Cześć!
Druga część nieuchwytnej wariacji przed Wami. Proszę
bardzo, Kochana.
Dostałam dokładne instrukcje- mam nadzieję, że efekt Cię
zadowoli, bo dla mnie osobiście trochę brakuje.
Przy tym chciałam Kochane powiedzieć, że publikacja tego
stała się problematyczna (Ty, Moja Droga burę już dostałaś:P ), bo znalazłam starą miniaturkę, którą chciałam
Wam opublikować przy jakiejś specjalnej okazji. Mimo że owa miniaturka jest
inna, w nieco innej konwencji i ma nieco inny sens, również tematem jest
nieuleczalna choroba Miony. Co wprawia mnie w konfuzję, gdyż z jednej strony
głupio wstawiać dwie rzeczy dotyczące podobnych tematów, no a z drugiej
osobiście uważam, że tamta jest warta
uwagi. No ale nicJ
Na razie przed nami rozdziały i dokończenie naszych
wariacji miniaturkowych, które przypomnę, nie zawierają w sobie NIEUCHWYTNEGO -
za to NIEUCHWYTNE zawiera je (pierwsze skojarzenie- każdy kwadrat jest
prostokątem, ale nie każdy prostokąt jest kwadratem:P).
Taki misz masz mały, ale przecież Wy jesteście mądre i wspaniałe,
więc zrozumiecie!
Tak więc proszę.
Tak, wiem, że niezbyt udane, ale tak jak pisałam-
powstawało wedle ściśle określonych wytycznych.
A co!
Wasza
Mildredred
NIEUCHWYTNE 2
- Zrobiliśmy badania, które potwierdziły tylko nasze
przewidywania- oznajmił magomedyk, siadając za biurkiem i zdejmując okulary.
Narcyza
poczuła się słabo, a potem odnotowała, że Lucjusz zamknął swoją dłoń na jej
dłoni. Nie odważyła się jednak na niego spojrzeć.
W sumie powinna być na to przygotowana- informacja o
stanie Hermiony nie była dla niej nowością. Ale każda rozmowa z lekarzem
stanowiła iskrę nieuchwytnej nadziei, każdy wieczór zapalał ten drobny
promyczek, że może to tak naprawdę tylko koszmarny sen, że rano wszystko będzie
jak dawniej- przebudzi ją Lucjusz, wstający do pracy, potem wstanie ona, ujrzy
Hermionę, rozmawiającą z Draconem, która ukłoni jej się, zaparzy kawę i pośle
ten jej cudowny uśmiech, przepełniony szacunkiem i podziwem. Potem pozwoli na
to, by dzisiaj mała miała wolne i z uśmiechem będzie śledzić tą piękną Magię
pomiędzy jej synem, a Gryfonką.
Tymczasem słowa medyków czy realia poranków były
bezlitosne. Od dwóch tygodni tkwili w nieuchwytnym koszmarze, a ich całym
światem był chłodny korytarz w Świętym Mungu i sala, do której Draco prawieże
siłą przecież wprowadził ją po raz pierwszy.
Nie miała odwagi spojrzeć na Hermionę, gdy wiedziała już
to, co najgorsze- do czasu, gdy Draco- mały Draco, który przecież tak samo był
jeszcze dzieckiem, nie powiedział jej tego, o czym wolała nie myśleć.
Uświadomił jej fakty, a ona poczuła wstyd, gdy uświadomiła sobie, że
przedkładała je nad dobro Hermiony.
Więc poszła.
To była jedna z najtrudniejszych chwil w jej życiu.
Spojrzeć w oczy... SWOJEMU dziecku, które jest umierające. Udawać, że się nic
nie dzieje. Być silną, bo tak trzeba, bo jest się tą dorosłą... Bezradnie
patrząc, jak traci się jedną z najcenniejszych rzeczy... istot w swoim życiu.
Nie wytrzymała w momencie, gdy Hermiona poczuła się
zawstydzona. Zawstydzona pomocą, którą Narcyza jej udzielała. Uderzył ją fakt,
że wciąż myśli o sobie jako o tej „gorszej”. A przecież... A przecież zarówno
ona, jak i Lucjusz zrobiliby wszystko... Wszystko, by ją uratować.
Oczywiście, nie miała odwagi wyprowadzić jej z błędu.
Pamiętne „nie jesteś już naszą służącą. Ani niewolnicą. Ty jesteś naszą
miłością” zostało niewypowiedziane. Zamiast tego rzuciła kilka krzepiących,
nieuchwytnych słów i uciekła.
Każdy ma swoje granice wytrzymałości, a to, w czym pani
Malfoy tkwiła znacznie przekraczało te jej.
