niedziela, 23 listopada 2014

WARIACJA


KOCHANE!!!!

Na wstępie, chcę Was przeprosić za długą przerwę. Kolejną. Trudno już nawet znaleźć usprawiedliwienie dla czegoś, co staje się regułą.
Tą częścią chciałam zakończyć dawną, miniaturkową serię, jednak po namyśle wymaga ona jeszcze jednej odsłony, która może się ukaże, może nie. Czas pokaże.
Jest zdecydowanie najsłabsza, pisana od kilku miesięcy. W założeniu miała troszkę rozładować napiętą i słodziutką sytuację znaną z poprzednich części serii. 
Powinnam ją poprawić i dopracować, ale...
I tutaj dochodzimy do merituum: Nie wiem, co dalej z blogiem. Nie zawieszam go, po prostu nie mam pojęcia, kiedy dodam notkę. Wiem, że zawaliłam sprawę. Nie tylko tą.
Od pewnego czasu żyję w matrixie. Nie mam zapału do pisania rozdziałów, ani dokładnego pomysłu na "spójnik". Wiem, co ma być dalej w historii, ale muszę przemyśleć, jak ładnie połączyć to z tym, co już mamy.
A narazie... Mam w życiu trudny okres. Przez co sprawy się pokomplikowały. I jest jedna, wielka niewiadoma.
Ta część to najbardziej marna, chaotyczna i NieWiadomoJaka rzecz, jaką napisałam. Nic nie wnosi. Jedynie ma kilka pseudoluźnych kawałków. Nic więcej. Ale musiałam Wam o tym napisać, a że nie lubię wstawiać informacji bez niczego, więc ją zamieszczam. 
Nie musicie jej czytać. 
Ale i tak- dzięki, że jesteście. 

*******

Narcyza uchwyciła w palce kosmyk jej włosów i przyłożyła doń różdżkę.
- Przestępstwem byłoby pozbawienie ciebie w zupełności twojego cudownego, kasztanowego koloru - zaczęła - Ale ponieważ wszyscy Malfoyoie mają blond włosy, coby tradycji stało się za dość...
W jednej chwili pasemko Hermiony stało się srebrzysto blond - w identycznym odcieniu jak włosy całej trójki Malfoyów.
- Po raz kolejny witaj w rodzinie, Hermino - szepnęła,  chowając różdżkę do kieszeni.

* * *

Gryfonka uśmiechnęła się ślicznie na wspomnienie tamtego zdarzenia, a na jej policzki wstąpił uroczy rumieniec. To było takie miłe! Tak nieprawdopodobnie szczere, dobre i pełne uczucia!

Dotknęła blond pasemka, które wciąż było na swoim miejscu- i prawdopodobnie zostanie już jej na zawsze . Następnie odruchowo jej ręka powędrowała do wisiorka- serduszka od Malfoyów, które zawsze nosiła na szyi.
- Może... może coś w tym jest- powiedziała w końcu. Draco westchnął i usiadł obok niej.
- Nie „może”. „Napewno” – usiadł przy niej, zdjął z siebie sweter i narzucił go na jej ramiona. Po chwili namysłu objął ją ramieniem.  – Znalazłaś rodzinę, zrozum to wreszcie. To nie są tylko puste frazesy mojej matki.
Hermiona zaśmiała się ślicznie.
- Dziękuję. Naprawdę- przyznała.
Draco zmierzwił jej włosy, a na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek- niemal tak samo złośliwy, jak za dawnych lat.
- Przez te wszystkie lata myślałem, że moi rodzice nie mogą być bardziej nadopiekuńczy. Myliłem się. Przy tobie pobili rekord...
- Och, to wspaniale z ich strony, że myślą również o mnie! Naprawdę, to bardzo miłe! – próbowała oponować Hermiona.
To prawda, była pełna wdzięczności do swoich opiekunów.
- Mają świra na twoim punkcie- przerwał Draco, powstrzymując chichot. – A moja matka nie daje ci przez to wytchnienia...
- Pani Narcyza jest cudowna! Stresuje się tyloma rzeczami, a jeszcze znajduje czas i siły by...
- To normalne, że mamy się martwią, Mioniu! Całkiem naturalne... – zapewnił. – Tylko patologią jest przesadzanie...
- W tej chwili ty przesadzasz!
- Wcale nie...- urwał, spojrzał na nią i pocałować ją w czubek noska. – Niech ci będzie. Dopóki tobie to nie przeszkadza, jest w porządku.
Przez chwilę nic nie mówili. Hermiona raz po raz zastanawiała się nad tym wszystkim. Dziwne. Jeszcze niedawno konieczność zamieszkania w Malfoy Mannor wydawała jej się najgorszym złem, które mogło jej się przytrafić.  Nie zważając na konsekwencje, zdobyła się nawet na ucieczkę- i tak z góry skazaną na niepowodzenie.

