Wiadomość dobra- piąta i ostatnia część zajmuje 14 stron Worda. Nie jest to dużo, ale o połowę więcej niż poprzednie.
Wiadomość zła- nie jestem z niej zadowolona. Naprawdę, nie wyszła tak jak chciałam.
Przepraszam Was bardzo za Pokątną- wiem, że czekałyście na tę scenę z utęsknieniem i jesteście pewnie zawiedzione, ale od początku w moich planach miała ona wyglądać tak, a nie inaczej. Nie była to istota miniaturki. Tylko ważna sceneria, iskra zapalna do dalszych wydarzeń.
No i Hermiona ma wreszcie okazję odwdzięczyć się Malfoyom.
I niby wszystko jest, jednak naprawdę bardzo się na sobie zawiodłam. Dlatego nie dedykuję tej notki nikomu, jedynie mogę Wam życzyć przyjemnego czytania:)
**********
MINIATURKA 5
- Gotowa?
– zapytał Draco, gdy następnego dnia rano Hermiona pojawiła się w salonie.
Gryfonka
skinęła z uśmiechem głową, a arystokrata gestem zaprosił ją bliżej.-
- Wchodź,
polecimy razem!
Ślizgon
nabrał w garść trochę więcej proszku i przyciągnął Hermionę do siebie.
Owszem, dziewczyna podróżowała już
za pomocą proszku Fiuu,- prawdę mówiąc nigdy za tym nie przepadała- ale tym
razem było inaczej. Draco trzymał ją mocno przy sobie przez cały czas, gdy
pochłaniały ją zimne, zielone płomienie i gdy różne kominki wirowały jej przed
oczami, wywołując zwykłe zawroty głowy. Zawsze zastanawiała się, czy gdyby
bardzo mocno się skupiła, mogłaby dostrzec coś więcej, niż mieszaninę szarej,
brązowej i ceglasto czerwonej barwy, ilekroć jednak próbowała wytężyć wzrok by
odnotować kryjący się za tą rewią kolorów ruch, obraz zmieniał się o sto
osiemdziesiąt stopni, tak więc całą zabawę musiałaby rozpoczynać od nowa, a w
rezultacie zaczynała ją boleć głowa. A nie jest to przyjemne uczucie, gdy
wiruje się kominkami wraz z imponująco szmaragdowymi płomieniami, liżącymi
nerwowo całe ciało.
Wreszcie Hermiona poczuła
szarpnięcie i w następnej chwili Draco pociągnął ją za rękę.
Znalazła
się w małym sklepiku z biżuterią. Kilka dziewcząt zebrało się przy
powystawianych ozdobach i głośno komentowało ich niewątpliwe uroki.
Sprzedawczyni- elegancka czarownica w niebieskiej szacie do kolan i czarnych
wstążkach na włosach siedziała za ladą, dyskretnie zerkając na klientki i
czuwając, czy aby nie zaproponować którejś z nich pomocy.
Dracon skinął
w jej kierunku głową, na który to gest jakby się ożywiła i poderwała się z
miejsca.
Ślizgon
podszedł do niej i szepnął jej coś na ucho, na co sprzedawczyni skinęła głową i
wyciągnęła zza lady mały pakunek.
.
Dopiero, gdy Draco i Hermiona opuścili sklepik, chłopak rozwinął paczkę,
wyjmując z niej srebrny wisiorek- ażurowe serduszko z delikatnym brylantem
(znając życie- prawdziwym!) zatopionym między poskręcaną misternie wykonaną
koronką srebra.
- Jakby
dla ciebie robiony- zaśmiał się, zapinając go na szyi dziewczyny.
Zarumieniła
się zmieszana.
- Draco,
dziękuję- piękny! Ale…nie mogę przecież…
- Cicho
bądź, Mionek! To jest od nas wszystkich, wiesz? Całej mojej rodziny. Mama ma
świra na punkcie takich rzeczy… No, i widać, że się zna. Ślicznie ci w tym… eee…
naszyjniku! Bo to jest naszyjnik, hmm?
-
Wisiorek! - natychmiast poprawiła Hermiona.
- To nie
to samo? Mój Boże, dlaczego?! - teatralnie złapał się za głowę. - Mam teraz w domu dwie kobiety, które….
- Hej,
Draco- spokojnie! - zaśmiała się szczerze.
Wiedziała, że Draco żartuje w ten sposób, by poprawić jej humor- i doceniała to całym sercem.
Wiedziała, że Draco żartuje w ten sposób, by poprawić jej humor- i doceniała to całym sercem.
-Nie
zapominaj się, mała! - pogroził palcem tuż przed jej oczyma. - Pamiętaj, że to ja jestem wciąż tym WAŻNIEJSZYM! Mimo że
też, w tej JEDNEJ JEDYNEJ chwili… nawet skłonny byłbym się przychylić do
opinii, że- no dobrze, niech xci będzie- to Ty jesteś ładniejsza. Ale
podkreślam, że to nic pewnego. Więc nie ciesz się za bardzo,!
- Jesteś
bardzo miły, wiesz? - rzuciła z przekąsem.
- Ależ
szlamciu ty moja, kochanie najdroższe! –zrobił niewinną minę. – Tożto
największy komplement jaki mógł i się zamarzyć! Przecież dobrze wiesz, że JA-
tak jak wszyscy Malfoyowie- jestem zjawiskowo urodziwy! A ponadto niezwykle
inteligentny i zadziwiająco odważny i…
- A
przede wszystkim bardzo skromny! - śmiała się Gryfonka.
- Skąd ta
ironia w twym głosie, najdroższa? My, Malfoyowie znamy swoją wartość! – po czym
odgarnął jej kosmyk włosów z twarz i odezwał się, dużo ciszej, ale nie mniej
pewnie. – Musisz się dużo jeszcze nauczyć, moja Hermiono….. Ale nic to. Dzisiaj
o tym nie myślmy. Najpierw pójdziemy na spacer! – zarządził.
Ruszyli w
dół ulicy, a Hermiona zdała sobie
sprawę, że wciąż trzyma ją za rękę . Miała wrażenie, że wszyscy mijający ich
posyłają im pełnie niesmaku spojrzenia. Dracon nie zadrżał ani razu, zaś widząc
zmieszanie towarzyszki, mocniej ścisnął jej dłoń.
- Spokojnie,
Mionku- szepnął. – Wszystko jest w najlepszym porządku!
- Ale…
- Cicho!
Nic nie mów na ten temat. – położył jej palec na ustach. – Chodź!
Nie pozwolił jej się odezwać tylko
puścił się biegiem w ledwo widoczną uliczkę, odchodzącą od zatłoczonej Pokątnej.
Tu było już mniej ludzi, a większość sklepów i stoisk po bokach wyglądały na od
dawna pozamykane. Te, które przetrwały przyciągały wystawami pełnymi
najróżniejszych przedmiotów niewiadomego użytku.
Hermiona
ledwo nadążała za ciągnącym ją za rękę Draco, ale czuła się niejako jak mała
dziewczynka, która wreszcie uciekła z domu i teraz zakosztowuje prawdziwej
wolności. To było miłe uczucie. Ekscytacja i poczucie przygody, jakie w tej chwili
odczuwała- wprawdzie nie współmierne do rozgrywającego się wydarzenia-
stanowiły dla niej miłą odmianę po ostatnich, ponurych wydarzeniach. Tego
wolała się trzymać, miast rozwodzić się nad irracjonalnością swojego
dziecięcego wręcz zachwytu tak błahą chwilą.