- Obawiam się, że nic nie możemy już dla niej zrobić- oznajmił
uzdrowiciel. – Przynajmniej w naszym ośrodku. Co do innych- nie jestem w stanie
Państwu powiedzieć... Z resztą jeśli już, byłoby to dość ryzykowne i na pewno
bardzo kosztowne. Niepotrzebny zachód zarówno dla Państwa, jak i innych
lekarzy... Nic pewnego, powiedziałbym- prawie nierealnego. Cóż, drodzy Państwo
Malfoy- złożył ze sobą palce obu rąk i spojrzał krzepiąco na zasoczonych
Narcyzę i Lucjusza. – Niech się Państwo tak bardzo tym nie przejmują... Jestem
pewien, że znajdą równie sumienną i pracowitą służącą, bo doprawdy, każda
przecież marzy o tym, by pracować w Państwa domu. Naprawdę, proszę spojrzeć na
to z innej strony... Są przypadki, kiedy taka choroba uderza w członka rodziny.
- Jakim prawem?! – nie wytrzymała wzburzona Narcyza.
Jej oczy patrzyły przenikliwie na zaskoczonego
magomedyka- kryły sobie niedowierzanie zmieszane z niemą wściekłością i odrazą.
Dawno już nie odczuwała takiej wściekłości.
– Jakim prawem... Jakim prawem selekcjonuje pan w ten
sposób swoich pacjentów?!! To jeszcze dziecko, a pan traktuje ją jak... jak
jakąś gorszą kategorię! Jakim prawem zwraca pan uwagę na stan społeczny?! –
wyrwała się Lucjuszowi i podniosła zamaszyście z krzesła, przewracjąc je na
ziemię. Nie zwróciła na to uwagi. Teraz już krzyczała i gdyby nie zaklęcie
wyciszające, rzucone na gabinet, słychać by ją było w całym szpitalu. - Hermiona
nie jest żadną niewolnicą, a nawet gdyby była, to nie jest sprawa uzdrowiciela!
Czy pan w ogóle jest człowiekiem?! Skoro naprawdę widać
nie możecie jej pomóc, zabieramy ją. Zdrowsze dla niej będzie towarzystwo
RODZINY w miejscu, które nazywa swoim domem!!
Magomedyk był w szoku. Podobnie jak Lucjusz, ale jego
zaskoczeie trwało tylko chwilę. Również się podniósł, stając obok żony.
Obdarzył lekarza najbardziej pogardliwym spojrzeniem, na jakie kiedykolwiek się
zdobył i wysyczał przenikliwie:
- Radziłbym się pakować z twojego pięknego gabinetu.
Zdaje mi się, że już nigdy nie będziesz miał okazji „leczyć” żanego pacjenta...
Po czym objął Narcyzę w pasie i skierował się do wyjścia,
machnięciem różdżki zrzucając na ziemię dyplom ukończenia magomedycyny. – Nie
zasługujesz na to- rzucił na odchodne.
A Narcyza odwróciła się jeszcze i oznajmiła cicho:
- Zadziwiające, jak smutne musi być twoje życie, że nie
pojmujesz tak prostej rzeczy. Naprawdę, tylko ci współczuć, że nigdy nie
poczułeś tego, jak wspaniale jest móc prawdziwie kochać swoich bliskich.
I wyszli, zostawiając „uzdrowiciela” w zupełnym
zaskoczeniu.
****
- Tylko nie waż się sprzątać! – mruknął Lucjusz.
Właśnie wrócili z Hermioną ze szpitala- od pamiętnej
rozmowy z uzdrowicielem nie minęła nawet godzina.
Radość Gryfonki z ujrzenia Lucjusza u siebie w sali i
ponownej wizyty Narcyzy przyćmiła zaskoczenie z powodu tak nagłej informacji o
konieczności natychmiastowego opuszczenia szpitala. Również dla Dracona,
spędzającego jak zwykle z nią całe popołudnie, tak szybka decyzja była szokiem.
Hermiona została więc przyprowadzona z powrotem do Malfoy
Manor tak, jak powiedziała to jej Narcyza podczas pierwszej wizyty. I również
tak jak powiedziała- było to niedługo od tamtej chwili.
Teraz więc pani Malfoy również mając w pamięci to, co wówczas obiecała swojej
podopiecznej patrzyła to na nią to na Lucjusza z nieodgadnioną miną.W końcu
westchnęła tetralnie. Puściła rękę Hermiony, za którą prowadziła Gryfonkę przez
całą drogę powrotną ze szpitala i podeszła do swojego męża.
- Ech, w porządku, mała Hermiono... Możesz EWENTUALNIE
nakryć do stołu- łaskawie zgodziła się.
- Dla czterech osób!- wtrącił Draco, wiedząc, że znając
Hermionę to nie jest takie pewne.
Lucjusz już miał kategorycznie zaprzeczyć i powiedzieć,
co o tym wszystkim myśli, ale w porę powstrzymał się.
- No dobrze- skapitulował, po czym wycelował w nią palcem.
–Ale nie waż się zmywać!