Tymczasem teraz... Teraz, kiedy dano jej wybór, kiedy spełniono zdawałoby się jej największe marzenie o wolności ona... ona tak po prostu podjęła decyzję, by zostać. By nadal formalnie spełniać rolę niewolnicy, by cały czas uniżać się i żyć w skrajnym posłuszeństwie.
Dlaczego?
Nie wiedziała. W Zakonie byli przecież jej przyjaciele. Wystarczyło tylko jedno słowo, by zamieszkała z nimi. Miała to w zasięgu ręki. Na pewno przyjęto by to z radością. Stanowili przecież zgrany zespół, którego zawsze była częścią. Nawet z Harrym i Ronem pewnie by się pogodziła.
Ale...
Ale. To była jedna z najtrudniejszych decyzji, które musiała podjąć.
Naraz stanęły jej przed oczami te wszystkie chwile, spędzone w Malfoy Manor, wszystkie wspomnienia i epizody, i nagle jakoś stało się to dla niej oczywiste.
Kiedy zaczęła traktować to miejsce jak swój dom? Czy dom to przypadkiem nie jest miejsce, gdzie absolutnie zawsze winno się mieć poczucie bezpieczeństwa, akceptacji i wyjątkowej wartości?
A tymczasem? Tymczasem wciąż nie mogła wyzbyć się panicznego strachu przed Lucjuszem i Narcyzą, a raczej absurdalnego wręcz dla nich respektu, paniki, która ogarniała ją ilekroć zrobiła coś, co w jej mniemaniu było potknięciem, bądź też po prostu- kiedy czasem wdawali się z nią w dyskusję, a ona momentalnie uświadamiała sobie to, kim jest ona, a kim oni.
Chłód i surowość jej państwa widoczny był w każdym ich zachowaniu, także względem niej. Ale było i coś jeszcze.
Troska. Troska, okazywana w sposób.. Dobry, po prostu Dobry. Troska, o istnieniu. której dziewczyna przekonała się już nie raz.
Zasady. Święte, niepisane zasady, których Malfoyowie przestrzegali. Lucjusz dla przykładu nigdy jej nie uderzył, nie spoliczkował, nawet mocno nie skarcił. Zawsze traktował ją z szacunkiem. Zawsze przepuszczał ją w drzwiach, zawsze, gdy wstawała od stołu, również się podnosił, parę razy nawet podał jej swe ramię, gdy zdarzyło się, że szli w tym samym kierunku. Był dżentelmenem pod każdym względem- tak samo, jak w stosunku do swojej żony. Wciąż jeszcze peszyło ją to niezmiernie, powoli jednak zaczynała się przyzwyczajać. Schlebiało jej to. Czuła się wtedy taka wyjątkowa. Już nie gorsza, mało potrzebna, zawadzająca.
Draco... Z Draco łączyły ją zupełnie inne więzi.
Mogła z nim o wszystkim porozmawiać. Mogła do niego przyjść ze wszystkimi problemami. Mogła z nim pomilczeć, wspólnie chłonąć piękno rozgwieżdżonego nieba, świeżość wieczornego powietrza, cudowną harmonię, jaką tworzyły ich umysły. Mimo, że również teoretycznie był jej panem i miał nad nią władzę, a czasem nawet jej rozkazywał. Jednak schodziło to na plan drugi. Najważniejsze było to, że był.
Oni wszyscy.
Wciąż nie rozumiała swojej decyzji, dlaczego odmówiła Dumbledorowi, zrezygnowała z propozycji danej jej przez dyrektora. Po prostu w tej jednej chwili, kiedy musiała ją podjąć, nagle stało się dla niej oczywiste, gdzie od teraz jest jej miejsce.
Lecz dalej wbrew pozorom myślenie o tym nie było to takie proste.
Myśl o tym, jak by to było, jakby się czuła, kim się stała, gdyby przyjęła ofertę, gdyby zamieszkała z Zakonem, do którego przecież od zawsze planowała wstąpić wciąż nie dawała jej spokoju.
Przecież zmieniłoby się wszystko. Ale...
Ale zdawała sobie sprawę, że w obu przypadkach dyskomfort był nieunikniony. Znalazła się w sytuacji patowej- tak czy siak skazana była na poczucie pustki i tęsknoty. A kto w ogóle wymyślił, że można między czymś takim wybierać? Czyż możliwości nie niosą za sobą nadziei? Tak więc gdy już na starcie przesądzone były wszelkie przykre konsekwencje... Jaki to w ogóle był wybór?
Cóż. Prawdę mówiąc, zdawała sobie sprawę, że to kolejny dowód na to, iż w prawdziwym życiu rzadko kiedy jest prosto. I czasem właśnie nasze decyzje muszą rozważać li tylko sytuacje, w których i tak będziemy cierpieć- w taki czy inny sposób. Jest to nieuniknione.