Draco tymczasem kluczył uliczkami i
najbardziej zapomnianymi zakątkami magicznej części Londynu, cały czas kurczowo
ściskając ją za dłoń.
Przez
głowę Hermiony przeszła obawa- co, jeśli tak naprawdę wszystko było iluminacją,
zwykłą pułapką- a Malfoyowie tak naprawdę próbowali podle z niej zadrwić i
wpierw zdobyć ej zaufanie, a potem zrobić trwałą krzywdę- już nie tylko
fizyczną, ale i psychiczną?
Naraz
jednak stanęła jej przed oczami twarz Dracona i smutny, pełen troski wzrok jego
matki. Przypomniała sobie, jak Ślizgon z wielkim zacięciem walczył o nią
zawsze, kiedy robiła coś głupiego, jak Narcyza zaledwie wczoraj przez godzinę
tuliła ją do siebie i pozwalała płakać w swoich ramionach, nawet jak Lucjusz z
chłodną uprzejmością zagadywał ją czasem o samopoczucie, gdy szykował się do pracy, a tylko ona była już na nogach.
Gdyby to
wszystko naprawdę było tylko grą... Sama, bez Harrego i Rona, była zbyt słaba,
by przetrwać. Zabiliby ją, skutecznie wykończyli- nawet nie używając Avady.
Ale…
No
właśnie, ale. Ale to przecież tylko gdybanie. Prawda była taka, że właśnie
wspinali się z Draco po schodkach starego budynku- chłopak przeskakiwał po dwa,
nadal jednak nic nie mówił, a Hermiona
dawno już zaprzestała prób zasięgnięcia informacji o cel tego szaleńczego
biegu.
W końcu
się przekonała. Dracon w pewnej chwili zasłonił jej oczy, ale już domyślała
się, gdzie zmierzają. Chłodny wiaterek, który zaczął nagle owiewać jej
zaróżowioną twarz tylko utwierdził ją w przekonaniu- znajdywali się na dachu
jakiegoś budynku- i to dość wysokiego- i gdy Ślizgon w końcu zdjął ręce z oczu
Hermiony, dziewczynie aż zabrakło tchu z wrażenia.
Pod nimi
znajdował się skąpany w słońcu, magiczny Londyn, a gdzieś tam, na horyzoncie,
majaczyła mugolska część miasta.
Kolorowe
dachy, liczne magiczne rośliny i przeróżne barwy szat czarodziejów odbijały się
w pomarańczowym blasku promieni,
skupiając w sobie tęczowe lśnienie wszelkich wrażeń zmysłowych, jakie mogły
przyjść kiedykolwiek na myśl. Świeży zapach lata, czystego powietrza i wiatru współgrał
z przeróżnymi aromatami, niesionymi ze strony ulicznych kramów wypełnionych po
brzegi ingrediencjami ze wszystkich zakątków świata. Aromat mieszał się z
widokiem i tworzył muzykę, będącą ukojeniem dla zmęczonych uszu i ostrą
słodyczą, którą poczuć musiał każdy, kto pragnął choć w małym stopniu
zakosztować świata. Hermiona naraz poczuła szczęście- pierwsze, ciche
szczęście, płynące z odsłaniającej się przed nią gamą możliwości, niezwykłym
wachlarzem nieśmiałych perspektyw, które mimo wszystkich przeciwności wciąż
miały szansę się przed nią roztoczyć. Ukryte marzenia, cele, smutki,
pragnienia, krew i łzy- wszystko to stanęło przed nią naraz w całej okazałości-
chociaż przyćmione przez niepewność, to jednak w dziwny sposób namacalne i
osiągalne.
Naraz poczuła, że całe jej ciało
przeszywa dreszcz, a po chwili zdała sobie sprawę, że wywołały go palce Draco,
nieśmiało błądzące po jej ramionach.
- No
popatrz, jak jest pięknie! – uśmiechnął się Draco.
- Tak
bardzo, że to chyba sen! – wyszeptała.
W przypływie radości uniosła głowę,
zamknęła oczy, rozłożyła ręce i zaśmiała się cicho, naprawdę, naprawdę
szczerze.
Draco na ten dźwięk poczuł, że serce
wyrywa mu się z piersi i aż musiał mocniej ścisnąć ramię Gryfonki. Jeden,
jedyny śmiech- szczery śmiech tego małego stworzenia- był dla niego większą
radością, niż wszystkie prezenty, dobre oceny i otrzymane pochwały razem
wzięte. Najpiękniejsza muzyka, cudowny dźwięk, będący balsamem dla duszy i
zachwycającym darem od życia.
I do tego jej oczy. Jej piękne, czekoladowe
oczy, w których nareszcie dostrzegł dawny błysk szczęścia. Niepewny i mocno
przyćmiony przez ból i cierpienie- ale w całości szczery i płynący prosto z
serca.
-
Dziękuję ci- usłyszał jeszcze cichy słowa, będące tak naprawdę wyznaniem,
przyznaniem się do słabości i tego, że potrzebowała pomocy.
A potem
poczuł na wargach słodkie, delikatne wargi Hermiony, jej rozkoszny śmiech,
cudowne usta i całe wewnętrzne ciepło, które miała w sobie. I była to
najpiękniejsza rzecz, jakiej w życiu doświadczył.
Spędzili cudowny czas razem.
Siedzieli na środku dachu przytuleni do siebie i milczeli, to znów rozmawiali o
wszystkim, co było istotne. Śmiali się, płakali, chłonęli swoją obecność i
dzielili się sobą. Każde z nich na swój sposób odczuwało niezwykłą magię tej
chwili, czar, który mimo iż nie wywołany przez żadne zaklęcie był silniejszy,
niż jakakolwiek regułka wywołana przez najpotężniejszą różdżkę świata.
- Jak to
możliwe? Jak to możliwe, że rozmawiasz ze mną po tym wszystkim, co ci zrobiłem?
– wyszeptał w pewnym momencie Draco, a jego oczy wypełniły się łzami
bezsilności.
Och,
jakże pragnął teraz cofnąć czas! Ile z tych słów byłoby niewypowiedzianych, ile
gestów zamienionych- zamiast uderzenia, otarcie łez, zamiast popchnięcia- pomoc
w podniesieniu się z podłogi, zamiast obelg- miłe słowa otuchy, może nawet
przezwiska, powodujące zabawne, urocze oznaki złości. Dobrej złości.
Nieszkodliwej.
Jego
niebo na ziemi, jego cud świata, jego pociecha w całym tym bagnie, potocznie
zwanym życiem.
Od kiedy
istnienie miało brązowe oczy i kasztanowe włosy, stało się łatwiejsze.
Przyjemniejsze. Miało sens.
- W
słowniku Miłości nie ma słów „skazuję cię”. Ona zawsze mówi „wybaczam ci”-
doszła go odpowiedź Hermiony.
Potem
znowu milczeli, potem znowu się śmiali, potem znów wpatrywali się w siebie
chłonąc każdą anosekundę, odczuwając każdy milimetr istoty siebie nawzajem.
