czwartek, 3 kwietnia 2014

MINIATURKA 5

Hellouuu!!
Wiadomość dobra- piąta i ostatnia część zajmuje 14 stron Worda. Nie jest to dużo, ale o połowę więcej niż poprzednie.
Wiadomość zła- nie jestem z niej zadowolona. Naprawdę, nie wyszła tak jak chciałam.
Przepraszam Was bardzo za Pokątną- wiem, że czekałyście na tę scenę z utęsknieniem i jesteście pewnie zawiedzione, ale od początku w moich planach miała ona wyglądać tak, a nie inaczej. Nie była to istota miniaturki. Tylko ważna sceneria, iskra zapalna do dalszych wydarzeń.
No i Hermiona ma wreszcie okazję odwdzięczyć się Malfoyom.
I niby wszystko jest, jednak naprawdę bardzo się na sobie zawiodłam. Dlatego nie dedykuję tej notki nikomu, jedynie mogę Wam życzyć przyjemnego czytania:)

**********

MINIATURKA 5


- Gotowa? – zapytał Draco, gdy następnego dnia rano Hermiona pojawiła się w salonie.
Gryfonka skinęła z uśmiechem głową, a arystokrata gestem zaprosił ją bliżej.-
- Wchodź, polecimy razem!
Ślizgon nabrał w garść trochę więcej proszku i przyciągnął Hermionę do siebie.
            Owszem, dziewczyna podróżowała już za pomocą proszku Fiuu,- prawdę mówiąc nigdy za tym nie przepadała- ale tym razem było inaczej. Draco trzymał ją mocno przy sobie przez cały czas, gdy pochłaniały ją zimne, zielone płomienie i gdy różne kominki wirowały jej przed oczami, wywołując zwykłe zawroty głowy. Zawsze zastanawiała się, czy gdyby bardzo mocno się skupiła, mogłaby dostrzec coś więcej, niż mieszaninę szarej, brązowej i ceglasto czerwonej barwy, ilekroć jednak próbowała wytężyć wzrok by odnotować kryjący się za tą rewią kolorów ruch, obraz zmieniał się o sto osiemdziesiąt stopni, tak więc całą zabawę musiałaby rozpoczynać od nowa, a w rezultacie zaczynała ją boleć głowa. A nie jest to przyjemne uczucie, gdy wiruje się kominkami wraz z imponująco szmaragdowymi płomieniami, liżącymi nerwowo całe ciało.
            Wreszcie Hermiona poczuła szarpnięcie i w następnej chwili Draco pociągnął ją za rękę.
Znalazła się w małym sklepiku z biżuterią. Kilka dziewcząt zebrało się przy powystawianych ozdobach i głośno komentowało ich niewątpliwe uroki. Sprzedawczyni- elegancka czarownica w niebieskiej szacie do kolan i czarnych wstążkach na włosach siedziała za ladą, dyskretnie zerkając na klientki i czuwając, czy aby nie zaproponować którejś z nich pomocy.
Dracon skinął w jej kierunku głową, na który to gest jakby się ożywiła i poderwała się z miejsca.
Ślizgon podszedł do niej i szepnął jej coś na ucho, na co sprzedawczyni skinęła głową i wyciągnęła zza lady mały pakunek.
. Dopiero, gdy Draco i Hermiona opuścili sklepik, chłopak rozwinął paczkę, wyjmując z niej srebrny wisiorek- ażurowe serduszko z delikatnym brylantem (znając życie- prawdziwym!) zatopionym między poskręcaną misternie wykonaną koronką srebra.
- Jakby dla ciebie robiony- zaśmiał się, zapinając go na szyi dziewczyny.
Zarumieniła się zmieszana.
- Draco, dziękuję- piękny! Ale…nie mogę przecież…
- Cicho bądź, Mionek! To jest od nas wszystkich, wiesz? Całej mojej rodziny. Mama ma świra na punkcie takich rzeczy… No, i widać, że się zna. Ślicznie ci w tym… eee… naszyjniku! Bo to jest naszyjnik, hmm?
- Wisiorek! - natychmiast poprawiła Hermiona.
- To nie to samo? Mój Boże, dlaczego?! - teatralnie złapał się za głowę. - Mam teraz w domu dwie kobiety, które….
- Hej, Draco- spokojnie! - zaśmiała się szczerze.
Wiedziała, że Draco żartuje w ten sposób, by poprawić jej humor- i doceniała to całym sercem. 
-Nie zapominaj się, mała! - pogroził palcem tuż przed jej oczyma. - Pamiętaj, że to ja jestem wciąż tym WAŻNIEJSZYM! Mimo że też, w tej JEDNEJ JEDYNEJ chwili… nawet skłonny byłbym się przychylić do opinii, że- no dobrze, niech xci będzie- to Ty jesteś ładniejsza. Ale podkreślam, że to nic pewnego. Więc nie ciesz się za bardzo,!
- Jesteś bardzo miły, wiesz? - rzuciła z przekąsem.
- Ależ szlamciu ty moja, kochanie najdroższe! –zrobił niewinną minę. – Tożto największy komplement jaki mógł i się zamarzyć! Przecież dobrze wiesz, że JA- tak jak wszyscy Malfoyowie- jestem zjawiskowo urodziwy! A ponadto niezwykle inteligentny i zadziwiająco odważny i…
- A przede wszystkim bardzo skromny! - śmiała się Gryfonka.
- Skąd ta ironia w twym głosie, najdroższa? My, Malfoyowie znamy swoją wartość! – po czym odgarnął jej kosmyk włosów z twarz i odezwał się, dużo ciszej, ale nie mniej pewnie. – Musisz się dużo jeszcze nauczyć, moja Hermiono….. Ale nic to. Dzisiaj o tym nie myślmy. Najpierw pójdziemy na spacer! – zarządził.
Ruszyli w dół ulicy, a Hermiona  zdała sobie sprawę, że wciąż trzyma ją za rękę . Miała wrażenie, że wszyscy mijający ich posyłają im pełnie niesmaku spojrzenia. Dracon nie zadrżał ani razu, zaś widząc zmieszanie towarzyszki, mocniej ścisnął jej dłoń.
- Spokojnie, Mionku- szepnął. – Wszystko jest w najlepszym porządku!
- Ale…
- Cicho! Nic nie mów na ten temat. – położył jej palec na ustach. – Chodź!
            Nie pozwolił jej się odezwać tylko puścił się biegiem w ledwo widoczną uliczkę, odchodzącą od zatłoczonej Pokątnej. Tu było już mniej ludzi, a większość sklepów i stoisk po bokach wyglądały na od dawna pozamykane. Te, które przetrwały przyciągały wystawami pełnymi najróżniejszych przedmiotów niewiadomego użytku.
Hermiona ledwo nadążała za ciągnącym ją za rękę Draco, ale czuła się niejako jak mała dziewczynka, która wreszcie uciekła z domu i teraz zakosztowuje prawdziwej wolności. To było miłe uczucie. Ekscytacja i poczucie przygody, jakie w tej chwili odczuwała- wprawdzie nie współmierne do rozgrywającego się wydarzenia- stanowiły dla niej miłą odmianę po ostatnich, ponurych wydarzeniach. Tego wolała się trzymać, miast rozwodzić się nad irracjonalnością swojego dziecięcego wręcz zachwytu tak błahą chwilą.
            Draco tymczasem kluczył uliczkami i najbardziej zapomnianymi zakątkami magicznej części Londynu, cały czas kurczowo ściskając ją za dłoń.
