No i nastał w końcu ten dzień, kiedy w metryczce mildredred przybyła jedna cyferka. Metryczka już zakurzona i powoli zaczyna przypominać metryczkę dinozaura. Czy wypada mi pisać jeszcze dramione? Nie wiem. Nawet jak nie, to trudno. W końcu zawsze byłam dziwna. Teraz więc siedzę sobie sama jak palec 200 km od domu i udaję, że się uczę. Ale dziś jak nie mam towarzystwa, to chociaż wolne mogę sobie zrobić, prawda?
Mam dla Was coś dziwnego. Wiem, to nie rozdział, ani nawet nie miniaturka. Wolna wariacja. Czytałyście Carrie? A może oglądałyście?
To już wiecie, skąd pomysł. Za wiele dramione nie ma, ale jest za to zupełnie inny przebieg spotkania w Malfoy Manor, znanego z siódmej części HP.
Tak więc macie tutaj to, co macie- niecnie wykorzystując fakt, iż ten jeden, jedyny raz w roku mogę dodać notkę pod swój schizowy umysł i weźmiecie na to poprawkę, prawda?
Wasze zdrowie i zdrowie moje! Enjoy!
„Wszyscy z wyjątkiem szlamy!” zaskrzeczała
Bellatrix.
Usłyszałam
wrzask Ronalda. To było takie słodkie… Nie łudziłam się jednak, że protest coś
wskóra.
„Myśl, myśl”- powtarzałam sobie w głowie.
Denerwowałam się, przyznaje. Teraz już ujawnienie mojej tajemnicy było
nieuniknione.
Poczułam rozchodzące się po ciele gorąco, a
następnie minimalnie drgający pod moimi stopami miękki dywan. Oho- zaczyna
się...
- Skąd to masz, szlamo!?- zaczęła Bellatrx.
Celując wie mnie różdżkę.
- Z…znaleźliśmy… - odpowiedziałam niepewnie,
wiedząc że na nic się to niezda.
Kątem oka zauważyłam troje Malfoyów,
przypatrujących się scenie z obojętnością.
Och, sam ich widok działał mi na nerwy. Podli,
zarozumiali, egocentryczni.
„Opanuj się, nie wolno ci ukazywać uczuć…”
powtarzałam sobie jak mantrę.
„SKĄD TO MACIE?! NIE KŁAM!!!!” – wydarła się
Bella.
Spojrzałam na nią nienawistnie. Och, jak ja
wtedy nienawidziłam jej i wszystkich mnie otaczających. To było aż
niewiarygodne…
- CRUCIO! – usłyszałam wrzask Bellatrix.
Agonia.
Ogień. Krew, dużo krwi. Ból, tak straszny, przerażający… Przez chwilę nie
wiedziałam, co się dzieje. To było nieopisane, to było… Nie, nie mogłam znaleźć
słów by to ująć.
- PRZESTAŃ!!!- ryknęłam
Bellatrix odrzuciło przez całą szerokość
komnaty- wystarczył jeden lekki ruch ręki.
Wtedy po raz pierwszy wpadłam w furię.
Kątem oka widziałam, jak obrazy z hukiem
spadają ze ścian. Bellatrix zaczęła się podnosić spod ściany- nie pozwoliłam
jej na to- stojąca obok zbroja przewróciła się na nią. Widziałam jak sztylet
wbija się w jej skórę- a gdy pył opadł zauważyłam, że kobieta ma zamknięte oczy
i leży porzucona niczym szmaciana lalka- jednak prawdopodobnie żyła, straciła
tylko przytomność.
To wszystko działo się w ułamki sekund.
- NIGDY WIĘCEJ NIKT MA MNIE TAK NIE NAZYWAĆ! - wrzasnęłam. Skończyłam już z Bellatrix-
teraz przyszła kolej na Malfoyów.
Obrazy i rozmaite przedmioty śmigały po
pomieszczeniu, a ja obróciłam się wściekle do trójki arystokratów.
Teraz już było za późno na odwrót. I tak
wszyscy dowiedzieli się o moich telekinetycznych zdolnościach.
- CZEMU WAM TAK ZAEŻY NA TYM SZTYLECIE?-
warknęłam.
- CRUCIO! – dobiegł mnie głos Lucjusza.
