przerw.
Dziękuję.
A notkę dedykuję Karolce- nawet nie wiesz, jak bardzo mi miło było, czytając Twój komentarz!
Z resztą- tak samo jak komentarze każdej z Was!
Dziękuję raz jeszcze.

ROZDZIAŁ 27 1/2

Kilka następnych dni sprawiło, iż podły nastrój nękający Hermionę zniwelował swe nasilenie, a nawet zaczęła ona dostrzegać coraz więcej superlatyw, jakie obecne były w obecnej sytuacji. Nawet obiekcje odnośnie Violetki odeszły w niepamięć. Mało tego! Nie pamiętała, by tak dobrze rozmawiało jej się z przyjaciółmi.Harry, Ron, Ginny, Violet- a czasem nawet Nevile i Luna. To oni dostępowali tego zaszczytu przyjaźnienia się z nią- jak niestety w dalszym ciągu odbierała to reszta uczniów. A Hermiona starała się robić dobrą minę do złej gry i dla każdego być miłą. Chyba, że tym kimś był Draco Malfoy, chociaż ostatnio, gdy i on wywiązywał się z postanowienia nie uprzykrzania jej życia, o dziwo- nawet w tym przypadku z ręką na sercu mogła stwierdzić, że jest znośnie.
Nareszcie.
Natomiast jeśli chodzi o zajęcia, nauczyciele jakby się zmówili i teraz każdą wolną chwilę uczniowie spędzali na uczeniu się na pamięć dat z okresu pierwszej wojny goblinów, ćwiczeniu Zaklęć Trójsystemowych, znajdywaniu odpowiednich proporcji eliksiru szkarptowego (co przypomniało Hermionie pamiętny szlaban z Narcyzą Malfoy) lub ćwiczeniu serii piekielnie trudnych transmutacji ożywiających. Nawet Harry i Ron dali się porwać w wir zdobywania wiedzy, pracowali nawet jeszcze ciężej, dzieląc drogocenne minuty pomiędzy naukę, a treningi Quidditcha.
- Ale ekstra! Ingrid jest świetna! W życiu nie pomyślałbym, że mi się to uda! - wykrzyknął pewnego wieczora Ron, gdy po długich i żmudnych ćwiczeniach i dwóch złamanych patyczkach (a także jednym, który prawieże znalazł się w oku Seamusa) na stoliku przed nim pełzała mała dżdżownica.
- A ja w życiu nie pomyślałabym, że nazwiesz "świetnym" kogoś, kto sprawił, że przez dwie godziny musiałeś skupć się na jednej rzeczy, nie będącej szachami ani Quidditchem- wyszczerzyła zęby Ginny. - Brawo!
- Cóż, wymaganiami niewiele ustępuje Mcgonagall. Ale mimo to jest...niesamowita. Dumbledore wiedział co robi, zastępując nią Minerwę. Taki Lupin, co? Jestem pewien, że należy do Zakonu...- zamyślił się Harry.
 - Do tego wielki szacunek za opiekowanie się Gryffindorem... Tak, jakby można z nią porozmawiać o wszystkim- dodała Violet.
Hermiona skinęła głową- zasadniczo się z tym zgadzała, z resztą rozmawiali już wiele razy na ten temat. Profesor Couvert miała w sobie to coś, co wzbudzało zaufanie. Tak, jakby rzeczywiście można było przyjść ze...
wszystkimi...
obawami...

Hermiona poczuła dziwny skórcz w żołądku, gdy mglista idea zamigotała gdzieś na dnie jej umysłu, wpatrując się w Violet, a raczej- patrząc przez nią.
I przeklinając samą siebie, że znowu przyszły do niej te okrutnie krzywdzące przypuszczenia. Wygląda na to, że nie zamierzały dać jej spokoju.
I nagle po raz kolejny bardzo zapragnęła myślodsiewni.