- Właśnie! – podchwyciła Narcyza. – Udzieliliśmy ci pozwolenia na
przygotowanie do posiłku. Na więcej nie licz. Masz się słuchać!
Draco pokiwał z politowaniem głową.
- No i nie masz wyboru, Mioniu- szepnął, ujmując ją za
rękę. – Znasz ich bardzo dobrze, zdania nie zmienią. Dostosuj się...
- Och... Dobrze...Dobrze, proszę Państwa.... – uległa
Hermiona, rumieniąc się ze wstydu, po czym skłoniła się posłusznie przed
Narcyzą i Lucjuszem.
Pani Malfoy zaś w odpowiedzi na ten gest założyła ręce
na piersi i zrezygnowana pokręciła z politowaniem głową.
****
- Prawda jest taka, że są bardziej dojrzali od na obu-
wyszeptała Narcyza, wtulając głowę w ramię Lucjusza.
Poczuł niespodziewane ciepło w okolicy serca i zaczął
gładzić lśniące blond loki. Udało mu się wyswobodzić kilka z idealnego
ułożenia, co zaburzyło perfekcyjną ich harmonię. Chwila nieuchwytnego
wytchnienia od codziennych koszmarów.
- Nie, Narcyzo... – odezwał się- sam niewiedział czemu.
Może dlatego, że mimo iż nieuchwytny lęk ściskał jego serce, pragnął być z
ukochaną szczery. Jak zawsze. To pozostawało niezmienne. – Są bardziej
beztroscy i potrafią cieszyć się sobą, nawet kiedy nasze serca przepełnia
strach. Ale nie są dojrzalsi. Tak jak mówiłaś, to tylko dzieci. Jednak mają tą
nieuchwytną umiejętność do czerpania szczęścia tam, gdzie jest miejsce na ból i
łzy. Ty też ją masz, najdroższa— dotknął wargami jej zimnych, zapłakanych ust. –
Tylko teraz spotkało nas za dużo cierpienia...
Narcyza biernie pozwalała na wszystko, co robił jej mąż,
mając tą cudowną, nieuchwytną świadomość, że wreszcie nie musi maskować
rozpaczy. Jednocześnie, chciała być silna. Przecież to wszystko nie mogło się
tak skończyć!
- Nie pozwolę! Musi być...
- Narcyzo..
- Zrobię wszystko, wszystko...
- Narcyzo...
- Nie uciszaj mnie! – krzyknęła nagle- tak, że aż sam
Lucjusz wzdrygnął się mimowolnie. W oczach Narcyzy kryła się wściekłość i
determinacja, jakiej Lucjusz dawno u niej nie widział. Od czasu choroby
Hermiony często płakała, jeszcze częściej nie w ogóle nic nie mówiła, żyjąc
zdaje się w swoim świecie. Było to dla niego niezwykle bolesne- z dnia na dzień
czuł, że traci dwie najważniejsze kobiety w jego życiu. Teraz jednak w postawie
żony było coś budzącego lęk – choć w nieco inym sensie niż na ogół. Doprawdy
nikt przy zdrowych zmysłach nie wchodziłby w tym momencie pani Malfoy w drogę.
Z oczu ciskała gromy, zmarszczki idealnie rzeźbiły jesj idealną twarz, czyniąć
ją paradoksalnie jeszcze bardziej idealną. Z całej jej postawy płynęła
niespotykana, miażdżąca siła. Perfekcyjnie, nienaturalnie wręcz piękna i
upiorna zarazem arystokratka. Bez
wątpienia, nie wachałaby się ani chwili przed jakąkolwiek działalnością, by
dopiąć celu. Rzeczywiście- w słowach, jakie wypowiadała kryło się sto procent
prawdy - MUSI BYĆ jakaś metoda leczenia! I przysięgam, że choćbym miała
zaprzedać duszę diabłu, uratuję ją! – wyszeptała.
Nieuchwytny chłód i moc tych słów zawirowały w powietrzu
i poniosły się hen, daleko, muskając blade policzki śpiącej w pokojuobok
Hermiony i wylatując przez uchylone okno, by unieść się i zanieść to
desperackie zapewnienie pani- władczyni magicznego świata wysoko aż do
bezlitosych gwiazd, które obojętnie trwają na sklepieniu od miliardów lat,
wysłuchując setek tysięcy podobnych błagań, zaklinań, gróźb i ultimatów. I tylko dla niektórych z tych marzeń robią
wyjątek i godzą się przemienić nieuchwytne, zapisane nam bezlitośnie koleje
losu.
**********
Jednym z
najpodlejszych rzeczy, jakie człowiek może doświadczyć, jest patrzenie na
cierpienie osób bliskich i świadomość, że nie można nic samemu zrobić, by im
pomóc. Nawet nie chodzi o fakt, że to, co kiedyś ktoś wykonywał bez problemu
stało się nieosiągalnym sukcesem. Najgorsze ze wszystkiego jest to nieuchwytne
uczucie bezsilności.