Przez głowę Hermiony przeszła obawa- co, jeśli tak naprawdę wszystko było iluminacją, zwykłą pułapką- a Malfoyowie tak naprawdę próbowali podle z niej zadrwić i wpierw zdobyć ej zaufanie, a potem zrobić trwałą krzywdę- już nie tylko fizyczną, ale i psychiczną?
Naraz jednak stanęła jej przed oczami twarz Dracona i smutny, pełen troski wzrok jego matki. Przypomniała sobie, jak Ślizgon z wielkim zacięciem walczył o nią zawsze, kiedy robiła coś głupiego, jak Narcyza zaledwie wczoraj przez godzinę tuliła ją do siebie i pozwalała płakać w swoich ramionach, nawet jak Lucjusz z chłodną uprzejmością zagadywał ją czasem o samopoczucie, gdy szykował się  do pracy, a tylko ona była już na nogach.
Gdyby to wszystko naprawdę było tylko grą... Sama, bez Harrego i Rona, była zbyt słaba, by przetrwać. Zabiliby ją, skutecznie wykończyli- nawet nie używając Avady. Ale…
No właśnie, ale. Ale to przecież tylko gdybanie. Prawda była taka, że właśnie wspinali się z Draco po schodkach starego budynku- chłopak przeskakiwał po dwa, nadal jednak nic nie mówił,  a Hermiona dawno już zaprzestała prób zasięgnięcia informacji o cel tego szaleńczego biegu.
W końcu się przekonała. Dracon w pewnej chwili zasłonił jej oczy, ale już domyślała się, gdzie zmierzają. Chłodny wiaterek, który zaczął nagle owiewać jej zaróżowioną twarz tylko utwierdził ją w przekonaniu- znajdywali się na dachu jakiegoś budynku- i to dość wysokiego- i gdy Ślizgon w końcu zdjął ręce z oczu Hermiony, dziewczynie aż zabrakło tchu z wrażenia.
Pod nimi znajdował się skąpany w słońcu, magiczny Londyn, a gdzieś tam, na horyzoncie, majaczyła mugolska część miasta.
Kolorowe dachy, liczne magiczne rośliny i przeróżne barwy szat czarodziejów odbijały się  w pomarańczowym blasku promieni, skupiając w sobie tęczowe lśnienie wszelkich wrażeń zmysłowych, jakie mogły przyjść kiedykolwiek na myśl. Świeży zapach lata, czystego powietrza i wiatru współgrał z przeróżnymi aromatami, niesionymi ze strony ulicznych kramów wypełnionych po brzegi ingrediencjami ze wszystkich zakątków świata. Aromat mieszał się z widokiem i tworzył muzykę, będącą ukojeniem dla zmęczonych uszu i ostrą słodyczą, którą poczuć musiał każdy, kto pragnął choć w małym stopniu zakosztować świata. Hermiona naraz poczuła szczęście- pierwsze, ciche szczęście, płynące z odsłaniającej się przed nią gamą możliwości, niezwykłym wachlarzem nieśmiałych perspektyw, które mimo wszystkich przeciwności wciąż miały szansę się przed nią roztoczyć. Ukryte marzenia, cele, smutki, pragnienia, krew i łzy- wszystko to stanęło przed nią naraz w całej okazałości- chociaż przyćmione przez niepewność, to jednak w dziwny sposób namacalne i osiągalne.
            Naraz poczuła, że całe jej ciało przeszywa dreszcz, a po chwili zdała sobie sprawę, że wywołały go palce Draco, nieśmiało błądzące po jej ramionach.
- No popatrz, jak jest pięknie! – uśmiechnął się Draco.
- Tak bardzo, że to chyba sen! – wyszeptała.
            W przypływie radości uniosła głowę, zamknęła oczy, rozłożyła ręce i zaśmiała się cicho, naprawdę, naprawdę szczerze.
            Draco na ten dźwięk poczuł, że serce wyrywa mu się z piersi i aż musiał mocniej ścisnąć ramię Gryfonki. Jeden, jedyny śmiech- szczery śmiech tego małego stworzenia- był dla niego większą radością, niż wszystkie prezenty, dobre oceny i otrzymane pochwały razem wzięte. Najpiękniejsza muzyka, cudowny dźwięk, będący balsamem dla duszy i zachwycającym darem od życia.
            I do tego jej oczy. Jej piękne, czekoladowe oczy, w których nareszcie dostrzegł dawny błysk szczęścia. Niepewny i mocno przyćmiony przez ból i cierpienie- ale w całości szczery i płynący prosto z serca.
- Dziękuję ci- usłyszał jeszcze cichy słowa, będące tak naprawdę wyznaniem, przyznaniem się do słabości i tego, że potrzebowała pomocy.
A potem poczuł na wargach słodkie, delikatne wargi Hermiony, jej rozkoszny śmiech, cudowne usta i całe wewnętrzne ciepło, które miała w sobie. I była to najpiękniejsza rzecz, jakiej w życiu doświadczył.        
            Spędzili cudowny czas razem. Siedzieli na środku dachu przytuleni do siebie i milczeli, to znów rozmawiali o wszystkim, co było istotne. Śmiali się, płakali, chłonęli swoją obecność i dzielili się sobą. Każde z nich na swój sposób odczuwało niezwykłą magię tej chwili, czar, który mimo iż nie wywołany przez żadne zaklęcie był silniejszy, niż jakakolwiek regułka wywołana przez najpotężniejszą różdżkę świata.
- Jak to możliwe? Jak to możliwe, że rozmawiasz ze mną po tym wszystkim, co ci zrobiłem? – wyszeptał w pewnym momencie Draco, a jego oczy wypełniły się łzami bezsilności.
Och, jakże pragnął teraz cofnąć czas! Ile z tych słów byłoby niewypowiedzianych, ile gestów zamienionych- zamiast uderzenia, otarcie łez, zamiast popchnięcia- pomoc w podniesieniu się z podłogi, zamiast obelg- miłe słowa otuchy, może nawet przezwiska, powodujące zabawne, urocze oznaki złości. Dobrej złości. Nieszkodliwej.
Jego niebo na ziemi, jego cud świata, jego pociecha w całym tym bagnie, potocznie zwanym życiem.
Od kiedy istnienie miało brązowe oczy i kasztanowe włosy, stało się łatwiejsze. Przyjemniejsze. Miało sens.
- W słowniku Miłości nie ma słów „skazuję cię”. Ona zawsze mówi „wybaczam ci”- doszła go odpowiedź Hermiony.
Potem znowu milczeli, potem znowu się śmiali, potem znów wpatrywali się w siebie chłonąc każdą anosekundę, odczuwając każdy milimetr istoty siebie nawzajem.
            I gdy w końcu wrócili na Pokątną by napić się kawy w ślicznej, przytulnej kawiarni- każde z nich było przekonane, że pośród wszystkich miejsc na świecie i z całych ośmiu miliardów ludzi zamieszkujących tę planetę- oni są właśnie w tym jednym, właściwym miejscu z odpowiednią osobą. Nie mogłoby być inaczej.
            Byli tak pochłonięci rozmową i chłonięciem wspólnej obecności, że nie zdali sobie sprawy z wściekłego wzroku skierowanego w ich kierunku z najciemniejszego zakątka ulicy.