I gdy w końcu wrócili na Pokątną by
napić się kawy w ślicznej, przytulnej kawiarni- każde z nich było przekonane,
że pośród wszystkich miejsc na świecie i z całych ośmiu miliardów ludzi
zamieszkujących tę planetę- oni są właśnie w tym jednym, właściwym miejscu z
odpowiednią osobą. Nie mogłoby być inaczej.
Byli tak pochłonięci rozmową i
chłonięciem wspólnej obecności, że nie zdali sobie sprawy z wściekłego wzroku skierowanego
w ich kierunku z najciemniejszego zakątka ulicy.
***********
Malfoyowie i Hermiona siedzieli w
salonie- Draco zdawał relację z dnia spędzonego razem z Gryfonką na Pokątnej,
Lucjusz przeglądał Proroka Codziennego, a Narcyza zaplatała loki Hermiony w
warkocz.
- Miałam
dobre przeczucie. Ładnie ci w wisiorku, Hermiono! – komentowała radośnie,
wyraźnie szczęśliwa z powodu wyjątkowego dopasowania biżuterii.
- Och,
dziękuję państwu! – zarumieniła się. – To… Och, wisiorek jest cudowny!
- W
rzeczy samej. Inaczej nigdy byśmy ci go nie sprezentowali- odezwał się Lucjusz.
Bez
wątpienia- był to komplement.
Dziewczyna
nadal była speszona taką bliskością arystokratów i podejrzanie bliskimi
kontaktami, jednak w pewnym momencie wszystko sięgnęło one zenitu.
-
Hermiono, zechciałabyś towarzyszyć nam przy kolacji? – zapytała uprzejmie pani
Malfoy, nadal bawiąc się kasztanowymi kosmykami dziewczyny.
Wśród arystokracji posiłki oprócz standardowej, życiodajnej
funkcji spełniały też jeszcze jedną rolę- było to najważniejsze wydarzenie w
życiu rodziny- i Hermiona o tym wiedziała. Przekonała się też, że Malfoyowie są
do niej przychylnie nastawieni, ale TO była pewna przesada! Mogła być bardzo
lubiana, ale wciąż pozostawała służącą! Tymczasem tak nagle, jakby nigdy nic
taka propozycja…. Czy to aby na pewno nie jest jakiś podstęp?
Postanowiła zachować ostrożność.
- Z
przyjemnością- rzekła powoli, posyłając im śliczny uśmiech. – Będę zaszczycona!
**********
Do
kolacji jednak nie doszło. Krótko po miłym popołudniu w salonie do Malfoy
Mannor wkroczyli Śmierciożercy. Tym razem celem ich wizyty nie były względy
towarzyskie, ani chęć pochwalenia się Lucjuszowi nowymi osiągnięciami z zakresu
mordów i gwałtów.
Hermiona
do końca nie wiedziała, czym spowodowany był bunt wobec swego zwierzchnika jaki
wybuchł wśród popleczników Voldemorta. Dość, że jej obecność wcale nie
poprawiła sytuacji. Właściwie, to nie miała żadnej szansy na obronę. Cruciatus
doleciał do niej od tyłu. Przeraźliwy ból przeniknął każdą komórkę jej ciała, a
tysiące rozpalonych do białości prętów przecinało tkanki, z których składała
się jej skóra. Czemu nie umierała? TO nie było możliwe.. Czymś nierealnym jest,
by TAKI ból nie zabijał, przecież to nie do zniesienia.
To musiał
być koniec, musiała umrzeć. Och, jak bardzo, bardzo pragnęła umrzeć!
Tylko
śmierć uwolniłaby ją od tego cierpienia. Tymczasem trwała- trwała ona i ból,
byli jednością, czymś nieoddzielnym. Wszystko, co kiedykolwiek istniało stało
się podporządkowane cierpieniu. Rozgniatane kości, palona skóra, ciało
wydzierane kawałeczek po kawałeczku….
I naraz wszystko ustało. W chwili,
gdy świadomość Hermiony balansowała już na poziomie krwi, łez i agonii, Narcyza
Malfoy powaliła na kolana Yaxleya, sprawcę cierpienia dziewczyny. Z początku Gryfonka
nie mogła uwierzyć, potem myślała, że umarła. Nic jednak się nie zmieniało. Ból ustał, pozostała dziwna pustka w głowie.
Narcyza
ujęła rękę Hermiony, przyciągnęła dziewczynę i objęła ją ramieniem.
- Jesteś cała?- szepnęła do niej.
- Tak, pani- skinęła głową, a Narcyza
przycisnęła ją do siebie.
- Dobrze. Trzymaj, to chyba twoje- wręczyła
jej różdżkę. – Tyko uważaj na siebie.
- Dziękuję!
- Jest ich co najmniej pięciu. Narazie. Ale poradzimy
sobie z nimi, Hermiono. Malfoyowie
zwykle wygrywają- arystokratka mrugnęła do Gryfonki porozumiewawczo.
Hermiona już chciała przypomnieć, że przecież
ona nie należy do rodziny, że tylko dla nich pracuje, tylko mieszka w ich domu…
Narcyza jednak najwidoczniej uznała temat za skończony, bo zrobiła parę kroków
w przód, ciągnąc za sobą Hermionę.
Obie prześlizgnęły się do salonu, trzymając
różdżki w pogotowiu.
- Gdzie jest Draco? – spytała szeptem
Hermiona, rozglądając się przerażona.
- Z Lucjuszem. Skorzystali z jednego z naszych
tajnych przejść….
- Musimy ich znaleźć! Ja…
- Są bezpieczni!
- Czy jest pani pewna, że NIKT nie wiedział….
- Hermiono! – upomniała Narcyza, jednak
niezbyt surowo. – Chyba się zapominasz! Tak, jestem pewna! My teraz musimy
dostać się na piętro drugie…. Postaraj
się….
- Nie! – oświadczyła twardo Hermiona, nagle
zdając sobie sprawę, co Narcyza wyprawia.
Na piętrze drugim też najwidoczniej znajdował
się schowek, miejsce, o którym nikt nie wiedział. Arystokratka chciała ukryć ją
tam- tak, by była bezpieczna. Nie ulegało wątpliwości, że zamierza stawić czoła
Śmierciożerców sama z mężem.
Hermiona poczuła wyrzuty. Nie dość, że tylko i
wyłącznie z jej powodu doszło do tej sytuacji, nie dość, że to ona sprowadziła na rodzinę Malfoyów gniew dawnych
kompanów, to w dodatku teraz Narcyza narażała życie, by ona była bezpieczna. –
Nie pozwolę, aby…
- Przestań, Hermiono! Natychmiast! Po pierwsze
niewolno ci myśleć, że to z twojej winy! Trwa wojna! W końcu musiał nadejść czas, aby obrać którąś
ze stron. A poza tym…. Wciąż jesteśmy
twoimi właścicielami. Więc robimy z tobą co nam się żywnie podoba. I kiedy…
- Mamo! Hermiona!- głos Narcyzy przeciął
paniczny wrzask Dracona. Chłopak wbiegł do pomieszczenia, z wypiekami na
policzkach.
- Zaklęcie! Nietajności! Któryś z nich wyczuł,
że kombinujemy coś z tajnymi przejściami…. Musimy ją gdzieś ukryć! – wskazał
brodą na Hermionę.
- Dlaczego akurat…. – zaczęła protestować, ale
Dracon przerwał:
- BO TYLKO TY JESTEŚ SZLAMĄ! – ryknął- O ILE
NAS… oszczędzą ze względu na… dotychczasowe zasługi, CIEBIE ZABIJĄ OD RAZU!! I…
- Ukryjemy was oboje! – wtrąciła władczo
Narcyza, ale jej syn jakby ignorował wypowiedź matki.