Podobna sytuacja
spotkała rodzinę Malfoyów. Hermiona słabła z dnia na dzień, Draco spędzał przy
niej każdą sekundę, a Lucjusz znikał na całe dnie, poszukując sposobów ratunku.
- Tak bardzo, bardzo jestem z ciebie dumna- wyszeptała pewnego dnia Narcyza, gdy podawała jej eliksir.
Eliksir, który tak naprawdę nie mógł w żaden sposób pomóc. Istniała tylko nadzieja, że może opóźnić- i to przesądziło sprawę.
Cierpienie, które wiązało się z przyjmowaniem eliksiru stało się współmierne z cierpieniem Narcyzy, kiedy musiała patrzeć na łzy bólu, spływające po twarzy Hermiony.
- Nie smuć się, pani. Proszę- wyszeptała w odpowiedzi dziewczyna.
Arystokratka kiwnęła głową. Tak się jakoś stało, że nie zdołała powstrzymać nieuchwytnych słów, które wyszły jej z ust.
- Nie potrafię, moja droga.
Poczuła w dłoniach małe ręce Gryfonki.
- Nigdy nic nie wiadomo- oznajmiła słabo.
A Narcyza po raz kolejny przypomniała sobie syna:
"Ona potrzebuje mamy.."
Spojrzała na jeszcze raz na tę swoją małą, kochaną dziewczynkę i pozwoliła, by oczy zaszły jej łzami. Odgarnęła jej z twarzy kasztanowe kosmyki i bezgłośnie wypowiedziała to, co nieuchwytnie wciąż tkwiło w jej sercu, a czego jeszcze nigdy nieodważyła się wyznać jej na głos.
" Kocham Cię."
Już miała nadzieję, że Hermiona nieodnotowała ów faktu. Byłoby lepiej. Jednakże...
- Też cię kocham, pani- dobiegł ją głos podopiecznej.
A potem Narcyza spędziła długie godziny, leżąc tuż obok Hermiony i głaszcząc jej włosy- zupełnie jak matka. Starała się przełamywać swój nieuchwytny lęk, jednak w najgorszy przestach wpędzały ją wciąż dźwięczące w głowie słowa jej synka- „będziesz żałować”. Starał się nie skupiać na myślach o momentach w przyszłości, tym co będzie PO. W niejaką konfuzję wprawiał ją fakt, że Hermiona wciąż czuła do niej chorobliwy wręcz respekt i przestrach. Mogłoby się wydawać, że to ułatwi sprawę- nic bardziej mylnego. Niektórzy posunęliby się nawet do stwierdzenia, że cała sytuacja sprawę utrudnia. Ciężej było przytulić, ucałować, ściskać za rękę, kiedy choroba dawała o sobie znać. Niemniej takie działania były niezbędne- tak jak powiedział Draco. Hermiona niewątpliwie tego potrzebowała, a Narcyza szybko zdała sobie sprawę, że mimo iż fakt, iż Gryfonka jest obcą osobą i kontakty nigdy nie będą takie, jak do swojego dziecka- to tak naprawdę nie mogłaby czuć się bardziej zdołowana, gdyby mała była ich biologiczną córką.
- Tak bardzo, bardzo jestem z ciebie dumna- wyszeptała pewnego dnia Narcyza, gdy podawała jej eliksir.
Eliksir, który tak naprawdę nie mógł w żaden sposób pomóc. Istniała tylko nadzieja, że może opóźnić- i to przesądziło sprawę.
Cierpienie, które wiązało się z przyjmowaniem eliksiru stało się współmierne z cierpieniem Narcyzy, kiedy musiała patrzeć na łzy bólu, spływające po twarzy Hermiony.
- Nie smuć się, pani. Proszę- wyszeptała w odpowiedzi dziewczyna.
Arystokratka kiwnęła głową. Tak się jakoś stało, że nie zdołała powstrzymać nieuchwytnych słów, które wyszły jej z ust.
- Nie potrafię, moja droga.
Poczuła w dłoniach małe ręce Gryfonki.
- Nigdy nic nie wiadomo- oznajmiła słabo.
A Narcyza po raz kolejny przypomniała sobie syna:
"Ona potrzebuje mamy.."
Spojrzała na jeszcze raz na tę swoją małą, kochaną dziewczynkę i pozwoliła, by oczy zaszły jej łzami. Odgarnęła jej z twarzy kasztanowe kosmyki i bezgłośnie wypowiedziała to, co nieuchwytnie wciąż tkwiło w jej sercu, a czego jeszcze nigdy nieodważyła się wyznać jej na głos.
" Kocham Cię."
Już miała nadzieję, że Hermiona nieodnotowała ów faktu. Byłoby lepiej. Jednakże...
- Też cię kocham, pani- dobiegł ją głos podopiecznej.