***********

            Malfoyowie i Hermiona siedzieli w salonie- Draco zdawał relację z dnia spędzonego razem z Gryfonką na Pokątnej, Lucjusz przeglądał Proroka Codziennego, a Narcyza zaplatała loki Hermiony w warkocz.
- Miałam dobre przeczucie. Ładnie ci w wisiorku, Hermiono! – komentowała radośnie, wyraźnie szczęśliwa z powodu wyjątkowego dopasowania biżuterii.
- Och, dziękuję państwu! – zarumieniła się. – To… Och, wisiorek jest cudowny!
- W rzeczy samej. Inaczej nigdy byśmy ci go nie sprezentowali- odezwał się Lucjusz.
Bez wątpienia- był to komplement.
Dziewczyna nadal była speszona taką bliskością arystokratów i podejrzanie bliskimi kontaktami, jednak w pewnym momencie wszystko sięgnęło one zenitu.
- Hermiono, zechciałabyś towarzyszyć nam przy kolacji? – zapytała uprzejmie pani Malfoy, nadal bawiąc się kasztanowymi kosmykami dziewczyny.
            Wśród arystokracji  posiłki oprócz standardowej, życiodajnej funkcji spełniały też jeszcze jedną rolę- było to najważniejsze wydarzenie w życiu rodziny- i Hermiona o tym wiedziała. Przekonała się też, że Malfoyowie są do niej przychylnie nastawieni, ale TO była pewna przesada! Mogła być bardzo lubiana, ale wciąż pozostawała służącą! Tymczasem tak nagle, jakby nigdy nic taka propozycja…. Czy to aby na pewno nie jest jakiś podstęp?
            Postanowiła zachować ostrożność.
- Z przyjemnością- rzekła powoli, posyłając im śliczny uśmiech. – Będę zaszczycona!