- Nie obchodzi mnie to! Będę z wami wal….
- ALE NAS OBCHODZI!!!!! GRANGER, CZY TY
NAPRAWDĘ JESTEŚ ZBYT GŁUPIA , BY SIĘ TEGO DOMYŚLIĆ? KOCHAM CIĘ!!! KOCHAM CIĘ,
DO CHOLERY!!!!! TAK SAMO JAK MOI RODZICE!
Nie zdążyli kontynuować. Do salonu wpadli Nott
i nim ktokolwiek zdołał się zorientować i promień jego morderczego zaklęcia
poleciał prosto na Draco.
Nim Hermiona zdołała się zorientować, sama
wypowiedziała zabójczą formułę, po czym jej zielony promień zetknął się z
pierwszym i przez chwilę zdawało się, że oba zawieszone w próżni tworzą
nieprzerwaną linię. W tym samym czasie Gryfonka pchnęła Ślizgona za filar.
Czuła się bardzo, bardzo dziwnie. Po
raz pierwszy wypowiedziała formułę zaklęcia Niewybaczalnego. Gdyby oznaczałoby
to, że….
Cóż, prawdę
powiedziawszy- jej zaklęcie przyczyniło się niejako do zguby mężczyzny.
Śmierciożerca był tak
zaskoczony faktem, że oto mała szlama użyła wobec niego Avady, że przez chwilę
wpatrywał się zaskoczony w słaby, szmaragdowy promień Hermiony. Ten moment
nieuwagi wykorzystała Narcyza i w następnym momencie Nott leżał już na ziemi
bez życia.
- Gdzie jest ojciec?
– zapytała, podbiegając do Dracona. Objęła go matczynymi ramionami i mocno
przycisnęła do siebie.
- Na piętrze. Walczy
z Macinairem i… auaaa, mamo! Udusisz
mnie! Nic mi nie jest!- urwał, po czym zdołał spojrzeć Narcyzie w oczy!
Nie zdążyli jesnak
nic więcej powiedzieć, bo w tym momencie usłyszeli pisk.
- Nie jesteś nawet godna tu
przebywać, durna szlamo!
Hermiona wstrzymała oddech.
Znała ten głos aż za dobrze. Głos szalony, stanowczy, wywyższający się ponad
miarę. Głos szalonej kobiety.
- Bellatrix- szepnęła
Gryfonka.
Bała się, tak bardzo się
bała. Ta najgroźniejsza Śmierciożerczyni była nieobliczalna- i dlatego tak
bardzo niebezpieczna. Nie istniały dla niej żadne wartiści, żadne ideały.
Dziewczyna była jednak
Gryfonką- wiedziała więc, że odwagą nie jest nie odczuwanie strachu, ale
gotowość stawiania mu czoła.
Spojrzała dumnym wzrokiem w
przesiąknięte nienawiścią oczy kobiety i wyciągnęła rękę z różdżką.
- Jak śmiesz, szlamo patrzeć
mi w oczy!? Jak śmiesz celować do mnie różdżką??! Ty brudny, plugawy
śmieciu....
- Expeliarmus! - wrzasnęła
Hermiona, nie zważając na obraźliwe słowa.
Różdżka Bellatrix wysunęła
się z ręki nie spodziewającej się niczego Śmierciożerczyni, wciąż drwiącej i
mieszającej Hermionę z błotem.
Na początku kobieta była
zbyt zszokowana, by cokolwiek uczynić, jednak już po chwili wydała z siebie
nieludzki pisk i rzuciła się na Gryfonkę. Dziewczyna w ostatniej chwili zrobiła
unik i odskoczyła w przeciwległy kąt pokoju. Bella dogoniła ją, wyszarpnęła jej
z ręki różdżkę. Ciało Hermiony wzleciało w górę i zawisło chwilę kilka metrów
nad podłogą. Poczuła rozcinanie skóry, a potem poczuła, jak z każdego miejsca
jej ciała wypływają stróżki krwi. Opadła bez siły na podłogę.
- Nie! – ryknął Dracon, rzucając się na ciotkę, ale Bellatrix
z lekceważącym śmiechem zatrzymała słabe zaklęcie Ślizgona i odpowiada mu Cruciatusem. Narcyza wydała z siebie rozpaczliwie przenikliwy wrzask, na
widok tego, co stało się z jej ukochanym synem.
- Cyziu, miło cię widzieć!
Jak widzisz- przywitałam si już z twoim Dracusiem…- zakpiła Śmierciożerczyni,
po czym nasiliła zaklęcie. Krzyk Dracona był jeszcze bardziej przenikliwy niż
wcześniejsza rozpacz jego matki.
- Bella, błagm! Jesteśmy
siostrami! - załkała Narcyza, wpatrując się bezradnie w cierpienie swojego
dziecka. – Czy to dla ciebie…
- Zdradziliście nas, Cyziu!
Splugawiłaś ród Blacków, tak jak Andromeda. Ta szlama…
- To tylko nasza służąca!
Niewolnica! – zaklinała Narcyza.
Boże, jeśli zaraz nie
otrzyma pomocy, wykrwawi się na śmierć….
- Nie kłam!- wrzasnęła Bellatrix. – Widziałam Dracona z nią na Pokątnej! Nie
traktujecie jej jak niewolnicy! Trzeba było ją zabić!
– Siostrzyczko… -
zaczęła Narcyza, ale Śmierciożerczyni była bezlitosna. W dwuch skokach znalazła
się przy pani Malfoy, rzucając niby od niechcenia kolejne Crucio na Dracona.
Jego wrzaski zlały się z krzykiem jego mamy, a uradowan
Bellatrix wykorzystała tą chwilę nieuwagi Narcyzy, rozbroiła ją i przystawiła różdżkę do jej głowy,
- Teraz ty i twój synalek zapamiętacie, że Śmierciożerców się
NIE zdradza- syknęła do ucha blondynki, bezradnie przypatrującej się
cierpieniom synka.
-Stop! -wrzasnęła nagle Hermiona. - Puść ich!
Liberare serve! Korzystam z Liberare Serve!
Na ułamek sekundy wszystko ucichło. Narcyza i
Bellatrix- na ten jeden ułamek sekundy znowu zgodne, tak jak za starych lat,
wpatrywały się w Gryfonkę nie mogąc wydusić słowa. Draco zaś nie bardzo
wiedział co się właśnie stało, jednakże ta sytuacja była niewątpliwie na tyle
dziwna, że sam zszokowany niecierpliwie czekał na rozwój wydarzeń. Tylko
Hermiona zdawała się być opanowana i obdarzała wszystkich swoim wręcz
wyzywającym wzrokiem.
W końcu jednak Bellatrix przerwała tę dziką
ciszę i zaśmiała się lekceważąco.
- Och, to takie żałosne! Liberare Serve nie
było stosowane już od dawna i....
- Nie zostało obalone, więc obowiązuje! – warknęła
wściekle Hermiona.
Śmierciożerczyni paradoksalnie była całą tą
sprawą rozbawiona- szczerze widać było, że najwyraźniej żałuje chwilowej
słabości i teraz próbuje nadrobić.