A potem Narcyza spędziła długie godziny, leżąc tuż obok Hermiony i głaszcząc jej włosy- zupełnie jak matka. Starała się przełamywać swój nieuchwytny lęk, jednak w najgorszy przestach wpędzały ją wciąż dźwięczące w głowie słowa jej synka- „będziesz żałować”. Starał się nie skupiać na myślach o momentach w przyszłości, tym co będzie PO. W niejaką konfuzję wprawiał ją fakt, że Hermiona wciąż czuła do niej chorobliwy wręcz respekt i przestrach. Mogłoby się wydawać, że to ułatwi sprawę- nic bardziej mylnego. Niektórzy posunęliby się nawet do stwierdzenia, że cała sytuacja sprawę utrudnia. Ciężej było przytulić, ucałować, ściskać za rękę, kiedy choroba dawała o sobie znać. Niemniej takie działania były niezbędne- tak jak powiedział Draco. Hermiona niewątpliwie tego potrzebowała, a Narcyza szybko zdała sobie sprawę, że mimo iż fakt, iż Gryfonka jest obcą osobą i kontakty nigdy nie będą takie, jak do swojego dziecka- to tak naprawdę nie mogłaby czuć się bardziej zdołowana, gdyby mała była ich biologiczną córką.
Przecież inne nie
znaczy gorsze. Skłonienie głowy nie oznacza braku potrzeby płaczu z bólu w
ramionach kogoś dorosłego. Pełne szacunku tytuły nie są równoznaczne z brakiem
miłości w spojrzeniu.
Draco również
zauważył to i zaakceptował. Dwoje młodych ludzi wytworzyli między sobą
specyficzną, nieuchwytną więź i żadne z nich niewyobrażało sobie, że
kiedykolwiek może być inaczej. Potrzebowali siebie nawzajem. Miłość, jaką
darzyli była niepodobna do uczuca, jakim darzą się piętnastolatkowie. Może
przez doświadczenie, może przez okoliczności, może przez dojrzałość.
Nie była też
podobna do żadnej miłości rodem z książek, czy mugolskich filmów.
Bo to był
prawdziwy świat.
A jedyną
nieuchwytną prawdą było to, że się kochali. Bo przecież w prawdziwym znaczeniu
słowa „Miłość” zawiera się wszystko, co nieuchwytnie piękne.
I nie trzeba
więcej używać żadnych zbędnych słów, bo to zbyteczne. Przecież słowa są zbyt
zwyczajne, by opisać magię.
****
- Hermiona?
- Draco!
Ślizgon podszedł
do dziewczyny i pocałował ją lekko w czoło.
- W porządku? Nic
ci nie trzeba?
Obdarzyła go
ślicznym uśmiechem.
- Nic, Draco...
- To dobrze- wsunął
się do jej łóżka i począł gładzić po włosach.
- Tak bardzo,
bardzo mi tu dobrze- wyszeptała, rozkoszując się tą delikatną pieszczotą.
Spojrzał na nią
uważnie.
- To twój dom,
Mioniu. Masz się tu czuć jak najlepiej!
- Państwo
konsekwentnie kontrolują moje sprzątanie...
Draco zaśmiał się
cicho.
- Oj Hermionko,
Hermionko- zacmokał. – Pewnie jesteś niepocieszona, hmm? – zmierzwił jej włosy.
- Cóż, troszkę
dziwnie się czuję- przyznała. – Ale w sumie wypadałoby się podporządkować.
- Znam ich trochę
dłużej. Jak się na coś tak zawzięli, to żadna siła ich nie odwiedzie- stwierził
Ślizgon.
Hermiona
westchnęła i przymknęła oczy.
- Uwielbiam was-
wyszeptała. Absolutnie uwielbiam was wszystkich!
Mocniej ją
przytulił, czując jak nieuchwytna obręcz ściska jego serce.
- To się dobrze
składa. Bo my uwielbiamy ciebie...
- Myślisz, że to
wszystko jest możliwe? – zapytała nagle. – Wiesz, szczerze jestem szczęśliwa.
Mam teraz wszystko i nie patrzę na przyszłość, bo jawi się w czarnych barwach.
Ale z drugiej strony- będzie, co ma być. Więc staram się żyć chwilą- a teraz...
Teraz czuję nieuchwytną radość.
- Jesteś wśród
bliskich- odpowiedział po chwili namysłu. – Dla nas to również wielkie
szczęście. Tak, jak kiedyś powiedziała moja mama- wszyscy bardzo się cieszymy,
że tu jesteś. Ale... ale... – urwał. Nie mógł sprecyzować tego co czuje, nie
mógł wyrazić tego nieuchwytnego lęku, który paradoksalnie współgrał z niewysłowionym
szczęściem- niczym dwie, upiorne nici wiążące się ze sobą, tworzące razem
najróżniejsze demoniczne struktury, zaróżowiające policzki i wyciskające z serca
to wszystko, co nieuchwytnie niewysłowione.