****

- Draco? Coś ty taki wściekły? - spytała niepewnie Hermiona.
Prychnął nienawistnie i już miał powiedzieć coś bardzo niemiłego, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Wzruszył więc tylko ramionami.
- Nie powinno cię to interesować- mruknął. - Z resztą chyba masz swoje problemy, prawda?
Hermiona zamyśliła się, ale powoli skinęła głową.
- Trochę. Ale jedno nie przeszkadza drugiemu.
Spojrzał na nią uważnie.
- Już ci nie przeszkadza, że wszyscy wiedzą, że jesteś milionerką?
To było trafne pytanie i Hermiona potrzebowała chwili, by przeanalizować odpowiedź.
- Cóż, suma sumarum- nie- powiedziała w końcu. - Owszem, ogólny stereotyp bogaczy wciąż się przewija... No i niewątpliwie moja pożal się Boże "popularność" wciąż plasuje się bliżej szczytu, ale... W końcu, nie muszę nikogo grać. Ze wszystkimi plusami i minusami. No i tak na marginesie... Przekonania innych o mojej osobie chyba nie są moim problemem- zakończyła.
A Draco przez chwilę wpatrywał się w nią dziwnie. Wyczuł, że w ostatnim zdaniu uwzględniała również jego, chociaż wiedział też, że w tym konkretnym przypadku sprawa wygląda nieco inaczej. Słowo "szlama" było obraźliwe i cały czas Hermiona z pewną dozą przykrości znosiła to przezwisko- choć sam go nie używał, tak jak jej powiedział, zauważył to chociażby w ostatniej konfrontacji z Parkinson.
Wyzywanie Hermiony od szlam było dla niej normą- a potem, gdy Draco się z nią spotkał nadużywała tego określenia tak, że nawet on nie wytrzymał. Bo ileż można!
Jasne, nie lubił Granger. Wiedział, że Pansy jej nienawidzi- nie wnikał czemu, być może z zazdrości. Hermiona była dużo piękniejsza, mądrzejsza, miała ładniejszy uśmiech, bardziej niesamowite oczy, szerszy zasób słów, więcej tematów do rozmowy, ciekawsze przemyślenia, była odważniejsza i miała więcej oleju w głowie, będąc przy tym uroczo spontaniczną, naturalną i.... o Merlinie, tylko nie to!
Z przerażeniem złapał się na tych strasznych myślach. O, nie! Granger to tylko mała szlama. Nikt więcej!
Ale ileż można rozwodzić się nad brakiem czystości jej krwi?
Powiedział wtedy Pansy parę ostrych słów, na co ta zareagowała bardzo żywiołowo- bardziej, niż miała w zwyczaju. Najpierw zaczęła płakać, potem histeryzować, następnie na niego wrzeszczeć, a na sam koniec obdarzyła go Drętwotą i zaczęła snuć wizje od których włos na głowie się jeżył- co takiego się może jeszcze wydarzyć, skoro nawet on zaczyna bronić szlam.
A Draco był z siebie nad wyraz dumny, że powstrzymał się przed użyciem Avady.
Był przekonany, że biorąc pod uwagę okoliczności, każdy sąd by go uniewinnił.
    Westchnął.
- Masz rację, Granger- mruknął. - Nie przejmować się zachciankami innych... Być sobą... Co za piękny, idylliczny świat...
Odnotował, że Hermiona przypatruje mu się dziwnie.
- Czasem się nie da, Draco- wyszeptała. - Czasem, gdy  w grę wchodzą rzeczy dużo ważniejsze, świat przestaje być prosty. Złe decyzje niszczą, wypalają od środka, powoli acz skutecznie potrafią zabć... Ale czasem nie ma już powrotu. I trzeba się odnaleźć, bo inaczej straci się dużo. Bardzo dużo...
 Urwała i przez chwilę żadne z nich się nie odzywało.
"Dlaczego?"- począł zastanawiać się Draco. -"DLACZEGO, do cholery ONA wie takie rzeczy? Przecież...
Jego rodzina. Czarny Pan. To wszystko o czym mówiła było tak bardzo zbliżone do tej sytuacji...
W prawdzie nie uważał, by poparcie Czarnego Pana było niemądrą decyzją... Wszak w pełni popierał jego poglądy, a przecież czasem są rzeczy ważniejsze, wyższe idee, w myśl których jest się zmuszonym do podjęcia określonych kroków, które nie zawsze są łatwe...
Ale...
No właśnie- "ale".
Wiedział, że jego matka też od niedawna na powrót ma więcej zmartwień. Nie mówiąc już o ojcu.
Jeśli chodziło o niego samego- był jeszcze za młody, by wstąpić w szeregi Voldemorta, ale przypuszczał, że właśnie teraz Lord wykazuje wzmożoną aktywność. I to napawało serca jego rodziców lękiem. A przez to i stawiało w niekomfortowej sytuacji jego, Dracona.
Co jednak sprawiło, że ta Hermiona Granger z tego wszystkiego zdaje sobie sprawę?
Przecież...
Uświadomienie sobie tego faktu sprawiło, że odczuł swego rodzaju....dyskomfort? Strach? Niepokój? Tak, niewątpliwie. Ale i coś w rodzaju.... pocieszenia.
Sam by tego nie przyznał, nawet pod Cruciatusami. Granger zdenerwowała go, była irytująco już nie tylko przez cały swój charakter, ale właśnie przez tą irytującą zdolność dostrzegania.
Rzeczy, które dla innych były niewidoczne. Przez które odsunął się od znajomych. Naturalnie, kilku Ślizgonów go rozumiało. Sami byli w podobnej sytuacji.
Ale ona... nie wiedział, jak to określić. Po prostu niemiłosiernie denerwowała go.
- Co ty tam wiesz, Granger- mruknął w końcu.
Hermiona wzruszyła ramionami.
- Tak mi się wydaje- odparła cicho, po czym zadrżała.
Wieczór był chłodny, a oni dopiero teraz zdali sobie sprawę, że z zupełnie bezwiednie przeszli z ciepłego wnętrza szkoły we władanie owładniętego wieczornym chłodem i wstęgami zmroku powietrze i w tym momencie najzwyczajniej w świecie zaczynają spacer po błoniach.