W tej chwili jednak byłam doprowadzona do
takiej furii, że szczerze dziwiłam się, że Malfoy Manor jeszcze stoi. Jednym
ruchem rąk zawróciłam zaklęcie- zatrzymałam jego bieg dosłownie kilka
milimetrów przed zaskoczonym Lucjuszem i zmieniłam bieg płomienia tak, że z
hukiem rozbił się o ścianę pozostawiając na niej widoczny ślad przypalenia
Arystokraci
byli w szoku. Wodzili przerażonym wzrokiem po pomieszczeniu i po mojej osobie.
A ja już siebie nie poznawałam. Brzydziłam się
siebie. Ale to była wojna, a wojna wymaga poświęceń. Na wojnie nie ma miejsca
na zbyt duże sentymenty. I trzeba korzystać ze wszelkich stworzonych okazji-
tym bardziej, że walczyliśmy w słusznej sprawie. Że jak Harry wygra, nawet
Malfoyom będzie lepiej. Powtórzyłam więc pytanie.
Zero odpowiedzi. Poczułam że ogarnia
mnie nowa fala wściekłości, a jeden płonący kawałek drewna wyleciał z ogniska.
Niedbale poprowadziłam go tak, by zajął obraz, który wyglądał na niewiarygodnie
kosztowny- z resztą tak jak wszystko.
- PYTAM O COŚ!!! – wrzasnęłam, wyciągając
rękę, a Dracon jakby przywiązany do moich palców wleciał w górę.
W całym pomieszczeniu rozległ się jego wrzask,
który zlał się po chwili z krzykiem Narcyzy.
- Nie, błagam, nie! Tylko nie Draco!- załkała
kobieta, padając na kolana.
Zdałam sobie sprawę, że patrzy na mnie z
lękiem- zarówno ona, jak i znienawidzony Ślizgon, który zastygł w bezruchu,
jakby obawiając się, iż jakiekolwiek jego drgnięcie może skłonić mnie do
zabicia go. Po raz pierwszy odkąd pamiętałam w oczach patrzących na mnie osób
krył się paniczny strach, który spowodowany był moją osobą.
- Jestem pewna, że ona nie robiłaby sobie nic
z moich błagań- warknęłam niezbyt przychylnie.
Narcyza
zapłakała znowu.
- Och, proszę cię dziecko… - zaczęła.
- Już nie „szlamo”? – przerwałam kpiąco.
Przyznam,
nienawidziłam siebie w tej chwili. Wychowano mnie inaczej. Ale autentycznie
czułam wściekłość i gniew, a to oni doprowadzili mnie do tego stanu.
Wiedziałam, że gdyby role się nie odwróciły, gdybym nie ujawniła swoich
telekinetycznych zdolności, swego przekleństwa- Bellatrix i Malfoyowie nie
mieliby dla mnie litości.
Ale ja byłam inna. Pomimo swej nienawiści, nie
zamierzałam ich zabijać. Ale musiałam wyciągnąć od nich informacje.
- Różdżka! – warknęłam, zaciskając lekko
palce. Draco jęknął.
Narcyza jak na zawołanie wyciągnęła z kieszeni
bogatej szaty swoją różdżkę i wyciągnęła rękę w moim kierunku.
Wciąż trzymając ręką w górze Ślizgona,
podeszłam do niej i odebrałam magiczny artefkt, potem wyciągnęłam rękę w
kierunku Lucjusza.
Ten również bez słowa oddał mi swoją różdżkę.
- Ty też- zawołałam do Draco.
Zacisnął usta w wąską kreskę więc uniosłam go
wyżej.
- Daj mi swoją różdżkę, Draco Malfoyu-
powiedziałam sztucznie spokojnym głosem.
Zobaczyłam jak drżąc na całym ciele wolno
skierował rękę do kieszeni.
- Rzuć- poleciłam i już po chwili złapałam w
locie różdżkę ostatniego z Malfoyów.