- Draco, ja
zawsze z wami będę. Nie opuszczę was na krok, nigdy. Obiecuję- dobiegł go
jeszcze szept Hermiony.
W tych kilku
słowach kryła się cała szczerość i siła jej serca.
A po chwili oboje
pogrążyli się w miarowym, spokojnym śnie, pozwalając nieuchwytnym marzeniom
malować wspólną, magiczną przyszłość.
*************
Lucjusz pojawił
się w kominku i machnięciem różdżki zatrzasnął drzwi salonu.
Wyrwał przy tym z
zamyślenia Narcyzę, która nieuchwytny lęk i rozpacz starała się zagłuszyć
czytaną książką.
W jego spojrzeniu
kryło się coś dziwnego.
Nie trzeba było
wiele słów. W końcu byli dla siebie stworzeni. Byli jednością, a to znacznie
ułatwiało sprawę.
Wystarczyło
jedno, jedyne zdanie.
- Medycy z
Brazylii powiedzieli, że jest szansa- wyszeptał w końcu.
A otem zrobiło
się bardzo ciemno.
A nieuchwytna
nadzieja muskała serca wyniosłych arystokratów przez całą bezsenną noc,
spędzoną na dzieleniu się wzajemną bliskością.
*********
Hermiona
siedziała na fotelu w wielkim ogrodzie Malfoyów, trzymając głowę
na ramieniu Draco, dłoń ukrytą w jego dłoni na jego kolanie i swoje chore serce
w sercu jego oraz jego rodziców, siedzących tuż obok.
Byli razem, we
czwórkę i starali się chłonąć całymi postawami nadzwyczajną, nieuchwytną magię
tej chwili- bez różdżek, bez zaklęć, bez magii.
Kiedy Lucjusz
przyniósł Hermionę z jej pokoju na huśtawkę- do ogrodu, który tak uwielbiała,
spodziewane łzy zastąpił szczery śmiech i nadzieja.
Wielki,
nieuchwytny ból, który krył się u każdego został przyćmiony przez czyste
szczęście z tej jednej, jedynej chwili- być może ostatniej.
Już jutro. Już
jutro zaprowadzą Hermionę do Kliniki imienia Swirla Mancjusza, jedynego
miejsca, gdzie istnieje cień szansy na uratowanie. Szansy, której magomedycy
nie potrafią ocenić. Może.
Może, może, może.
Może się uda,
może już nigdy więcej się nie obudzi.
Nie wróci z nimi
do domu.
Nie będzie już
tej chorobliwej obsesji na punkcie sprzątania, od którego musieli ją odganiać.
Nie będą musieli
się już troszczyć o to, by chodziła spać o ludzkich porach i nie wspinała się
na postawione na siebie cztery krzesła, by posprzątaćcgórne regały.
Nie będzie już
tego uśmiechu, tych wielkich brązowych oczu, które przemieniły zarozumiałego,
egocentrycznego piętnastolatka w
czułego, wyrozumiałego chłopaka, a zimnej i apodyktycznej Narcyzie
przypomniały, że przecież tak naprawdę jest dobrym człowiekiem.
Może.
A może wszystko
się powiedzie. Może będą mogli odprowadzić dwójkę swoich dzieci na peron w dniu
pierwszego września.
Może los podaruje
im dziesiątki wspólnych świąt, bali i podobnych wieczorów.
Może będą mogli
jeszce nie raz wściekać się na Hermionę, że znowu przedkłada zamiecenie
gabinetu nad swoje samopoczucie i dawać do zrozumienia, że naprawdę ona jest
dla nich dużo, dużo ważniejsza niż czystość salonu.
Może będą mogli
wysłuchiwać jeszcze nieraz tych pełnych szacunku i oddania słów Hermiony i dawać
jej do zrozumienia, że naprawdę, nie musi się ich już bać.
Może Dracon
będzie mógł mieć ją już na stałe, dzielić jej nieuchwytne smutki i radości,
oddać się jej całkowicie.
Może los pozwoli
na to, by jego świat stał się światem jej, i by wspólne istnienie nabrało niespotykanego
sensu.
Może.
*********
Szybko, szybko,
szybko.
Igła, wenflon,
rurka. Wkłuj, przesuń. Dalej.
Hermiona poczuła
szarpnięcie, a potem obce twarze, pochylone nad jej łóżkiem. Nieuchwytny lęk
gdzieś wyparował- teraz był tylko spokój. Załpała swojego Draco za serce i
czuła, że przepełnia ją wspaniały czar. Nie było już żadnych zmartwień. Mogła
tańczyć ze swoim ukochanym, wirować wciąż w kółko i kółko, a przepiękna muzyka-
kakofonia dźwięków i uczuć splatała się z ich myślami, tworząc przedziwne,
powalające swą prostotą i niezwykłością zarazem kształtyy.