CDN!!!!!



7 komentarzy:

  1. Nareszcie tak długo na to czekałam i jest! Bardzo się ciesze że do nas wróciłaś. Co do rozdziału to jak zawsze świetny choć ma jedną wade jest za krótki :D oby następpny rozdział był szybciej

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle świetny :3

    /Koalka/Champagne

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, jakie to sympatyczne, że będą przez najbliższą godzinę spacerować po błoniach :)
    A tak serio to fajny rozdział, dużo przemyśleń... nie pamiętam tylko co Hermiona ma z tą Violetką. Ale może się wyjaśni w najbliższym czasie. Ktoś przypomni, co się stało z McGonagall?
    Czekam z niecierpliwością na następną część,
    Merill

    OdpowiedzUsuń
  4. Pojawiła się nowy rozdział na kolo-fortuny.blogspot.com. Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Omomomo cudo.Rozdział jak zwykle świetny,ciekawy i wciągający.
    Czekam na ciąg dalszy
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny, jak zawsze, ale chcę wreszcie dowiedzieć się o Violetce :)
    Zapraszam na mój nowy blog, mam nadzieję, że będziesz go regularnie komentowała, tak jak poprzednie opowiadanie, opublikowałam już prolog:
    http://panowac-nad-soba-to-najwyzsza-wladza.blogspot.com

    Pozdrawiam,
    Verka ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej wczoraj wpadłam na Twojego bloga i od razu mi się spodobał! Masz bardzo fajny styl pisania i ciekawą fabułę dzięki czemu chce się czytać więcej i więcej więc już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Powstała bardzo fajna relacja pomiędzy Draco i Hermioną te ich ukryte uczucia i przemyślenia zaś z drugiej strony ciągle zapaleni wrogowie. Mam nadzieję, że niedługo ukaże się kolejny rozdział na którego czekam z niecierpliwością.
    Pozdrawiam i życze dużoooo weny
    ~ Anna

    OdpowiedzUsuń