- Skoro tak twierdzisz.... – wzruszyła
ramionami, niby od niechcenia. - Wytresowałaś sobie tę szlamę, Cyziu! Takie
zwierzątko....
- Nie ! Nie zgadzam się! – wrzasnęła nagle
rozpaczliwie Narcyza. Wciąż roztrzęsiona i zszokowana, wreszcie zdołała się
przeciwstawić- Nie jesteś pełnoletnia, Hermiono, nie możesz takich decyzji....
- Mogę! – przerwała jej pewnie Hermiona,
patrząc nienawistnie na wszystkich zebranych. - Prawo wyraźnie o tym mówi.
- Co to....? – nie wytrzymał Draco. Był
najwyraźniej jedyną osobą, która nie miała pojęcia co się dzieje i wprawiało go
to we wściekłość.
Narcyza wyglądała tak, jakby za chwilę miała
zemdleć.
- Całkowite oddanie się we władanie.... –
wyszeptała, a na jej twarzy pojawiły się łzy. – Och, Hermiono- coś ty zrobiła?
- Przecież jest NASZĄ własnością....- nie zgadzał
się Dracon.
- To coś więcej..... Dobrowolne wyrzeczenie
się człowieczeństwa.! – już teraz nie kryła się ze swym płaczem. Wpatrywała się
błękitnymi oczami w przerażoną dziewczynę. – To bardzo stara magia, nikt o niej
nie wie. I nikt nie może tego złamać… Stanie
się narzędziem w zamian za.....
- Za wolność. W tym przypadku waszą. Dobrze
więc. Proszę - Bellatrix zdobyła się na łaskawy ton, przez co wydała się
jeszcze bardziej okrutna.- Ja się tobą, szlamo pobawię, zobaczysz....
Podeszła do niej i z całej siły uderzyła ją w
twarz, a potem przytknęła jej różdżkę do policzka.
Tak przenikliwego bólu nie czuła jeszcze
nigdy, nawet pod Cruciatusem. Czuła, jakby ktoś przyłożył jej rozżarzony węgiel
do skóry. Wrzasnęła, a Narcyza i Dracon zdali sobie sprawę, że ten krzyk-
bardziej przenikliwy, aniżeli można sobie wyobrazić- będzie ich prześladował
przez długi czas.
Czuła że umiera. Agonia trwała i nie
skończyła się nawet wtedy, gdy Bellatrx dokonała swojego dzieła, a na policzku
Hermiony widniały wypalone inicjały Śmierciożerczni.
- Ona jest moja! Robię z nią co chcę! CRUCIO!
CRUCIO! SECTUMSEMPRA! TREVONS!
- Nie! Przestań! - wył Dracon.
- Nic jej nie pomożesz, drogi siostrzeńcze!
Zgodziła się być moją rzeczą! - tryumfowała Bellotrix. Wyglądała jak
opętana.
Pani Malfoy znowu zapłakała, przenosząc przerażone
spojrzenie na zakrwawioną Hermionę.
-Sectumsempra! – ryknęła
tymczasem Bella, a dla Hermiony rozpoczęła się agonia. Przeraźliwe pieczenie,
niewidzialne noże przecinające ją na wylot, jeszcze więcej krwi,…. Jak w ogóle
jest to możliwe, że może być więcej? Czerwień, czerwień, czerwień, niegodna
nawet spłtynąć na posadzkę w tym domu…. Brudna, plugawa… rubinowa. Lśniąca łzami
i niesprawiedliwością.
Dla Narcyzy było już za wiele. Odważyła
się spojrzeć na swoje ukochane dziecko, obolałe od klątw jej rodzonej siostry,
a następnie… następnie na SWOJĄ Hermionę, umierającą na podłodze w nieludzkim
cierpieniu, zaledwie kilka metrów dalej.
Nie, dłużej nie mogła na to pozwolić. Nikt
nie będzie krzywdzić tych, na których jej zależy, tych których kocha. Nawet za
cenę …
- AVADA KEDAVRA! - rykęła, celując
różdżką w swoją siostrę.
W jednej chwili Bellatrix zastygła bez ruchu,
zaskoczona tym aktem odwagi młodszej siostry- tej, którą zawsze miała za
tchórza. Jej piekielne usta wykrzywił ostatni szaleńczy grymas, po czym padła
martwa na ziemię.
Narcyza tymczasem spojrzała na leżącego
na podłodze syna.
- Nic mi nie jest- oświadczył szybko,
zdobywając w sobie tyle siły, by spojrzeć pewnie na swoją mamę. – To tylko
Cruciatusy… HERMIONA! - wrzasnął nagle.
Nadludzkim wysiłkiem spróbował dźwignąć
się na nogi.
- Pomóż jej! – błagał. – Mi nic nie
będzie… A Ona…
Narcyza w mig przypadła do Gryfonki.
Żyła, acz była bardzo słaba.
- Hermiono… Już wszystko w porządku,
jesteś już bezpieczna- wyszeptała niemal bezgłośnie.
Nikt nie miał prawa krzywdzić JEJ
Hermiony !! Tak, właśnie tak- Ona, Narcyza Malfoy, wielka pani i arystokratka kochała
tę małą, biedną dziewczynkę z mugolskiej rodziny.
W tej samej chwili w pokoju zjawił się
Lucjusz- widząc, co się stało na jego twarzy pokazała się taka determinacja, jakiej
Draco jeszcze nigdy u niego nie widział. Błskawicznie znalazł się obok dziewczyny i zaczął próby tamowania upływu
jej krwi.
Draco zjawił się sekundę potem, wciąż
wyglądał żałośnie, jednak na widok swojej ukochanej w mgnieniu oka zapomniał o
sobie.
Padł koło niej na kolana , a jego twarz
wyrażała jeszcze większe cierpienie niż podczas tortur.
Narcyza z mężem próbowali ratować
dziewczynę, on zaś nie mógł się ruszyć. Z rozpaczy, z bezsilności i z
panicznego strachu o to małe, bezbronne stworzenie.
Jak ona przeżyje,…. Jak ona przeżyje to będzie ją traktował
najlepiej, jak można. Zrobi dla niej wszystko! Hermionko, moja śliczna! Dobrze
będzie… Moi rodzice cię uratują, im też na tobie zależy. Nam wszystkim.
Hermiono, kocham cię!
Czy może
tu jest może koniec miłości? A może wręcz przeciwnie- właśnie tu jest miejsce
na Miłość przez duże "M", bo ta przez "m" małe, już nie ma
siły? Czyżbyśmy dopiero uczyli się tego wszystkiego?
Kocham cię, a miłość na śmierć nie umiera…
Więc i ty nie możesz umrzeć, jeszcze nie teraz… Nie zaznałaś
jeszcze tylu radości, zasługujesz na więcej. Dam ci wszystko, czego
zapragniesz.
Kocham cię, najdroższa Hermionko, wszyscy cię kochamy!
Tyle krwi, tak wiele zła, tyle cierpienia.
Drgnięcie.
To dobrze czy źle? Czyż nie jest tak, że teraz może być tylko
lepiej?
A z drugiej strony… Bardzo często PRZED dawana jest szansa,
by powiedzieć sobie „do widzenia”.
Nie! Nawet tak nie myśl!
*********
- Połóż ją tutaj, Draco….Na naszym łóżku…. – zleciła
pospiesznie Narcyza. - Hermiono, skarbie- słyszysz mnie?