Nic się nie
liczyło- ani czas, ani godzina.
Tylko ten taniec-
bo trzeba być tu i teraz.
Obawa, strach,
euforia, smutek- bezpowrotnie odeszły, zmiecione przez gwiazdy, wytwarzające
się wysoko ponad ich zasięgiem widzeia. Gwiazdy, z których każda symbolizowała
marzenia, nieuchwytne twory, będące ich własnością.
Wszystko stało
się bardzoszybko, albo w nieskończoność. Niewielka różnica.
A potem pojawiły
się wizje, a Hermiona niewiedziała już, co jest prawdą, a co złudzeniem.
Wszystko było częścią jej, a przy tym ona także się w tym zawierała.
Niesprecyzowane
majaki pęziły przed jej oczami, ale ona się nie bała. Miała swoje oparcie.
********
- Hermiona! –
Draco przypadł do niej w mgnienu oka. – Był jeszcze bledszy niż zwykle, ale
jego spojrzenie błyszczało.
Wpatrywał się w
zmęczoną twarz niczym w zjawisko. Pochylił się, by ucałować ją w usta.
Cały stres, który
kumulował się przez ostatnie tygodnie wyparował, a jednocześnie tak trudno było
zdać sobie sprawę, że na nowo jest dobrze. Teraz wystarczą tyko godziny
wypoczynku.
Zaraz pojawili
się państwo Malfoy i już mogli wspólnie cieszyć się z odzyskanego szczęścia,
które leżało już teraz w ich zasięgu.
Po tym koszmarze,
łzach i nieuchwytnym bólu przyszedł czas na spokój, pocałunki składane na
rękach uzdrowiciela, który przywrócił jej zdrowie, spokojne, miarowe tętno,
śliczne uśmiechy podczas ożywczego snu.
Ale przede
wszystkim Miłość, w każdym możliwym wydaniu- Miłość, która pokonywała najgorsze
horrory.
I którą w tamtym
momencie mogło poczuć i uchwycić każde z nich.
Szał ! Jesteś najlepsza kochana ;***
OdpowiedzUsuńdziękuję:) Uznałam jednak, że jeszcze czegoś brakuje i właśnie dopisałam kawałek, i zaktualizowałam. Teraz jest bardziej ckliwie, ale to "Kocham Cię" było potrzebne...
UsuńMiło mi, że Ci się podobało :)
Ach ! Piękne <3 A szczególnie końcówka <3
OdpowiedzUsuńdziękuję:) Uznałam jednak, że jeszcze czegoś brakuje i właśnie dopisałam kawałek, i zaktualizowałam. Teraz jest bardziej ckliwie, ale to "Kocham Cię" było potrzebne...
UsuńMiło mi, że Ci się podobało :)
O tak, faktycznie <3
UsuńZapraszam przy okazji do siebie na rozdział ! <3
Mimo drobnych bledow, perfekcyjne.:)
OdpowiedzUsuńUrocze :) jejku, naprawdę!
OdpowiedzUsuńMOJA KOŁDRA JEST CAŁA ZASMARKANA. ŻĄDAM ODSZKODOWANIA!!!
OdpowiedzUsuńA tak na serio - jak Ty możesz tak cudownie pisać? Za każdym razem jak coś takiego piszesz, płaczę :/
Aha, i daj tą miniaturkę, o której wspominałaś na początku! Ja to chcę przeczytać!!!!11
I poza tym - pisz rozdział! Ja chcę rodział!! :>
Pozdrowionka,
KK
Ps. Będzie jeszcze jedna część? <:
Najlepszą wiadomość dla Ciebie jest taka, że się popłakałam :D
OdpowiedzUsuńJednym słowem PIĘKNA
pozdrawiam
i zapraszam do siebie na 15 rozdział
dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
.
OdpowiedzUsuńPo raz 3 piszę ten komentarz, bo poprzednie usuwały mi się w trakcie pisania, wiec to już nie będzie to samo.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - błędy, błędy i jeszcze raz błędy. Znajdź betę i nie publikuj tekstów niepoprawionych. Jeśli jednak tak bardzo chcesz wstawić niebetowany tekst, przeczytaj go chociaż i sama popraw (wiem, że łatwiej zauważyć cudze błędy niż własne, ale bez przesady). Chciałbym również wyprowadzić Cię z błędu - spację piszemy przed i po myślniku, tak jest poprawnie i tak lepiej wygląda (specjalnie się upewniałam).