**********

Do kolacji jednak nie doszło. Krótko po miłym popołudniu w salonie do Malfoy Mannor wkroczyli Śmierciożercy. Tym razem celem ich wizyty nie były względy towarzyskie, ani chęć pochwalenia się Lucjuszowi nowymi osiągnięciami z zakresu mordów i gwałtów.
Hermiona do końca nie wiedziała, czym spowodowany był bunt wobec swego zwierzchnika jaki wybuchł wśród popleczników Voldemorta. Dość, że jej obecność wcale nie poprawiła sytuacji. Właściwie, to nie miała żadnej szansy na obronę. Cruciatus doleciał do niej od tyłu. Przeraźliwy ból przeniknął każdą komórkę jej ciała, a tysiące rozpalonych do białości prętów przecinało tkanki, z których składała się jej skóra. Czemu nie umierała? TO nie było możliwe.. Czymś nierealnym jest, by TAKI ból nie zabijał, przecież to nie do zniesienia.
To musiał być koniec, musiała umrzeć. Och, jak bardzo, bardzo pragnęła umrzeć!
Tylko śmierć uwolniłaby ją od tego cierpienia. Tymczasem trwała- trwała ona i ból, byli jednością, czymś nieoddzielnym. Wszystko, co kiedykolwiek istniało stało się podporządkowane cierpieniu. Rozgniatane kości, palona skóra, ciało wydzierane kawałeczek po kawałeczku….
            I naraz wszystko ustało. W chwili, gdy świadomość Hermiony balansowała już na poziomie krwi, łez i agonii, Narcyza Malfoy powaliła na kolana Yaxleya, sprawcę cierpienia dziewczyny. Z początku Gryfonka nie mogła uwierzyć, potem myślała, że umarła. Nic jednak się nie zmieniało.  Ból ustał, pozostała dziwna pustka w głowie.
            Narcyza ujęła rękę Hermiony, przyciągnęła dziewczynę i objęła ją ramieniem.
- Jesteś cała?- szepnęła do niej.
- Tak, pani- skinęła głową, a Narcyza przycisnęła ją do siebie.
- Dobrze. Trzymaj, to chyba twoje- wręczyła jej różdżkę. – Tyko uważaj na siebie.
- Dziękuję!
- Jest ich co najmniej pięciu. Narazie. Ale poradzimy sobie z nimi, Hermiono. Malfoyowie  zwykle wygrywają- arystokratka mrugnęła do Gryfonki porozumiewawczo.
Hermiona już chciała przypomnieć, że przecież ona nie należy do rodziny, że tylko dla nich pracuje, tylko mieszka w ich domu… Narcyza jednak najwidoczniej uznała temat za skończony, bo zrobiła parę kroków w przód, ciągnąc za sobą Hermionę.
Obie prześlizgnęły się do salonu, trzymając różdżki w pogotowiu.
- Gdzie jest Draco? – spytała szeptem Hermiona, rozglądając się przerażona.
- Z Lucjuszem. Skorzystali z jednego z naszych tajnych przejść….
- Musimy ich znaleźć! Ja…
- Są bezpieczni!
- Czy jest pani pewna, że NIKT nie wiedział….
- Hermiono! – upomniała Narcyza, jednak niezbyt surowo. – Chyba się zapominasz! Tak, jestem pewna! My teraz musimy dostać się na piętro drugie….  Postaraj się….
- Nie! – oświadczyła twardo Hermiona, nagle zdając sobie sprawę, co Narcyza wyprawia.
Na piętrze drugim też najwidoczniej znajdował się schowek, miejsce, o którym nikt nie wiedział. Arystokratka chciała ukryć ją tam- tak, by była bezpieczna. Nie ulegało wątpliwości, że zamierza stawić czoła Śmierciożerców sama z mężem.
Hermiona poczuła wyrzuty. Nie dość, że tylko i wyłącznie z jej powodu doszło do tej sytuacji, nie dość, że to ona  sprowadziła na rodzinę Malfoyów gniew dawnych kompanów, to w dodatku teraz Narcyza narażała życie, by ona była bezpieczna. – Nie pozwolę, aby…
- Przestań, Hermiono! Natychmiast! Po pierwsze niewolno ci myśleć, że to z twojej winy! Trwa wojna!  W końcu musiał nadejść czas, aby obrać którąś ze stron. A poza tym….  Wciąż jesteśmy twoimi właścicielami. Więc robimy z tobą co nam się żywnie podoba. I kiedy…
- Mamo! Hermiona!- głos Narcyzy przeciął paniczny wrzask Dracona. Chłopak wbiegł do pomieszczenia, z wypiekami na policzkach.
- Zaklęcie! Nietajności! Któryś z nich wyczuł, że kombinujemy coś z tajnymi przejściami…. Musimy ją gdzieś ukryć! – wskazał brodą na Hermionę.
- Dlaczego akurat…. – zaczęła protestować, ale Dracon przerwał:
- BO TYLKO TY JESTEŚ SZLAMĄ! – ryknął- O ILE NAS… oszczędzą ze względu na… dotychczasowe zasługi, CIEBIE ZABIJĄ OD RAZU!! I…
- Ukryjemy was oboje! – wtrąciła władczo Narcyza, ale jej syn jakby ignorował wypowiedź matki.
- Nie obchodzi mnie to! Będę z wami wal….
- ALE NAS OBCHODZI!!!!! GRANGER, CZY TY NAPRAWDĘ JESTEŚ ZBYT GŁUPIA , BY SIĘ TEGO DOMYŚLIĆ? KOCHAM CIĘ!!! KOCHAM CIĘ, DO CHOLERY!!!!! TAK SAMO JAK MOI RODZICE!
Nie zdążyli kontynuować. Do salonu wpadli Nott i nim ktokolwiek zdołał się zorientować i promień jego morderczego zaklęcia poleciał prosto na Draco.
Nim Hermiona zdołała się zorientować, sama wypowiedziała zabójczą formułę, po czym jej zielony promień zetknął się z pierwszym i przez chwilę zdawało się, że oba zawieszone w próżni tworzą nieprzerwaną linię. W tym samym czasie Gryfonka pchnęła Ślizgona za filar.
            Czuła się bardzo, bardzo dziwnie. Po raz pierwszy wypowiedziała formułę zaklęcia Niewybaczalnego. Gdyby oznaczałoby to, że….
Cóż, prawdę powiedziawszy- jej zaklęcie przyczyniło się niejako do zguby mężczyzny.
Śmierciożerca był tak zaskoczony faktem, że oto mała szlama użyła wobec niego Avady, że przez chwilę wpatrywał się zaskoczony w słaby, szmaragdowy promień Hermiony. Ten moment nieuwagi wykorzystała Narcyza i w następnym momencie Nott leżał już na ziemi bez życia.
- Gdzie jest ojciec? – zapytała, podbiegając do Dracona. Objęła go matczynymi ramionami i mocno przycisnęła do siebie.
- Na piętrze. Walczy z Macinairem i…  auaaa, mamo! Udusisz mnie! Nic mi nie jest!- urwał, po czym zdołał spojrzeć Narcyzie w oczy!
Nie zdążyli jesnak nic więcej powiedzieć, bo w tym momencie usłyszeli pisk.
- Nie jesteś nawet godna tu przebywać, durna szlamo!
Hermiona wstrzymała oddech. Znała ten głos aż za dobrze. Głos szalony, stanowczy, wywyższający się ponad miarę. Głos szalonej kobiety.
- Bellatrix- szepnęła Gryfonka.
Bała się, tak bardzo się bała. Ta najgroźniejsza Śmierciożerczyni była nieobliczalna- i dlatego tak bardzo niebezpieczna. Nie istniały dla niej żadne wartiści, żadne ideały.
Dziewczyna była jednak Gryfonką- wiedziała więc, że odwagą nie jest nie odczuwanie strachu, ale gotowość stawiania mu czoła.
Spojrzała dumnym wzrokiem w przesiąknięte nienawiścią oczy kobiety i wyciągnęła rękę z różdżką.
- Jak śmiesz, szlamo patrzeć mi w oczy!? Jak śmiesz celować do mnie różdżką??! Ty brudny, plugawy śmieciu....
- Expeliarmus! - wrzasnęła Hermiona, nie zważając na obraźliwe słowa.
Różdżka Bellatrix wysunęła się z ręki nie spodziewającej się niczego Śmierciożerczyni, wciąż drwiącej i mieszającej Hermionę z błotem.
Na początku kobieta była zbyt zszokowana, by cokolwiek uczynić, jednak już po chwili wydała z siebie nieludzki pisk i rzuciła się na Gryfonkę. Dziewczyna w ostatniej chwili zrobiła unik i odskoczyła w przeciwległy kąt pokoju. Bella dogoniła ją, wyszarpnęła jej z ręki różdżkę. Ciało Hermiony wzleciało w górę i zawisło chwilę kilka metrów nad podłogą. Poczuła rozcinanie skóry, a potem poczuła, jak z każdego miejsca jej ciała wypływają stróżki krwi. Opadła bez siły na podłogę.
- Nie!  – ryknął Dracon, rzucając się na ciotkę, ale Bellatrix z lekceważącym śmiechem zatrzymała słabe zaklęcie Ślizgona i odpowiada mu Cruciatusem. Narcyza wydała z siebie rozpaczliwie przenikliwy wrzask,  na widok tego, co stało się z jej  ukochanym synem.
- Cyziu, miło cię widzieć! Jak widzisz- przywitałam si już z twoim Dracusiem…- zakpiła Śmierciożerczyni, po czym nasiliła zaklęcie. Krzyk Dracona był jeszcze bardziej przenikliwy niż wcześniejsza rozpacz jego matki.