Oddychałam głęboko, czując jak złość powoli ze
mnie uchodzi a ja zaczynam mieć wszystko pod kontrolą- zdecydowanie dobry znak,
gdybym w furii podpaliła pomieszcznie, zapewne byłoby wiele ofiar, a ja
miałabym na sumieniu nie tylko zdemolowanie salonu mojego szkolnego znajomego i
wystraszeni jego rodziny, ale i pozbawienie domu, a kto wie- może i uczynienie
go sierotą lub pozbawienie życia ciotki- z tymże o ile dla Narcyzy, ba- nawet
dla Draco czy Lucjusza potrafiłam odnaleźć sobie ksztę współczucia- chociaż
wszystkich troje nienawidziłam nienawiścią czystą- tak Bellatrix z całego serca
życzyłam tego, co najgorsze.,
Bellatrix…
Za dużo mugolskich filmów widziałam w dzieciństwie, w których z początku
pokonana postać odzyskuje nagle przytomność i pokonuje nic nie spodziewającego
się atakującego, by tak łatwo o niej zapomnieć.
Dla przezorności więc podeszłam i zabrałam z
jej ręki różdżkę, po czym zwróciłam się do Narcyzy i Lucjusza.
- Dlaczego tak wam zależy na sztylecie? – mój
głos był tak przeraźliwie spokojny, że aż sama siebie się przestraszyłam.
Narcyza
wciąż wpatrywała się w Draco szlochając, do tego stopnia, że Lucjusz odważył
się objąć ją lekko.
Westchnęłam. Wiele złego można było powiedzieć
o arystokratce- ale matką była idealną. Dracon Malfoy chyba do końca nie zdawał
sobie sprawy, jaki skarb posiada.
- Nic mu nie będzie- oświadczyłam stanowczo. –
Jak tylko powiecie mi to, czego oczekuję.
Och,
oczywiście skłamałam. Nie umiałabym ich zabić, nawet jakby milczeli jak grób.
Ale wtedy zmuszona bym była do użycia
Imperiusa- jednego z zaklęć niewybaczalnych- tego bym nie chciała.
- Nie wiemy, dziecko- rozległ się cichy głos
Narcyzy. – Czarny Pan nie powiedział nic, nic…! Kazał pilnować, bardziej niż
swojego życia! Zabije nas! Och, zabije nas jak…
- Nie obchodzi mnie to! – warknęłam.
Tak naprawdę ponownie po części skłamałam-
owszem, nie obchodził mnie los Bellatrix, ale Draco czy jego rodzice…
Wiedziałam, że są przeciwko Zakonowi, ale w oczach Ślizgona zawsze dostrzegałam
to, co automatycznie przekreślało go z listy „złych do cna”- zagubienie i
strach.
A teraz to samo zagubienie tak widoczne było w
oczach Narcyzy.
I było tam jeszcze coś… Zawsze byłam doskonale
wyczulona na to, czy ktoś blefuje. I tym razem nie dostrzegłam kszty błysku
niepewności w oczach żadnego z Malfoyów- jedynie nutkę strachu, wynikającą
zapewne z przekonania, że mogę w ich opowieść nie uwierzyć.
Skinęłam powoli głową i wyciągnęłam różdżkę-
nieważne, jakie przeczucie miałam, byłabym lekkomyślna, gdybym w takiej chwili zdała
się tylko na intuicję.
- Nie ważcie się mnie blokować- zlecam, patrząc
wymownie na Draco, po czym sprawnie wślizguję się do ich umysłów.
To co widzę jest okropne…
Szukam tego jednego, jedynego wspomnienia.
Zamiast tego widzę całą masę innych obrazów.
Torturowanie ludzi. Wrzaski, krzyki, łzy.
Voldemort w Malfoy Mannor i przerażone
spojrzenia Narcyzy i Lucjusza, którzy we własnym domu czują się jak w
więzieniu.
Rzeczywiście- zleca Bellatrix pilnować miecza-
Narcyza stoi z boku.
Voldemort opisuje, co stanie się z całą
rodziną, jak Bellatrix zawiedzie…
Bellatrix,… Skoro tak ją zdenerwował fakt, że
mogliśmy być u niej w skarbcu znaczy to, że…
Bingo! Domyśliłam się, gdzie jest kolejny
horkruks.
Z tej wielkiej radości już chciałam wyjść z
umysłów Malfoyów, ale wtedy..
Nie,
Bella! Nie on!- łkała Narcyza.
Bellatrx
nic nie robiła sobie z błagań siostry. Stała nad wrzeszczącym Draconem i
nasiliła czerwony płomień. Rozległ się wrzask Ślizgona- Narcyza też wrzasnęła,
na co Bellatrix skierowała różdżkę na nią. Z nikąd pojawiły się czarne liny i
natychmiast oplotły ciało blondynki.