Dracon delikatnie umieścił Hermionę
na największym i najwygodniejszym łóżku w całym domu i odgarnął jej włosy z
zakrwawionej twarzy.
-
Jesteś już bezpieczna, Mionku – szepnął, po czym musnął wargami jej usta.
Poczuł metaliczny smak krwi i ponownie wezbrała w nim żądza mordu. Musiał jednak
nad sobą panować. Dla niej.
- Odpocznij,
dziecko- szeptała czule Narcyza, gładząc ją wypielęgnowaną dłonią po policzku.
- Co
się stało?
-
Zostałaś trafiona zaklęciem.
-
Przepraszam.
- Za
co ty nas przepraszasz, moja droga? – Narcyza nachyliła się i kciukiem otarła
łzy z policzków Hermiony.
- Za…za zmartwienia, jakie wam przynoszę…
- Bzdura! Cicho już. Spokojnie. To normalne, Hermiono.
Zupełnie normalne, że martwi się o osoby, na których nam zależy… Poza tym…-
przyłożyła różdżkę tam, gdzie wcześniej Bellatrix. Inicjały Śmierciożerczyni
zniknęły.
-
Poneważ Bella zginęła z mojej ręku, prawo Liberare Serve przechodzi na mnie… a
ja zwracam ci wolność. Tak więc znowu jesteś TYLKO naszą własnością, a nie
żywym narzędziem, moja śliczna.
Hermiona
uśmiechnęła się do Narcyzy, ale nie miała siły się odezwać. Kobieta udała
surowość.
- Ale
i tak jestem na ciebie zła za ten numer! – zaznaczyła ostro. - Coś ty sobie wyobrażała!?
- Nie
mogła was krzywdzić- wychrypiała Gryfonka. – Nie….
Dracon przerwał jej, kładąc palec na
jej ustach.
-
Ciii… Nie denerwuj się, skarbie- wyszeptał z troską. – Odpoczywaj. Moja…. Moja
ty…
-
Draco?
Ślizgon zbliżył twarz do obolałej
Hermiony i wlepił w nią pełne miłości oczy.
- Ja
mam dla kogo żyć. Nie martw się- wyszeptała dziewczyna. – Kocham cię…
-
Hermiono… - w oczach Dracona zalśniły łzy. – Najukochańsza Hermiono! Ja nawet
nie sądziłem, że mogę by aż tak szczęśliwy! Że istnieje coś tak idealnego jak
ty… Moja piękna, odważna Hermionko! Absolutnie zwariowałem na twoim punkcie i…
-
Ciii… Cichutko, Draco! Nic już nie mów! Wystarczy tylko byś był. Nic więcej….
Ślizgon w odpowiedzi ucałował usta
Gryfonki. Jednak nie dane jej było jeszcze spokojnie zasnąć.
-
Narcyzo? Nie sądzisz, że to…. Dobra pora?- mruknął Lucjusz, stojący wraz z żoną
nieco z tyłu.
Oczywiście- dawno odkryli, co jest
między ich synem, a tą małą Gryfonką. Trzeba przyznać- cieszyli się z tego
rozwoju wydarzeń. Hermiona była niezwykle inteligentną, dobrą i odważną młodą
osobą. Przez całe zło, które ją doświadczyło straciła nieco pewności siebie,
ale cała jej osoba owiana była swego rodzaju kurzem niewiadomej. Tak,
niewątpliwie była idealna.
-
Och- arystokratka spojrzała na męża nerwowo. - Tak… Oczywiście, że tak….
Dracon
patrzył z ciekawością, jak matka wyjmuje różdżkę i robi nią nacięcie na swojej
lewej dłoni- tej od serca- a następie
ujmuje również lewą rękę zdziwionej Gryfonki i splata palce z drżącymi
palcami dziewczyny.
- Teraz płynie w tobie krew Malfoyów-
wyszeptała Narcyza, patrząc zaskoczonej Hermionie prosto w oczy. – I jesteś jeż
całkowicie, oficjalnie nasza….
- Ale … ale przecież wyszeptała Gryfonka,
nie za bardzo będąc w stanie wyobrazić sobie, co zaszło- Wy jesteście nieskazitelnie,
czystokrwistym rodem! A ja…
- A ty masz w sobie tak wiele niezwykłych
rzeczy. I jesteś cudowną, młodą osobą. Stałaś
się jednym z nas. Nikt nam cię nie może już odebrać!
**************
Wojna
zebrała krwawe żniwa. Wielu oddało życie walcząc o swoje idee i wzniosłe
wartości- zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Jeszcze więcej ofiar
było niewinnych- zostali zabici jako zakładnicy, szantaż, ostrzeżenie, zwykła
rozrywka lub po prostu znaleźli się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym
czasie.
Kiedy Narcyza i Lucjusz odprowadzali Hermionę
i Dracona na dworzec, pani Malfoy przez długi czas nie mogła wypuścić swego
syna z objęć. Po chwili namysłu uściskała także Hermionę, co wywołało niemałe
zdziwienie wśród przyjaciół Gryfonki, z którymi dziewczyna wreszcie mogła się
zobaczyć.
Oprócz tego cały Hogwart się zmienił- wszyscy
byli jakby bardziej przygnębieni, cichsi i skłonni do refleksji. Nawet
Dumbledor stracił nieco ze swojego pozytywnego nastawienia do świata i podczas
uczty powitalnej co prawda zdobył się na kilka żartów, które wywołały nieśmiałe
uśmiechy na twarzach zebranych- jakby wszyscy obawiali się, że pogodna mina
jest czymś wysoce niestosownym w tych czasach; ale w oczach dyrektora kryła się
głęboka powaga i troska o przyszłość.
Hermiona i Draco narazili się na nieprzychylne
komentarze fanatyków obu stron konfliktu, jednak utrzymywali swoją relację i
wzajemnie się wspierali.
Podczas niekończących się rozmów, spacerów po
błoniach, wspólnie spędzanych godzin i cudownych chwil, kiedy liczyli się tylko
oni, potrafili to zapominać o wszystkich nękających ich problemach, to znów
zastanawiać się i roztrząsać każdą sekundę niepewnego jutra. Bali się, tak
panicznie- o siebie nawzajem, o Narcyzę i Lucjusza, o swoich przyjaciół i
wspólną przyszłość. Wszystko było jednym, wielkim znakiem zapytania.
I tak po setkach niepotrzebnych pogrzebów i
niezrozumiałych pustych miejscach przy stole lub w czyimś sercu Harry Potter
wreszcie pokonał Voldemorta.
Nie były to jakieś spektakularne okoliczności,
nie było tłumu gapiów ani wiwatów, ani nawet uczty do białego rana. Proste
starcie pary wrogów i dwa skomplikowane zaklęcia podczas jednego z wielu ataków
na Hogwart. Tylko że tym razem przewodził mu Lord we własnej osobie.
Oczywiście,
każdy się cieszył. Większość jeszcze nie przyjmowała do wiadomości tego, że to
już naprawdę koniec, ale cudowne uczucie ulgi po kilku miesiącach łez i
cierpienia wypełniało każdy zakątek szkoły.
Nie świętowano jednak, ponieważ tego samego
dnia, gdy zginął Voldemort, jego las podzieliło prawie pięćdziesięciu uczniów,
głównie pierwszorocznych.
Następnego dnia rozpoczęły się przesłuchania
Śmierciożerców.