- Bella, błagm! Jesteśmy siostrami! - załkała Narcyza, wpatrując się bezradnie w cierpienie swojego dziecka. – Czy to dla ciebie…
- Zdradziliście nas, Cyziu! Splugawiłaś ród Blacków, tak jak Andromeda. Ta szlama…
- To tylko nasza służąca! Niewolnica! – zaklinała Narcyza.
Boże, jeśli zaraz nie otrzyma pomocy, wykrwawi się na śmierć….
- Nie kłam!- wrzasnęła Bellatrix. – Widziałam Dracona z nią na Pokątnej! Nie traktujecie jej jak niewolnicy! Trzeba było ją zabić!
 – Siostrzyczko… - zaczęła Narcyza, ale Śmierciożerczyni była bezlitosna. W dwuch skokach znalazła się przy pani Malfoy, rzucając niby od niechcenia kolejne Crucio na Dracona.
Jego wrzaski zlały się z krzykiem jego mamy, a uradowan Bellatrix wykorzystała tą chwilę nieuwagi Narcyzy, rozbroiła ją i  przystawiła różdżkę do jej głowy,
- Teraz ty i twój synalek zapamiętacie, że Śmierciożerców się NIE zdradza- syknęła do ucha blondynki, bezradnie przypatrującej się cierpieniom synka.
-Stop! -wrzasnęła nagle Hermiona. - Puść ich! Liberare serve! Korzystam z Liberare Serve!
Na ułamek sekundy wszystko ucichło. Narcyza i Bellatrix- na ten jeden ułamek sekundy znowu zgodne, tak jak za starych lat, wpatrywały się w Gryfonkę nie mogąc wydusić słowa. Draco zaś nie bardzo wiedział co się właśnie stało, jednakże ta sytuacja była niewątpliwie na tyle dziwna, że sam zszokowany niecierpliwie czekał na rozwój wydarzeń. Tylko Hermiona zdawała się być opanowana i obdarzała wszystkich swoim wręcz wyzywającym wzrokiem.
W końcu jednak Bellatrix przerwała tę dziką ciszę i zaśmiała się lekceważąco.
- Och, to takie żałosne! Liberare Serve nie było stosowane już od dawna i....
- Nie zostało obalone, więc obowiązuje! – warknęła wściekle Hermiona.
Śmierciożerczyni paradoksalnie była całą tą sprawą rozbawiona- szczerze widać było, że najwyraźniej żałuje chwilowej słabości i teraz próbuje nadrobić.
- Skoro tak twierdzisz.... – wzruszyła ramionami, niby od niechcenia. - Wytresowałaś sobie tę szlamę, Cyziu! Takie zwierzątko....
- Nie ! Nie zgadzam się! – wrzasnęła nagle rozpaczliwie Narcyza. Wciąż roztrzęsiona i zszokowana, wreszcie zdołała się przeciwstawić- Nie jesteś pełnoletnia, Hermiono, nie możesz takich decyzji....
- Mogę! – przerwała jej pewnie Hermiona, patrząc nienawistnie na wszystkich zebranych. - Prawo wyraźnie o tym mówi.
- Co to....? – nie wytrzymał Draco. Był najwyraźniej jedyną osobą, która nie miała pojęcia co się dzieje i wprawiało go to we wściekłość.
Narcyza wyglądała tak, jakby za chwilę miała zemdleć.
- Całkowite oddanie się we władanie.... – wyszeptała, a na jej twarzy pojawiły się łzy. – Och, Hermiono- coś ty zrobiła?
- Przecież jest NASZĄ własnością....- nie zgadzał się Dracon.
- To coś więcej..... Dobrowolne wyrzeczenie się człowieczeństwa.! – już teraz nie kryła się ze swym płaczem. Wpatrywała się błękitnymi oczami w przerażoną dziewczynę. – To bardzo stara magia, nikt o niej nie wie.  I nikt nie może tego złamać… Stanie się narzędziem w zamian za.....
- Za wolność. W tym przypadku waszą. Dobrze więc. Proszę - Bellatrix zdobyła się na łaskawy ton, przez co wydała się jeszcze bardziej okrutna.-  Ja się tobą, szlamo pobawię, zobaczysz....
Podeszła do niej i z całej siły uderzyła ją w twarz, a potem przytknęła jej różdżkę do policzka.
Tak przenikliwego bólu nie czuła jeszcze nigdy, nawet pod Cruciatusem. Czuła, jakby ktoś przyłożył jej rozżarzony węgiel do skóry. Wrzasnęła, a Narcyza i Dracon zdali sobie sprawę, że ten krzyk- bardziej przenikliwy, aniżeli można sobie wyobrazić- będzie ich prześladował przez długi czas.
Czuła że umiera. Agonia trwała i nie skończyła się nawet wtedy, gdy Bellatrx dokonała swojego dzieła, a na policzku Hermiony widniały wypalone inicjały Śmierciożerczni.
- Ona jest moja! Robię z nią co chcę! CRUCIO! CRUCIO! SECTUMSEMPRA! TREVONS!
- Nie! Przestań! - wył Dracon.
- Nic jej nie pomożesz, drogi siostrzeńcze! Zgodziła się być moją rzeczą!  - tryumfowała Bellotrix. Wyglądała jak opętana.
            Pani Malfoy znowu zapłakała, przenosząc przerażone spojrzenie na zakrwawioną Hermionę.
-Sectumsempra! – ryknęła tymczasem Bella, a dla Hermiony rozpoczęła się agonia. Przeraźliwe pieczenie, niewidzialne noże przecinające ją na wylot, jeszcze więcej krwi,…. Jak w ogóle jest to możliwe, że może być więcej? Czerwień, czerwień, czerwień, niegodna nawet spłtynąć na posadzkę w tym domu…. Brudna, plugawa… rubinowa. Lśniąca łzami i niesprawiedliwością.
Dla Narcyzy było już za wiele. Odważyła się spojrzeć na swoje ukochane dziecko, obolałe od klątw jej rodzonej siostry, a następnie… następnie na SWOJĄ Hermionę, umierającą na podłodze w nieludzkim cierpieniu, zaledwie kilka metrów dalej.
Nie, dłużej nie mogła na to pozwolić. Nikt nie będzie krzywdzić tych, na których jej zależy, tych których kocha. Nawet za cenę …
- AVADA KEDAVRA! - rykęła, celując różdżką w swoją siostrę.
W jednej chwili Bellatrix zastygła bez ruchu, zaskoczona tym aktem odwagi młodszej siostry- tej, którą zawsze miała za tchórza. Jej piekielne usta wykrzywił ostatni szaleńczy grymas, po czym padła martwa na ziemię.
Narcyza tymczasem spojrzała na leżącego na podłodze syna.
- Nic mi nie jest- oświadczył szybko, zdobywając w sobie tyle siły, by spojrzeć pewnie na swoją mamę. – To tylko Cruciatusy… HERMIONA! - wrzasnął nagle.
Nadludzkim wysiłkiem spróbował dźwignąć się na nogi.
- Pomóż jej! – błagał. – Mi nic nie będzie… A Ona…
Narcyza w mig przypadła do Gryfonki. Żyła, acz była bardzo słaba.
- Hermiono… Już wszystko w porządku, jesteś już bezpieczna- wyszeptała niemal bezgłośnie.
Nikt nie miał prawa krzywdzić JEJ Hermiony !! Tak, właśnie tak- Ona, Narcyza Malfoy, wielka pani i arystokratka kochała tę małą, biedną dziewczynkę z mugolskiej rodziny.
W tej samej chwili w pokoju zjawił się Lucjusz- widząc, co się stało na jego twarzy pokazała się taka determinacja, jakiej Draco jeszcze nigdy u niego nie widział.  Błskawicznie znalazł się obok  dziewczyny i zaczął próby tamowania upływu jej krwi.
Draco zjawił się sekundę potem, wciąż wyglądał żałośnie, jednak na widok swojej ukochanej w mgnieniu oka zapomniał o sobie.
Padł koło niej na kolana , a jego twarz wyrażała jeszcze większe cierpienie niż podczas tortur.
Narcyza z mężem próbowali ratować dziewczynę, on zaś nie mógł się ruszyć. Z rozpaczy, z bezsilności i z panicznego strachu o to małe, bezbronne stworzenie.
Jak ona przeżyje,…. Jak ona przeżyje to będzie ją traktował najlepiej, jak można. Zrobi dla niej wszystko! Hermionko, moja śliczna! Dobrze będzie… Moi rodzice cię uratują, im też na tobie zależy. Nam wszystkim.
Hermiono, kocham cię!
Czy może tu jest może koniec miłości? A może wręcz przeciwnie- właśnie tu jest miejsce na Miłość przez duże "M", bo ta przez "m" małe, już nie ma siły? Czyżbyśmy dopiero uczyli się tego wszystkiego?
Kocham cię, a miłość na śmierć nie umiera…
Więc i ty nie możesz umrzeć, jeszcze nie teraz… Nie zaznałaś jeszcze tylu radości, zasługujesz na więcej. Dam ci wszystko, czego zapragniesz.
Kocham cię, najdroższa Hermionko, wszyscy cię kochamy!
Tyle krwi, tak wiele zła, tyle cierpienia.
Drgnięcie.
To dobrze czy źle? Czyż nie jest tak, że teraz może być tylko lepiej?
A z drugiej strony… Bardzo często PRZED dawana jest szansa, by powiedzieć sobie „do widzenia”.
Nie! Nawet tak nie myśl!