Wracając do miniaturki - pierwsza część wyszła Ci zdecydowanie lepiej, jest ciekawa, bardziej nieprzewidywalna i jakby bardziej dopracowana. W tej części brakuje mi tego "czegoś" i można przewidzieć co stanie się dalej (tak swoją drogą, nie widzę sensu w publikacji czegoś, co nie do końca podoba się autorowi). Wiem, że otrzymałaś szczegółowy opis jak ma to wszystko wyglądać, ale przyzwyczaiłaś swoich stałych czytelników do schematu Twoich niekanonicznych Malfoy'ów, przez co można było przewidzieć, że Hermiona nie umrze, ale gdybyś dodała więcej elementów trzymających w napięciu i gdyby Granger ostatecznie umarła, mimo "wyleczenia" z choroby (mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi) to moim zdaniem stworzyłaś ciekawszą miniaturkę. Ale to moje zdanie. Kolejna sprawa - ciągłe powtarzanie się słowa "nieuchwytne". Wiem, że taki jest tytuł i dlatego tak często go używała, ale o ile w pierwszej części nie było go za dużo, wręcz pasowało idealnie, to w tej części jest go stanowczo za dużo i mniej więcej od połowy tekstu trafienie na kolejną, nieuchwytną rzecz staje się denerwujące.
Więcej zastrzeżeń do miniaturki nie mam, ale już dawno zawiodłam się na tym, że wolisz publikować kolejną miniaturkę niż rozdział. Rozumiem dodawanie tematycznych miniaturek z jakiejś okazji, ale Ty dodajesz ich za dużo, odsuwając główną historię na dalszy plan. Przez taki chaos utrudniasz czytelnikowi zrozumienie napisanego tekstu, a czytając na zmianę rozdział i kilka miniaturek czytelnik gubi się w tym co, gdzie się wydarzyło i na czym skończyła się ostatnia część. Częstsze dodawanie nowych rozdziałów i kończenie 1 miniaturki przed rozpoczęciem 2 + dodawanie ich w większych odstępach czasowych, moim zdaniem rozwiązałoby ten problem.
Mam nadzieję, że nie potraktujesz mojego komentarza jako hejt, bo nim nie jest. To jest tylko i wyłącznie moje zdanie i to Twój wybór, czy skorzystasz z moich rad, czy nie. Nikt Ci tego nie każe.
Życzę dużo weny i pamiętaj, lepiej poczekać z publikacją jakiegokolwiek tekstu i dopracować go do końca, tak, żeby odpowiadał autorowi niż dodać coś wcześniej i w międzyczasie poprawiać, bo tak zdobędziesz więcej czytelników. :)
Pozdrawiam i jeszcze raz życzę dużo weny, Myszatkowa.
Kochana, oczywiscie, ze nietraktuje tego za hejt. Kazdy ma prawo do swojego zdania!
OdpowiedzUsuńCo do bledow- zgadzam sie z Toba w zupelnosci!
Co do fabuly- coz, szczerze powiem, ze w "Nieuchwytnych" fabula i element zaskoczenia byly najmniej istotne. Od poczatku wiadomo bylo, co sie wydarzy. Chodzilo o cos innego. Pokazanie tego, jak bardzo latwo mozna cos stracic. Pokazanie okrucienstwa swiata i tego, ze zwykle wplecione jest w inne wydarzenia tak, ze nawet sie go nie zauwaza.
Najgorszy ze wszystkiego jest fakt, ze tutaj bylo bardzo malo fikcji.
Choroba, postawa magomedyka i zachowania postaci... To zdarzylo sie naprawde. Oczywiscie, nie do konca w tych slowach... Ale to byly wydarzenia, ktore wykroczyly poza swiat zmyslony.
I to jest najbardziej okrutne.
Na moim blogu scorose nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńZapraszam cieplutko:
http://scorose-our-senior-year.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWięc zacznę od tego. Zgadzam się z Myszakową - Twoje błędy rozbrajają. (nie bierz tego do siebie, po prostu jestem przewrażliwiona :P)
OdpowiedzUsuńCo do fabuły też ma trochę racji, ale po przeczytaniu Twojego komentarza uważam, że faktycznie, chyba w tej miniaturce ważniejsze jest ukazanie tej łatwości straty, która w życiu istnieje. Tym bardziej, chyba nie zniosłabym, gdyby kochana Mionka umarła. Ale Myszatkowa ma też rację w częstotliwości miniaturek a rozdziałów - na razie pisz rozdział, potem zajmij się miniaturką, bo ja tu umieram z niecierpliwości, kochana <3 Bądź co bądź, dodam Cię do polecanych u siebie. :*
Weny
~Inka
Tak btw, zapraszam na 4 rozdział u siebie. <3 Będzie się działo.
http://dramioneisall4me.blogspot.com/
Popłakałam się to było piękne
OdpowiedzUsuńBłedy sie nie liczą tylko talent do pisania tych arcydzieł.
Piszesz tak że człowiek czytając twoje wariacje czuję się tak jakby przeżywał wszystko z bohaterami
Poprostu piękno w swej prostocie
Ależ mi się zebrało za komplementy.Nieuchwytni było miłą odskocznią od całego opowiadania.
Weny
Świetne!!!
OdpowiedzUsuńAle, muszę się zgodzić... błędy. Jak tam beta?