********

- Draco opiekuje się Hermioną- zauważyła Narcyza, odchodząc od okna, z którego obserwowała spotkanie syna z podopieczną i siadając obok męża na łóżku w byłej sypialni państwa Granger.
Lucjusz przyciągnął ją do siebie i ucałował czubek jej głowy.
- Bardzo dobrze. Uczy się odpowiedzialności. No, a ona nie jest już chyba taka samotna- oświadczył.
Narcyza zaś z ochotą pozwoliła na tą oznakę czułości, jej serce powoli wypełniał spokój- na przekór nieprzyjemnych wydarzeń ostatnich dni.
- Wiesz, tak bardzo martwiłam się na początku, że ponieśliśmy klęskę- naraz poczuła ogromną potrzebę podzielenia się z ukochanym swoimi obawami. - Że nie udało nam się wychować naszego syna, zaszczepić w nim odrobiny człowieczeństwa... Po tym, jak traktował Hermionę! Jak ją bił, wyzywał, poniżał na każdym kroku! Byłam zrozpaczona! Ale potem... Potem zaczął się zmieniać i...
- To ty go tego nauczyłaś. Dostrzegać w tej małej kogoś, nie coś... Umieć wyzbyć się tych chorych idei, w których żyjemy- wyszeptał w odpowiedzi Lucjusz, odgarniając jej blond kosmyk za ucho. - Twoja zasługa, Najdroższa. Mimo, że Dracon nie jest złym chłopakiem...Cóż prawdę mówiąc....- naraz, w tonie mężczyzny można było wyczuć rozbawienie- Tylko jemu jedynemu zgodzę się oddać Hermionę. Do innych młodych mężczyzn nie mam zaufania. Teoretycznie, oczywiście- dodał po chwili. - I za jakiś czas.
Narcyza zachichotała. Przykre obrazy z przed kilku tygodni - jej ukochanego dziecka okrutnego, cynicznego i bezwzględnego w stosunku do bezbronnej dziewczyny rozwiały się, majacząc jeszcze chwilę na skraju jej umysłu by za jaki czas zniknąć całkowicie. Głównie za sprawą Lucjusza, który w magiczny, w zupełności bezróżdżkowy sposób, odkąd w piątej klasie Hogwartu zawrócił jej w głowie, czynił to nieustannie od ponad dwudziestu pięciu lat.