*********

- Połóż ją tutaj, Draco….Na naszym łóżku…. – zleciła pospiesznie Narcyza. - Hermiono, skarbie- słyszysz mnie?
            Dracon delikatnie umieścił Hermionę na największym i najwygodniejszym łóżku w całym domu i odgarnął jej włosy z zakrwawionej twarzy.
- Jesteś już bezpieczna, Mionku – szepnął, po czym musnął wargami jej usta. Poczuł metaliczny smak krwi i ponownie wezbrała w nim żądza mordu. Musiał jednak nad sobą panować. Dla niej.
- Odpocznij, dziecko- szeptała czule Narcyza, gładząc ją wypielęgnowaną dłonią po policzku.
- Co się stało?
- Zostałaś trafiona zaklęciem.
- Przepraszam.
- Za co ty nas przepraszasz, moja droga? – Narcyza nachyliła się i kciukiem otarła łzy z policzków Hermiony.
- Za…za zmartwienia, jakie wam przynoszę…        
- Bzdura! Cicho już. Spokojnie. To normalne, Hermiono. Zupełnie normalne, że martwi się o osoby, na których nam zależy… Poza tym…- przyłożyła różdżkę tam, gdzie wcześniej Bellatrix. Inicjały Śmierciożerczyni zniknęły.
- Poneważ Bella zginęła z mojej ręku, prawo Liberare Serve przechodzi na mnie… a ja zwracam ci wolność. Tak więc znowu jesteś TYLKO naszą własnością, a nie żywym narzędziem, moja śliczna.
Hermiona uśmiechnęła się do Narcyzy, ale nie miała siły się odezwać. Kobieta udała surowość.
- Ale i tak jestem na ciebie zła za ten numer! – zaznaczyła ostro. - Coś ty sobie wyobrażała!?
- Nie mogła was krzywdzić- wychrypiała Gryfonka. – Nie….
            Dracon przerwał jej, kładąc palec na jej ustach.
- Ciii… Nie denerwuj się, skarbie- wyszeptał z troską. – Odpoczywaj. Moja…. Moja ty…
- Draco?
            Ślizgon zbliżył twarz do obolałej Hermiony i wlepił w nią pełne miłości oczy.
- Ja mam dla kogo żyć. Nie martw się- wyszeptała dziewczyna. – Kocham cię…
- Hermiono… - w oczach Dracona zalśniły łzy. – Najukochańsza Hermiono! Ja nawet nie sądziłem, że mogę by aż tak szczęśliwy! Że istnieje coś tak idealnego jak ty… Moja piękna, odważna Hermionko! Absolutnie zwariowałem na twoim punkcie i…
- Ciii… Cichutko, Draco! Nic już nie mów! Wystarczy tylko byś był. Nic więcej….
            Ślizgon w odpowiedzi ucałował usta Gryfonki. Jednak nie dane jej było jeszcze spokojnie zasnąć.
- Narcyzo? Nie sądzisz, że to…. Dobra pora?- mruknął Lucjusz, stojący wraz z żoną nieco z tyłu.
            Oczywiście- dawno odkryli, co jest między ich synem, a tą małą Gryfonką. Trzeba przyznać- cieszyli się z tego rozwoju wydarzeń. Hermiona była niezwykle inteligentną, dobrą i odważną młodą osobą. Przez całe zło, które ją doświadczyło straciła nieco pewności siebie, ale cała jej osoba owiana była swego rodzaju kurzem niewiadomej. Tak, niewątpliwie była idealna.
- Och- arystokratka spojrzała na męża nerwowo. - Tak… Oczywiście, że tak….
Dracon patrzył z ciekawością, jak matka wyjmuje różdżkę i robi nią nacięcie na swojej lewej dłoni- tej od serca- a następie  ujmuje również lewą rękę zdziwionej Gryfonki i splata palce z drżącymi palcami dziewczyny.
- Teraz płynie w tobie krew Malfoyów- wyszeptała Narcyza, patrząc zaskoczonej Hermionie prosto w oczy. – I jesteś jeż całkowicie, oficjalnie nasza….
- Ale … ale przecież wyszeptała Gryfonka, nie za bardzo będąc w stanie wyobrazić sobie, co zaszło- Wy jesteście nieskazitelnie, czystokrwistym rodem! A ja…
- A ty masz w sobie tak wiele niezwykłych rzeczy.  I jesteś cudowną, młodą osobą. Stałaś się jednym z nas. Nikt nam cię nie może już odebrać!

**************

            Wojna zebrała krwawe żniwa. Wielu oddało życie walcząc o swoje idee i wzniosłe wartości- zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Jeszcze więcej ofiar było niewinnych- zostali zabici jako zakładnicy, szantaż, ostrzeżenie, zwykła rozrywka lub po prostu znaleźli się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie.
Kiedy Narcyza i Lucjusz odprowadzali Hermionę i Dracona na dworzec, pani Malfoy przez długi czas nie mogła wypuścić swego syna z objęć. Po chwili namysłu uściskała także Hermionę, co wywołało niemałe zdziwienie wśród przyjaciół Gryfonki, z którymi dziewczyna wreszcie mogła się zobaczyć.
Oprócz tego cały Hogwart się zmienił- wszyscy byli jakby bardziej przygnębieni, cichsi i skłonni do refleksji. Nawet Dumbledor stracił nieco ze swojego pozytywnego nastawienia do świata i podczas uczty powitalnej co prawda zdobył się na kilka żartów, które wywołały nieśmiałe uśmiechy na twarzach zebranych- jakby wszyscy obawiali się, że pogodna mina jest czymś wysoce niestosownym w tych czasach; ale w oczach dyrektora kryła się głęboka powaga i troska o przyszłość.
Hermiona i Draco narazili się na nieprzychylne komentarze fanatyków obu stron konfliktu, jednak utrzymywali swoją relację i wzajemnie się wspierali.
Podczas niekończących się rozmów, spacerów po błoniach, wspólnie spędzanych godzin i cudownych chwil, kiedy liczyli się tylko oni, potrafili to zapominać o wszystkich nękających ich problemach, to znów zastanawiać się i roztrząsać każdą sekundę niepewnego jutra. Bali się, tak panicznie- o siebie nawzajem, o Narcyzę i Lucjusza, o swoich przyjaciół i wspólną przyszłość. Wszystko było jednym, wielkim znakiem zapytania.
             I tak po setkach niepotrzebnych pogrzebów i niezrozumiałych pustych miejscach przy stole lub w czyimś sercu Harry Potter wreszcie pokonał Voldemorta.
Nie były to jakieś spektakularne okoliczności, nie było tłumu gapiów ani wiwatów, ani nawet uczty do białego rana. Proste starcie pary wrogów i dwa skomplikowane zaklęcia podczas jednego z wielu ataków na Hogwart. Tylko że tym razem przewodził mu Lord we własnej osobie. 
            Oczywiście, każdy się cieszył. Większość jeszcze nie przyjmowała do wiadomości tego, że to już naprawdę koniec, ale cudowne uczucie ulgi po kilku miesiącach łez i cierpienia wypełniało każdy zakątek szkoły.
Nie świętowano jednak, ponieważ tego samego dnia, gdy zginął Voldemort, jego las podzieliło prawie pięćdziesięciu uczniów, głównie pierwszorocznych.
Następnego dnia rozpoczęły się przesłuchania Śmierciożerców.
Tym też sposobem Narcyza i Lucjusz stanęli przed sądem, a wraz z nimi Draco. Śmierciożerstwo było na tyle poważnym zarzutem, że nawet młody wiek lat szesnastu nie uchodził za okoliczność łagodzącą.
Ministerstwo dowiedziało się, że Hermiona Granger została niewolnicą rodziny Malfoyów i dziewczyna została powołana do zeznań jako świadek. Termin przesłuchania wyznaczono na początek ferii zimowych.
- Nie martw się, moja droga. Oni ci już nic nie zrobią… Wreszcie sprawiedliwości stanie się za dość i ci mordercy zgniją w Azkabanie! To więcej niż pewne! – oświadczył jej Minister Magii, widząc przerażoną twarz dziewczyny, gdy dowiedziała się, przeciw komu ma zeznawać.