-
Zamknij się! – zaskrzeczała. – Zamknij się, Narcyzo! Czarny Pan…
- Jego
tu nie ma! A my przecież…- dyszała Narcyza .
Bellatrix
zawyła.
- JAK
ŚMIESZ!?- zawołała. – CRUCIO!! CRUCIO!!!
To
mi wystarczyło. Błyskawicznie wyślizgnęłam się z umysłów arystokratów- patrzyli
na mnie przerażeni, a na ich twarzach malowała się rezygnacja. Wiedziałam
jedno- pomimo więzów krwi, także oni nienawidzili Bellatrix całym sercem.
Zagryzłam wargi- rozumiem, że Lestrange
pozbawiona była jakichkolwiek norm moralnych… ale to co widziałam było koronnym
dowodem na to, że nie zasługuje ona na miano człowieka.
Niewybaczalne w członków swojej rodziny! W
pozbawionych różdżki członków swojej rodziny…
Naraz po raz kolejny stanęła mi przed oczyma
twarz Harrego wyrażająca pustkę po śmierci Syriusza… Twarz Nevilla, podczas
odwiedzin w szpitalu u swoich rodziców…
I wtedy podjęłam decyzję.
Jakkolwiek by to upiornie brzmiało- nie
potrafiłam jej żałować.
Obróciłam się na pięcie wciąż trzymając
Dracona u góry, podeszłam do Bellatrix, podniosłam nóż, który upuściła i jednym
sprawnym ruchem podcięłam Śmierciożerczyni gardło.
Narcyza wrzasnęła, a ja patrzyłam jak z
Bellatrix uchodzi życie. Starałam się nie myśleć o tym, że właśnie kogoś
zabiłam.
Zasługiwała na to. Byłam pewna, że potem
przyjdą wielkie wyrzuty sumienia-
Teraz jednak o tym nie myślałam.
Spojrzałam na Malfoyów stanowczo, a potem
opuściłam rękę tak, że Draco wyjęty spod mojej mocy znalazł się w objęciach
swojej mamy.
I w tym momencie do pomieszczenia wpadli Harry
i Ron.
Wpadli i…. No właśnie- wyrazu twarzy moich przyjaciół w
tej krótkiej chwili nie mogłyby opisać żadne słowa.
I wtedy na dobre emocje opadły- postawiłam na
ziemię wazony i kawałki szkła, które wciąż unosiły się, na rozkaz mojej
nieskoordynowanej mocy, i rozejrzałam się dookoła.
Salon przedstawiał się rodem jak z wiadomości,
mówiących o trzęsieniu ziemi czy innym kataklizmie.
Pobrudzone ściany, pył, gruz, szczątki szkła i
obrazów, dogasające gdzieniegdzie płomienie ognia, podarte zasłony, połamane
meble. W kącie leżała martwa Bellatrix, po przeciwnej stronie kulili się ze
strachu trzej Malfoyowie. Na środku zaś stałam ja- wzburzona, dumna, pewna
siebie.
Rzuciłam przyjaciołom spojrzenie mówiące o
tym, że wyjaśnię im całą sprawę później,
- Wow… Jak następnym razem będziesz u mnie, to
nie będę już z tobą się kłócić- wyjąkał Ron. – Sądziłem że kto jak kto, ale TY
jesteś na tyle dobrze wychowana, by nie rujnować gospodarzom domu, jak jesteś w
gościach- wyszczerzył zęby. – Podoba mi się! Zwłaszcza… - spojrzał na Malfoyów.
- Trzeba im wymazać pamięć- oświadczyłam. –
Ale najpierw…
Mimo że nieobecność Bellatrix niewątpliwie
będzie mogło zaalarmować Malfoyów po zmodyfkowaniu pamięci, to jednak powinno
się ograniczyć zostawione ślady do minimum- więc machnięciami różdżki zaczęłam
przywracać salon do porządku.
Nikt nic nie mówił, nikt nie śmiał mi
przeszkadzać.
Dopiero gdy podeszłam do Bellatrix i
przywołanym ogniem z kominka spaliłam jej ciało, przyspieszając cały proces
różdżką, słyszałam pełen lęku jęk Narcyzy.
Oczy pani Malfoy nie wyrażały jednak rozpaczy,
a przedziwną ulgę. Cóż- jeżeli to, co widziałam w jej wspomnieniach powtarzało
się często- a jest to wielce prawdopodobne- nic dziwnego, że jej nie żałowała.