*************

            Po kilku dniach wszyscy wrócili do Malfoy Mannor i przez następny tydzień zdawało się, że wszystko jest po staremu. Hermiona nadal służyła rodzinie arystokratów najlepiej jak mogła. Owej soboty podczas śniadania, jak zwykle podawała do stołu, a następnie otrzymała przyzwolenie, by również uczestniczyć w posiłku- również jak zwykle. Atmosfera była niezwykle przyjemna, Hermiona nawet rozluźniła się nieco, pogrążana w miłej rozmowie z państwem domu. Naraz przez uchylone okno dał się słyszeć szmer skrzydeł, a już po chwili do jadalni wleciała brązowa płomykówka, po czym zgrabnie wylądowała przed talerzem Narcyzy, składając po jego prawej stronie niewielką kopertę. Pani Malfoy otworzyła ją i pospiesznie przejechała wzrokiem przez zapisany kawałek pergaminu. Najwyraźniej coś się musiało stać, gdyż z każdą nanosekundą jej brwi unosiły się, a wzrok stawał się bardziej zdumiony. Hermiona zapominając na chwilę o tym, że to może trochę zbyt ciekawskie, wlepiła uważne spojrzenie w swoją panią, a w sercu odczuła ukłucie niepewności i zmartwienia. Nie na długo.
W końcu Narcyza odłożyła list i uśmiechnęła się lekko. Wciąż można jednak było zobaczyć zdumienie, które wywołała wiadomość.
- Jesteśmy zaproszeni na jutrzejszy obiad w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa- oświadczyła w końcu, po czym pospiesznie dodała. - Wszyscy czworo.
Ukucie, które wcześniej odczuła Hermiona przerodziło się w nieprzyjemny ucisk żołądka. Cały Zakon. Harry i Ron. Konfrontacja z nimi była nieunikniona. Co sobie powiedzą?
Jak będzie miała zachować się w stosunku do nich, a także i innych swoich przyjaciół, w obecności Malfoyów? Wyobrażała sobie reakcję, gdy wszyscy dowiedzą się, jakie stosunki łączą ją z Draco.
Lecz z drugiej strony... To przecież było nieuniknione. Przy założeniu, że Malfoyowie pozwolą jej kontynuować naukę w Hogwarcie- a o tym była już zapewniona- prędzej czy później cała sytuacja musiała wyjść na jaw.
 Ale jak wytłumaczyć wszystkim decyzję, którą podjęła- o zostaniu w Malfoy Manor? A może będą mieli jej za złe, że odrzuciła schronienie, które jej zaoferowali? Czy oni wiedzą, że Malfoyowie wcale nie są źli? Członkowie Zakonu powinni, przecież inaczej w ogóle nie wysyłaliby zaproszenia. Więc?
Uchwyciła spojrzenie Draco, który znał przebieg ostatniego spotkania dziewczyny z Potterem i Weasleyem.
Chłopak mrugnął, tak jakby chciał powiedzieć "Poradzisz sobie. ".
Odwzajemniła uśmiech.

*********

- Kochanie!- Molly Weasley po uprzejmym , acz nieco formalnym przywitaniu państwa Malfoy zauważyła stojącą za nimi Hermionę i natychmiast porwała ją w objęcia. - Tak bardzo, bardzo, bardzo cieszymy się, że cię widzimy, że jesteś cała i zdrowa! I tak strasznie przykro nam z powodu twoich rodziców, skarbie!
Następnie kobieta ucałowała jej oba policzki i mocniej przycisnęła do siebie.
    Narcyza przyglądała się tej scenie z minimalną, prawie że niedostrzegalną przykrością. Naturalność, z jaką ich podopieczna przyjmowała te wszystkie gesty... Owszem, ona sama nigdy nie  pozwalała sobie na aż taką wylewność- zazwyczaj wyrażała stonowaną uprzejmość i troskę w kontaktach z Gryfonką- nawet gdy wkraczały one na nieco cieplejszy i bardziej bezpośredni poziom, zawsze towarzyszyło im lekkie wyrachowanie.
   Cóż, jednak trzeba było jakoś to znieść. Nawet najczulsze przywitania nie zmieniały wszak faktu, że to JEJ  dom Hermiona ostatecznie wybrała, a więc to oni prędzej spełniali rolę jej rodziny. A w każdej rodzinie panują inne zwyczaje.
            Malfoyowie zostali poprowadzeni do jadalni. Narcyza bardzo dobrze znała rozkład tego budynku- spędziła tu przecież kilkanaście lat życia. Ponowna wizyta w tak znajomym miejscu, z którym wiązało się tyle wspomnień wywołał u niej dziwne uczucie. Nie był to żal, ani smutek. Coś bardziej jak... Tęsknota, połączona z zawodem i stratą, ale także nadzieją i przekonaniem, o słuszności wyborów.
Naraz stanęła jej przed oczyma martwa twarz Bellatrix, jej drogiej siostry, którą ona sama pozbawiła życia, a z którą właśnie tutaj, w tym domu wspólnie dorastała. Jak to różnie potoczą się losy ludzi!
Czy żałowała tamtej avady? Skomplikowana sprawa.
Żałowała tego, że Bellatrix stała się tym, kim się stała, że nie pozostawiła jej wtedy wyboru. Przecież mogło być inaczej! Tymczasem Lestrange sama zapracowała na taki los.
Owszem, było to jedno z najtrudniejszych zaklęć w jej życiu. Ale w obliczu zagrożenia, jakie ze strony Belli groziło Hermionie i Draconowi... Cóż, nie wątpiła tylko w jedno- gdyby ktoś cofnął czas i na powrót znalazłaby się w tamtej sytuacji-z pewnością powtórzyłaby postępek.
Nagle jej myśli powędrowały do drugiej siostry, Andromedy. Czy możliwe jest, że jeszcze kiedyś nawiążą kontakt? Teraz, gdy ona sama stała się opiekunką szlamy, która nagle zmieniła się w jedną z najważniejszych osób w jej życiu... Cała ta złość na siostrę z powodu małżeństwa z mugolakiem wydała jej się absurdalna. Zaskakujące, jak człowiek może zmienić swe podejście!
   Dłużej nie miała czasu kontemplować całej sprawy- liczba osób obecnych w Kwaterze, ogólny harmider, szykowanie posiłku i panujący wszędzie gwar skutecznie uniemożliwiały jej nostalgię.
Również i ku uciesze Hermiony, te wszystkie czynniki sprawiły, że nie była zmuszona stanąć twarzą w twarz z Harrym i Ronem. Z przyzwyczajenia, skierowała swe kroki do kuchni i zaczęła krzątać się, chcąc nakryć do stołu i podać wszystkim posiłek. Została jednak oddelegowana przez panią Weasley do pokoju z wyraźnym nakazem by rozgościła się i zrelaksowała.
Spędziła więc miły czas na pogawędce z różnymi swoimi znajomymi. Do rozmowy z dwójką przyjaciół doszło po obiedzie.