**************

- Są niewinni! Uratowali mnie…. Byli ze mną wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebowałam.  Ryzykowali życiem by mnie chronić. Udawali, grali, i okłamywali wszystkich tylko po to, bym była bezpieczna. Mimo ze niemieli żadnych osobistych korzyści. Martwili się o mnie!  - wyrzucała z siebie jednym tchem, stojąc na baczność na miejscu świadka.
Rozpaczliwy wzrok utkwiła w Malfoyach, siedzących na metalowych krzesłach. Na nadgarstkach widniały im grube łańcuchy, a nad nimi unosiła się czerwona, ochronna obręcz. Gdyby którekolwiek z nich spróbowało wstać lub wykonało gwałtowny ruch, natychmiast zostałoby porażone zaklęciem.
Hermiona uchwyciła spojrzenie Dracona- pełne smutku, nadziei i miłości, ale też niemej wściekłości.
Tak, doskonale rozumiała swojego ukochanego.  Sama z trudem panowała nad trzymaniem emocji na wodzy. Tak, to prawda- Lucjusz i Narcyza mieli wytatuowany Mroczny Znak na przedramieniu. Draco też niebawem miał go otrzymać.
Owszem, ich dom stanowił swego czasu miejsce spotkań Śmierciożerców. I niejeden Cruciatus wyszedł z ich różdżek. Ale… Ale to przecież byli Malfoyowie! Tylko dzięki nim przetrwała. Lucjusz, który z dziką wściekłością torturował, a potem zabił człowieka, który ją skrzywdził, zgwałcił- i w ten sposób ją pomścił…. Takiej nienawiści do czegokolwiek, jaką widziała wówczas w oczach pana Malfoya nie odnotowała nigdy, a przez wojnę widziała naprawdę wiele strasznych rzeczy…
Narcyza, która można powiedzieć- zastąpiła jej matkę- była przy niej zawsze, kiedy tego potrzebowała, przytulała ją i pocieszała, a w jej oczach tyle razy Hermiona dostrzegała zmartwienie…. Mimo tylu problemów arystokratka jeszcze troszczyła się o nią, zupełnie obcą osobę... Nie musiała nic robić, przecież nawet „uprzejme traktowanie” polegające na zapewnianiu pożywienia i nie stosowaniu przemocy byłoby teraz docenione.
I w końcu Draco- jej Draco, który sprawił, że po raz pierwszy na nowo poczuła się szczęśliwa, który nie zważając na „dobre” i „złe” gotów był zrobić dla niej wszystko, czuwał przy niej, narażał się, znał każdą jej myśl i pozwolił jej poczuć się kochaną… Był dla niej wszystkim!
            Jak to więc możliwe, by ci ludzie, którzy zrobili dla niej tyle dobrego, którzy wspólnie tak wytrwale używali zaprawy zwanej miłością, by zlepić jej rozbite serce, którzy oddali jej się całkowicie przyjmując ją do swojej rodziny, ponieśli karę poprzez inne swoje wybory, utarte schematy, podłe stereotypy, wedle których przez samo nazwisko byli na przegranej pozycji?!
To nie była sprawiedliwość. Nie o taki magiczny świat toczyła się ta przeklęta wojna, nie w imię takich idei tylu niewinnych ludzi oddało swoje życie.
Jeśli będą skazani… Jeśli będą skazani, to będzie znaczyć, że wojna została przegrana. A ona- Hermiona, teoretyczna bohaterka społeczeństwa- po raz kolejny umrze, spotka ją coś dużo gorszego, niż śmierć ciała…
- Czy kiedykolwiek w jakikolwiek sposób ukarali cię, znęcali się nad tobą, szykanowali cię lub używali na tobie zaklęć atakujących, także czarnomagicznych? – doszło ją pytanie Ministra Magii. Zdawało się, że dotychczasowe zeznania nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Z trudem powstrzymała się, by nie zacząć wrzeszczeć.
- Nigdy mnie nie atakowali- oświadczyła stanowczo. - Ukarali mnie parę razy za rzeczy, które bezpośrednio mi zagrażały… Zupełnie tak samo, jak czynili to z własnym synem…
            Musiała to przyznać. Zeznawała pod Veritaserum na swoją wyraźną prośbę. Miała nadzieję, że to uwiarygodni jej słowa przed sądem, który był szczerze zdziwiony życzeniem dziewczyny. Odmówiła jednak „oszczędzenia sobie zaufania ze względu na gryfońską naturę”.
- Na czym polegała kara?
- Spędzenie nocy w zamkniętym pomieszczeniu. Nic złego. Nawet wtedy sprawdzali, czy wszystko u mnie w porządku. Opiekowali się też mną jak zachorowałam.
            I wtedy wszystko się zmieniło i potoczyło bardzo, bardzo szybko.
- Hmm, niesłychane. Jakoś ciężko mi uwierzyć że Malfoyowie tak bardzo dbali o szlamę…. – powiedział cicho Ministwer Magii, drapiąc się po brodzie.
Draco z trudem powstrzymał wybuch wściekłości, Narcyza zacisnęła powieki, lecz Lucjusz się nie pohamował.
- Z całym szacunkiem- warknął. – Ale nalegam, by nie obrażać w ten sposób naszej Hermiony…
Minister uśmiechnął się pod nosem.
- Państwo wybaczą…panienko… Pozwoliłem sobie na mały test. Skoro jednak nawet w obecnej sytuacji odważyliście się stanąć w obronie honoru obecnej tutaj panienki Granger…Nie ma już chyba wątpliwości. Oczyszczeni ze wszystkich zarzutów!
W chwili gdy wypowiadał te słowa łańcuchy krępujące ruchy państwa Malfoy. Zniknęły. Hermiona poderwała się z miejsca i rzuciła w objęcia Dracona.
Chłopak ochoczo odwzajemnił uścisk i przytulił Hermionę do siebie.
- Teraz to wy jesteście już bezpieczni- zaśmiała się Gryfonka. - Zrobiliśmy to! Udało się…
- Dziękujemy ci- szeptała Narcyza, również przytulając Hermionę. Nawet Lucjusz uśmiechnął się do niej i położył jej rękę na ramieniu.
            To prawda, spotkało ją wiele cierpienia. Stało się tak, a nie inaczej, los pędził ją w najciemniejsze zakątki rozpaczy jak wiatr na jeziorze fale. Ale… Ale przez to niesłychane cierpienie coś zyskała.
Spojrzała na Malfoyów, na tych wyniosłych arystokratów, elitę czarodziejskiej śmietanki towarzyskiej. Tak, to prawda, czuła się „ich”.
Byli rodziną. Kochała ich i- wreszcie to napiszmy- oni także ją kochali. Cokolwiek miało się stać, miała wsparcie. Miała Narcyzę, Lucjusza i Dracona i wiedziała, że może na nich polegać.
I czuła się naprawdę szczęśliwa, gdy trzymając się z Draco- miłością jej życia- za ręce, ramię w ramię wrócili z rodzicami chłopaka do jej domu w Malfoy Mannor.