Tym też sposobem Narcyza i Lucjusz stanęli
przed sądem, a wraz z nimi Draco. Śmierciożerstwo było na tyle poważnym
zarzutem, że nawet młody wiek lat szesnastu nie uchodził za okoliczność
łagodzącą.
Ministerstwo dowiedziało się, że Hermiona
Granger została niewolnicą rodziny Malfoyów i dziewczyna została powołana do
zeznań jako świadek. Termin przesłuchania wyznaczono na początek ferii
zimowych.
- Nie martw się, moja droga. Oni ci już nic
nie zrobią… Wreszcie sprawiedliwości stanie się za dość i ci mordercy zgniją w
Azkabanie! To więcej niż pewne! – oświadczył jej Minister Magii, widząc
przerażoną twarz dziewczyny, gdy dowiedziała się, przeciw komu ma zeznawać.
**************
- Są niewinni! Uratowali mnie…. Byli ze mną
wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebowałam.
Ryzykowali życiem by mnie chronić. Udawali, grali, i okłamywali
wszystkich tylko po to, bym była bezpieczna. Mimo ze niemieli żadnych osobistych
korzyści. Martwili się o mnie! -
wyrzucała z siebie jednym tchem, stojąc na baczność na miejscu świadka.
Rozpaczliwy wzrok utkwiła w Malfoyach,
siedzących na metalowych krzesłach. Na nadgarstkach widniały im grube łańcuchy,
a nad nimi unosiła się czerwona, ochronna obręcz. Gdyby którekolwiek z nich
spróbowało wstać lub wykonało gwałtowny ruch, natychmiast zostałoby porażone
zaklęciem.
Hermiona uchwyciła spojrzenie Dracona- pełne
smutku, nadziei i miłości, ale też niemej wściekłości.
Tak, doskonale rozumiała swojego ukochanego. Sama z trudem panowała nad trzymaniem emocji
na wodzy. Tak, to prawda- Lucjusz i Narcyza mieli wytatuowany Mroczny Znak na
przedramieniu. Draco też niebawem miał go otrzymać.
Owszem, ich dom stanowił swego czasu miejsce
spotkań Śmierciożerców. I niejeden Cruciatus wyszedł z ich różdżek. Ale… Ale to
przecież byli Malfoyowie! Tylko dzięki nim przetrwała. Lucjusz, który z dziką
wściekłością torturował, a potem zabił człowieka, który ją skrzywdził,
zgwałcił- i w ten sposób ją pomścił…. Takiej nienawiści do czegokolwiek, jaką
widziała wówczas w oczach pana Malfoya nie odnotowała nigdy, a przez wojnę
widziała naprawdę wiele strasznych rzeczy…
Narcyza, która można powiedzieć- zastąpiła jej
matkę- była przy niej zawsze, kiedy tego potrzebowała, przytulała ją i pocieszała,
a w jej oczach tyle razy Hermiona dostrzegała zmartwienie…. Mimo tylu problemów
arystokratka jeszcze troszczyła się o nią, zupełnie obcą osobę... Nie musiała
nic robić, przecież nawet „uprzejme traktowanie” polegające na zapewnianiu
pożywienia i nie stosowaniu przemocy byłoby teraz docenione.
I w końcu Draco- jej Draco, który sprawił, że
po raz pierwszy na nowo poczuła się szczęśliwa, który nie zważając na „dobre” i
„złe” gotów był zrobić dla niej wszystko, czuwał przy niej, narażał się, znał
każdą jej myśl i pozwolił jej poczuć się kochaną… Był dla niej wszystkim!
Jak
to więc możliwe, by ci ludzie, którzy zrobili dla niej tyle dobrego, którzy
wspólnie tak wytrwale używali zaprawy zwanej miłością, by zlepić jej rozbite serce, którzy oddali
jej się całkowicie przyjmując ją do swojej rodziny, ponieśli karę poprzez inne
swoje wybory, utarte schematy, podłe stereotypy, wedle których przez samo
nazwisko byli na przegranej pozycji?!
To nie
była sprawiedliwość. Nie o taki magiczny świat toczyła się ta przeklęta wojna,
nie w imię takich idei tylu niewinnych ludzi oddało swoje życie.
Jeśli
będą skazani… Jeśli będą skazani, to będzie znaczyć, że wojna została
przegrana. A ona- Hermiona, teoretyczna bohaterka społeczeństwa- po raz kolejny
umrze, spotka ją coś dużo gorszego, niż śmierć ciała…
- Czy kiedykolwiek w jakikolwiek sposób
ukarali cię, znęcali się nad tobą, szykanowali cię lub używali na tobie zaklęć
atakujących, także czarnomagicznych? – doszło ją pytanie Ministra Magii.
Zdawało się, że dotychczasowe zeznania nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Z
trudem powstrzymała się, by nie zacząć wrzeszczeć.
- Nigdy mnie nie atakowali- oświadczyła
stanowczo. - Ukarali mnie parę razy za rzeczy, które bezpośrednio mi zagrażały…
Zupełnie tak samo, jak czynili to z własnym synem…
Musiała
to przyznać. Zeznawała pod Veritaserum na swoją wyraźną prośbę. Miała nadzieję,
że to uwiarygodni jej słowa przed sądem, który był szczerze zdziwiony życzeniem
dziewczyny. Odmówiła jednak „oszczędzenia sobie zaufania ze względu na
gryfońską naturę”.
- Na czym polegała kara?
- Spędzenie nocy w zamkniętym pomieszczeniu.
Nic złego. Nawet wtedy sprawdzali, czy wszystko u mnie w porządku. Opiekowali
się też mną jak zachorowałam.
I
wtedy wszystko się zmieniło i potoczyło bardzo, bardzo szybko.
- Hmm, niesłychane. Jakoś ciężko mi uwierzyć
że Malfoyowie tak bardzo dbali o szlamę…. – powiedział cicho Ministwer Magii,
drapiąc się po brodzie.
Draco z trudem powstrzymał wybuch wściekłości,
Narcyza zacisnęła powieki, lecz Lucjusz się nie pohamował.
- Z całym szacunkiem- warknął. – Ale nalegam,
by nie obrażać w ten sposób naszej Hermiony…
Minister uśmiechnął się pod nosem.
- Państwo wybaczą…panienko… Pozwoliłem sobie
na mały test. Skoro jednak nawet w obecnej sytuacji odważyliście się stanąć w
obronie honoru obecnej tutaj panienki Granger…Nie ma już chyba wątpliwości.
Oczyszczeni ze wszystkich zarzutów!
W chwili gdy wypowiadał te słowa łańcuchy
krępujące ruchy państwa Malfoy. Zniknęły. Hermiona poderwała się z miejsca i rzuciła
w objęcia Dracona.
Chłopak ochoczo odwzajemnił uścisk i przytulił
Hermionę do siebie.
- Teraz to wy jesteście już bezpieczni-
zaśmiała się Gryfonka. - Zrobiliśmy to! Udało się…
- Dziękujemy ci- szeptała Narcyza, również
przytulając Hermionę. Nawet Lucjusz uśmiechnął się do niej i położył jej rękę
na ramieniu.
To
prawda, spotkało ją wiele cierpienia. Stało się tak, a nie inaczej, los pędził
ją w najciemniejsze zakątki rozpaczy jak wiatr na jeziorze fale. Ale… Ale przez
to niesłychane cierpienie coś zyskała.