*******

- Chyba rzeczywiście... Trochę przesadziliśmy- mruknął Harry, od pewnego czasu utkwiwszy wzrok  w rogu salonu.
Narcyza Malfoy   siedziała w wygodnym fotelu przy kominku, pogrążona w rozmowie z Minervą Mcgonagall i od niechcenia gładziła włosy Hermiony, która ulokowała się na ziemi u jej stóp.
W pewnym momencie pani Malfoy nachyliła się do dziewczyny i wyszeptała parę słów, po czym podniosła ją i posadziła na kanapie obok siebie.
- Wygląda na to, że jest szczęśliwa... Cokolwiek dziwne by nam się to wydawało- dodał po chwili. - Ale... widziałeś, jak oni na nią patrzą? Jak...
- Jak na swoją własność!- warknął Ron.
- Jak na swoją własność, o którą się martwią- sprecyzował niepewnie Harry; jemu też taka pochwała wobec rodziny szkolnego wroga z trudem przeszła przez gardło.
- Ale.. dlaczego?!- wściekał się Ron. - Dlaczego ona się na to godzi, na to traktowanie jak swoje ulubione zwierzątko domowe, na życie w ciągłym strachu i uniżeniu, co powiedzą, co zrobią, jak zareagują...
- Z tego co wiem, zawsze byli dla niej w porządku- zauważył cicho Harry.
- To nic nie zmienia! To jakaś chora więź! Syndrom sztokholmski! Jest zdana na ich łaskę i niełaskę, jedno ich słowo mogłoby ją zniszczyć, a ona tak po prostu się na to godzi! -- pieklił się Ron, wyraźnie wściekły. Harry jednak wiedział, że wynika to z obaw o przyjaciółkę. Sam również się o nią martwił. Nienawidził Dracona, jego rodziców miał za równie paskudne kanalie. Ale z drugiej strony....
- Mniemam, że panna Granger bardzo tęskni za swoimi przyjaciółmi- rozległ się głos Dumbledora.
Harry i Ron jak na komendę obrócili się w kierunku starca.
Dyrektor przypatrywał im się z uwagę spod okularów połówek, nawijając na różdżkę koniec swojej długiej brody.
- Ale to...To przecież chore, to jej posłuszeństwo i...
- Hermiona rzeczywiście ma problem z właściwym poczuciem własnej wartości, szczególnie jeśli chodzi o stosunki z jej nową rodziną- odezwał się chłodno- Ale myślę, że wszystko jest kwestią czasu. Nie powinniśmy zbyt mocno w to ingerować.
- Panie dyrektorze! - przerwał mu Harry. - Przecież... Przecież my wszyscy się o nią troszczymy! Nie damy jej skrzywdzić! Nie będzie musiała być tak ślepo oddana i...
- Lucjusz i Narcyza dali Hermionie wybór- kontynuował Dumbledore, nie zważając na słowa Harrego. - Który podjęła. Owszem, nie bez trudu. Ale myślę, że raczej z przekonaniem.
- Czyli... Czyli MOGŁA? MOGŁA, a nie uciekła?! - dla Rona był to szok. Wybałuszył oczy na dyrektora i rozdziawił usta, na chwilę zapominając o tym, gdzie jest i z kim rozmawia - Ale...ale czemu? Ja rozumiem, gdyby ją przetrzymywali siłą, ale.. Ale nie skorzystać z TAKIEJ okazji powrotu do przyjaciół? To...Ona na pewno nie była sobą, może ją omamili, może jest pod imperiusem, może tak naprawdę tylko my możemy ją uratować?- zaczął wyrzucać z siebie słowo za słowem; zakrawało to już o panikę. Nie zwracał uwag na nawet na Harrego, który chcąc go uspokoić obdarzył go mocnym kuksańcem w żebra.
- Cóż... A może po prostu więź, o której pan wcześniej mówił, panie Weasley jak to zwykle bywa, działa w strony obie? - przerwał spokojnie Dumbledore, uśmiechając się w duchu pobłażliwie. Postanowił zignorować nieco impertynencki sposób bycia Ronalda. W końcu- to, co nim kierowało było godne podziwu.
Harry zaś spojrzał na przyjaciela ze zmarszczonymi brwiami- tak, że ten nie miał już praktycznie wyboru. Odetchnął i z wyraźnym ociąganiem wymruczał:
- No ok, ok.... Niech już będzie.