Najbardziej
zabolał mnie jednak przerażony wzrok Harrego i Rona.
- Ty…ty…
Nie, nie mogłam się denerwować, ani okazywać
żadnych uczuć, bo na nowo by się zaczęło. Teraz potrzeba było zaledwie maleńkiej
iskry, aby wszystko wybuchło- a wtedy na pewno nie udałoby się zatuszować mojego występu.
Przeniosłam wzrok z przyjaciół na trójkę
Malfoyów i wzięłam głęboki oddech.
- Może i jestem potworem, ale nie aż takim jak
wy- zaczęłam lodowato- Nie torturuję niewinnych ludzi za nic. I nie zamierzam was zabijać.
To mówiąc zbliżyłam się do ich i wycelowałam w
całą trójkę różdżką. Narcyza mocniej złapała za rękę Draco.
Czułam się jak upiorna królowa z bajek dla
dzieci- teraz to ja miałam władzę. Nie podobało mi się to. Wolałam być zwykłą,
szarą Hermioną Granger. Ale wiedziałam, że odkąd ujawniły się moje niespotykane nawet wśród czarodziejów umiejętności- wiedziałam, że prędzej czy później musiało do tego dojść.
- Muszę wam zmodyfikować pamięć. Nic więcej-
szepnęłam, jakby na swoje usprawiedliwienie.
I jestem przekonana, że nim wypowiedziałam
Obliviate, usłszałam coś.
- Dziękuję, Hermiono- wyszeptał Draco jakby
wdzięczny za to, że uwolniłam go od upiornej ciotki.
Było mi głupio- nie zachowywałam się
szczególnie milutko w stosunku do jego rodziny. Ale musiałam.
Pozwoliłam sobie na uśmiech.
- Mam nadzieję, że jeżeli to przeżyjemy, to
nie staniemy się jeszcze gorszymi istotami, nim już jesteśmy- wyszeptałam- na
tyle głośno, by Ślizgon usłyszał.
A potem wyczarowałam srebrny płomień, który
powoli ogarnął umysły rodziny arystokratów by pogrążyć w swych odmętach ich
wspomnienia- z tym warunkiem, żeby dano nam jeszcze chwilę na powrót.
A następnie skinęłam na Harrego i Rona i
poprowadziłam ich do kominka, by za pomocą sieci Fiuu wydostać się z Malfoy
Mannor.
Nareszcie post. Nie mogłam się doczekać, oczywiście świene jak zawsze. Hermiona zabijąca Bellatix nie spotkałm jeszcze tego. Kiedy następny rozdział głównego opowiadania?
OdpowiedzUsuńHmm, teraz mam poprawki, potem wyjeżdżam. To już miałam na komputerze, więc wstawiłam dziś, żebyście miały prezent ode mnie i bym się nie czuła sama w urodziny:D
UsuńNastępny rozdział planuję 12-13
Świetneeee :3
OdpowiedzUsuńW ogóle, jak napisałaś "Teraz więc siedzę sobie sama jak palec 200 km od domu i udaję, że się uczę", to stanął mi w wyobraźni obraz takiej midredred, siędzącej w chatynce z jedną izbebką gdzieś na jakimś odludziu; koło niej, na stoliku stoi świeca i staroświecka maszyna do pisania, a ona sama dziedzi i patrzy się w swój palec :D
Nie wiem dlaczego :D
A teraz pisz rozdział :3 Już się nie mogę doczekać :3
KK
Ps. U mnie nowa część miniaturki Twojego pomysłu :3
*siedzi :P
Usuńdziękuję za wiadomość :*:* to moje najgorsze urodziny, ale dzięki Wam może nie są takie złe :)
UsuńBiedna mildredred <3
UsuńChodź na wirtualnego hug'a :3
Ale mam opóźnienie :(. Wybacz, ale zaczął się rok szkolny i są już jego efekty :(
OdpowiedzUsuńღღღღღღღ - KOCHAM.
Bardzo brakowało mi Twoich wyjątkowych postów, więc jestem bardzo rada, że o nas pamiętasz :** !!
Pozdrawiam <3
Jejku cudowne to było.wiem że późno ale wszystkiego najlepszego kochana :)
OdpowiedzUsuńKocham te twoje wyjątkowe opowiadanka sa takie nietuzinkowe
Weny :)