14 komentarzy:

  1. Ale jak to nie jesteś zadowolona! Przecież... Przecież... To jest piękne! Niestety jestem teraz na Wosie i nie mogę dodać takiego komentarza jaki bym chciała ale gdy tylko wrócę do domu to skomentuje normalnie =3 buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo, tak jak obiecałam, pojawia się normalny koment :D 4 dni później niż zamierzałam, no ale...
      Koniec miniaturki? Więc wypadałoby napisać pare słów o niej, ale... szczerze? Nie mam pojęcia co napisać. Wiesz że mi się podoba, wiesz że jest wspaniała, poruszająca i magiczna, bo każdy ci to powtarza, więc bez sensu będzie się powtarzać. Ta część doprowadziła mnie do łez, fragment ze śmierciożercami... Postawa Narcyzy..
      Miniaturka wyszła ci fenomenalnie, gratuluję ci z całego serca, bo naprawdę jest czego :)
      Chciałabym w jakiś sposób wyrazić wszystkie uczucia które mną targały podczas czytania poszczególnych części, ale nie ma słów które dostatecznie by je wyraziły.
      Pozdrawiam,
      Stella xx

      Usuń
    2. postawa Narcyzy????????????? A z kiedy? Miałam wrażenie, że tutaj zbytnio nie obnosiła się z tą miłością do Hermiony, poza tym zarzucono mi, że niepotrzebnie przyznała przed Bellą "To tylko nasza niewolnica!" No ale trochę wyrozumiałości ! Myślę, że Cyzi nie było łatwo powiedzieć te słowa....
      Hmm,a w mojej głowie pojawiły się scenki poszczególne, dotyczące tej miniaturki, więc pewnie czasami się pojawi coś odnośnie naszej Hermionki w Malfoyowej rodzince :)
      Narazie jednak rozdział!

      Usuń
  2. Kurde popieram - jak mozesz nie byc zadowolona z tej napromieniowanej zajebistoscia miniaturki! Jest przepiekna! Nie dosc ze jest tak pieknie napisana to jeszcze taka dluga ze nie starczylo mi czasu na lekcjach by ja w pelni przeczytac i skomentowac (dlatego robie to tak pozno po opublikowaniu ;)
    Cala miniaturka tworzy calosc idealna jest zgrana a ten wypad na pokotna to jest nie do opisania... Nie wpadlabym nigdy by dodatkowo opisac atak smierciozercow. No ja wogole sobie wymyslilam jakas tandete ale ty przeciez nie bylabys soba gdybys nie wymyslila czegos orginalnego i
    zaskakujacego. Ta czesc jest po prostu boska i i i nie wiem jak mozna by ja jeszcze okreslic. Genialna!!!
    (Sorki za bledy jakies ale strasznie telefon mi szwankuje) ;(
    Pozdrawiam i do zobaczenia w rozdziale ;)) juz czekam
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała, genialna! Jak możesz być z niej niezadowolona?!
    Czekam na rozdział lub nową miniaturkę :)
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ona jest boska.Nie możesz mówić że jesteś z niej niezadowolona.Kiedyś komentowalam u cb jako kaja malfoy teraz będę na moim drugim koncie.Myślę że to nie problem
    Weny lunamcia bubu

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie gadaj głupot. Wspaniałe wyszła. Wszystko jest idealne. Sam pomysł jest nietypowy. Wspaniale wyszło. Wspaniale!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem wprost: świetna miniaturka. Fragment z Pokątną był fantastyczny :), dobrze że Hermiona miała trochę luzu. A Śmierciożercy - można się było tego spodziewać. Wszak żadna radość nie trwa wiecznie. Chciałabym Ci tylko zasugerować, żebyś raz jeszcze przeczytała tekst, bo wyłapałam parę błędów (głównie literówek).
    Pozwolę sobie ocenić wszystkie części miniaturki, jako że to chyba ostatnia. Pierwsza część - wiadomo, podstawa.Bardzo ciekawie napisana, naprawdę się ucieszyłam na wiadomość o kontynuacji. Część druga jednak była według mnie najsłabsza - nie wiem do końca dlaczego, chyba po prostu nie spodobał mi się ten wątek. Hermionowe czytanie książek w trzeciej odsłonie - nic, tylko się uśmiechnąć :). Czwarta część, choć przygnębiająca, miała w sobie sporo racji - obojętnie jak by Hermionie nie było dobrze, nie była w idealnej sytuacji... A piąta część to moja ulubiona (po pierwszej) część. Od teraz :)
    Bardzo też spodobało mi się to, że druga, trzecia, czwarta i piąta część są jakby "w środku" podstawowej części, jej uzupełnieniem.
    Pozdrawiam (i czekam na kolejną świetną miniaturkę i/lub kolejny rozdział właściwej historii) i duuużo weny życzę
    Merill

    OdpowiedzUsuń
  7. wspaniałe zakończenie :) byłam zaskoczona atakiem na bellę, ale narcyza bardzo dobrze zrobiła; no i oczywiście nigdy nie spodziewałabym się takiego zakończenia;

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetna miniaturka ;) Szkoda że to była już ostatnia część, ale mam nadzieje że nie kończysz z miniaturkami :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę bardzo ładny rozdział i ciekawy. Myślę,że jakby miała wypisać z tej notki niektóre fragmenty to zebrałabym sporo mądrych przemyśleń. Podobała mi się postawa Dracona jak i reszty rodziny. Fragment z Bellatrix i oddaniem się jako narzędzie za cudzą wolność bardzo dobrze przemyślany :)).
    Jedyne czego ciut mi brakowało była rozmowa Miony z jej starymi przyjaciółmi. Jak zareagowali na jej powrót? Na jej kontakty z Malfoyem? Brakowało mi jakiegoś dialogu między nią, a nimi.
    Mimo to rozdział naprawdę bardzo udany, interesujący.
    Trzymaj tak dalej i powracaj jak najprędzej z opowiadaniem o bogatej Hermionie xD.
    hopelessdream

    OdpowiedzUsuń
  10. przerwę w pracy wykorzystałam na przeczytanie ostatniego rozdziału.
    Wybacz, że tyle dni po terminie, ale ważne, że się udało.
    Długi piękny rozdział. Bardzo dobrze, że postanowiłaś dodać fragment o ataku na dom i potem w końcówce sąd, poświęcenie dziewczyny bardzo szlachetne. Dzięki tym kilku dodatkom (sąd, szkoła, atak) coś się działo. I wielkie dzięki.

    pozdrawiam

    również u mnie dziś dodany rozdział

    OdpowiedzUsuń