******

- Hermiona? Możemy pogadać?- odezwał się nieśmiało Ron.
Gryfonka poderwała się z miejsca, szczerze zaskoczona. Odkąd przybyli na uroczysty obiad na Grimmauld Place szczerze usiłowali unikać siebie nawzajem, co sprawiało jej wiele bólu . Teraz zaś, idąc za przyjaciółmi w ustronne miejsce, odczuła iskierkę nadziei. Może nareszcie się pogodzą?
- Słuchaj, głupio wyszło- zaczął Ron, a jego uszy poczerwieniały.
- Tak! Wiemy już, że to nie Malfoyowie cię tak strasznie skrzywdzili!- dodał Harry, omiatając smutnym spojrzeniem blizny na ciele dziewczyny. - I w ogóle...- odważył się spojrzeć przyjaciółce w oczy. - Jeśli naprawdę eee.... jesteś szczęśliwa... Z NIMI... TO chyba....eee...- miotał się.- To jest w porządku. Bardzo w porządku.
- Tak. Dopóki nie muszę nazywać Narcyzy "Ciocią", Lucjusza "Wujkiem", a Fretkę traktować jak brata... Jest ok- dodał Ron, dla rozładowania atmosfery.
Hermiona uśmiechnęła się nieobecnie, wpatrując się w przyjaciół w kompletnym milczeniu, a potem nagle objęła ich obu na raz, a z oczu pociekły jej łzy.
- Och, tak bardzo, bardzo mi was brakowało!- szlochała, przytulając ich mocniej. - Bez was jest tak pusto!
- My też tęskniliśmy, Hermiono!- bąknął Harry,oswobodziwszy się w końcu z jej objęć.
- No jasne! - dołączył żywo Ron. - Tylko pamiętaj! Żadnej "cioci" ani "wujka"!