Spojrzała na Malfoyów, na tych wyniosłych
arystokratów, elitę czarodziejskiej śmietanki towarzyskiej. Tak, to prawda,
czuła się „ich”.
Byli rodziną. Kochała ich i- wreszcie to
napiszmy- oni także ją kochali. Cokolwiek miało się stać, miała wsparcie. Miała
Narcyzę, Lucjusza i Dracona i wiedziała, że może na nich polegać.
I czuła się naprawdę szczęśliwa, gdy trzymając
się z Draco- miłością jej życia- za ręce, ramię w ramię wrócili z rodzicami
chłopaka do jej domu w Malfoy Mannor.
Ale jak to nie jesteś zadowolona! Przecież... Przecież... To jest piękne! Niestety jestem teraz na Wosie i nie mogę dodać takiego komentarza jaki bym chciała ale gdy tylko wrócę do domu to skomentuje normalnie =3 buziaki xx
OdpowiedzUsuńNoo, tak jak obiecałam, pojawia się normalny koment :D 4 dni później niż zamierzałam, no ale...
UsuńKoniec miniaturki? Więc wypadałoby napisać pare słów o niej, ale... szczerze? Nie mam pojęcia co napisać. Wiesz że mi się podoba, wiesz że jest wspaniała, poruszająca i magiczna, bo każdy ci to powtarza, więc bez sensu będzie się powtarzać. Ta część doprowadziła mnie do łez, fragment ze śmierciożercami... Postawa Narcyzy..
Miniaturka wyszła ci fenomenalnie, gratuluję ci z całego serca, bo naprawdę jest czego :)
Chciałabym w jakiś sposób wyrazić wszystkie uczucia które mną targały podczas czytania poszczególnych części, ale nie ma słów które dostatecznie by je wyraziły.
Pozdrawiam,
Stella xx
postawa Narcyzy????????????? A z kiedy? Miałam wrażenie, że tutaj zbytnio nie obnosiła się z tą miłością do Hermiony, poza tym zarzucono mi, że niepotrzebnie przyznała przed Bellą "To tylko nasza niewolnica!" No ale trochę wyrozumiałości ! Myślę, że Cyzi nie było łatwo powiedzieć te słowa....
UsuńHmm,a w mojej głowie pojawiły się scenki poszczególne, dotyczące tej miniaturki, więc pewnie czasami się pojawi coś odnośnie naszej Hermionki w Malfoyowej rodzince :)
Narazie jednak rozdział!
Kurde popieram - jak mozesz nie byc zadowolona z tej napromieniowanej zajebistoscia miniaturki! Jest przepiekna! Nie dosc ze jest tak pieknie napisana to jeszcze taka dluga ze nie starczylo mi czasu na lekcjach by ja w pelni przeczytac i skomentowac (dlatego robie to tak pozno po opublikowaniu ;)
OdpowiedzUsuńCala miniaturka tworzy calosc idealna jest zgrana a ten wypad na pokotna to jest nie do opisania... Nie wpadlabym nigdy by dodatkowo opisac atak smierciozercow. No ja wogole sobie wymyslilam jakas tandete ale ty przeciez nie bylabys soba gdybys nie wymyslila czegos orginalnego i
zaskakujacego. Ta czesc jest po prostu boska i i i nie wiem jak mozna by ja jeszcze okreslic. Genialna!!!
(Sorki za bledy jakies ale strasznie telefon mi szwankuje) ;(
Pozdrawiam i do zobaczenia w rozdziale ;)) juz czekam
<3
Wspaniała, genialna! Jak możesz być z niej niezadowolona?!
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział lub nową miniaturkę :)
Pozdrawiam i weny życzę :)
Ona jest boska.Nie możesz mówić że jesteś z niej niezadowolona.Kiedyś komentowalam u cb jako kaja malfoy teraz będę na moim drugim koncie.Myślę że to nie problem
OdpowiedzUsuńWeny lunamcia bubu
Nie gadaj głupot. Wspaniałe wyszła. Wszystko jest idealne. Sam pomysł jest nietypowy. Wspaniale wyszło. Wspaniale!!!
OdpowiedzUsuńPowiem wprost: świetna miniaturka. Fragment z Pokątną był fantastyczny :), dobrze że Hermiona miała trochę luzu. A Śmierciożercy - można się było tego spodziewać. Wszak żadna radość nie trwa wiecznie. Chciałabym Ci tylko zasugerować, żebyś raz jeszcze przeczytała tekst, bo wyłapałam parę błędów (głównie literówek).
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie ocenić wszystkie części miniaturki, jako że to chyba ostatnia. Pierwsza część - wiadomo, podstawa.Bardzo ciekawie napisana, naprawdę się ucieszyłam na wiadomość o kontynuacji. Część druga jednak była według mnie najsłabsza - nie wiem do końca dlaczego, chyba po prostu nie spodobał mi się ten wątek. Hermionowe czytanie książek w trzeciej odsłonie - nic, tylko się uśmiechnąć :). Czwarta część, choć przygnębiająca, miała w sobie sporo racji - obojętnie jak by Hermionie nie było dobrze, nie była w idealnej sytuacji... A piąta część to moja ulubiona (po pierwszej) część. Od teraz :)
Bardzo też spodobało mi się to, że druga, trzecia, czwarta i piąta część są jakby "w środku" podstawowej części, jej uzupełnieniem.
Pozdrawiam (i czekam na kolejną świetną miniaturkę i/lub kolejny rozdział właściwej historii) i duuużo weny życzę
Merill
wspaniałe zakończenie :) byłam zaskoczona atakiem na bellę, ale narcyza bardzo dobrze zrobiła; no i oczywiście nigdy nie spodziewałabym się takiego zakończenia;
OdpowiedzUsuńŚwietna miniaturka ;) Szkoda że to była już ostatnia część, ale mam nadzieje że nie kończysz z miniaturkami :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo ładny rozdział i ciekawy. Myślę,że jakby miała wypisać z tej notki niektóre fragmenty to zebrałabym sporo mądrych przemyśleń. Podobała mi się postawa Dracona jak i reszty rodziny. Fragment z Bellatrix i oddaniem się jako narzędzie za cudzą wolność bardzo dobrze przemyślany :)).
OdpowiedzUsuńJedyne czego ciut mi brakowało była rozmowa Miony z jej starymi przyjaciółmi. Jak zareagowali na jej powrót? Na jej kontakty z Malfoyem? Brakowało mi jakiegoś dialogu między nią, a nimi.
Mimo to rozdział naprawdę bardzo udany, interesujący.
Trzymaj tak dalej i powracaj jak najprędzej z opowiadaniem o bogatej Hermionie xD.
hopelessdream
U mnie nn :))
Usuńhow-to-say-i-am-sorry.blogspot.com
Usuńprzerwę w pracy wykorzystałam na przeczytanie ostatniego rozdziału.
OdpowiedzUsuńWybacz, że tyle dni po terminie, ale ważne, że się udało.
Długi piękny rozdział. Bardzo dobrze, że postanowiłaś dodać fragment o ataku na dom i potem w końcówce sąd, poświęcenie dziewczyny bardzo szlachetne. Dzięki tym kilku dodatkom (sąd, szkoła, atak) coś się działo. I wielkie dzięki.
pozdrawiam
również u mnie dziś dodany rozdział