**********

- I jak ci się podobała nasza wizyta?- zagadnął Hermionę Draco, gdy wieczorem znaleźli się ponownie w salonie Malfoy Manor. - Pogodziliście się z Potterem i Weasleyem, więc chyba było w porządku?
Hermiona lekko uśmiechnęła się, odczuwając w tamtej chwili przepełniające ją szczęście i poczucie, że nareszcie wszystko zaczyna jawić się w jaśniejszych barwach.
- Och, było cudownie! - wyszeptała, po czym grzecznie spuściła wzrok czując, że powinna powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy. - Tam, w Kwaterze Głównej jest absolutnie genialnie i mogłabym tam nawet spędzić wakacje! Ale wciąż podtrzymuję, że tutaj jest..- zaczerwieniła się lekko - ...Moje miejsce. -dokończyła cicho.
Lucjusz zaś prychnął w odpowiedzi, nie dając żonie ani synowi dojść do słowa.
- Możesz zapomnieć o jakichkolwiek wakacjach TAM- oświadczył tonem, nie znoszącym sprzeciwu. - Jeśli rzeczywiście chcesz wakacji, wybierz dowolne miejsce na świecie za wyjątkiem Grimmauld Place numer 12. O Kwaterze zapomnij, moja droga. A póki co, przygotuj nam proszę herbatę! - zakończył władczo.
Dopiero gdy speszona Hermiona opuściła pomieszczenie, omiótł wzrokiem zdumione twarze Narcyzy i Draco, i pospieszył z wyjaśnieniami:
- Ufam, że traktuje nasz dom jak swój i ani myśli się przeprowadzić, ale sami pomyślcie... Miesiąc w miejscu, gdzie wszyscy traktują ją jak księżniczkę! Ze zwykłej przezorności- lepiej nie ryzykować!

10 komentarzy:

  1. No i super! Długość w sam raz, wszytko piknie ;D Ale najlepszy Lucjusz-gentleman
    Zapraszam do mnie na nowy rozdzialik
    Verka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam do Ciebie prośbę. Czy mogłabyś mi wysłać po kolei części wariacji? Bo już się pogubiłam i nie wiem co gdzie jest :). Jeśli tak to proszę na maila. dramiona.dramione@o2.pl :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się podłączam pod prośbę! Mój email: z.ciastko @gmail.com
      Z góry bardzo dziękuję!
      Irytek

      Usuń
  3. Super! Czyżby to ostatnia część? ^^
    Wszystko słodko i genialnie czyli w sumie tak jak lubię :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacja! Te dialogi są niezwykłe. Fabuła inna, niż jakąkolwiek miałam okazję przeczytać. Bardzo podobał mi się ten moment z włosami.. nie wiem dlaczego, ale od razu musiałam się uśmiechnąć po tym sympatycznym komentarzu Narcyzy. Draco też świetny, taki opiekuńczy i żartobliwy ;) Hermiona jako tako mi się podobała, miła i sympatyczna dziewczyna. Ron jak zwykle mnie wkurza - chociaż muszę przyznać, że nie lubię go tylko w wersjach blogowych, bo w oryginale jest wspaniałym i dobrym przyjacielem.

    Bardzo mi się podobało.

    Zapraszam również do siebie: http://dramionedwaswiatystalysiejednoscia.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    Sunny ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Lucjusz na koniec - jaki tekst walnął ^^ widać, że się o nią troszczą...
    Mam prośbę :) nie zrobiłabyś może strony z listą i linkami do wszystkich części Twoich miniaturek? Bo czasem można się zgubić, zwłaszcza jak ja np. polecam Twojego bloga żeby sobie ludzie znaleźli taką a taką miniaturkę, to może być kłopotliwe :)
    (a tak w ogóle to czekam na Twój powrót na fanfiction.net ;) )
    Merill

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha- tekst Lucjusza też uwielbiam!
      Troszczą się o nią troszczą- nawet za bardzo, chociaż owy tekst nie był raczej z obawy, że ktoś ją skrzywdzi tylko coś w stylu "Niech tylko spróbują odebrać nam nasze maleństwo" XD

      Odnośnie listy i spisu treści- masz genialny pomysł, tylko nie wiem, czy będę w stanie. Może chciałabyś mi pomóc? :D

      Usuń
    2. Och, pomóc jak najbardziej :)

      Usuń
  6. Cudo:)
    Genialnie wszystko napisane.
    Lekko sie czytało i było milą odskocznią od rzeczywistości.
    Lucjusza reakcja rozśmieszyła mnie do łez.;)
    Takze dołączam się do prośby o całość Wariacji na lunamciabubu@gmail.com
    Z góry dziękuję ;)
    Życzę wiele weny ;) u czekam na kolejne rozdziały
    Lunamciabubu

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajne opowiadanie , chętnie czytam opowiadania w którym Malfoyowie mają ludzkie oblicza, miniaturki też świetnie ukazują zmiany charakteru ludzi szkoda ,że opowiadanie nie jest kontynuowane.Nie sądzę,że by było, bardzo żałuję.

    OdpowiedzUsuń